środa, 13 listopada 2013

Neil Gaiman, Dave McKean - Sygnał do szumu: Łabędzi śpiew artysty



Po przeczytaniu ,,Nigdziebądź'' nabrałem chęci na odświeżenie sobie pamięci komiksowych dokonań Gaimana. Rzuciłem się ponownie na ,,Sygnał do Szumu'' - dawny urok i refleksje uleciały i zostały zastąpione nowymi doznaniami i przemyśleniami na temat stary, jak święte księgi.


Mamy do czynienia z reżyserem filmowym, który to chory na raka, szykuje się na ostateczne pożegnanie ze swoją twórczością. Postanawia napisać utwór wieńczący jego dokonania - czego nie jest jedynym przykładem, artyści zawsze przed rychłą i nieodwracalną śmiercią wykrzesają z siebie resztkę energii, by ze spokojem odejść na wieczną emeryturę. Za temat obiera apokalipsę, ponieważ zewsząd dochodzą pogłoski, że wraz z nadciągającym nowym stuleciem, ludzkość przepadnie. 




Zaniepokojony informacją o postępującej chorobie, która zatruwa mu życie i daje mu się we znaki, z początku niepewny, na razie nie spisuje własnej historii na kartkę. Tworzy ją w głowie, karmiąc się wyobraźnią, dobiera sobie bohaterów i porusza kwestie nieuchronnej klęski ziemi. Czasem nie mając pomysłu na twarze, wybiera je pośród przechodniów i znajomych, którym dobrze się przyjrzał. Popada w pracoholizm, niekiedy nachodzą go okrutne myśli, że po co to robi, skoro nikt nie ujrzy efektu końcowego jego pracy. Szwęda się i myśli, co począć. Wraca do pisania, niepewny tego, czy zdąży na czas.

Tak pokrótce można opisać fabułę, którą wykonano z prawdziwym kunsztem. Sadzę, że autor, Neil Gaiman, sam musiał przeżywać ową histerię tego, co ma się wydarzyć wraz z przypływającym rokiem nowej ,,ery''. Nic tu nie działa, tak jak powinno. Zegar na poszczególnych planszach zmienia się, dochodzi do destrukcji - artysta nie zwleka, zapomina o tym, co ma się wydarzyć. Dla niego liczy się, by pozostawić sobie ślad wieńczący działalność. Spogląda na twarze, porozmieszczane na ścianie w pokoju, które wkrótce zapomni. Rozmazują się, a jego relacje z najbliższymi tracą blask. 




Dave McKean miał niełatwe zadanie, portretując załamanie rzeczywistości. Bo nie tylko bohater odczuwa nadciągającą apokalipsę, ale także ci, którzy chcą żyć dalej, mimo, że nie pozostanie po nich żadna spuścizna. Jedynie pamięć, która zostaje trawiona przez szum niepotrzebnych informacji. I tak oto, rysunki mieszają się z tekstem pisanym. Mamy odwołania do Biblii i jej wizji apokalipsy. Są plansze wyrwane rodem ze snu. Coraz mocniej zacierające prawdę od fałszu - ktoś zapomniał o rzeczywistości? Strona wizualna odgrywa ogromną rolę. To ona powoduje takie, a nie inne autorefleksje. Nie umniejszam jednak zasług spowodowanych przez scenarzystę, bo to on wprowadził treść i bohaterów bez których nie udałoby się nakreślić namacalnej katastrofy, która ma lada moment nastąpić.




Dostrzegam również wady, ale nie chcę o nich wspominać, ponieważ nie mają one żadnego sensu. Przestrzec muszę jednak przed tym, że taka forma wyrazu może nie spodobać się niewprawionym czytelnikom. Jeśli ktoś uwielbia historie, gdzie to w dużej mierze od nas zależy, jak interpretujemy wydarzenia, ten komiks Was zadowoli w pełni. Sygnał i szum wykluczają się wzajemnie, ale dla Gaimana odgrywa ważną funkcję. Jedne informacje się przydają, inne nie, chaos informacyjny, jak w niejednej telewizji.

Sygnał do szumu - Peter Gabriel

Zakup komiks

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz