środa, 27 listopada 2013

Definicja strachu: Martwe zło


Sam Raimi zadebiutował pełnometrażowym filmem w 1981. Film stał się popularny, ponieważ zapoczątkował nowy gatunek horroru, który dzisiaj często przez widzów oceniane jest jako kicz. Nagle okazało się, że z niewielkim budżetem można zdziałać cuda, zarobić krocie a w przyszłości tworzyć wysokobudżetowe produkcje (reżyser trylogii Spider-Mana)


Martwe zło, to młodzieżowy typ horroru. Otóż młodzi ludzie, grupka znajomych przyjeżdża w góry do opuszczonego domu. Podczas wspólnego posiłku słyszą hałas wywołany nie wiadomo czym i odkrywają zejście do piwnicy. A tam odkrywają księgę zmarłych i taśmę wideo, po jej odsłuchaniu budzą uśpione demony.




Film ten razi dzisiaj oprawą. Nie stanowi dla widza żadnego standardu jakości. Z racji, że obraz stał się leciwy i trudno go brać na poważnie, broni się złowieszczym klimatem, a stały motyw muzyczny pobrzmiewa na tle detalicznych ujęć. Niektóre sceny przeszły do historii (chociażby moment, gdy drzewo używa sobie na dziewczynie!). Ciężko czepiać się psychodramtycznych wątków i sytuacji. Raimi stawia na szalone pomysły, odjeżdża w swoich wizjach, jest lekko, ale i chaotycznie. Jeśli przymknie się oko na niedoróbki, sztampową fabułę i małostkową grę aktorską, można dobrze spędzić czas. W przeciwieństwie jednak do innych teen movies, ten nie szczyci się golizną czy wstawkami dla ucieszy letnich widzów.



*,,Pierwsza zasada remake'u: Nie wpieprzaj się w oryginał!''


Fede Alvarez to reżyser całkiem mi obcy (nic dziwnego, skoro dopiero zaczyna swoją karierę filmową). Postanowił zrobić remake. Cóż, na pewno szczyci się lepszymi efektami inscenizacyjno - technicznymi. Na tym polu radzi sobie lepiej niż nie jeden zawodowiec. Demony wyglądają bardziej realistycznie, nie cierpią na anemię. To, co przebija Martwe Zło zeszłej epoki VHS są hektolitry krwi ściekającej po protagonistach. Podobnie jak w pierwszej odsłonie, grupka młodzieży jest głupkowata, działają irracjonalnie i mają na tyle namieszane w baniach, by pchać się na odwieczne i zamknięte (a teraz otwarte) zło.

Przykłady, jakie zaszły różnice w filmie Alvareza:

Odświeżona wersja różni się od swojego pierwowzoru. Niektóre sceny lub działania mają inny obieg. Postacie odkrywają piwnicę pod zakryciem, jeden z wczasowiczów przywołuje złe demony poprzez mroczną księgę - nawiązanie do Lovercrafta (uznał, że nie warto brać na poważnie słów ,,nie czytaj''). Poza tym wybrano inne rozwiązanie kłopotu z tej niefortunnej, nieświadomej decyzji, jaką popełniono.

 Sama księga w nowszej wersji wygląda okazalej, jakby była pokryta ludzką skórą. W remake'u jest częściej przeglądana i jej obrazki są prezentowane widzom, by przypomnieć nam, jak udziela się uśpione zło. Sam przebieg wydarzeń też wygląda zupełnie inaczej, ale zdradzanie ich pozbawiłoby Was całej zabawy.




Którą wersję polecić?

Jeśli nie lubicie staroci i filmów, którym przypina się łatkę ,,klasyk'' - możecie odpuścić sobie wersję z 1981 roku. Jeśli cenicie w horrorach przede wszystkim klimat - to obie wersje mają tego dosyć sporo. Wolicie więcej krwi i jesteście fanami filmów gore? Zaglądaj do remake'a. Chociaż Raimi również używa litry czerwonej substancji we własnym zakresie, to jednak jest jej mniej niż u Alvareza. Trudno powiedzieć, który film jest lepszy, nie od strony realizacyjnej, bo Raimi miał ograniczone środki na własny produkt i zwyczajnie nie ma co konkurować ze współczesnymi technikaliami. Problem polega na tym, że Remake za bardzo stawia na obrzydzenie przy jedzeniu. Sceny tak drastyczne i absurdalne, że dla mnie osobiście film dostaje minus (właśnie dlatego, że woli szczycić się sztuczną krwią niż radykalnie przestraszyć). Jeśli ktoś z Was ogląda ten gatunek ze znajomymi - starsza wersja wydaje mi się lepszym pomysłem, czarny humor i zabarwienie historii slapstickowym żartem, jest w gruncie rzeczy o oczko wyżej od swojej odświeżonej wersji (ze swoją ekipą bawiłem się radośnie). Remake stara się być bardziej poważny, ale brakuje mu autoironii.

Którąkolwiek jednak wersję nie wybierzecie, nie spodziewajcie się najbardziej poranionych sposobów na to, byście spadli z krzeseł. Nie należy do tych horrorów, które straszą z łatwością. Potraktujcie to jak ,,relaksujące'' doświadczenie, bo na przyszły odcinek definicji strachu szykuję coś mocniejszego.

Wersja z 1981

Wersja z 2013

*Cytat z filmu ,,Krzyk 4'' w reżyserii Wesa Cravena

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz