piątek, 6 stycznia 2012

Nosferatu: Gniew Malachiego (2003) — recenzja gry



Producent: Idol
Wydawca: Nicolas Games
Gatunek: akcja, FPS
Tryb gry: Single


W czasach, gdy wampiry zmieniają swoją mentalność na idealnego mężczyznę jako partnera życiowego, jak w przypadku książki Stephenie Meyer pt.,,Zmierzch'' miałem ochotę ponownie zobaczyć wampira, którym jego właściwym celem jest wypijanie krwi o późnych godzinach.

Powrót do korzeni

W grze wcielamy się w młodego mężczyznę oraz członka wielopokoleniowej rodziny, który przybywa do położonego wśród transylwańskich szczytów zamczyska na ślub swojej siostry z rumuńskim hrabią szlachcicem. Nasz bohater przyjeżdza na drugi dzień po przyjeździe naszego rodu. Niestety nikogo nie tam nie zastaje. Rodzina zaginęła. Nadchodzi pora byśmy ich odnaleźli.




W Nosferatu odwiedzimy zamczysko, cmentarz, kapliczki, czyli to, co uwielbiamy w przerażających historiach ;)

W tle dochodzą niepokojące głosy, chichoty, niezrozumiały język umarłych?, dźwięki dzwonów, oślepiające światło, nieproszona burza, unosząca się mgła nad Transylwanią. Niczego tu nie można być pewien, wszystko stanowi zagrożenie.

Surowa i gotycka atmosfera szybko daje o sobie znać. Nie będę rozprawiał o grafice, bo gra ma już swoje lata i nie robi żadnego wrażenia. Liczba zaskoczeń przekracza nasze pojęcie, groza nie odpuszcza, potęguje z każdą minutą. Otwieranie drzwi nie napawa optymizmem, a drzewo nie nadaje się na dobrą kryjówkę przed mrokiem. Żadnym zaskoczeniem nie będzie gdy ludzie wrażliwi, lub osoby, które nie lubią się bać, odłożą tą grę zaraz po pierwszych minutach.

Dobrze, że gra podpowiada za pomocą karteczek rozsypanych po lokacjach i pomieszczeniach, w jaki sposób rozprawiać się z coraz bardziej wymyślniejszymi potworami. Wampiry, ghule, duchy, wściekłe psy, tego możecie się spodziewać.


Nie klękaj przed mrokiem.

Gra jest wymagająca. Zginąć jest bardzo łatwo, trzeba być wystarczająco ostrożnym w poruszaniu się po opustoszonych miejscach.

Muzyka jest bardzo staro szkolna, ale sprawiła na mnie duże wrażenie. Uderzenie kompozytorskie na fortepianie czy przeciągające się struny, to bardzo sprawny trik, by budować napięcie i uczucie zagrożenia.




Pogadajmy o broniach na wampiry

Tutaj mamy mały arsenalik. Rewolwer, miecz, karabin, muszkiet, kołki, czarki ze święconą wodą. Niestety kielich, gdy już go zdobędziemy, jest zbyt mocną bronią na maszkary. To bardzo ułatwia grę i poziom trudności maleje, ale też jest to broń do wypróżnienia, gdy utracimy całość dobrobytu, wtedy trzeba szukać wanienek z wodą święconą. Ich też jest sporo w całym zamczysku. Z miecza praktycznie nie korzystałem, nie był mi potrzebny, nie licząc pierwszych okazji ataku, gdy go otrzymałem. Karabin wprawdzie otrzymamy pod koniec gry, ale to też bardzo dobra broń. Kołki mamy oczywiście na wampiry, a krzyż na odstraszanie, i jest to zarazem pierwsza broń, która oświetla mrok i zabija brzydali.

Czy wytrzymasz narastającą grozę?

Niestety świetnie zapowiadająca się przygoda z upiorami, szybko zmienia się w monotonię. Bardzo łatwo jest odkryć, kiedy kolejna horda przeciwników biegnie w naszą stronę, zaczyna brakować chwytających za serce scen. Twórcy przesadzili z liczbą drzwi do których wejdziesz tylko za pomocą odnalezionych kluczy. Zbyt często trzeba powracać do zwiedzonych przez nas już lokacji. Zwłaszcza w chwilach, gdy przeprowadzamy członków naszej rodziny w bezpieczne miejsce, czyli tam, gdzie zaczynaliśmy rozgrywkę! Pomieszczenia są zbyt nadto to siebie podobne, w dodatku bez upiększeń. Pustota lokacji, to jedna z największych wad tej produkcji. Wąskie korytarze stają się zbyt przytłaczające i nie ma się już ochoty po nich przemieszczać. Nieliczne obrazy, tarcze, krzesła, skrzynie czy łóżka, regały z książkami, woda święcona w wanienkach, ławy, to zbyt mało żeby urozmaicić kiepsko zrealizowane otoczenie.

Walka z bossami wydała mi się lekką odskocznią od tej powtarzalności. Niestety i tu srogo się zawiedziemy. Pojedynki z nimi nie należą do pamiętliwych. Każdego z nich zabija się jednym sposobem, wciąż tym samym. Brak różnorodności. Kolejna poważna wada.



Wrogowie się respawnują (czyt. odradzają się) przesadnie, miałem taką sytuację np. gdy wychodziłem z pomieszczenia i ponownie do niego wróciłem, spotkałem tą samą bestię. Bawiły mnie sytuacje, gdy wrogowie potrafili się zaciąć w przejściu. Zdarzyła się także sytuacja, że jeden z tych potworów wszedł (dosłownie) w ścianę. Drzwi, często podobnych do siebie, jest tak sporo, że chcielibyśmy mieć ze sobą mapę. Denerwowało mnie, to że za każdym razem, gdy odnalazłem członka rodziny musiałem się cofać z powrotem. I znów wyłazić na powietrze (wiem, powtarzam się). Członkowie rodziny nie wiele mają nam do powiedzenia, za często powtarzają tę samą kwestię. Mają też problemy z chodzeniem, potrafią się zatrzymać w nieodpowiednim miejscu i trzeba po nich wracać. Jedynie, co mogę uznać za plus, że faktycznie musimy dbać o naszych najbliższych. Potwory mogą je zabić, a utracone życie człowieka oznacza, że go już więcej nie zobaczymy. Poza tym warto odnieść członków rodziny do punktu początkowego, ponieważ otrzymujemy od nich pożyteczną broń, która wielokrotnie uratuje nas od zła. Jest też druga możliwość utracenia bliskiej osoby. Przez czas! Przez całą grę musimy kontrolować godzinę, inaczej ludzi spotka nieszczęście.

To jest gra na raz. Po ukończeniu jej nie mamy zwyczajnie do czego powracać. I nie jest to też gra, którą możemy ukończyć od razu, jednym zamachem. Najlepiej jest ją dawkować tak po dwadzieścia minut dziennie. Inaczej szybko się wynudzimy i odłożymy ją przed napisami końcowymi.

Niemniej jednak, gdy emocje już opadną i poznamy wszystkie triki, jakimi ta gra nas straszy, to właściwie rozgrywka traci jakiekolwiek znaczenie. Fabuły nie ma żadnej, wątek jest jeden. Nastrój z każdą uciekającą godziną traci swój urok. Muzyka się powtarza, dźwięki otoczenia także. Brakuje więcej melodycznych brzmień. Nie ma tu nic, co by nas trzymało. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że gra jest krótka, więc może i uda się wam poskromić Malachiego.



To już koniec

Polecam tylko dla pierwszych odczuć, bo im dalej w zamczysko, tym gorzej. Odradzam tym, którzy mają ochotę na więcej zabawy niż latanie w kółko w te same pozycje przestrzenne. Bossowie, od nich też nie wymagajcie wyzwania, szast i prast, i już kończymy walkę, nawet w finałowej potyczce. Wielkie jedno rozczarowanie. To strasznie budżetowa produkcja. Nie oczekujcie za dużo.

P.S. Uważajcie na północ. Czeka was (nie)miła niespodzianka.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz