poniedziałek, 13 czerwca 2011

Wielkie osobistości - Oscar Wilde



Oscar Fingal O'Flahertie Wills Wilde (ur. 16 października 1854 w Dublinie, zm. 30 listopada 1900 w Paryżu) – irlandzki poeta, prozaik, dramatopisarz i filolog klasyczny. Przedstawiciel modernistycznego estetyzmu.

Był synem znanego chirurga, okulisty i laryngologa Sir Williama Wilde'a i Lady Jane Wilde, poetki, która prowadziła jeden z najznamienitszych salonów literackich Dublina. Zajmowała się też tłumaczeniem literatury niemieckiej, była zaangażowana w ruch polityczny "Młoda Irlandia"; publikowała tam pod pseudonimem Speranza.



Młody Oscar Wilde odbierał edukację najpierw w Portora Royal School w Enniskillen (1864-1871), a następnie w Trinity College w Dublinie (1871-1874). Już tam zyskał opinię wybitnie zdolnego, którą potwierdził studiując w latach 1874-1878 w Magdalen College w Oxfordzie. We wszystkich szkołach wyróżniał się, zdobywał nagrody i stypendia. W Oksfordzie w roku 1878 zdobył pierwszy laur poetycki za wiersz "Ravenna". Na uniwersytecie znany był szczególnie ze swego błyskotliwego humoru i daru wymowy, z drugiej strony wyróżniał się ekstrawagancją. Demonstrował swoją zniewieściałość, nosił długie włosy, drwił z "męskich" zawodów sportowych, a swoje pokoje przystrajał pawimi piórami, kwiatami, porcelaną i innymi bibelotami. W tym okresie stał się przedstawicielem estetyzmu (ang. Aestheticism), który głosił hasła "sztuki dla sztuki" (L`art pour l`art).

Postawa i poglądy Wilde'a z jednej strony były wyszydzane, np. w operetce Giberta i Sullivana Patience (1881), lecz z drugiej – podziwiane i modne, a on stał się z czasem bywalcem salonów i arbitrem w sprawach sztuki.

W roku 1882 pojechał z cyklem wykładów do Stanów Zjednoczonych. W 1884 r. ożenił się z Constance Lloyd i miał z nią dwójkę dzieci, synów Cyrila (1885) i Vyvyana (1886), którzy obaj przyjęli później nazwisko Holland. Wilde w latach 1887-1889 pracował jako dziennikarz w Pall Mall Gazette, potem był wydawcą Woman's World.

W tym okresie napisał Szczęśliwego księcia i inne opowiadania (The Happy Prince and Other Tales, 1888) oraz powieść Portret Doriana Graya (The Picture of Dorian Gray, 1890). Później, z dużą regularnością, prawie co rok, publikował odznaczające się błyskotliwym humorem satyryczne komedie. Dopiero te dzieła przyniosły mu większe uznanie u czytelników.

Wachlarz Lady Windermere (Lady Windermere's Fan, 1892), wystawiony w St James's Theatre w 1892 r., Kobieta bez znaczenia (Woman of No Importance, 1894), Mąż idealny (An Ideal Husband, 1895), Bądźmy poważni na serio (The Importance of Being Earnest, 1895), należą do jego mistrzowskich dzieł.

W 1893 r. wydawca, ze względów obyczajowo-religijnych, nie zgodził się na wystawienie sztuki Wilde'a Salomé, premiera sceniczna odbyła się w Paryżu, gdzie dokonała tego Sarah Bernhardt. Treść sztuki stała się osnową wczesnej opery Ryszarda Straussa o tym samym tytule (1905).

Oscar Wilde był biseksualistą. Jak sam mówił, kultywował pederastię na wzór starożytnych Greków. Miał kilku kochanków, m.in. Roberta Rossa, który był również jego oddanym przyjacielem. Innym z kochanków Wilde'a był lord Alfred Douglas, którego nazywał "Bosie". Jego ojciec, markiz Queensberry, John Sholto Douglas, publicznie znieważył Wilde'a, zostawiając w klubie notkę, w której napisał z błędem ortograficznym "Mr. Wilde posing as a Somdomite".

W związku z tym Wilde oskarżył markiza o zniesławienie. Niektórzy uważali, że to jego kochanek podjudzał go do złożenia pozwu przeciw ojcu. W sądzie Wilde przegrał sprawę.

6 kwietnia 1895 r. Wilde został aresztowany i oskarżony o kontakty homoseksualne (w tamtych czasach karalne w Wielkiej Brytanii). Sąd skazał go na 2 lata ciężkich robót, karę odbywał w więzieniu w Reading pod Londynem. Jego żona zmieniła nazwisko na Constance Holland, zabrała dzieci i wyjechała z kraju.

Podczas pobytu w więzieniu (1895-1897) napisał De Profundis, zawierający 30 tys. słów autobiograficzny list-monolog, który był zaadresowany do Alfreda Douglasa. Został on opublikowany dopiero po śmierci Wilde'a, w 1905 roku (w wersji okrojonej), a potem w 1949 w całości.

W więzieniu Wilde podupadł na zdrowiu, a jego stan finansowy po wyjściu na wolność był godny pożałowania. Pod zmienionym nazwiskiem, jako Sebastian Melmoth, wyjechał na kontynent i tam spędził ostatnie lata życia. W tym okresie opublikował słynny poemat Ballada o więzieniu w Reading (The Ballad of Reading Gaol, 1898). Zmarł w podrzędnym paryskim hoteliku "Hotel d'Alsace" z powodu zapalenia opon mózgowych. Miał 46 lat. Na łożu śmierci przeszedł na katolicyzm. Początkowo pochowany na cmentarzu Cimetière de Bagneu, później jego szczątki zostały przeniesione na cmentarz Père Lachaise.

Utwory Oscara Wilde'a na język polski tłumaczyli między innymi: E. Berberyusz, M. Feldmanowa, Jan Kasprowicz, A. Tretiak, J. Pudełek, J. Korniłowiczowa i C. Wojewoda.

Życie Oscara Wilde'a stało się podstawą do nakręcenia dwóch filmów fabularnych: Procesy Oskara Wilde'a (The Trials of Oscar Wilde, 1960) z Peterem Finchem w roli głównej i Wilde (1997) z Stephenem Fry'em.

Wybrane utwory Oscara Wilde'a


* Szczęśliwy książę i inne opowieści, 1888

Oskar Wilde "Szczęśliwy książe i inne opowiadania"

Baśnie Wilde’a towarzyszyły mi ostatnio przed snem jak najpiękniejsza kołysanka. Wspaniałe, mądre teksty.
Oczywiście jak na bajki przystał, dużo w nich takiego sztampowego, typowego obrazowania: np. w opisach postaci: syrenka „Ciało miała jak biała kość słoniowa, a ogon ze srebra i pereł.(…) jak muszle były jej uszka, a usteczka jak korale”, typowych bajkowych postaci (np. słowik, młynarz, karzełek) oraz typowa dla bajek powtarzalność sekwencji zbliżająca je to tworów ludowych. Ale czy to źle? Czy nie tego właśnie oczekujemy od baśni i czy nie do tego nas przyzwyczaiły?
Z wyjątkiem kilku dłużyzn (np. zbyt szczegółowy opis popisów na arenie podczas urodzin infantki czy opis podróży duszy rybaka – zupełnie nic nie wnoszące, no może setki niezrozumiałych dziś już nazw ozdób, kamieni i innych ale to Wilde’owi wybaczamy bo był dandysem rozmiłowanym w takich błyskotkach) to naprawdę pięknie spuentowane opowiadania. Nie będę przytaczać treści wszystkich, pozbawię bowiem innych przyjemności z tej wieczornej kołysanki - wspomnę tylko o baśni, która najbardziej mnie zaskoczyła. „Rybak i jego dusza” – historia miłości rybaka do złapanej w sieć syreny. Wydawać by się mogło – kolejna poromantyczna wersja historii. Ale tu trochę odwrócenie stereotypu. Rybak wyrzeka się duszy dla syreny i jest z nią szczęśliwy. Ani mądrość, ani bogactwo ani brak duszy nie są w stanie ich rozłączyć. Ta bajka to z pewnością bardzo głęboko osadzona w filozofii dyskusja o wartościach, ale też o antynomii pogaństwo-chrześcijaństwo, światach realnych i światach bajkowych, światach ludzkich i pozaludzkich. Zakończenie zmusza do refleksji. Przeczytajcie sami.

Ulubiony cytat
„Światem jest to miejsce, które się pokochało” – czyż to nie jest tak, że światem swoim czynimy oswojoną przez nas rzeczywistość domu, ulicy, miasta? Fajne słowa.

źródło: Blog księgogrodu


* Portret Doriana Graya, 1890

wypowiedzi na temat Doriana Graya na: Dorian Gray


* Zbrodnia lorda Artura Savile'a i inne opowiadania, 1891


* Wachlarz Lady Windermere, 1892

Akcja toczy się w Londynie, w salonach tak zwanych wyższych sfer. Niefortunny ciąg wydarzeń powoduje serię zabawnych pomyłek, które-jak to w komedii-rozwiązują się pomyślnie dla bohaterów. Czasy to wprawdzie odległe, ale czy problemy odległe? Owszem, suknie sprzed 100 lat zdecydowanie nie pasowałyby do dzisiejszych samochodów, a przemęczeni pracą mężczyźni pewno nawet nie dotarliby do nocnych klubów(sic!) ale charaktery i zachowania bohaterów naszego przedstawienia nie odbiegają aż tak bardzo od współczesnych. Oskar Wilde, bystry obserwator ludzkich przywar i ułomności, w błyskotliwy sposób pokazał zarówno siłę i bezwzględność ‘babskich’ ploteczek jak i poważne próby zrozumienia kobiecych ( męskich) umysłów podczas prawdziwie męskich (kobiecych) spotkań.

* Kobieta bez znaczenia, 1893

Szczerze mówiąc, spodziewałam się więcej po słynnym Oskarze Wildzie. Mimo że sztuka znajduje się w zbiorze komedii, do śmiechu wiele w niej nie ma - a wypowiedzi bohaterów wydały mi się przeładowane pseudoaforyzmami, głównie na temat związków i kobiet. Sama intryga zaś trąci chwilami telenowelą.

Nie zrozumcie mnie źle - to nie zupełna porażka, zgrabny dramat obyczajowy, porusza kilka ważnych problemów - ale na kolana zdecydowanie nie powali.

źródło:Recenzja

* Mąż idealny, 1895


* Bądźmy poważni na serio, 1895


* De Profundis 1905

Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
o Panie, słuchaj głosu mego!
Nakłoń swoich uszu
ku głośnemu błaganiu mojemu!
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia,
aby Cię otaczano bojaźnią.
W Panu pokładam nadzieję,
nadzieję żywi moja dusza:
oczekuję na Twe słowo.
Dusza moja oczekuje Pana
bardziej niż strażnicy świtu (...).[1]


Wstrząsający Psalm 130, będący rozpaczliwą prośbą skierowaną do Boga, jest zarazem wyznaniem niezachwianej nadziei w Boże miłosierdzie i wiary w przebaczenie. „De profundis” czyli „z głębokości, z otchłani” człowiek wznosi swój głos do Boga na wysokościach. Czy Robert Ross – oddany przyjaciel Wilde’a – mógł wybrać bardziej adekwatny tytuł dla listu-wyznania, który wyszedł spod pióra poety w najgorszych chwilach jego życia? Listu, który, wbrew intencjom i oczekiwaniom samego autora, stał się zarazem swego rodzaju testamentem[2]? Oscar Wilde bowiem, z głębokości bólu, cierpienia, poniżenia, zwątpienia, wbrew okolicznościom, woła do nas głosem pełnym wiary i nadziei. Wiary w możliwość rozpoczęcia wszystkiego na nowo. Nadziei na „Vita Nuova”[3].

Samo życie poety i jego tragiczny koniec są powszechnie znane. Artysta, oskarżony o kontakty homoseksualne, zostaje skazany przez sąd na dwa lata ciężkich robót, którą to karę odbywa w więzieniu w Reading. Dla tego przyzwyczajonego do luksusów dandysa, miłośnika piękna i częstego bywalca przyjęć, już sam fakt odrzucenia przez społeczeństwo i związane z nim poniżenie byłyby wystarczającym powodem do rozpaczy. Do tego dołączyło się odosobnienie i poczucie niesprawiedliwości. Osadzony w więzieniu, odepchnięty przez wszystkich z wyjątkiem garstki najbliższych, odrzucony przez lorda Alfreda Douglasa – ukochanego „Bosiego” (będącego właściwym adresatem listu[4]), przeżywa ciężkie chwile, po raz pierwszy doświadczając cierpienia: „I filled my life to the very brim with pleasure, as one might fill a cup to the very brim with wine. Now I am approaching life from a completely new standpoint, and even to conceive happiness is often extremely difficult for me”[5]. A jednak, o dziwo, ten przytłoczony przez los, osamotniony i pogrążony w bólu, wrażliwy artysta odkrywa w sobie wewnętrzną siłę, której istnienia nigdy nie był świadom, a dzięki której sam, za pomocą własnej woli wydobywa się z rozpaczy: „There is much more before me. I have hills far steeper to climb, valleys much darker to pass through. And I have to get it all out of myself. Neither religion, morality, nor reason can help me at all”[6]. Na naszych oczach dokonuje się niezwykła przemiana człowieka cierpiącego w człowieka pogodzonego ze światem: człowieka, który niczego nie żałuje, bo „To deny one's own experiences is to put a lie into the lips of one's own life”[7], ale też potrafi wybaczyć tym, którzy go skrzywdzili. I to wybaczyć dla swojego własnego dobra, bowiem tylko wybaczenie jest w stanie uzdrowić jego duszę: „»Forgive your enemies«, it is not for the sake of the enemy, but for one's own sake (…)”[8]. Jest to przemiana prawdziwa, bo trudna: naznaczona wątpliwościami i chwilami rozpaczy. Ale ze słów będących wyrazem nieustannych wahań nastrojów: od rozgoryczenia do pełnej nadziei euforii, wyłania się portret człowieka wewnętrznie silnego (pomimo wszystkich jego słabości) - mędrca, który wciąż, z determinacją odrabia swoje lekcje w trudnej szkole życia.

Tekst składa się właściwie z dwóch części, które na własny użytek nazwałam „autobiograficzną” i „filozoficzną”. Ich granice nie zostały sztywno wytyczone – treściowo niekiedy się przenikają: wątki osobiste następują po rozważaniach dotyczących sztuki, tak, jak gdyby nagły przypływ wspomnień wywołany jakimś skojarzeniem skłaniał autora do ponownego rozdrapywania własnych ran. Część „autobiograficzna” stanowi bowiem rekonstrukcję wydarzeń, które zaprowadziły cenionego i powszechnie szanowanego artystę przed sąd. Wilde podejmuje próbę odtworzenia i analizy bolesnej przeszłości, świadom wielu błędów, które teraz jest już w stanie wybaczyć – innym... i sobie. Jest to zapis autoterapii, która, w zamyśle autora, miała także uzdrowić duszę adresata, unaocznić mu jego próżność - z okrucieństwem i precyzją, ale bez gniewu, raczej z goryczą. Miała wskazać rany, które zadał, skłonić go do pokory, ale przede wszystkim do stanięcia twarzą w twarz z przeszłością, do zrozumienia i pojednania z samym sobą. Druga część to zapis myśli autora, który, naznaczony bólem i poniżeniem, mówi o cierpieniu, bez którego nie mogłaby istnieć nadzieja i radość, które ma nas zaprowadzić do prawdziwej miłości: umiłowania całego świata we wszystkich jego przejawach. Tak rozumiane cierpienie ma swój sens i daje poecie wewnętrzny spokój, leczy rany zadane mu przez ludzi, a zwłaszcza przez tego, który był mu tak bliski, a który doprowadził go do zguby. Nie znajdziemy tu więc wyrzutów, skarg i narzekań na okrutny los, na świat, który odrzuca indywidualności, na społeczeństwo, które nie rozumie artysty. Wilde zdaje się wszystkim przebaczać. W jego słowach pojawia się wewnętrzna pogoda, tak obca murom więzienia w Reading, gdzie „(…) there is only one season, the season of sorrow”[9]. Jednak to właśnie to ponure więzienie, ta cela, w której „panuje zawsze półmrok”[10], stały się dla Wilde’a drogą do wolności. To przewrotne stwierdzenie, które doskonale pasuje do stylu „mistrza paradoksu”, najlepiej oddaje sens ostatniej fazy życia artysty, który napisał o sobie: „in my perversity, and for that perversity's sake, I turned the good things of my life to evil, and the evil things of my life to good”[11]. Wilde traktuje uwięzienie jako lekcję daną mu przez życie. Lekcję, którą przyjmuje z pokorą: „I dare say one has to go to prison to understand it. If so, it may be worth while going to prison”[12]. Ukojenie daje mu wiara w uzdrawiającą moc natury, potrzebę obcowania z którą odczuwa tym bardziej, że jest zamknięty w nieprzekraczalnych murach więzienia: „Nature, whose sweet rains fall on unjust and just alike, will have clefts in the rocks where I may hide, and secret valleys in whose silence I may weep undisturbed”[13]. Jest pewny jej mocy i w niej pokłada nadzieję na wewnętrzne odrodzenie i oczyszczenie: „I feel sure that in elemental forces there is purification, and I want to go back to them and live in their presence”[14]. Ale Wilde pisze nie tylko o cierpieniu, miłości i naturze. Pisze o religii, literaturze, sztuce, pięknie, moralności, o wszystkim, co tkwi w jego artystycznej duszy. A my, mając do czynienia z niezmienioną, a więc pierwotną wersją tekstu, możemy śledzić tok tych rozważań. Jego myśli biegną swobodnie, muskając jedynie pewne kwestie, by w pełni rozwinąć inne, ale wszystko to w sposób harmonijny, wyważony, naturalny.

Cały tekst promieniuje niezwykłą siłą. Jest to nie tylko moc wynikająca z perfekcyjnej formy, doskonałego języka, który skłania do pochylania się nad każdym słowem z osobna, do zachwytu nad doborem określeń i konstrukcji[15]. Przede wszystkim jest to siła emocjonalna zawarta w kolejnych zdaniach, które porażają swoją szczerością i trafnością. Utwory Wilde’a, z którymi miałam okazję się zetknąć, były zawsze doskonałe pod względem stylu i treści, lecz dwa ostatnie dzieła („Ballada o więzieniu w Reading” i „De profundis”), będące wynikiem jego doświadczeń więziennych, przesycone są wewnętrzną mocą, która sprawia, że przy czytaniu kolejnych zdań przenikają mnie dreszcze. Są przesiąknięte cierpieniem, ale też, z pewnością wynikającym z niego, pewnego rodzaju głębszym zrozumieniem świata, dostępnego być może tylko dla tych, którzy zostali strąceni w głębokości...

Zawsze odnosiłam wrażenie, że pisanie o cierpieniu jest dużo łatwiejszym zadaniem niż zajmowanie się pozytywnymi aspektami życia, tak jak dużo łatwiej jest przyjąć postawę cierpiętnika niż nauczyć się czerpać radość z każdego dnia: z monotonii godzin i przeciętności minut. Dlatego też napisanie tekstu, który z taką szczerością mówi o możliwości życia w zgodzie ze światem, tekstu, który wyraża i daje czytelnikowi prawdziwą nadzieję, jest dla mnie najwyższym osiągnięciem, jakie może przypaść w udziale autorowi. Oscar Wilde osiągnął ten szczyt. Jako artysta wzbił się na wyżyny, lecz jako człowiek do końca swoich dni pozostał w głębokościach poniżenia i odrzucenia. Jego nadzieje na nowy początek, na nowe życie, które z taką pasją wyraził w „De profundis” okazały się płonne, a jego krzyk „What a beginning, what a wonderful beginning!”[16] stał się łabędzim śpiewem.

Być może życie sprawiło, że nie dotrwał w swoich postanowieniach do końca. Być może pod koniec, chorując na zapalenie opon mózgowych w nędznym paryskim hotelu, utracił wszelką nadzieję, być może obrał łatwiejszą drogę i pogrążył się w rozpaczy nad sobą i swoim losem. Jeśli tak było, nie mamy prawa go za to winić – człowiek z natury jest istotą słabą i pełną sprzeczności. Najważniejsze jest to, że podjął próbę – to czasem wystarcza. Pewna jestem jednak, że gdy pisał „De profundis”, naprawdę wierzył w swoje słowa. Musiało tak być, gdyż ta wiara, która promieniuje z każdego zdania, w naturalny sposób przenika do duszy czytelnika, a nic, co nie jest szczere, co nie wyrosło z głębokich pokładów wewnętrznej wrażliwości, nie mogłoby w ten sposób oddziaływać. I te myśli zawarte w „De profundis”, które do dziś potrafią wstrząsnąć człowiekiem, są, moim zdaniem, największym dziełem Wilde’a. Dlatego też pozwolę sobie odnieść do tego właśnie utworu słowa samego poety: „It was worth while living to have said that”[17].



___

[1] Ps 130 (129): 1-6, Biblia Tysiąclecia.
[2] Utwór wydany pośmiertnie w 1905 r.
[3] O. Wilde, „De profundis czyli krzyk z otchłani”, przeł. Bolesław J. Korzeniowski, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1992, s. 106.
[4] List, w związku z zakazem prowadzenia korespondencji z lordem Alfredem Douglasem, dotarł do adresata dopiero po opuszczeniu przez Wilde’a więzienia w Reading, za pośrednictwem Rossa, który na polecenie autora wykonał przedtem jego odpis.
[5] Zdecydowałam się na przytaczanie cytatów w oryginale (wszystkie cytaty za: O. Wilde, "De profundis", The Unicorn Press, London [b. d.] - dokładne opisy cytatów podaję jedynie odnośnie wersji polskiej), gdyż żaden przekład nie jest w stanie w pełni oddać piękna i klarowności poetyckiego języka Wilde’a. Polską wersję w przekładzie Bolesława J. Korzeniowskiego zamieszczam w przypisach. Za związane z tym ewentualne utrudnienia przepraszam.
„Wypełniałem życie po brzegi przyjemnościami, tak jak po brzegi wypełnia się puchar winem. Obecnie podchodzę do życia z zupełnie innej strony i samo dostrzeżenie szczęścia jest dla mnie często niezmiernie trudne” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 115-116).
[6] „Czeka mnie o wiele więcej. Muszę wspiąć się na znacznie bardziej strome góry i przejść przez znacznie bardziej mroczne doliny. I muszę zrobić to wszystko sam. Nie pomoże mi w tym ani religia, ani moralność, ani rozum” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 108).
[7] „Zaprzeczanie własnym doświadczeniom jest równoznaczne z wkładaniem kłamstw w usta własnego życia” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 111-112).
[8] „(...) »Wybaczcie nieprzyjaciołom swoim (...) nie chodziło (...) o nieprzyjaciół, lecz o tych, którzy będą wybaczali (...)” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 136).
[9] „(...) panuje tylko jedna pora – pora smutku” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 85).
[10] O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 85.
[11] „(...) w swej perwersyjności i dla swej perwersyjności zmieniałem w zło to, co było dobre w moim życiu, to zaś, co było w moim życiu złe – zmieniałem w dobro” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 110).
[12] „Śmiem twierdzić, że trzeba trafić do więzienia, żeby to pojąć. A jeśli tak jest, to może warto pójść do więzienia” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 153.).
[13] „Natura, której orzeźwiające deszcze padają na niesprawiedliwych tak samo jak na sprawiedliwych, znajdzie dla mnie szczeliny skalne, w których będę mógł się ukryć i nieznane doliny, gdzie będę mógł płakać w ciszy, nie niepokojony przez nikogo” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 204-205).
[14] „Mam wewnętrzną pewność, że siły żywiołów dają oczyszczenie. Chcę wrócić do nich i żyć w ich obliczu” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 204).
[15] Formalna perfekcja zdumiewa jeszcze bardziej wobec faktu, że Wilde był pozbawiony możliwości późniejszego nanoszenia poprawek, gdyż, zgodnie z regulaminem więziennym, dostawał papier po jednym arkuszu, który po zapisaniu był mu odbierany aż do czasu ostatecznego uwolnienia.
[16] „Co za początek! Co za wspaniały początek!” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 156).
[17] „Warto przeżyć całe życie, by coś takiego powiedzieć” (O. Wilde, „De profundis...”, op. cit., s. 149).

źródło: Recenzja



* Ballada o więzieniu w Reading, 1898

"Ballada o więzieniu w Reading" - Oscar Wilde
oryg. "The Ballad Of Reading Gaol"
fragmenty


tłum. Adam Włodek

z rodziału I

Nie nosił już munduru szkarłatnego,
Czerwieni było dosyć w krwi i winie.
I krwią, i winem miał splamione ręce,
Gdy go pojmali po tym strasznym czynie:
Swą ukochaną, w jej własnym posłaniu,
Zabił w nagłego szaleństwa godzinie.

z rozdziału V

A jednak, choć nam i Głód, i Pragnienie
Wiją się w trzewiach jak dwie wściekłe żmije,
Nie o więziennej strawie wciąż myślimy,
Tutaj się w większym udręczeniu żyje:
W strachu, że kamień za dnia podżwignięty
W nocy ogromem swym serce zabije.

I w każdym sercu ciągła noc panuje,
I w każdej celi półmrok stale gości,
Rwiemy powrozy, kręcimy korbami,
Każdy w swojego Piekła samotności;
Mocniej, niż dźwięki mosiężnego dzwonu,
Cisza przyprawia nas o lęku mdłości.

W tę ciszę żaden ludzki głos nie wstąpi
I nie objawi się łagodnym słowem,
Oko strażnika w otworze judasza
Jest bezlitosne i bezosobowe;
Tak, zapomniani przez świat, niszczejemy
Z duszą i ciałem w martwocie grobowej.

Tak w zardzewiałych Żywota łańcuchach
Gnijemy wszyscy, pełni upodlenia:
Ten i ów zaklnie, ten i ów zapłacze,
A jeszcze inny - w niemowę się zmienia;
Ale odwieczna Bożych Praw łaskawość
Potrafi skruszyć te serca z kamienia.

* * *

I ten, co z pręgą czerwoną na szyi,
Z czystością oczu już znieruchomiałych,
Czeka na święte Ręce, które tylu
Złoczyńcom drogę do Raju wskazały -
Też się doczeka, bowiem Pan nie gardzi
Płynącym z serca żalem doskonałym.

Człowiek w purpurze, twardy rzecznik Prawa,
Dał mu łaskawie życia trzy tygodnie,
Krótkie tygodnie trzy, by swoją duszę
Zdołał do ładu doprowadzić godnie,
By mógł oczyścić z krwi najmniejszej plamki
Te ręce, które popełniły zbrodnię.

Więc on własnymi najkrwawszymi łzami
Oczyścił ręce, któe stal dzierżyły:
Krew się jedynie krwią wymazać daje,
A łzy są po to, by duszę leczyły
I by czerwone znamię Kainowe
W białe Chrystusa godło przemieniły.

Złote myśli Wilda

Oscar Wilde o sztuce i życiu

Książki biograficzne o Oscarze Wilde:

* Jan Parandowski, Alchemia życia, 1930 (tytuł późniejszego wydania Król życia).
* H. Pearson, Oscar Wilde, Warszawa 1963.
* Richard Ellman, Oscar Wilde, London 1987, Hamish Hamilton, ISBN 0-241-12392-5.
* Trevor Fisher, Oskar Wilde i Bosie: fatalna namiętność, Warszawa 2004, "Twój STYL", ISBN 82-7163-347-5.
* Frank Harris, Oscar Wilde - His Life And Confessions, 2002, IndyPublishers, ISBN 1-404-32346-5.
* Anna Bojarska, Biedny Oscar - czyli dwa razy o miłości, 1992, BGW.[/b]

I maleńki dodatek:


Na łożu śmierci wypowiedział takie słowa "Umieram tak, jak żyłem – ponad stan".
Przed śmiercią wypowiedział również takie słowa: "Te tapety na ścianie i ja walczymy ze sobą w śmiertelnym pojedynku. Jedno z nas musi odejść".

3 Komentarz(e):

georges cransac pisze...

Pan Oskar zawsze bedzie dla mnie "wyrocznia"!!!

georges cransac pisze...

Pan Oskar zawsze bedzie dla mnie "wyrocznia"!!!

Chris pisze...

W zasadzie, masz sporo racji ;)

Prześlij komentarz