niedziela, 5 czerwca 2011

Kartka i długopis używka jak alkohol i haszysz



Gdy się pojmuje w czym jesteśmy dobrzy i gdy jesteśmy o tym maksymalnie przekonani, to dochodzimy do skutku zajmowania się tym dożywotnio, pochłania nas ta czynność niczym narkotyk (no chyba, że uwolnimy się od nałogu - zmienimy naszą pracę, zamiłowanie do zawodu). Jednak wielu z nas nigdy nie porzuca swojego nałogu.



Z tym, że jak to bywa z narkotykami, każdy wywołuje inne emocje i doświadczenia, choć są do siebie zatrważająco podobne w użyciu i skutkach.

Potrzeba pisania mojej osoby jest tak ogromna, jak ćpuna na głodzie. Jeśli nie dostanie się działki, człowiek szaleje, cierpi i przeżywa niewyobrażalne męki. Jeśli zapragnę pisać, biorę kartkę i wyjmuję długopis (zdarza się, że mam go w kieszeni, albo latam z nim w dłoniach). Nie zwlekam długo, bo wiem jak czuję się nieznośnie gdy nie przerzucam tego na makulaturze, co we mnie siedzi. O ile tęsknota za butelka wywołuje rozpacz, tak i u mnie pozostaje wewnętrzne spustoszenie. Zrozumieć mnie może jedynie ktoś, kto odczuwa to samo co ja. Mianowicie... Nieodparta, wymuszona wola pisania. Dlatego dzisiaj moim sukcesem nie powinno być zapisywanie kartek, ale umieć odmówić pokusie, zostawić puste miejsca, tam gdzie powinny znajdować się litery.

Tylko, że ja mam o tyle trudniej, bo nie wymyślono instytucji odwykowej dla osób piszących. A że Bóg stworzył mnie do motywowania jednostek, obdarzył mnie legalnym nałogiem, mogę mu podziękować, że podobają mi się własne prace i z obojętnością obchodzę się do krytyki i opinii. Pozostaje na tym polu nietykalnym, i może dlatego litery układają się bez namyślenia??

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz