Z niepewnych źródeł wyczytałem, że przeciętny polak czyta od 1 - 3 tytułów w ciągu roku. Byłoby jeszcze znośnie, gdyby nie to, że mamy tendencje do czytania kiczowatych, prostych, nic nie wnoszących propozycji wśród literatury. Mimo to, zerkam na to chłodnym okiem, statystyki mogą kłamać.
Jednak jakby na to nie patrzeć, polscy czytelnicy zaczytują się, pochłaniają tony stron artykułów na portalach internetowych, wymieniają się blogami, poświęcają czas słowu. Powiedziałbym, że mamy tendencje do literatury faktu, co nie jest niczym nowym, dzisiaj większość czytelników sięga po tego typu produkty (czyżby dzisiejszy pośpiech i dylematy polityczne, historyczne, społeczne sprawił taki trend?)
Trendem jest sugerowanie się zdaniem innych. Książki z ,,wyższej półki'' - czyta się najczęściej dlatego, że recenzenci, krytycy, wskazują wspaniałość tego towaru, albo dlatego, że czytelnicy cytują wręcz z plagiatem ,,ochy i achy'' wielkich znawców literatury - tak jakbyśmy się wiele różnili od tej masy krytycznej. Pozwólcie, że przekaże Wam własne zdanie.
Dla mnie dobry krytyk, to taki, który jest trafnym obserwatorem czytelniczym i potrafi wywnioskować dlaczego praca np. Philipa Rotha jest doskonałym motywem obrazu współczesnej Ameryki.
Jedynie, co mnie razi, czego nie pojmuje, to analiza.
Książki się powinno czytać, nie analizować. Po cóż mam to robić? Analizować to można przebieg własnego życia, nie literaturę. Oczywiście, pozostawiam Wam wolną rękę, i pozostawiam ten problem waszym komórkom mózgowym. Ja, jako laicki pisarczyk, nigdy nie analizuję jak ma przebiegać moja zabawa z pisaniem, może to jest powód dlaczego w tej sprawie jestem taki chłodny. Przechodzę jednak do sedna sensu tej noty.
Harlequin,czyli opowiastka o tematyce miłosnej, tak najłatwiej sprecyzować tego rodzaju produkt. Chciałbym przedstawić wam zalety tegoż nurtu literackiego.
Plusy:
Dostarczają łatwej, przystępnej, taniej rozrywki (harlequina zakupisz za dyśkę).
Są to prace dla ludzi, którzy chętnie łakną miłosnych zagrywek. Miłość trzeba publikować. Nawet kosztem napisania szmiry. Lepsza szmira o miłości niż ambitniak serwujący i zarzucający nam, jako obywatelom kraju, za brak empatii, czułości, człowieczeństwa, czegokolwiek co jest związane z problemami współczesności.
Owszem, dobrze, że pisarze nie ograniczają się do łatwych tematów, że są czuli na takie problemy człowieka. I chwała im za to, ale nie wiem jak Wy, mam dni, gdy jest ochota na lekką, przewidywalną historyjkę. Posiąść stan totalnego luzu, nadmiernych pokładów optymizmu, ,,wyłączenia mózgu'', nie zastanawiając się nad błędami, niedopowiedzeniami, nie oceniając pracy drugiej osoby. Przyjąć ją tak, jak jest napisana. Kupić (wypożyczyć), przeczytać i zapomnieć. Parę godzin łatwo przyswajalnej rozrywki powinno wystarczyć po ciężkim dniu w pracy, w szkole (niedługo wakacje!).
Także zachęcam do czytania niekoniecznie tego, co narzuca nam środowisko. Harlequinów, to i pewnie nie pokochasz, ale jak niczego nie oczekujesz, powinieneś być zadowolony.
3 Komentarz(e):
Ilustracja nie przystaje do treści - to nie jest harlequin ;)
W google wyszukało mi, że to jest harlequin :)
dlategóż - jezuuuu
Prześlij komentarz