wtorek, 31 grudnia 2024

(Nie)zapomniane gry wideo: The Last Story

 


Odkurzam serię, która kurzy się na półkach. ,,The Last Story'' ogrywałem przez niecałe dwa tygodnie - z przerwami - dawkując przygodę na salonach. Licznik wskazał, że spędziłem dwadzieścia jeden godzin na rozgrywce, czyli nie za dużo, ani za mało. Gdyby ktoś miał nadmiar czasu wystarczą dwie doby, żeby ujrzeć zakończenie. W tej serii, gdzie skupiam się na tytułach nietuzinkowych, czy niezwykle zajmujących - wybrałem nieoczywisty przykład JRPG, gdzie akcja miesza się z narracją z offu. Głównym bohaterem jest Zael - najemnik z dużym mieczem u pasa, który nie cieszy się popularnością i wykonuje mało znaczące polecenia na zlecenie. W pierwszym akapicie, w pierwszym rozdziale prujemy przed siebie rozbijając szereg przeciwników. Wraz z grupą przyjaciół, w zbrojach ruszamy na podbój w kolumnowej scenerii, gdzie liderem brygady jest Dagranem - czysty bojownik szukający okazji do bitki. Pierwsza godzina zabawy idealnie podsumowuje, jakim kalibrem produkcji jest ,,The Last Story'', gdzie walka stanowi pierwszeństwo, przemierzając teren przez lasy, zamki czy jaskinie bez drzwi.

Pojedynkowanie się z maszkarami jest o tyle satysfakcjonujące, że możesz chować się za winklem, co nie jest oczywiste, kiedy dzierżysz miecz w rękach. Kucając za wrogiem ogłuszam go klingą, skradam się za przeciwnikiem, żeby nie wdawać się w otwarty konflikt, choć szarże są przyjemne, to nie muszą stanowić naszej taktyki atakowania. Sęk w tym, że to klasyczny akcyjniak, w którym stajesz się potężniejszy wraz z postępem fabularnym, przebierając w magii rzucając kule ognia. Za plecami mam towarzyszy, jak Syrenne, która woli dobre piwo od pięści oraz przeklinania dnia, że musimy wyruszyć na podbój wszechświata. Z trzeciej osoby poruszam się po planszy, miasto składa się z półotwartego okręgu. Jako osierocony bohater o srebrzysto-platynowych włosach zauważam znajomą fabułę - jestem sługusem na posyłki rycerzy, by pokonać tyrana, który nęka krainę władczymi zapędami. Odkrywam, że jesteśmy na wyspie Lazulis, gdzie porty czekają na wyskok. Miejsce zarządzane przez hrabiego Arganana i ludzi sprzymierzonych z królestwem. Okazuje się, że ziemia jest zdewastowana, więc umiera.

Jako młodzieniec skłonny do romantycznych uzależnień - spotykam na targu pewną dziewczynę o imieniu Calista, która ukrywa, że jest księżniczką, a jej przyszłość, to ślub z jakimś nadętym bubkiem. Nie lepiej byłoby porwać królewnę i wyjechać w Bieszczady? Dumam w zamyśle, chociaż jestem postacią o szlachetnym uroku. Pokonuję szereg groteskowych wojowników, odwiedzam szlaki, zaglądam do tawerny, gdzie w spokoju mogę zamienić słowo z resztą brygady. Trochę biednie to wygląda, przyznam, kiedy dialogi są wyczarowane w statycznych zdjęciach. Ograniczony budżet deweloperów sprawił, że poszli na kompromis, lecz nie ma co się martwić. Wygląda okazale, jak na stary sprzęt. Nie brakuje interaktywnego radaru - mogę zapytać, co słychać, ale odpowiadają zdawkowo, więc nie liczę na dyskusję. Jako najemnik skacze od zadania do zadania - z wykutą stalą sieje postrach, rozbijając oddziały, szukając skarbów na opuszczonych terytoriach. Ziemia traci wigor, zaczyna wapnieć, co widać na ekranie, gdy odwiedzam ruiny, porozbijane kolumny sięgające do kolan, klnę się na kodeks rycerza, że uratuję świat od zagłady - klasyk opowieści, gdy robisz z siebie wybrańca.


Zamek z piaskowego, białego kamienia zdobi szczyty, to tam urzęduję i będę czekał na królewskie zaręczyny. Jednak zmieniam plany, odbijam Calistę, jako pierwszy ratuję od złowrogich sąsiadów, którzy napadają na naszą krainę. Okazuje się, że Calista, to nie tylko rodowa panna, ale zdolna czarodziejka, która potrafi o siebie zadbać, więc mój romans stoi pod znakiem zapytania. Gdy szlachta zabija się o władzę, dumnie przemierzam ścieżki, żeby wytłuc wrogów, przyjaźniąc się z Yurickiem, który w pierwszych rozdziałach ratuje dzieci od śmierci. Gdzieś po drodze zauważam, że mogę stać się niewidzialny i podglądać dziewczę w bieliźnie (co to za pomysł w grze wideo?). Odchodząc od perwersyjnych twórców - kontynuuje przygodę, gdzie pilnuję porządku na balu, przegrywam walkę z generałem Gurakiem i muszę gonić za Calistą, żeby ją uratować z rąk demonicznego pana. Niedługo później wyruszam statkiem, a moja przygoda rozkwita. Choć sama fabuła nie ma zaskakujących scen, a narracja to prosty trick, żeby zyskać kontrolę nad Imperium, zaprzyjaźniając się z rycerzami, to sprawiła miłą odmianę po ostatnich bataliach, gdzie nieustannie tłucze innych po twarzy. 

Strategiczne podejście do walki staje się wybawieniem, więc szybciej przemierzam trasę przez zastępy wrogów, gdzieś w tle czuję zdradę wśród najemników, a Calista śpiewa czarowne piosenki. Podróż nabiera wiatru w żagle, dowiaduje się coraz więcej o przeszłości moich towarzyszy, a historia zmierza do bazy Guraka, który okazuje się królem, a on trzyma ludzi w piwnicy, jak niewolników. Staje się coraz potężniejszy, moja brygada pędzi za plecami, wspólnie manewrujemy pośród zbrojnych żołnierzy. Gurak, to potworny twardziel - nie dość, że nabija się z mojej waleczności oraz odwagi, to jeszcze ucieka za komnatą, aby opuścić tron i udać się w bezpieczniejsze miejsce. Gdzieś na półmetku zdaje sobie sprawę, że tytuł czempiona pozostaje daleko w zasięgu. Po oblężeniu twierdzy stykam się z ostracyzmem, ponieważ według nadętego bubka - zostałem oskarżony, że porwałem księżniczkę (choć nie zabrałem ją w Bieszczady, przypominam). Izba przesłuchań daje mi popalić, zamykają w lochach i każą za coś, czego nie popełniłem. Kopiemy tunel, jak w ,,Skazani na Shawshank'' czy ,,Hrabia Monte Christo'' - chcąc odzyskać wolność, lub cień szansy na normalne życie. Potykam się o nieumarłych, jakbym był w katakumbach. Na mojej drodze spotykam coraz więcej szermierzy, zdeprawowanych bossów, którzy chcą mi zagrozić. Chcę żyć w pokoju, z kobietą, którą kocham, a użeram się z nekromantą i łucznikami. Niestety, ale misja ucieczki wydaje się znikoma, więc wracamy, zanim strażnicy zorientują się, że chcemy zwiać. 

Mój koszmar się skończy, gdy Lady Calista zacznie stawać po mojej stronie, odzyskując dobre imię Zaela, który działał w dobrych intencjach, na polecenie królewny. W końcu mianują na rycerza - będąc kimś więcej, niż marnym namiestnikiem za psią pensję. Kiedy Calista dowiaduje się, że awansowałem - nie chce ze mną rozmawiać, czy zrobiłem coś nie tak, a może przez to, że nie zabrałem ją do nieba? Historia toczy się kołem, i na nowo muszę rozkochać w sobie kobietę, a tymczasem wpadam do Krainy Wstąpienia, gdzie wierzono, iż to tylko miejska legenda, a okazuje się, że to prawda, i mam dostęp do mocy, która pozwala nawiedzić zapomniane komnaty zamku. Skaczę po platformach, siekam przeciwników, drwię z ryzyka i dalej pędzę w ociężałej fabule, która zmierza do jasnego finału. Hrabia na wyspie daje jawny rozkaz, że trzeba rozprawić się z władcą, który dzierży tajemne, starożytne moce, choć nasz przywódca jest takim samym satrapą, jak plemienni wrogowie. Niektóre lokacje przypominają film ,,Niekończąca się opowieść''. Gdzieś w głębinach zamku dostaje wiadomość, jakoby potwory infiltrowały miasto. Zaczynam rozumieć, dlaczego ziemia umiera, a my jesteśmy w oku cyklona.


Moja narracja może wydawać się nieprawdopodobna, a jednak - jestem rycerzem, który chce zaprowadzić pokój czy sprawiedliwość. Wykorzystuję otoczenie, by ratować niewinnych, maszerując przez place i ruchome bloki. Rozpoczynam bitwę z jakimś krakenem o mackowatych, obrzydliwych płetwach. Później opłakuje tych, których nie zdołałem ocalić, więc czuję się winny. Niedługo później zmagam się z krwawym systemem, kastowością, i brakiem chwały. Gdybym mógł wybrać ulubienicę - umówiłbym się z Syrenne, bo lubię jej towarzystwo. W tle jakieś zdrady, pomówienia i intryga królewska, co to ,,Gra o Tron'', czy ,,Ostatnia opowieść'', jak sugeruje tytuł? Prawda okazuje się okrutna, ponieważ prowadzimy konflikty, gdy ziemia obumiera, a wrogi obóz nie zdaje sobie sprawy, że powinniśmy walczyć o wspólny cel, żeby świat nie zaginął w odmętach tragedii. Ludzie giną na moich oczach, prowadzę nierówne boje, strategicznie podchodzę do łuczników za murkiem. Wciąż nie wiem, czy ujrzę szczęśliwe zakończenie, chociaż przeczuwam, że to tradycyjna baśń z postaciami odmalowanymi w stylistyce anime. Walczę do utraty tchu, jak żołnierz na froncie, i daje z siebie wszystko, co mam. Przeklęci antagoniści kradną nam technologię, bronię wyspę przed odmieńcami, tyrani nie chcą wspólnoty, wolą szambrować. Przeciskam się przez kolumnę antypatycznych ponuraków. 

Patetyczne dialogi przypominają, że jestem w krainie fantasy wśród uzbrojonych fanatyków, którzy pragną władzy i mistycznych, zakazanych mocy. Kiedy mierzę się z bestią z innego wymiaru - życie przebiega przed oczami, a świat przyszłości staje się snem, z którego zamierzam się wybudzić. Historia niebawem dobiegnie końca, jeśli czytelnik pozostał przy zdrowych zmysłach, cóż to była za przygoda, a co z Calistą, zapytasz? Czy to związek, czy jedynie znajomość na potem? Romantycy tak mają, że jak się zakochają, to później nie odpuszczają. Chociaż największym kobieciarzem w stadzie jest mój kumpel Lowell, który uwielbia spódnice i braterską przyjaźń. Blond włosy uwodziciel podkochuje się w Syrenne, z którą chciałem mieć romans, ale jak to mówią - nie odbijaj dziewczyny kompanom. Zostaw coś dla innych. Jego kremowa kamizelka sprawia, że chcę ją odkupić, a moja narracja brnie w dziwne tony, jakbym poważnie podchodził do serii, choć wiadomo, że żartuję. Współczuję koledze, bo kiedyś stracił narzeczoną przez chorobę. Boi się ponownego zakochania, a ja tłumaczę, że to normalne, kiedy podążasz za śladem, i chcesz wyrwać jakąś pannę nad morzem. Śmieję się pod nosem, gdyż czaruję słowem, i rymy układam, jakbym składał pieśni rycerskie o damach. Lowell ma tę zacną osobowość, bo uwielbia flirtować z kobietami, któż by nie chciał? Zanim ktoś powie, że oszalałem, i że nowy rok za pasem, to podpowiadam - wyrwij jakąś dziewczynę na spacer, gdy fajerwerki ozdabiają kołnierz kosmosu. Tymczasem żegnam się z państwem, i do miłego.

Japonia, 2010

Producent: Mistwalker

Wydawca: Nintendo

Platforma: Wii

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz