Przywitajmy nowy rok widokiem kuglarzy, hipnotyzerami, trupą cyrkową, zegarmistrzami, którzy chcą poprawić czas, gdzie bale kostiumowe czekają na taniec. Początek nie zapowiada, że to groza z komediową inklinacją. Główny bohater, to Martin (Ondrej Pavelka) - student bez grosza w sakwie - urzęduje na imprezie podczas obrzędu objazdowej grupy cyrkowej, którzy kukiełkami serwują teatr absurdu. Jakaś cyganka przedstawia akt z rozpalonym ogniem na pochodni, przebrany pies krząta się między nogami pośród obserwatorów zdarzeń. Ktoś wróży z linii papilarnych, papuga skrzecze, a konie dumnie czekają na wierzchowców. Marionetki w dłoniach przedstawiają księżniczkę Beatrix, która ma wyjść za mąż. Martin wplątuje się w jednoznaczny romans, okłamuje gospodarza tawerny, że ma pieniądze w kieszeni, i jako ochotnik wędruje po lekarstwo dla Adriany, co zapadła na tajemniczą chorobę. Witamy na bankiecie, gdzie złe wróżby czekają na przepowiednie, a czarownicy marzą o sekrecie wiecznego życia.
Święto z ludowymi strojami, wampirami z podziemia, gdzie Faust zjawia się na królewskich baletach, chcąc zwodzić ludzkie pragnienia. Wymalowany Faust z białym makijażem dostarcza wskazówki, że to kraina z baśniowej interpretacji. Martin bierze różę i wrzuca Adrianę do powozu, żeby ocalić ją od śmierci. Nikt nie wie, że księżniczka Adriana jest pod urokiem, zahipnotyzowana przez maga o artystycznych korzeniach. Mag o dziwnie brzmiącym nazwisku Andlobrandini skrywa alchemiczne zdolności. Przygotowuje gdzieś w podziemnych tunelach eliksir z krwi, który ma za zadanie odmłodzić jego postarzałą skórę. To czas picia wina, karnawałowych żartów z polityki, wampirów z księgi, co potrafią stać się niewidzialni - puszczając ślady na śniegu. Dziewczęta o poskręcanych włosach zdobią ekran i czekają na męskie zaloty, tawerna zapełnia stół kuflem piwa, a pod ziemią koczują czarownicy, którzy mają okultystyczne zapędy, jak Aleister Crowley. Przyrządzając mikstury z ludzkich serc.
To fantastyczny horror, co skacze po wydarzeniach, gdzie świece oświetlają ponure zamczyska, jarmark rozkręca się w pościg za Martinem, kobiety czarują uśmiechem, na głowach zwisają kapelusze z rondelkiem. Magicy znikają ze sceny, pozostawiając pustą przestrzeń na ekranie. Muzyka symfoniczna pobrzmiewa na królewskich salach, Hrabia Andlobrandini (Juraj Kukura) widzi Fausta na przyjęciu (zaskakująco podobny, jak w ,,Mullholland Drive'' Davida Lynch). Martin flirtuje z Czeszką pięknością, a krew spływa na diamenty. Całkiem zgrabnie łączy komediowy ton cyrkowców z przebranymi magami, gdzie lustra stoją pośród szczerego pola. Władcy narzekają, że na karnawale przedstawia się przykrą politykę, amulet z serca ma przynieść szczęście, a romans kwitnie, jak w baśniowej układance. Twórcy szczycą się wyobraźnią, ponieważ szable unoszą się w powietrzu, w podziemiu króluje szereg pionowych świec, zegary przyspieszają, żeby oszukać czas. Kandelabry podkreślają gotycki wystrój, a czarownicy są poza regułami fizyki. Sama śmietanka towarzyska - od baronowej, do namiestników królewskich, którzy pilnują porządku publicznego. Mimo wielu atrakcji nie gubi się w narracji prezentując kolejne wynalazki sprzeczne z umysłem. Nadworny alchemik nie powinien żyć od trzystu lat, lecz jego możliwości sprawiają, że eliksir przywraca go do rześkiej postawy.
Nieustannie dokręca śrubę do fantastycznych pomysłów, gdzie na czeskich ziemiach Martin wplątuje się w liczne kłopoty. Odwiedza więzienie, zakochuje się w szczerej dziewczynie, błądzi w podziemiach widząc, jak ludzie stali się automatami - zaczarowanymi przez faustów pragnących nieśmiertelności. Niepożądani mistycy, którzy władają czasem, śmiertelnikami, a nawet całym systemem politycznym. Jakby sam Mefistofeles z powieści Goethe wyskoczył z książki i założył się z królem, że założy kajdany zahipnotyzowanym mieszkańcom. Okazuje się, że sam eliksir na młodość jest z grobowca Faraona, a Adriana cierpi na apatię, ponieważ jest pod kontrolą cudzej woli. W tym ludowym mitomaństwie dominuje szara stylistyka złączona z podziemnymi korytarzami, gdzie świece podkręcają oniryczną atmosferę. Faust jest smutnym błaznem, ludzie tańczą na przestrzennej sali, a magowie to pretensjonalni cyganie, którzy myślą, że są niepokonani. Księżniczki są porywane, nieumarli skrywają się wśród żywych, a cała groza ulatuje w dekoracyjnej baśniowości. Narracja jest poszatkowana przez dylatację czasu, ale nigdy nie wytrąca z równowagi. Czeski autor korzysta z mitów kultury, żeby określić potęgę wyobraźni.
W przeciwieństwie do oszustów, jak Zygmunt Freud (nie szanuję tego człowieka, wiem o tym), który gardził surrealistami, który nie rozumiał sztuki iluzjonistów - przenika przez powłokę naszych pokręconych rzeczywistości, gdzie rzeczywistość odbija się w lustrze, a zakładane maski mają przysłonić zamiary, to czeski twórca, jak Juraj Herz pogłębia senny obraz starając się zadrwić z realistów, którzy nie potrafią czarować obrazem. Europejski horror z komediową hecą odsłania piękno kinematografii, gdzie marzenia odzyskują koloryt porzucając smętnych namiestników króla, którzy są za poważni, żeby zrozumieć sztukę. Surrealiści zawsze będą górą, ponieważ nie obowiązują ich śmieszne reguły, dla tych, którzy chcą sprowadzić kino do logicznej akupunktury. Zbłąkany dwór królewski jest światem rzeczywistym, który musi ustąpić miejsca showmanom, wszelkim kuglarzom, którzy czynią cuda i przenikają przez proste terminy, jak doba. Peleryna-niewidka zakładana na ciało, aby zniknąć pośród tłumu, podziemna otchłań serwująca twarz astrologicznych zdarzeń, gdzie wskazówki zegara szaleją, taniec wampirów zaburza czasoprzestrzeń, a miłość nie blednie na tle czarowników, którzy fiolkami przyrządzają nawar, prowadząc potajemne eksperymenty z dala od ludzkich oczu.
Czechosłowacja, 1979, 90'
Reż. Juraj Herz, Sce. Josef Hanzlik, Juraj Herz, Zdj. Jiri Machane, Muz. Petr Hapka, prod. Filmove Studio Barrandov, wyst.: Ondrej Pavelka, Anna Malova, Julie Juristova, Josef Kemr, Josef Somr
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz