sobota, 16 lipca 2016

Daleko na północy - Opowieść Petersburska



,,Daleko na północy'', to koprodukcja duńsko-francuska nawołująca do europejskiej kultury i jej dziedzictwa. Gdy w kinach niepodzielnie rządzą studia Disneya czy Pixara (amerykańskie machiny marketingowe), na uboczu stacjonują mniejsze zespoły zaopatrzone w takie persony, jak Tomm Moore czy Stéphane Aubier, którzy wzbogacają kino animacyjne. Niestety ich dystrybucja stoi na żałośnie niskim poziomie. Słaba reklama sprawia, że giną w natłoku kolejnej jajcarskiej produkcji z USA. Spora przepaść między naszym a zagranicznym rynkiem jest widoczna gołym okiem. Europejczycy mają zgoła odmienne podejście do tworzenia animacji - eksperymentują ze stylem, unikają komputeryzacji oraz wolą korzystać ze starszej technologii, która na Zachodzie przechodzi do lamusa stając się nieprzydatna dla pracowników. A przecież zeszłoroczne ,,Sekrety morza'' czy ,,Ernest i Celestyna'' - najlepsza animacja z 2012 roku - niczym nie ustępuje wielkim tytułom z Zachodu, bo są robione z pasji i z zaognionym wyczuciem.

,,Daleko na północy'' ma ten problem, że jest mało dostępny w polskich kinach. Nie leci w multipleksach, a sieć studyjna ograniczyła ilość wyświetleń na dobę. Nie każde miasto i nie każde kino sprawi, że obejrzysz go na dużym ekranie. Prawdopodobnie czeka cię przeprowadzka na inny grunt, wyjazd do większego miasta, tylko po to, żeby zobaczyć ,,bajkę'' z dzieckiem czy młodszym kuzynem (w moim przypadku). Ale wszelkie niedogodności są tego warte. ,,Daleko na północy'' ma flegmatyczny wstęp, poznajemy blondwłosą arystokratkę o imieniu Sasza zapatrzoną w dokonania dziadka odpływającego na północ, do Davaï. Z racji że nigdy nie wrócił z bieguna północnego ma zamiar iść jego tropem i odkryć obszar, po którym stąpał jej ulubieniec. Nie tyle marzy o podróży, co stara się odzyskać honor rodziny. Wkrótce czeka ją pierwszy bal oraz pierwszy zakłamany uśmiech, gdyż wolałaby być na morskich terenach niż wśród dżentelmenów ciągnących panny do tańca.




Dostajemy ciekawą bohaterkę, gdyż zamiast dobrobytu woli podążać za celem, który wydaje się być bliski zrealizowania, choć nie wie, jakie przykrości mogą ją spotkać. Ma wszystko, co potrzeba, aby zobaczyć to, co jej ukochany dziadek. Z racji, że zaczynamy przygodę w Sankt Petersburgu dominuje zimno, wietrzne temperatury czy też ujemna skala ciepła. A biegun północny tylko czeka, aby doprawić ciało w dygotanie. Czuć trud protagonistki, która musi przejść trudną drogę, aby dostać się na kawalątek ziemi, w którym tkwi przeszłość starszyzny eksploratora. To nie podróż determinuje, ale myśl o dziadku badawcy, i to nie koniec wyprawy sprawia o jej cudowności. To wycieczka, podczas której zdobywa doświadczenie, uczy się szkoły życia, inicjuje oraz dojrzewa do podjętych wyborów, które wpłyną na jej charakter, przez co udowodni, czy może na sobie polegać.

,,Daleko na północy'' nie idzie tą samą ścieżką, co Disney. Niweczy show, a humor jest produktem deficytowym, którego wcale się nie spodziewamy. Śmiesznych scen policzysz na palcach jednej ręki, to wyważona, stonowana historia bez popkulturowych odniesień i zarażających śmiechem sytuacji obrazkowych. Młodszy kuzynek bał się, że ktoś zginie - to animacja, gdzie istnieje realne zagrożenie, bo w ekstremalnych warunkach nie ma zmiłuj, surowy krajobraz daje sygnał o swoim bezeceństwie. Produkcja wyraźnie kierowana do starszych dzieci, gdyż niebezpieczeństwo mogące zakończyć się śmiercią jest dwukrotnie wyższe niż w przeciętnej ,,bajce'' wyświetlanej obecnie w dużych kinach. Dzisiaj wszystko jest kolorowe, ciepłe i na wysokich obrotach. Duńsko-francuska opowieść petersburska wygląda oraz zachowuje się inaczej.



Jest często statyczna niczym ,,Księżniczka Kaguya'', unika szarż oraz zawrotnego tempa na wzór studia Ghibli. Wizualnie broni się jednak różnymi odcieniami, jej kanciasta, wielokrotnie kartonowa czy ułomna grafika sprawia, że ból na twarzach postaci łagodzi ich cierpiętniczy wizerunek. Leniwy wstęp wcale nie sprawia, że przyspieszy. Jak na kino familijne/dla dzieci jest to historia powolna, ostrożna w dodawaniu atrakcji. Wynika to raczej z tego, że relacje między postaciami są na podium - stanowią najważniejszy element całości. Buduje przyjaźń między widzem a Saszą, ogromne przywiązanie Saszy do dziadka, arystokratki do nowej załogi, którą pozna w trakcie wypływu na biegun północny. Czasem chciałoby się więcej dowcipów czy odrobiny szybszej akcji, ale to nie ma znaczenia, ponieważ twórcy od początku seansu sugerują, że zwalniają tempo, żeby skupić się na tej jednej bohaterce, która przeżyje drugą przygodę niczym Kate Walker z ,,Syberii''.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz