niedziela, 14 grudnia 2014

Arcydzieła kinematografii: W stronę morza - Odejść godnie i z podziwem


Już pierwsza scena przykuwa zainteresowanie. Okienko, które zbliża się do widza odsłania kształty i dźwięki dochodzące z plaży. Równie dobrze moglibyśmy zamknąć oczy i oddać się ,,terapii''. Wdech i wydech zestawiony jest z odpływem i przypływem morza. Ta wizualizacja wpływa na samopoczucie. Kiedy zostajemy wybudzeni z technik odprężających - bohaterowi nie straszny deszcz za oknem, który przyprawia o depresję. Niby nic odkrywczego, ale gorący stopień wrażliwości wprowadza melancholijnie do tematu. Atmosfery przepełnionej zapachem ulatniającym się w stronę morza. 


Wróćmy do jawy. Oglądamy sparaliżowanego Ramona przykutego do łóżka. Jego marzeniem, jeśli można to tak ująć, jest umrzeć, gdyż nie widzi dalszego sensu, aby pozostać unieruchomionym do końca swych dni, być zależnym od rodziny i nie móc funkcjonować siłą woli, tak jakby tego sobie życzył. Niechętnie opuszcza dom. Spacery na wózku go nie pociągają. Wynajął adwokatkę, która ma przedstawić sądu orzeczenie o rozpatrzeniu prośby Ramona - aby dokonano na nim eutanazji: zgodnie z zaleceniem klienta. Sprawa zostaje nagłośniona w przekazach medialnych. Ramon publicznie domaga się o szybką śmierć.

Nie wszyscy są zgodni, co do jego prośby. Starszy brat nie potrafi uszanować decyzji o kroku dzielącym Ramona od własnego pogrzebu. Stwierdza, że nikt w jego rodzinie nie dopuści się dobrowolnego skazania na drugi świat, w którego Ramon nie wierzy. Natomiast wiele jest osób, które chętnie pomogą, aby skrócić jego męki. Stoją po stronie deklaracji ,,życie jest prawem, nie obowiązkiem''. Są tacy, którzy w poszukiwaniu inspiracji lub pocieszenia wybierają się do jego mieszkania, aby odwiedzić go i z nim porozmawiać. Taka okazja jest również powodem, by pojechać do Ramona i przekonać do tego, że nie ma co się spieszyć z opuszczeniem Ziemi i bliskich. Niektórzy uważają, że ucieka od życia, zamiast znaleźć pozytywne aspekty stanu, w którym się znajduje. 




Ramon ma jednak racjonalne podejście do świata. Nie postradał zmysłów, wie czego chce i uparcie dąży do wyznaczonego celu. Pomimo dramatu jednostki, Ramon cieszy się z uroku wyobraźni - lata w przestrzeni, kiedy ma na to ochotę. W rozmowach z Julią, która też ulega chorobie, jest potajemne uczucie bliskości. Rozumieją się, zbliżają, gdy Ramon wybiega nad morze z pomocą umysłu, który pozwala człowiekowi ,,wydostać się'' od niemocy poruszania ciałem. Jego wizje ujawniają, że życie miałoby sens, gdyby tylko wstał z łóżka. Morze było jego spełnieniem, które jednocześnie odebrało mu życie kierowane mięśniami. Kobiety coraz bardziej odgrywają rolę ,,ratunku'' od upragnionej śmierci. Ramon chętnie spotyka się z nimi, ale on postanowił i nie zamierza żyć, dlatego że ktoś tak chce.

Film nie posiłkuje się filozofią moralności, nie obarcza Ramona krytyką samozagłady. Każdy dostaje czas, aby przedstawić własne argumenty. Nie zabraknie kaznodziejskich pouczeń, albo wątpliwości w stosunku do odważnych decyzji. Należy pamiętać, że ile ludzi, tyle poglądów, i tutaj trzeba się zgodzić, że nikogo nie potraktowano jak kogoś, kto nie ma własnego zdania. Część osobników jest przeciwna eutanazji. Samobójstwo wydaje się kuszące, gdy tracimy kontrolę nad swoim ciałem. Niektórzy przyjmują do świadomości, że śmierć dla bliźnich jest ukojeniem, a nie urojeniem czy strachem przed nieodwracalnymi zmianami. Niektórym na rękę jest sądzić, że to my mamy rację, ale Alejandro Amenabar w swoim czwartym filmie nikogo nie oskarża o konformizm. On ukazuje to w barwach nie jedności. Jego najbardziej interesuje wybór: pomiędzy życiem a śmiercią. 




Zabijesz się, albo przeżyjesz, wiedząc, co cię czeka. W stronę morza to film, na który dawno polowałem. Zwlekałem, unikałem go, ale zachowałem w pamięci tytuł. Sięgnąłem i opadłem na dno poruszenia. Łzy nalewały się do oczu, serce ściskało i topiło się w morzu słów: ,,ależ to było piękne''. Ogromną zasługę przypisuje trio aktorskiemu: Javier Bardem - Belen Rueda - Lola Duenas. Oraz muzyce Wagnera. Żadnej minuty nie uważam za straconą, choć powiedzieć, że to produkcja dla wszystkich, byłoby wielce niestosowne, czy też niewskazane. Sporo dialogów - jak to w hiszpańskich filmach. Nie ma atrakcyjnej narracji czy lekkości weekendowej komedii, ale można się pośmiać, bo jest to dramat, który rozumie, że w życiu poza smutkami, jest czas na radowanie się z małych rzeczy. Tragedia nie przesłoniła firankami światła rozpromienionych ust.

W stronę morza trafiło na mnie w dobrym momencie. Zbliżają się święta, więc doceniłem wątek bezradnej rodziny. Motyw romantyczny zalatywał pogonią za szczęściem, a samotność przemykała w duszach zrozpaczonych istot. Mógłbym się rozpisywać i dłubać przy nim do bladego świtu, ale po co, nie wystarczy to, co napisałem? Chciałbym pozostawić kilka uczuć bez słowotoku. Kiedy następne arcydzieło kinematografii? Mam nadzieję, że już niedługo!

W stronę morza online

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz