piątek, 31 października 2014

O filmach Dereka Cianfrance

Zdjęcie przedstawia gościa dzisiejszego programu 


Derek Cianfrance - Urodził się w Lakewood w Kolorado (terytoria USA). Jego filmy udowadniają, że w Stanach Zjednoczonych są nie tyle, co wielkie pieniądze, by rozbuchać marketing i zareklamować swe najnowsze dzieło, ale też artyści wyjątkowi, bo opowiadający o sprawach, które dotyczą ludzi, a nie nadludzi czy kogoś, kogo widzimy w snach lub postaci bazujących na komiksach. I na wstępie należy zaznaczyć, że jest to kino podążające własnymi ścieżkami. 

Cianfrance zadebiutował w 1998 roku filmem Brother Tied. W Polsce nikomu nie znany, niedostępny w punktach sklepowych. Przed przystąpieniem do artykułu - chciałem się z nim zapoznać, ale nie dałem rady. Przeczesałem internet i najprawdopodobniej produkcja utkwiła gdzieś na wybrzeżach wyparcia ze świadomości widzów. Co wydało się mi przykre, gdyż tytuł otrzymał nominację do nagrody Główna Nagroda Jury. Zniechęcony obrotem spraw, zawziąłem się za Blue Valentine

Zanim jednak uznam temat za rozpoczęty, w zestawieniu pominę jego krótkometrażówki. One również nie cieszą się popularnością. Najpewniej ma to związek z tym, że Derek Cianfrance to reżyser niezależny, nie kręci rentownych marek. Nawet nie zerkając do jego rubryki, wcześniej porównałbym jego styl do kina francuskiego niż do kraju, gdzie występują takie tuzy jak Martin Scorsese czy David Fincher, ale o tym powiemy sobie między wierszami w trakcie wywodu. Tak na dobrą sprawę, rozprawiać będę o dwóch tytułach: Blue Valentine i Drugim Obliczu. Jego najnowszy film pt. Metalhead nie ma jeszcze premiery, ale już rezerwuje bilet (w teorii). 




Opisując w kilku słowach, jak postrzegam filmy Dereka Cianfracne po napisach końcowych - odpowiedziałbym - to kino prywatne, intymne, nie zważające na to, kto gra główną rolę. Dotyka kwestii wstydliwych, pomijanych przez filmowców, którzy unikają poważnych zagadnień oferując w zamian eskapistyczną rozrywkę. Nie popiera tego, aby nie oddziaływać na przyzwyczajenia widza, lecz wymusza zmianę taktyki, uczy jak odbierać kino, gdzie w repertuarze nie ma laserów, gradu suchych żartów i tempa podkręconego do kolejki górskiej. Cianfrance jest niezależny, bo z głośnymi nazwiskami aktorów kreuje dramaty z serialowej konwencji. 

Do obu produkcji zatrudnił Ryana Goslinga - aktora, którego osobiście lubię. Miał idealny start, ponieważ w Fanatyku udało mu się odegrać neonazistę pokroju Edwarda Nortona z Więzienia nienawiści (skądinąd film wysoko oceniany przez Polaków) - z tym że Ryan był pierwszy. Otrzymał wyróżnienie - nominację do nagrody Independent Spirit. Potrafi przyjąć propozycję od rzemieślników kina popularnego, ale i poświęcić czas twórcom europejskim (współpracuje z Nicolasem Refnem). I chociaż doceniam go głównie za występ w Miłości Larsa - ma on swoje wady (niekiedy zawodzi go ambicja, gdyż jego umiejętności aktorskie nie wystarczają - są zbyt ograniczone) i zalety (nadaje się do wyciszonych produkcji). Nie jest to aktor wybitny, ale wpływa na kobiety, które zdążają do multipleksów, żeby go zobaczyć. W obrazach Cianfrance udowadnia niedowiarkom, że jak chce, to potrafi zabłysnąć na ekranie.

Mała uwaga: zdradzam wątki fabularne.




W Blue Valentine wciela się w Deana, małżonka i ojca jednego dziecka: córki. Jego związek z Cindy (Michelle Williams) przeżywa kryzys. Dawne uczucia wygasają. Rosnące rozczarowanie ma wpływ na ich relacje. Upływ czasu, kilkuletni staż małżeński pozostawia widoczny ślad i zwiastun tego, co najgorsze, że rozejdą się, a dziecko będzie dorastać w rozbitej rodzinie. Czy można temu zapobiec? Czy da się wskrzesić miłość w sercu? 

Bohaterowie opowiadają nam o swojej przeszłości. Dean wierzy w uczucie od pierwszego wejrzenia. Sporo rozmyśla, ale na razie nie zamierza zostać przykładnym mężem i kochającym tatą. Los zsyła Cindy - przepiękną kobietę, która od razu rzuca mu się w oko. Pragnie ją poznać, choć zamienili ledwie parę nieznaczących słów. Daje jej wizytówkę, aby mogła się z Deanem skontaktować. Nie ma odzewu, lecz Gosling nie daje za wygraną. Obsesyjna ,,tęsknota'' za nieznajomą pozwala niczym w prawie Murphy'ego, urzeczywistnić marzenia. Spotykają się. Druga rozmowa jest dłuższa, jeszcze bardziej zabawna od poprzedniej (kawał Cindy jest niepoprawny społecznie, ale uderza we właściwy punkt). Podryw możemy uznać za dokonany. Cel osiągnięty - Cindy zacznie zaznajamiać się z duszą pokładaną w romantyzmie. 




Cindy jest jednak zgoła odmienną osobą. Spółkuje z wieloma facetami, co w konsekwencji prowadzi do tego, że Dean zacznie wychowywać nie swoje dziecko. On się o tym dowiaduje, jest wściekły - w ujęciu wewnątrzkadrowym jest moment, gdy uderza ręką w siatkę. Cindy była za aborcją - chciała pozbyć się ,,bękarta''. Dean w tym czasie jest tylko jej przyjacielem i cokolwiek zrobi - nie opuści jej, by sama przez to nie przechodziła. Zapewnia otuchę. Na oddziale zabiegowym dochodzi do zmiany decyzji - nie zabije nienarodzonego dziecka. Porzuca kochanka i biorą ślub. Szczęśliwi, zakochani, nie wiedzą, że po zawarciu małżeństwa oddalą się od siebie.

Wina jest obopólna. Cindy uważa, że Dean zaprzepaszcza talent muzyczny, ale jemu nie chodzi o sławę czy zarabianie instrumentem. Raduje go to, że ma cudowną żonę - ratuje pacjentów, została lekarką, tak jak planowała. Cieszy się z bycia ojcem. O niczym więcej nie marzy, co było nie do pomyślenia w przeszłości, Cindy nie rozumie, dlaczego przestał się rozwijać, a Dean z kolei nie wygląda na przekonanego, co do swoich racji - z pozycji widza nie widać optymizmu przy wypowiedzeniu takiej nowiny. Seks po założeniu obrączki jest jakby z przymusu. Są to sceny, które można było wyciąć, ale sugerują, że nie dogadują się ciałami, na twarzach rysuje się cierpienie - rozdzielają się, tak jak było przed złożeniem przysięgi małżeńskiej - „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6). Ich dusze nie nadają na tych samych falach - pogubili się, wypalili jako kochankowie i przyjaciele. 




Zakończenie nie pozwala nam zweryfikować, co zdarzy się z ich nierównym związkiem. Optymiści powiedzą, że będzie dobrze - wszystko się ułoży. Pesymiści stwierdzą - było miło, ale się skończyło. A ja bym chciał być gdzieś pośrodku. Małżeństwo w separacji, ale wierzę, że można odbudować sakrament, o ile ich serca nie zgniją, i nie poszukają sobie nowych miłości.

W Drugim obliczu Ryan Gosling ponownie przywdziewa wizerunek zagubionej jednostki - na własną prośbę. Z opadającym papierosem w ustach, z zarostem na twarzy, przy tym poozdabiany tatuażami. Ojciec jedynaka: dla odmiany chłopiec. Pierwsza scena przedstawia Luke'a idącego do motocyklu - jest kaskaderem, najlepszym w branży. Za chwilę wykona trik w zamkniętej kuli. Kamera podąża za postacią jak w filmach Béla Tarr. Wsiada na pojazd i reżyser zapewnia dawkę adrenaliny. Ciach, przejdźmy do szarej rzeczywistości. Luke ,,przypomina sobie'', że jest ojcem. Wraca do kobiety, z którą zrodził potomka, ale ta jest już z innym. Romina jest odpowiedzialną rodzicielką - ma pracę, dba o syna i układa przyszłość z czarnoskórym mężczyzną. 




Gosling spotyka się z porzuconym dzieckiem - jest za mały, aby zrozumiał, jakich błędów się dopuścił. Luke, żeby zdobyć łatwą forsę, napada na banki z drobną pomocą przyjaciela. Korzysta z nabytego talentu (w przeciwieństwie do Deana z Blue Valentine). Jest jak tatuaż z kapeluszem na przedramieniu. Pojawia się na krótko i znika wewnątrz niego - sztuczka magiczna polega na tym, że wjeżdża jednośladowcem do boksu w ciężarówce. Ciężarówka jest kapeluszem - ukrywa sprawcę przestępstwa. Po sprawnie wykonanym działaniu, stara się nawrócić ukochaną - pragnie jej zaimponować pieniędzmi i małymi upominkami. Niestety, Luke nie dojrzał jako mężczyzna. Napada na partnera Romiki, przez co trafia do więzienia, ale wychodzi za kaucją przyjaciela. 

Robi trzeci skok, bez wspólnika. A potem dochodzi do kuriozalnej tragedii. Następuje zwrot fabularny. W tym czasie do głosu dochodzi Avery Cross (Bradley Copper). Pozbywa się rabusia i zostaje ogłoszony bohaterem narodowym, ryzykując własne życie dla dobra państwa. Koledzy z pracy odpalają szampana, media trąbią o niezwykłym czynie, a on sam ma dylemat, czy jest w stanie funkcjonować na służbie. Nie potrafi pogodzić się ze świadomością, że pozbawił kogoś ojca, ale gdyby nie oddał strzału - przypuszczam, że doznałby trwalszych obrażeń. Akcja lawiruje pomiędzy ojcem, a dorosłymi synami  - zarówno Luke'a, jak i Avery'ego (ekran informuje nas w trakcie seansu, że wydarzania przemieszczają się piętnaście lat do przodu).




Scenariusz nieśpiesznie porywa się z ukaraniem postaci, które na to zasługują, bądź nie (sami jako widzowie ustalamy, za kim się postawimy, czyją stronę uznamy za sprawiedliwą czy prawidłową, godną naśladowania). I chociaż odpowiedzi nie ma jednoznacznych, łatwych i klarownych - film niejako wymusza śledzenie wątków, na które nie zawsze mamy ochotę. Reżyser kilka razy zmienia głównego bohatera, nie jest w niczym stały i bawi się komfortem odbiorcy, który udomowił się w produkcjach bezpiecznych, nie oddalających się od wytartej konwencji. I choć to nie jest nic nowego w kinie - potrafi zburzyć świątynię, do której zdążają tłumy, czyli do happy endu i prostego zakończenia. 

W tym filmie problem ojcostwa wyłania się na plan pierwszy. Drugie oblicze wyjaśnia, w jaki sposób wybór lub decyzja działania wnika w dalsze pokolenia genealogiczne. Myśl o tym, że ojciec miał kłopoty z prawem - sprawia, że syn łatwiej sięga po broń. Pójście w ślady ojczulka nie musi oznaczać coś pozytywnego, wręcz odwrotnie, grzechy ojców wybudzają z młodych najstraszniejsze instynkty. To nie tyle, co geny, ale skoro tatuś szedł na skróty i za nic miał społeczny zakaz, to czemu on nie ma prawa przekroczyć tej granicy? Jest oczywiście jeden kontrast - ojciec pracoholik, służy ludziom i instytucji państwowej. Syn - typ imprezowicza sprowadzający nielegalne towary. Starszy jednak nie zostaje bez skazy. Nie chce mieszkać z synem pod jednym dachem. Nie interesuje go co robi, albo nie ma na to czasu. 




Tytułowym drugim obliczem wydaje mi się, że jest pokazanie ojca jak monetę - z dwóch stron (awers, rewers). Nie jest tylko od wychowania czy zapewnienia rodzinie środków na przeżycie. Reżyser ma głębsze rozumowanie - chce wiedzieć, jaki naprawdę jest. Jakim jest człowiekiem. Czy w pracy jest aż tak idealny? Czy kobieta z którą jest - tworzą zgrany zespół? Ojciec jest tylko człowiekiem i jego winy z przeszłości kroczą za nim, co powoduje, że są kłopoty takie, a nie inne. Skutek i przyczyna ma wyraźną przewagę nad losowością zdarzeń. Nic nie wydaje się przypadkowe. Drugim obliczem może być równie dobrze zmiana perspektywy - pokażmy dwóch ojców, którzy prowadzą przeciwległy tryb życia - jeden objął drogę kryminalisty, drugi wybrał ochronę społeczeństwa przed zbirami.

Problem jest tylko jeden. Film upraszcza kilka rzeczy, jak np. spotkanie Jasona z Aj - czyli syna Luke'a z synem Avery'ego. Wiadomo, że nie będzie dobrze. Od razu widz przeczuwa, że zakończy się to podniesieniem na kogoś ręki. Jednak nie chciałbym zdradzać wszystkich faktów z filmu. Nie jest to produkcja, przy której jesteśmy rozluźnieni. Głównie dlatego, że zaskakuje tempem opowiadania - akt I z Goslingiem jest najciekawszy i najintensywniejszy - pracą kamery, która zmienia się przy każdej postaci, która odgrywa ważną rolę. A propos Ryana Goslinga - sceny, gdy pędzi motocyklem, są często kręcone od ręki -chaotycznie nakręcone. Bez zmiany ujęcia widzimy jak w pędzącej machinie operator śledzi uciekający motor. Ekran skacze, trzęsie się, gdyż obiektyw jest w ruchu i nie korzysta ze statywu lub środków, aby uspokoić pęd z jakim przemieszcza się kamera, ale dzięki temu obraz jest dynamiczniejszy - uwielbiam scenę, gdy kaskader wywraca się na motocyklu, a kamera obserwuje go zza szyby samochodu. Wspaniałe ujęcie i kadr, który mógłbym wydrukować i powiesić na ścianie!




Kobiety u Dereka Cianfrance mają mniejsze role. Szczególnie Eva Mendes, która przestaje mieć znaczenie dla fabuły, gdy Luke zostaje zdjęty z anteny. Cindy jest istotniejsza, ale to Dean podciąga historię. To on jest punktatorem wydarzeń. On sprawia, że Cindy bierze udział w fabule. On decyduje, dlaczego ziszcza się kryzys młodego małżeństwa. On wywołuje tak smutne zakończenie. W Drugim obliczu wszystko skierowane jest na męskich odpowiedników. Gdyby zamiast chłopca była córka - zakładam, że reżyser zrobiłby wszystko, aby syn Luke'a zetknął się z córą Avery'ego. Cindy to kobieta, która wychowywała się bez ojca i znów mamy przykład, że reżyser uczepił się tej sprawy jak rzep psiego ogona. Brak ojca równomiernie łączy się z kłopotami podczas wkraczania w dorosłość - to morał, ale i przestroga. Również zabawnym nawiązaniem do kina jest to, że Ray Liotta z Drugiego oblicza, mimo że jest umundurowany w strój policjanta, nadal pozostaje gangsterem - gra zły charakter, złego glinę - to, w czym się sprawdzał w ciągu kariery aktorskiej.

Oba tytuły mają pewne punkty wspólne, nie brzmią idealistycznie, są ostrą krytyką wobec ojcostwa i związków, które się nie układają. Bo jedno z drugim jest ze sobą powiązane. Dzieci nie zostają obojętne wobec braków w rodzinie. I nie pomoże ojciec zastępczy, oj nie pomoże. Tylko mężczyzna uczyni chłopca mężczyzną. Matka zapragnie go zastąpić, jeśli trzeba, ale to nie to samo, co prawdziwy tata. To przekaz, który dobrze znamy, ale film wyczula się również na pozostałe tematy: moralności, autorytetu, odpowiedzialności, ponoszenia strat. Nie pyta, ale wykłada gotowe wnioski, co będzie, gdy ojca zabraknie przedwcześnie. Młody człowiek nie ma się na kim wzorować - to przykre, ale prawdziwe. Życie bez ojców jest utrapieniem.

Blue Valentine online

Drugie oblicze online


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz