piątek, 15 sierpnia 2014

Krótko o trzech filmach


Oglądając filmy nie zawsze znajduje czas na ich dokładne opisanie, dlatego postanowiłem zrobić minirecenzje. Krótko i na temat piszę, czy warto sięgnąć po pilota. Wyjątek jest taki, że dla Godzilli zrobiłem drugie podejście. Po kinowym seansie byłem rozczarowany, ale dostał drugą szansę przed mniejszym ekranem - wiedziałem, czego oczekiwać i postanowiłem inaczej zabrać się za przerośniętego gada. Wybrałem trzy filmy, które chciałem zrecenzować, ale ostatecznie nie mam chęci na ciągnące się teksty.


Zacznijmy od Godzilli (2014)

Nadal uważam, że filmowi sporo brakuje do satysfakcjonującej rozrywki. Godzilla jest obrońcą ludzkości, ponieważ żołnierze nie są w stanie przeciwstawić się wrogowi o kształtach pterodaktyla? Nie mam pojęcia jak to nazwać - nigdy nie zachwycałem się pojedynkami gadów (za dzieciaka wolałem latać w chmurach i chodzić po ścianach). Jak na superprodukcję brakuje dynamicznych ujęć. Ekipa aktorska spisuje się średnio, ponieważ takie figury, jak Taylor-Johnson i jego filmowa żona Sally Hawkins zaniżają średnią. Duży plus za Bryana Cranstona i Kena Watabane, którzy dobrze rozumieją jak odgrywać role dramatyczne. Problemem jest również niska częstotliwość wystąpienia tytułowego samca. Jest go stanowczo za mało, a jak się pokazuje nie ujawnia wszystkich swoich możliwości. Nadmiar żargonu męczy, a wyjaśnienia przez naukowców i doktorów są za rozległe, jak na kino, które miało nieść bitwy na duże pięści. W ostateczności jest to film rozczarowujący, ale Godzilla ma lepszy powrót niż za czasów Emmericha za kamerą.  

Godzilla to przyzwoity średniak od którego lepiej nie oczekiwać gruszek na wierzbie. W tym rzemiośle mamy fantastycznie wykreowanego Godzillę, który jak zaryknie, to słychać go przez miasto. Kolos jest dopracowany i widać, że pieniążki nie poszły na marne. Ponoć ma się pojawić druga część - chętnie obejrzę, ale czekam bez emocji. 


Zajrzyjmy do Sygnału (2014)

Premiery w Polsce jeszcze nie było, ale mając za sobą seans postanowiłem podzielić się z Wami wrażeniami. Po pierwsze: jest strasznie nierówny. Im bliżej końca, tym częściej kiwałem głową i odsuwałem wzrok od telewizora. Ostatnio jest jakaś dziwna moda, żeby nastolatkowie grali główną rolę. Ja rozumiem, że jest popyt na młodzieżówki, ale nie mogłem się przyzwyczaić, iż w filmie Sci-Fi młodzi ludzie stanowią centrum zainteresowania. Sygnał ma kilka zalet, które świadczą o znajomości gatunku. Od strony technicznej stoi na bardzo porządnym poziomie. Jest śliczna kolorystyka, którą od praprzodków cechuje science fiction. Odpowiednio nałożone barwy przynoszą skutek i wpływają na odbiór filmu. Film w spokojnym rytmie opowiada o trójce przyjaciół, którzy przemierzając Nevadę trafiają na pusty dom na pustyni poszukując hakera, Nomada. Ogółem Sygnał posiada motywy znane z wielu mu podobnych produkcji. Nie zabraknie rozmów o pozaziemskich istotach, mieszanka prania mózgu i poszukiwania odpowiedzi na fundamentalne pytania. Niestety, fantastycznie się rozkręca, ale marnie kończy, popisując się efekciarstwem, żeby zakryć niedoskonałości w scenariuszu. 

W ostateczności Sygnał uważam za niewypał po odpaleniu. Po seansie ma się nieodparte wrażenie, że zostaliśmy wyrolowani, bo zakończenie nie przynosi rezultatów i satysfakcji. Film interesujący aż do opuszczenia szpitala. Potem reżyser zrobił z tego bełkot i zaprzepaścił intrygujący początek. Szczerze - nie polecam. 


Ostatni tytuł na liście, to Zły porucznik (2009)

Film nie wiele ma wspólnego z historią Abla Ferrary z 1992 roku o tym samym tytule. Łączy ich tylko to, że na pierwszy plan wysuwa się skorumpowany glina, który ćpa równie intensywnie, jak prowadzi dochodzenia. Werner Herzog za kamerą sprawił, że uwierzyłem w moc kina gatunkowego. Bardzo konsekwentnie podchodzi do przesłuchanej płyty. Nicolas Cage nareszcie po wielu latach grania w miernych produkcjach dostał rolę, którą może udowodnić, że jako aktor nieprzypadkowo otrzymał Oskara. Jego przygarbiony glina jadący na koce jest nad wyraz charyzmatyczny. Zawsze dostaje to, czego mu potrzeba. Załatwia interesy niezgodnie z prawem i ma tupet godny Harry'ego Callahana z Brudnego Harry'ego. Film grzeje południowoamerykańskim klimatem, posiada cudowną muzykę i najlepsze cechy kryminału. Zły porucznik jest filmem, który z całej trójki prezentuje się najlepiej. Co nie oznacza, że nie posiada wad. Główny zarzut pada na oczywiste zakończenie - jest bez uderzenia. Wyobraźcie sobie, że przez cały seans dostajecie gigantyczną dawkę trawy, przemocy i naburmuszonej, kapryśnej miny, żeby po ,,odleceniu'' otrzymać lukier, uśmiech i herbatę. Nie przystoi, co? 

Końcówka na szczęście nie psuje ostrej zabawy. Czarni kręcą z białymi, pieniądze wydawane są w tempie wypalonej kuli z magazynku, a kobiety w świetnym wydaniu towarzyszą męskiemu testosteronowi. Nie brakuje zabawy z kinem, to wyczerpujące zachłyśnięcie się światem gangoli. Chris poleca.


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz