sobota, 9 sierpnia 2014

Arcydzieła kinematografii: Dziecko wojny - Czas sądu i rozliczenia


Debiut i od razu nagroda Złotego Lwa w Wenecji: oto przed wami Andriej Tarkowski. Jeden z największych mistrzów kina. Moja przygoda z rosyjskim reżyserem zaczęła się od filmu Ofiarowanie. Początek był nieprzyjemny. Pierwsze zetknięcie się z tak indywidualnym artystą jest niemal bólem, do którego zaczynamy się przyzwyczajać wraz ze zrozumieniem pojmowania sztuki przez jego osobę. Kto nie zna Tarkowskiego, prawdopodobnie nie ogląda kina artystycznego. Jeśli mieliście szansę się z nim zetknąć, i nie rzucił Was na kolana - Dziecko wojny też tego nie zrobi.

Akcja filmu toczy się podczas II wojny światowej. Samotnie wędrujący chłopiec, który uciekł z obozu koncentracyjnego trafia na radzieckie oddziały. I już teraz uprzedzam - jest to kino antywojenne. Zapomnijcie o rzeźniach, skupimy się na dramatach jednostki uwikłanej w sytuacji jednostronnej. Jak na dwunastoletniego chłopca jest niezwykle silny, posiada charakter, który potrzebny jest żołnierzom na Wschodnim Froncie.




Oficerowie chcą go wysłać do szkoły kadetów, ale ten nie zamierza ruszać się ze swojego położenia. Jest panem samego siebie - przynajmniej tak twierdzi. Owładnięty żądzą zemsty, za to, że zginęła mu rodzina - postanawia uczestniczyć na terenie wojny w zwiadowcach. I wszystko wydawałoby się jasne i klarowne, gdyby nie jeden szkopuł - jego życie zostało zdepczone, a dzieciństwo utracone. Ma sny, w których widzi zmarłych bliskich. Są ostatnią deską ratunku, żeby spotkać się z rodziną. 

Niespokojne sny są utrzymane w tonacji logiki poetyckiej. Pociesza się w nich, a jednocześnie traci to, co kształtuje nas za małego. Tarkowski użył nawet negatywu, by przejrzyście odróżnić jawę od drzemki. Sceny przejrzyście przechodzą i nachodzą na siebie. Pierwszy akt wskazuje, że mamy do czynienia z chłopcem, który pomimo strat odnajduje się w wojennej zawierusze. Jednak pod pozorami męstwa skrywa niewyobrażalny smutek i deprawację zmysłów. Niejako pogodzony z odejściem familii brnie na zabicie, bo jedyne, co mu pozostało, to oddanie się szaleństwu okrucieństwa wojny.




To wróżbiarskie przedsięwzięcie skończyć się może tylko w jeden możliwy sposób. Tarkowski jako debiutant zaczyna uchylać rąbek tajemnicy, w którą stronę ośmieli się zawędrować we własnej twórczości. Woda jako symbol m.in. życia i oczyszczenia, która będzie się przejawiać w takich filmach, jak Stalker, Andriej Rublow, czy we wspomnianym Ofiarowaniu, to stały motyw jego działalności. Środek, który stosować będzie raz za razem. I co najważniejsze, nie jest to nachalne atakowanie symboliką. To, co wyróżnia Dziecko wojny od pozostałych filmów w jego dorobku, to tempo narracji. Zdecydowanie jest to najszybsze półtorej godziny, jakie zleciało mi na seansie Tarkowskiego. Im późniejszy film, tym coraz częściej opierać się będzie na długo taśmowych ujęciach, które powodują, że osoby nieprzystosowane do zwolnionej rytmiki opowiadania historii zaczynają wątpić w sens oglądania. 

Od rozpoczęcia działalności artystycznej ukazuje, jak śmiałym i utalentowanym reżyserem jest Tarkowski. Kamerę umieszcza z ,,boku'', dzięki czemu na ekranie z łatwością umieszcza zbiorowo postacie. Nie musi korzystać z zasad ujęcie-przeciwujęcie, ponieważ nawet jeśli w kadrze umieszczony jest jeden aktor, drugiego pokazuje w ,,lustrze'', to znaczy jego odbicie. Stosuje również trick zapoczątkowany przez Orsona Wellesa. Głębia ostrości sprawia, że bez problemu widzimy to, co dzieje się za oknem. Świat w czasach wojny wygląda przerażająco pusto. Scenografia jest zarówno piękna, jak i otoczona zniszczeniem. To kolejny stały wątek Tarkowskiego - zgliszcza, w których bohaterowie muszą odnaleźć własne ,,ja'', czekających na apokalipsę i zbawienie. Pogodzonych lub zrezygnowanych ze stanu zastałej rzeczywistości. 




Dziecko wojny to film rozrachunkowy, dogłębnie kontestujący. Nie opowiada o tym, co dzieje się na wojnie (poniekąd), ale czym ona jest, i jakie skutki ze sobą niesie. Nie brakuje kul, które świszczą w tle, ale nikt się nimi nie przejmuje, bo to stało się normalne. Plastyczne kadry, niezaspokojone pragnienie sprawiedliwości, epatowanie flarami, które odchylają blask spokojnych wód, to widoczne cechy debiutującego przyszłego mistrza kinematografii. Nie każdemu się spodoba, ale to nie będzie moja wina.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz