wtorek, 17 czerwca 2014

Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie - Filmidło idealne do piwka


Co by nie mówić, filmy Setha MacFarlane'a sprawiały mi, jak do tej pory, sporo radości. Jego poprzednie dokonanie, Ted, oglądałem zarówno w kinie, jak i przed małym ekranem. Nie są to dzieła, które mają wywołać coś więcej niż pokaz sztucznych ogni w postaci wybredno-niewybrednych żartów. MacFarlane jest jak siedmiolatek, którego wszystko bawi. Nie udaje, że nie ma ochoty na trudne w odbiorze dowcipy. Stawia na prostotę sięgającą prostactwa. Odnosząc się do fekaliów, czy wulgarnych słów opisujących narządy płciowe. Ale nie jest tak, że powtarza się słownie, jak panowie z To już jest koniec. Seth jest błyskotliwy, jeśli powściąga prostoduszne intencje.




Długi tytuł niewiele ma do czynienia z prawdą, podczas seansu było kilkadziesiąt wymienionych sposobów, jak zginąć na Dzikim Zachodzie, którego nienawidzi główny bohater. A jest nim Albert, pastuch, który nie potrafi przypilnować owiec, nie ma pojęcia, jak obsłużyć pistolet, nienawidzi miasta, w którym giną ludzie często bez zasadnego wyboru. Ma dziewczynę Louise, ale ta nie potrafi zaakceptować tego, że jest niemęski i daleki od mitu zdziczałego Zachodu. Pokłosie takiego zachowania prowadzi do tego, że od niego odchodzi. Wkrótce do śmiercionośnego miasta przybywa rodzeństwo. Podczas akcji w Saloonie Albert poznaje Annę, która dobrotliwie pomaga mu w odzyskaniu ukochanej z rąk wąsacza. 




W rozwinięciu recenzji chciałbym pochwalić dwójkę aktorów: Setha MacFarlane'a i Charlize Theron, która wciąż jest uosobieniem piękna. Na ekranie skrzy chemią, gdy nawiązują przyjaźń, a każda ich rozmowa to ewidentny rudyment romantyczny, niekoniecznie romansowo poprawny. Spory plus dla znanych postaci z innych filmów, które są już niejako wpisane w popkulturowy galimatias. A Liam Neeson od czasu Uprowadzonej coraz śmielej poczyna sobie w rolach twardzieli i można właściwie uznać, że tutaj gra autoparodię tego, co pokazuje w produkcjach, których występuje. MacFarlane wyśmiewa się z tradycji i obecnych w tamtym czasie nieprawidłowościami związanymi z kiepskimi lekarzami, nieumiejętnością przekroczenia pewnego tabu, czy bezmyślną strzelaniną w samo południe, któremu przyglądają się parafianie wierzący w Boga miłosiernego - ciekawskość zwycięża.




Film trąci konfekcją, ale tak dobrze się bawiłem, że nie mam prawa powiedzieć o nim złego słowa. Kilkakrotnie wadą może być dowcip niskich lotów, czy za długi czas projekcji (ale szczerze powiem, że chętnie bym wysiedział na nim jeszcze z pół godzinki więcej). Filmidło doskonałe przy piwku i własnym wysmażonym popcornie. Do tego wielocalowa plazma z zasłoniętymi oknami i zwyczajnie możemy poczuć się szczęśliwi - nie oczekując niczego w zamian. Idealny, gdy macie paczkę znajomych i macie ochotę na coś tuzinkowego. Takim grupom polecam wybrać się do kina na milion sposobów, dla których polubicie ten film.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz