wtorek, 27 grudnia 2011

Alan inspiruje się Stevie Kingiem, lecz nie tylko! - recenzja gry na Xbox360



Rok produkcji: 2010
Gatunek: przygodowe gry akcji (TPP)
Producent: Remedy Entertainment
Wydawca: Microsoft Game Studios
Tryb gry: Single Player

Przed przystąpieniem do gry śmiało mogę polecić krótki serial poprzedzający czas wydarzeń w Alan Wake. Wpiszcie na youtube ,,Bright Falls'', powinien się pojawić sześcioodcinkowy serial. Ewentualnie wejdźcie na stronę Xbox.com/AlanWake. Pozwoli to Wam m.in. zaznajomić się z tytułowym maleńkim miasteczkiem, zapoznać się z klimatem, jakim będziemy mieli do czynienia w naszej rozgrywce.

Zacznę post nietuzinkowo, gęsto i natarczywie.

Od dawien dawna, tak jakoś od czasów Planescape: Torment cenię solidnie skonstruowaną fabułę, a tego w Alanie Wake na pewno nie brakuje.

NAPISZ TO JESZCZE RAZ KI..ALAN




Nasz pisarz, pisujący poczytne powieści zapada na niemoc twórczą, dręczą go koszmary, ma problemy ze snem. Żona Alice, aby odblokować jego wybujałą wyobraźnię - oj, to się kobieta zdziwi - postanawia go namówić na wyjazd do Bright Falls, spokojnego miasteczka. Z właściwym skutkiem. Zamieszkują w chatce przy jeziorze. Jednak Alan, zamiast spokoju, dozna kolejnych niespokojnych nocy. Sielanka w bardzo szybki sposób zamienia się w koszmar, Alice zostaje porwana, a on sam budzi się nad urwiskiem.

Nie przez przypadek w tytułowym poście użyłem nazwiska King - najsłynniejszego pisarza kreującego przerażające historie. Już na wstępie gry usłyszymy cytat z jego książki. Zapamiętaj go! To pierwszy kluczowy cytat dla całego utworu, jakim jest Alan Wake. A potem przechodzimy do sceny z ,,Koszmaru minionego lata''. Kolejno, z latarką w ręku (do końca gry, nie licząc pojedynczych przypadków, gdy będziemy musieli się obejść bez niej), przypomina sytuację z Alone in the Dark IV, z tym że, uświadczymy lepszy efekt. Maleńki snop światła musi nam wystarczyć. Zanim odwiedzimy Bright Falls, gra dorzuci nam scenę prawie podobną z ,,Bezsenności''. Następnie odwiedzamy kolorowe miasteczko z żywca przypominające Twin Peaks - tak, to nawiązanie - dosłownie opustoszałe jak w serialu Lyncha. Zaczyna się naprawdę klasycznie. Dalej, może już być tylko lepiej i bardziej psychodelicznie.

Alan Wake sprytnie wykorzystuje motyw z formy serialu. Coś a'la Lost (z ang. Zagubieni). Każdy odcinek poprzedza krótkie wspomnienie najważniejszych wydarzeń z poprzednich przygód naszego bohatera. Sam bardzo chętnie poszedłem na ugodę z tą koncepcją. Dawkowałem grę po jednym odcinku na każdą następujących po sobie nocek. Choć po ukończeniu drugiego epizodu miałem ochotę na więcej. Wciągnęła mnie opowieść i jedyne co mi mogło przeszkodzić, to zmęczenie. Powstrzymałem się i przetestowałem koncepcję serialu. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że się sprawdziło. Utwierdzę się w przekonaniu, że Alan Wake idealnie nadawałby się na serial. To dzieło jest do tego stworzone! Z mojej perspektywy każdy kolejny odcinek można ukończyć spokojnie w półtorej godziny, czasem nawet krócej.

Nie brakuje również nawiązań do innych dziwów literackich i filmowych. Do Ptaków, Lśnienia, Piątku trzynastego, Martwego zła, Drabiny Jakubowej, Władcy Pierścieni, Psychozy, Egzorcysty, W paszczy szaleństwa, Mrocznej połowy, Christine, Ciężarówki, Miasteczka Salem, Dzieci Kukurydzy, Teksańskiej masakry piły mechanicznej, Mgły, Domka w górach, Alicji w Krainie Czarów. Do twórczości takich osób jak Poe, Hitchocka, Lewisa Carolla, Lovercrafta, wspomnianego Kinga, Kubricka. Nie zapomnę też napomnienia o twórcach gier, aż się uśmiechnąłem. Widać tu także przerabiany wcześniej bullet time, znany z poprzedniej gry studia Remedy, pod nazwą Max Payne.

Świat rzeczywisty zaciera się z fikcją literacką. Nadchodzą chwile, gdy rozpływa się ich rozpoznawanie. Może to sen zastępuje jego rzeczywistość i nie idzie tego odgadnąć niczym w filmach anime Satoshi Kona. A może to tylko umysł płata mu figla, jak w filmie ,,Bunkier''?



Gra odnosi się do wielu symbolicznych odpowiedników oznakowanych jako survival horror, thrillera czy dreszczowca. Wymieniając, mamy tu autostopowicza, kruki, ptaki, kobietę z zakrytą twarzą, ciemny las, mrok, jezioro, góry, spadające lub atakujące przedmioty (jeśli marzyliście o potyczce z wściekłą na Ciebie lodówką, ten ,,serial'' udostępni Ci to, ale będziesz musiał zaczekać do trzeciego odcinka), siekierkę, ośrodek psychiatryczny, generatory, latarnię morską, napisy na ścianach, tamę, młyn, elektrownię.




Warto rozglądać się po lokacjach, w pomieszczeniach na ścianach często odnajdujemy plakaty, a na półkach, książki i zdjęcia. Na zewnątrz pomieszczeń możesz rozglądać się za kawą w termosie. Jest ich setka. Nie ma to jak gorąca kawa dla pisarza - to już stały element przy pracy. Pragnę też zauważyć, gdzie znajdują się owe termosy - chociażby w miejscu myśliwskim. Gdzieniegdzie zapiski z maszynopisu, według Alana, to jego nowa powieść, której nie pamięta, aby pisał (sic!). Niestety porozrzucane tu i tam fragmenty bezczelnie spoilują dalszy przebieg wydarzeń, ale jeśli ktoś ma ochotę wiedzieć, co za chwilę się wydarzy, może czytać, i tu historia potrafi zaskakiwać. Ponownie napotkacie się na nawiązania, tego nie unikniecie.



Ciekawym rozwiązaniem okazuje się audycja radiowa, którą możemy śledzić na bieżąco Warto więc wchodzić na wieżyczki, tam często pojawiają się owe słuchowiska. Dlaczego ciekawe rozwiązanie? Idealnie odzwierciedla sytuację, która ma miejsce w Bright Falls. Dodatkowo, poznajemy też epizodycznych słuchaczy trafiających na wolną linię spikera, wydający się nieco, tak ekscentryczni, jak samo miasteczko. Bardzo miłym dodatkiem - twórcy znów puszczają oczko w stronę odbiorców - okazuje się telewizja, w której surfują nam Night Springs, krótkiego, nieliczącego dłużej niż dwie minuty serialu, odpowiednik serii ,,Strefy mroku'' w naszej rzeczywistości.



Bardzo szybko polubiłem przyjaciela Alana. Barry, sympatyczny człek o gadatliwej naturze, to typowy Amerykanin, który ma ,,problem'' z wagą, jest dowcipny i powiedziałbym, nieco niezdarny, ale na tyle śmiesznie, że on jest jakby, rozluźniaczem tej mrocznej historii. Większość drugoplanowych, czy też trzecioplanowych ról, jest pozytywnym oddźwiękiem i daje się ich polubić, albo znienawidzić. Najbardziej tajemniczą postacią okazał się dla mnie literat, stróż prawa z FBI, pojawia się znikąd, niczym postacie wyimaginowane przez pisarza. Mam tu tylko jedno zastrzeżenie, są postacie, które aż się proszą, aby miały większy udział w tej mrocznej historii.

Minusem rozgrywki jest monotonia otoczenia. Dopiero od połowy gry napotkamy na coś więcej niż przeraźliwie mroczny od gęstej mgły las. Walka z przeciwnikami, którzy wyglądają jak wieśniacy, z czasem staje się męcząca. Zaczyna doskwierać brak zróżnicowania. Przeciwników z odcinka na odcinek pojawia się coraz więcej, i za często. Wtedy myślimy już tylko o ucieczce...

Brakuje mi tu także jakiś sensownych zagadek. Gra z początkowego założenia miała być przygotówką w stylu point&click, dobrze, że nie jest, ale przydałoby się odrobinę pogłówkować. Nawet, jak na tak łatwy poziom eksploracji. Alan i tak cały czas nam podpowiada, co mamy zrobić.




Co do pojazdów, którymi nieczęsto będziemy się poruszać, jeździło się przyjemnie, ale nie można liczyć na Need for Speedowe emocje. Samochody mają swoje ograniczenia szybkości, jak i niespotykaną fizyką.



Z zaskoczeniem fabularnym bywa różnie. Gdyby nie kartki z maszynopisu, na pewno by nie zabrakło więcej tajemnicy, ale oczywiście nikt nam nie każde czytać. Brakuje też odkrywanych przez nas samych smaczków. Alan zbyt często komentuje z jakiego filmu pojawia się scena w grze, zresztą, nie tylko on. I mimo wszystko, Alan ma naprawdę kilka niesamowitych scen, które na długo zapadną mi w pamięć (scena z areną, coś pięknego). I co najważniejsze, fabuła nie ma większych niespójności, jak w przypadku gry Heavy Rain. Bo tak się składa, że obie te gry, największy nacisk kładą właśnie na historię.

Oczywiście, malkontenci mogą narzekać na brak nieliniowości przygody, na ograniczoną przestrzeń, ale pamiętajcie, ta gra jest stworzona głównie dla filmowych wstawek, na scenariusz, tendencji, która nie zawsze się zdarza w tego typu medium. Zresztą, sami twórcy gry stwierdzili, że w sanboxie nie da się najwyraźniej stworzyć tak emocjonalnej przygody, jakiej pragnęli, liniowość udostępniła im taką możliwość.




Arsenał naszego dzielnego pisarza jest skromny. Pamiętajmy, to pisarz. On pisze, a nie strzela do ludzi, ani do demonów. Zobaczmy jednak, w co możemy wyposażyć Alana. Najczęściej będziemy się posługiwać latarką i rewolwerem. Całkowita podstawa. Latarką zabieramy opętanym najsilniejszą broń, ciemność! To światło wstrętni opętańcy. Potem wystarczy strzelać do opryszka i pozbywamy się delikwenta. Poza wspomnianym rewolwerem możemy używać obrzyna, obrzyna automatycznego i karabin myśliwski. Dodatkowo, granaty błyskowe, race i rakietnice. Race bardzo często wykorzystywałem podczas rozgrywki, doskonale oświetlają otoczenie, podrzucałem je przeciwnikom bardzo z bliskiej odległości, jakże ich to raziło. Jednak to rakietnice okazują się najsilniejszą bronią, zabijają na miejscu.

Zakończenie można potraktować jedno lub dwuznacznie. W zależności od naszych skłonności interpretacyjnych. W każdym razie ekipa Remedy, pokazała jeszcze raz, że potrafią tworzyć genialnie opowiedziane historie, wymagające zacięcia intelektualnego, wyczucia psychologicznego. To jedna z lepszych gamingowych opowieści jakie powstała kiedykolwiek.



Alan Wake nie jest tak przeraźliwie przerażający, jak pierwsze części Silent Hill i Resident Evil, co więcej, nie udaje, że chce być taką grą, to rozrywka na wysokim poziomie. Od początku Alan Wake jest z założenia psychologicznym thrillerem akcji. Dlatego nie liczcie na liczne ,,przestraszaki'', to tylko thriller. Tytuł ten stawia przede wszystkim na dreszczyk emocji. Mamy odkrywać, jak działa psychika bohaterów. Zaś napięcie i nieustanny niepokój o życie Alice ma w nas potęgować obawy. Są wątki poważne, ale nie brakuje też dowcipnych zwrotów, komicznych momentów. I też nie wywołują spazmów śmiechu, jedynie mocny uśmiech i uśmieszek. Fantastycznie łączy to, co ofiarowała nam już klasyka oldschoolowych filmów grozy i literatury popularnej.

Narracja prowadzona w pierwszej osobie, urzekające ujęcia, pomimo nie najlepszej animacji - Te jego skoki! Pisarz ma wyraźne problemy z kondycją fizyczną - i lichawej mimiki twarzy, mamy wciągającą historię, fenomenalny klimat. Wchodzącą w głowę ścieżkę dźwiękową. Jest kilka świetnych utworów, jak "Young Men Dead" Black Angelsów, "Electrica Cadente" Dead Combo czy charakterystyczne "The Poet & The Muse" Poets of the Fall (albo, jak kto woli, "kanonicznie" - Old Gods of Asgard).

Cóż, teraz muszę wziąć się za dodatki.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz