Dawno nie wyruszyłem w żadną przygodę, więc pora odcumować od portu i popłynąć w nieznane, a będzie to wyprawa równie niebezpieczna, co przebieżka po dżungli z tygrysem za plecami. Nie wiem, czy w ostatnim czasie miałem okazję obejrzeć spektakl, który zachwyciłby dramaturgią na poziomie olimpijskim, ale w tym filmie smutek przybiera na sile z każdą minutą. I jest śmiertelnie dobry! Aż nie chcę mi się wierzyć, że jestem jedną z nielicznych osób, która odkrywa zapomniane dzieła z prędkością światła. ,,Statek śmierci'', to mocny dramat żeglarzy, którzy muszą zmagać się z siłami natury, umierać z tęsknoty za ukochanymi i użerać się z paskudnym kapitanem - z jego wyprasowanym mundurem, co siedzi w ciepłej kajucie, gdy załoga zasuwa, żeby czerpał z cudzych korzyści oraz podejmował irracjonalne decyzje. Jeśli tęskniliście za survivalem, albo brakuje wam emocji - zapraszam na pokład.
Głównym namiestnikiem jest Philip Gale (Horst Buchholz) - amerykański marynarz, który po nocnej defiladzie z kobietą - zostaje wycyckany z dokumentów oraz pieniędzy. Ponownie mógłbym napisać, żeby uważać na kobiety, ale pominę rozdział z moimi mądrościami, ponieważ wierzę, że nasze relacje mogą być lepsze, niż sugerują to szowiniści. Cóż, żeńska sztuka okazała się wadliwa, nie warta zaufania, więc nasz przystojny protagonista ma problem. Bez papierów nie może wyfrunąć do Bostonu, ani dostać pracy w przybrzeżnych kajutach. Jego sytuacja stoi pod znakiem zapytania, a fałszywa kobieta zadrwiła z ludzkiej potrzeby. Philip szuka okazji, aby zyskać szansę na masztowcu czy innym żaglowcu. Nic z tego - bez papierów staje się bezużyteczny. Jedyną szansą jest wagabunda, czyli włóczęga, i próba odnalezienia kogokolwiek, kto zabierze go na bezpieczny ląd do Ameryki. Szczęście w nieszczęściu - po drodze - spotyka inną czarowną kobietę w swoim życiu (Elke Sommer), w której się zakocha, ale los sprawi, że nie może zostać. Musi wędrować, żeby trafić do domu, choć obiecuje, iż napisze list w najbliższym okresie.
Kiedy wstęp mamy za sobą - dochodzi do kulminacji programu - na swojej ścieżce spotyka polskiego palacza. Stanisław Lawski (a nie czasem Ławski?, w tej roli Mario Adorf), to jeden z marynarzy, który częstuje go papierosem przy molo oraz zachęca, aby udał się z nimi w podróż. Prędko nawiązują kontakt, a podkapitan zmurszałego statku obiecuje, że zabierze go do Bostonu, gdyż mają okazję wylądować czy stacjonować w Ameryce Północnej. Jednak to wolne żarty, i niesmaczne kłamstwo, ponieważ na pokładzie dowiaduje się przykrych rzeczy. Wcale nie odwiedzą Bostonu, a ich rozkazy zawędrują do Afryki Północnej, czyli krótko mówiąc - daleko od domu. Nie dość, że młody marynarz został jawnie oszukany, to znajduje się na pokracznej łajbie - na tyle przestarzałej, że omal gotowej do rozbiórki. Na statku ,,Yorikke'' panują spartańskie warunki. Kajuty są ciasne, praca pod pokładem niebezpieczna, a ciągła walka z piecem, to proszenie się o przypalenie, tym bardziej, że Philip jest zmuszony tyrać w nieludzkich warunkach. Wynosząc odpady oraz dorzucać węgiel do wielkich płyt, które zasilają ,,Yorikke''. Trudny tryb oraz niewolnicza praca sprawia, że jedynie przyjaźń z polskim marynarzem przynosi ukojenie wśród mętnej załogi, cynicznego kapitana oraz trampowego transportowca, który wiezie - mały spoiler! - amunicje do krajów afrykańskich.
W oparach gorącego pieca tkwimy w bezdusznej klatce, gdzie żar powoduje duszności, a część załogi zaczyna kasłać czadem przez bezbarwny, niepalny trujący gaz. Statek przypomina trumnę - wszędzie wąsko, zawory pękają, a mężczyźni są groteskowi oraz porywczy - łatwo ich podrażnić, jedynie Stanisław stara się być dobrą duszą towarzystwa. Upojna noc z prostytutką, przypadkowe spotkanie z francuską, delikatną pannicą z małego miasteczka, by trafić na pokład szczurów, którzy nie mogą, lub nie potrafią, zwrócić się przeciwko kapitanowi oraz jego samobójczej misji na statku-widmo z amunicją wypełnioną po brzegi. Philip jako trymer, czyli osoba zajmująca się ładunkiem spod luku musi uczestniczyć w beznadziejnej kompilacji kłamstw - bujając się z jednego miejsca na drugie, dokładając do pieca pocąc się w atmosferze niechcianego oficerstwa. Jest trampem, który trafia na statek, który wygląda, jakby przeżył nie jedną wojnę, a znerwicowana załoga popada w gniew. Czuć na plecach nieprzyjemny smar, zapach ognia, oraz tytaniczną pracę, którą należy wykonać. Przyjemna, krótka podróż zamienia się w koszmar o oliwnych, mechanicznych żerdziach. Stanisław kontroluje sytuację, i pokazuje młodemu marynarzowi tajemną skrytkę, gdzie mogą zasiąść do posiłku, gdy nikt nie widzi.
Nawiązują męską przyjaźń - wspólnie próbują przetrwać w dziczy pod okiem eleganckiego, zmanierowanego kapitana. Na bosmana nie ma co liczyć, bo to pijak, który nie kryje się z menażką wypełnioną alkoholem. Niekompetencja przewodników wychodzi na jaw szybciej, niż myślimy. Knują spiski, śmiertelnie boją się nadbrzeżnej policji, zaś praca na ich pokładzie zakrawa o kiepski dowcip. Żeby statek stanowił jakąś stabilność, to jedynie dorzuca problemy, kiedy zawór pęka i wypuszcza gorące opary powodując oparzenia na ciele. Z każdą minutą narasta niepokój oraz wstręt do przeklętej łajby, która słusznie nadaje się na recykling. Załoga kaszle, truje się tlenkiem węgla, ciało odmawia posłuszeństwa, choć stale są poganiani, jak typowi niewolnicy pracujący za bezcen. W międzyczasie utkniemy na egzotycznych terenach, gdzie będzie szansa odpocząć oraz napić się dobrego piwa, choć marna to pociecha przed dalszą podróżą i tęsknota za francuską pięknością.
Władze portowe robią patrole, ale nie próbują zbliżyć się do ,,Yorikke''. Amerykański marynarz coraz częściej czuje bezsilność oraz stara się zyskać lewe papiery, żeby zniknąć. Jeśli ktoś oczekuje szczęśliwego zakończenia, to na pewno nie w ,,Statku śmierci'', który dosłownie pochłania ludzkie życie. Przyjaźń z Polakiem, to jedyny ratunek od podstępnych knowań, mrukliwego palacza, siłacza o imieniu Martin, który szuka zaczepki, z mętnym kapitanem, który nie radzi sobie z zarządzaniem. Fatalistyczne przesłanie płynie od pierwszy scen - od zagubionych dokumentów, po miłość bez przyszłości, kończąc na transportowcu, gdzie nikt nie czuje się bezpieczny. Panowie morza ewidentnie wyruszyli na spotkanie ze śmiercią. Jakby podpisali cyrograf z diabłem, i musieli za karę uczestniczyć w przedsięwzięciu skazanym na straty. To brutalny seans, w którym nie widać nadziei, a przyjaźń Amerykanina, prędzej czy później, zostanie wystawiona na próbę.
Niemcy, Meksyk, 1959, 97'
Reż. Georg Tressler, Sce. Hans Jacoby, Werner Jörg Lüddecke, Zdj. Heinz Pehlke, Muz. Roland Kovac, prod. Universum Film, Producciones Jose Kohn, wyst.: Mario Adorf, Horst Buchholz, Helmut Schmid, Karl Lieffen, Panos Papadopulos, Elke Sommer
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz