Kadr z filmu ,,September 5''. |
Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.
Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów
Co za pusty skok na kasę. Mieć dostęp do rozległych kronik Śródziemia, aby kreślić pokraczny, umowny film drogi. Trzeba mieć talent, żeby nie potrafić czerpać ze źródła. Zamiast świeżości - niemrawy powrót do wydarzeń na Helmowym Jarze. 200 lat przed otrzymaniem przez Bilbo pierścienia w Rohanie otrzymujemy pokaz wojny o królestwo i koronę królewską. Od kiedy proza Tolkiena jest progresywna - czy twórcy kiedykolwiek czytali oryginał? Dlaczego wojowniczka jest protagonistą serialu? Czy nie wiedzą, że kobiety w jego sadze stanowią margines, ponieważ to opowieść o kodeksie rycerza? Mam wątpliwości, czy panowie za kamerą byli kiedykolwiek fanami sagi.
Pomijając szczerość autorów - to wyblakły epizod o zemście księcia Dunlandów, który pragnie krwi Helma Hammerhad. Fabuła to zlepek dwóch, trzech kijów, które nie łączą się w satysfakcjonującą przygodę. Przewidywalny, nieroztropny kogel-mogel, gdzie kobiety grają za dużą rolę w scenariuszu, animacja zbyt statyczna i bezczelnie kopiująca z ,,Lunar: Silver Star Story'' na PS1. Podrabiająca wydarzenia z trylogii Jacksona uciekając się do taniego fanserwisu (gdzie Eowina jest narratorką).
Twórcy, którzy myślą, że są boscy, bo próbują być w stylu wschodnim - nawet nie potrafią oddać estetyki anime. Modelując oraz zamieniając piękno japońskiej animacji w cyrk. Gdzie ujęcia z kamer są przypadkowe, postacie gestykulują na ekranie nie oddając dynamiki ciała. Przypomina cutscenki z gier wideo, niż pełnometrażowy odcinek z bitwy o pierścień. Do tego paskudne efekty komputerowe - wygląda, jak parodia japońskich animacji. Dodaj proszę pocięty scenariusz, ekspozycyjne dialogi, a otrzymasz koszmarny fanfik dla studentów, którzy od nauki wolą banał. Obok ,,Moana 2'' i ,,Overlord: The Sacred Kingdom'' najgorsza animacja roku. Wstyd dla fanów Tolkiena, że muszą uczestniczyć w świecie, który zabija największe marki w cyniczny postęp bez progresu. Powinni dostać kopa w tyłek za szerzenie beznadziejnych adaptacji. Wydarta dziura w księgach Europejczyka, żeby zamienić kultowe dzieło w amerykańsko-japoński szajs. Płaska tekturka, dla osób, które nienawidzą Tolkiena, najwyraźniej.
Japonia, USA, Nowa Zelandia, 2024, 134'
Reż. Kenji Kamiyama, Sce. Jeffrey Addiss, Will Matthews, Phoebe Gittins, Muz. Stephen Gallagher, prod. New Line Cinema, Warner Bros. Animation, WingNut Films, wyst.: Brian Cox (głos), Gaia Wise (głos), Miranda Otto (głos), Shaun Dooley (głos)
September 5
Zbyt mizdrzy się do politycznej sfery, żeby ujrzeć w Palestyńczykach hołotę, co zaatakowała Izrael. Nieco zbyt prosty program telewizyjny cofający się do lat 70., gdzie w Monachium doszło do zamachu, a uczciwi dziennikarze transmitują na kanapie akcję dywersyfikacyjną. ABC Sports reklamuje Igrzyska Olimpijskie - przedstawiając liczne materiały archiwalne, więc czuć ,,kurz'' lat 70., gdzie telefony są stacjonarne, moda przestarzała, odbiorniki szeleszczą oraz szumią, a telewizyjne ekrany mają brzuch. Przedstawiający zdarzenia od strony technologicznej, z dystansu, śledzimy przeprowadzony atak w Niemczech, gdzie informatorzy podglądają każdy ruch satelitarny. W 1972 r. drużyna Kazimierza Górskiego wygrała w finale z Węgrami zdobywając złoto olimpijskie w piłce nożnej, a w trakcie tego szaleństwa przerwa w rozgrywkach, gdzie Palestyńczycy oczekują, aby Izraelici wypuścili krajanów z więzienia. Problem jest taki, że to kino odpolitycznione, a przecież Izrael dzisiaj kojarzy się z terrorystami, którzy nie szanują innych za autonomiczność. Jest to problematyczne, kiedy widzisz Palestyńczyków, którzy grożą krajowi, z którym mają na pieńku w XXI wieku.
W tym kinie nikt nie ginie, ponieważ nie widzimy, jakie zagrożenia czekały na świadków wydarzenia sportowego. Gdy dział ABC Sports przechodzi przez rutynowe relacje z Igrzysk (w tym problemy techniczne, ponieważ dawna technologia jest wadliwa), we wczesnych godzinach porannych rozlegają się strzały z broni palnej – początek sytuacji z zakładnikami w izraelskiej dzielnicy, gdzie zostają zgłoszone informacje o śmierci zawodników i trenerów. Palestyńscy fedaini napierają, żeby żądać wolności dla ziomków - przestępców politycznych. Pragnienia partyzantów są opisane szczegółowo, chaos eskaluje, zaś widzowie pozostają poinformowani, jak postacie na ekranie (nie wiemy więcej, niż dziennikarze na bieżąco), co uważnie przyklejają się do doniesień radiowych czy krótkofalówki, aby zebrać istotne informacje na temat uchodźców z Palestyny.
O ile nieźle przekazuje, jak pracował skaner policyjny, jak wyglądały realia w telewizji i jak dziennikarze starali się ugasić sytuację - jest pozbawiony sedna problemu, czyli politycznego komentarza, dlaczego doszło do eskalacji konfliktu. Jego brak historycznej wiedzy powoduje, że traci napięcie, a bohaterowie odbębniają procedury bez szerszego kontekstu. Był to o tyle intrygujący moment historyczny, że nawet Egipt wtrącił się do sprawy tłumacząc niemieckiemu rządowi, że nie zamierzają mieć do czynienia z zakładnikami ze stadionu. Śledzenie wydarzeń wyłącznie z krzesła amerykańskiego biura tonuje przebieg wydarzeń, nie wykraczając poza dokumentalny styl w telewizyjnej, ograniczonej przestrzeni. Ani to świeże spojrzenie na dawny zamach w Monachium, ani prawdziwy powód, dlaczego Palestyna wojuje z Izraelem. W dodatku autor boi się krytykować niemieckie władze (ponieważ jest Niemcem?), które były nieprzygotowane na akcję terrorystów.
W polskich kinach od 28 lutego 2025 r.
Niemcy, USA, 2024, 95'
Reż. Tim Fehlbaum, Sce. Moritz Binder, Alex David, Tim Fehlbaum, Zdj. Markus Forderer, Muz. Lorenz Dangel, prod. Projected Picture Works, Constantin Film, wyst.: Peter Sarsgaard, Ben Chaplin, John Magaro, Georgina Rich, Corey Johnson, Benjamin Walker
Mistrz i Małgorzata
Sensowna adaptacja wielkiej powieści Michaiła Bułhakov pod tym samym tytułem. Autor historii miał pod górkę od samego powstania, ponieważ śmieszny rząd rosyjski czepiał się, że reżyser jest antywojenny i nie promuje konfliktów (ach, ci władcy, którzy mają problem z tym, że ktoś ma inne zdanie - oto wynik przekształconej demokracji w tyranię!). Zaczyna się, jak w paranormalnym dokumencie, gdzie duch niszczy otoczenie, a potem mamy znaną scenę spotkania Piłata z Jezusem (pod postacią Jeszua Ha-Nocri). Jeśli spodziewacie się oddania książki 1:1, to odradzam na starcie, ponieważ jest to książka anty-filmowa - niemożliwa do przełożenia na język filmowy. Demony w Moskwie znane z powieści pojawiają się w różnych momentach, a główną rolę przyjmuje nieszczęśliwie zamężna kobieta - tytułowa Małgorzata, która w połowie książki spotyka Mistrza o twarzy Bułhakova. Jewgienij Cyganow wciela się w mentora opowieści - zmęczonego spektaklem Owidiusza. Mistrz zostaje osądzony przez instancje prawne, a jego sztuka pisarska zostaje zakazana, jak głoszenie własnych antywojennych sprzeciwów przez autora kina. Sowiecki reżim zostaje poddany krytyce, jak Rosja w literaturze.
Totalitarne państwo niszczy tych, którzy chcą niezależności, a otrzymują wezwanie do sądu, gdyż nie możesz krytykować rządów, bo to zacofani umysłowo ludzie o niskich popędach. Pod przykrywką komediowej historii mamy mocny strzał w idiotycznych, smętnych przywódców narodu - w ich obmierzły system, który rozśmiesza największych intelektualistów. Odwieczny pojedynek między rebeliantami, a panikującymi carami na stołkach, którym władza nieodwracalnie odbiła ślad na umyśle. Już odchodząc od polityki - dostajemy wystawny, kostiumowy pokaz w XIX-wiecznym pejzażu o futurystycznych dekoracjach, z wrażliwymi profesorami, gdzie Małgorzata jest czarodziejką, Woland wyrwany z powieści czarującym demagogiem o sarkastycznych uwagach, a Mistrz desperacko zakochany w kobiecie znajduje ujście, jak uciec od zdeprawowanych programów społecznych.
Jak to w kraju zakochanym w zamordyzmie - w filmie postacie giną bez śladu. Panujący popadają w szerzenie niezaspokojonego hedonizmu, a Mistrz szuka uciechy u boku kobiety. Znamienne jest, że w przestrzeni publicznej więcej mówiono o tym, co działo się za kulisami, niż o samym dziele, ponieważ panowie z Kremla, to fałszywi patrioci - pyszni umysłowo i duchowo. Oskarżali twórcę o propagowanie kłamstw o Rosji, ale jak możesz kłamać, skoro mówisz to, co myślisz? Najwyraźniej pro-putinowksa propaganda nie lubi, gdy ktoś mówi swoje przekonania na głos - ktoś tutaj ma wyraźne kompleksy! ,,Mistrz i Małgorzata'' (pamiętajmy, że Stalin ją zakazał!) - najwidoczniej - to od lat, ciągła walka z opresyjnym, zakłamanym systemem w Rosji, która nie rozumie, czym jest wolność słowa, bo wolą wymuszoną cenzurę! Banda patałachów, która nie potrafi się do niczego przyznać. Śmieszni ludzie, śmieszny rząd bez twarzy. Baśniowa odtrutka na dziadów, którzy nie potrafią niczym zarządzać, a pchają się do władzy. Lepiej być samemu mistrzem, niż ufać obcym ludziom, którzy mają sztucznie wykreowany problem ze społeczeństwem.
Rosja, Chorwacja, 2023, 157'
Reż. Michael Lockshin, Sce. Roman Kantor, Michael Lockshin, Zdj. Maxim Zhukov, Muz. Anna Drubich, prod. Amedia, Mars Media, Profit, wyst.: Igor Vernik, Leonid Yarmolnik, Polina Aug, August Diehl, Yulia Snigir, Aleksey Rozin
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz