Księżniczka Anna wycieńczona codziennymi rytuałami, pragnie oderwać się od rutyny - szalejąc po mieście, z dala od służby oraz bezpiecznego gniazdka, w którym została ,,uwięziona''. Poddana stałemu rozkładowi zajęć - burzy spis i ucieka do Rzymu, by zapomnieć o tym, że musi coś zrobić. Niefortunnie ląduje w łóżku dziennikarza, Joe Bradleya, który znalazł ją późną nocą na ławce. Ten dowiaduje się kim jest dziewczyna, ale nie wyjawia tajemnicy i umila jej czas, oprowadzając po mieście.
Nie zdradza nikomu kim jest Anna, ponieważ założył się z szefem, że zrobi wywiad z księżniczką na wyłączność. Prezentując zdjęcia, na których zdradzi osobowość damy, to jak się bawi, o czym marzy. Naród będzie rad, wiedząc, że księżniczka uwielbia spędzać ,,wakacje'' w Rzymie. William Wyler jako reżyser stosuje przejrzystą dramę młodziutkiej kobiety, którą zamienia w szczerą komedię. Bo oto znużona życiem Anna, nareszcie dowie się, jak to jest być wśród zwykłych ludzi, którzy kupują arbuzy lub piszą karteczki z życzeniami na ścianie, z wiarą w sercu, że się spełnią.
Romantyzm w ,,Rzymskich wakacjach'' nie polega na sztywnych powiedzonkach. Nie ma oklepanego ,,kocham cię'', epigoństwo zostało zmniejszone do absolutnego minimum. Schemat: poznajemy się - zakochujemy - mamy drobne przeszkody - uczestniczymy w szczęśliwym zakończeniu jest zażegnane. Komizm sytuacyjny najlepiej opisuje, jakiego rodzaju romantyką, jesteśmy raczeni. Większość dowcipów polega na tym, że księżniczka jest w centrum uwagi, że bez niej kraj jest zmartwiony, jakby nie mogli bez niej żyć i funkcjonować. Anna nie wie, że jest ,,pożądana'' przez polaroida - nie ma pojęcia, iż jest fotografowana, gdyż jest atakowana atrakcjami, które pokazują jej nowi koledzy. Szukanie księżniczki w wielkim mieście jest równie absurdalne, co rzucające się w oczy - przecież nikt nie zauważy agentów w garniturach ustawiających się pionowo na lotnisku. Nie, wcale, widzieliście coś?
Miłość nie rodzi się z hukiem, subtelność obrazu nie pozwala zbliżać się na niebezpieczne odległości. Intymność zachowana, błahe zauroczenie stonowane, wszystko dzieje się w okolicach kontaktu wzrokowego. Na wspólnych wypadach, na trzymaniu języka za zębami. Nie wciska płaczliwych, tanich manier gatunku - księżniczka uczy się, dlaczego jej plan dnia jest poddany sztywnym regułom. Dziennikarz zachowuje twarz, nie jest uzurpatorem cudzych wspomnień z Rzymu. Komedia romantyczna nie powinna polegać na dmuchaniu w chusteczkę, bo to łatwe zagranie. Lepiej, gdy uświadamia widzowi, dlaczego znajduje się w takiej roli społecznej. I jakie obowiązki się z tym wiążą. Miłość nie ogranicza się do górnolotnych słów. Hollywood to wiedział i zapomniał. Czemu? Bo stali się zmanierowani. Boją się, że widownia nie zrozumie. Zrozumie, ale wiara w inteligencję chyba im się skurczyła.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz