poniedziałek, 9 grudnia 2024

Podsumowanie 2024 r., czyli ulubione filmy Chrisa (i te mniej)

 

Kadr z filmu ,,Vourdalak''.

Rok przemija, więc czas na podsumowanie. Ktoś zapyta, a dlaczego przedwcześnie umieszczam tę listę? A dlaczego nie? Obejrzałem wszystkie najważniejsze premiery roku, które chciałem zobaczyć. Dodam, że nie interesuje mnie, co tam szepcze społeczeństwo, którzy nie potrafią się kłócić w dyskusji o wybranym filmie, jak czynili to niegdyś na antenie Roger Ebert z Gene Siskel przed stadną publicznością. Dla mnie to pusty szum w eterze, więc nie zamierzam słuchać ich narzekania, że robię coś po swojemu. Żyję jak chcę, a nie po cudzemu. Musicie mi wybaczyć za szczerość. Po opublikowaniu podsumowania chcę skupić się na klasykach kina.

 Nie był to okres (2024) przełomowy, czy wstrząsający. Kinematografia nadal próbuje wydostać się ze śpiączki. Wiele chwalonych produkcji, jak nagradzana ,,Anora'' w Cannes, okazała się pluskwą na otępiające pokolenie. Gdzie seksualność sprowadzono do relacji cielesnej bez ducha. Mam wrażenie, że postępująca degeneracja dawnych wzniosłych idei poszerza krąg, a kino zastępuje je sztuczką próżnego dewianta, jak w najnowszym filmie Lantimosa ,,Rodzaje życzliwości'', gdzie ludzki podmiot zostaje zastąpiony automatyczną, bezrefleksyjną kukłą. Tam, gdzie wielka sława kryje się zamaskowana zbrodnia na sumieniu. Wiele produkcji odmawiało odpowiedzialności za czyny, a piękno skryło się w cień, które należało wywlec na światło zewnętrzne. Ponownie - deprecjonuję wielkie hity, za to pochwalam niszowe perełki, które stały mi się bliskie. 

Nigdy nie stworzę listy ,,idealnej'', bo takowa nie istnieje. Ulubione filmy uśpione, a przeboje na listach traktuję, jak symbol podupadłej kultury, która woli nihilizm od szczerych intencji. Był to rok skrajnie dwubiegunowy. Od mętnych adaptacji gier wideo, po rozczarowania w sezonie nagród, kończąc na szlachetności kameralnych czułych pokazów w sali kinowej. Od niepotrzebnych remaków, po zakochanie w nieszablonowych artystach, którzy chcą zmieniać oblicze branży filmowej. Od obrzydzenia, do cichego klaskania na scenie. Streamingi przybierają na sile, ale nie zastąpią magii dużego ekranu. Był to okres wzlotów i upadków. Po raz pierwszy odwiedziłem festiwal filmowy w Toronto, kisząc się wśród dziennikarzy i aktorów na czerwonym dywanie. Chodziłem wściekły po paskudnych filmach - nie raz goniąc w recenzji, że to marny sequel. Rok objawień oraz produkcji niegodnych X muzy. 

W tym roku robię jeden wyjątek, ponieważ wykazuję osobne kategorie dla filmu dokumentalnego, oraz animacji, co jest nowością, w stosunku do ubiegłorocznego podsumowania. Zmieniam lekko format, ponieważ wciąż szukam nowych dróg, aby przekazać, jak postrzegam kinematografię, jak szeroka to gałąź, za którą nie nadążam. Podobnie, jak w poprzednich edycjach - mogą pojawiać się produkcje, które nie miały oficjalnej premiery w Polsce (z różnych powodów), ale nie będę łaskawie czekał, aż pojawią się w dystrybucji. Dlatego część historii może okazać się nieznana w naszym środowisku. Które ukazały się na festiwalach filmowych, gdzieś w przestrzeni publicznej, a niekoniecznie na szerokim ekranie. Życzę udanych seansów, i miłego przeglądania tego, co przygotowałem. Jesteście wielcy - odwiedzając mojego drobnego bloga. 

Największe rozczarowanie roku (piszę z bólem w przedsionku serca):

1. Megalopolis (USA, reż. Francis Ford Coppola)

Najpierw przejdźmy do bolesnej kategorii, czyli rozczarowania. Nie ma nic gorszego, niż film, który dużo obiecuje, a pozostajesz z niczym po zakończeniu seansu. A ,,Megalopolis'', to najlepszy przykład, jak dekadencja w Hollywood sięgnęła zenitu. Zamiast artystycznej jazdy bez trzymanki - zyskałem nieznośny, kiczowaty wytwór zdolnego Coppoli (mam nadzieję, że nie załamie się po klęsce finansowej własnego projektu, bo chciałbym, żeby nakręcił coś jeszcze na stare lata). Przepełniony wyliczanką z kultury antycznej, w Rzymskim centrum, gdzie Nowy Jork upada, jak dawne cesarstwo rzymskie. Wypełniony brakiem kunsztu w dialekcie, serwujący cytaty Marka Aureliusza bez poparcia w scenariuszu. Nadęty, nabrzmiały koncept artystyczny, zagubiony w montażowym szaleństwie, z postaciami bardziej pustymi, niż dziurawe wiadro bez rączek. 

2. Out of Season  (Francja, reż. Stéphane Brizé)


Pierwsze piętnaście minut jest kapitalne, bo wiele mówi o aseptycznych wnętrzach mieszkań - tak bezbarwnych, że niemal bezdusznych. Korzystając z uroku Jacquesa Tati (francuskiego filmowcy, który specjalizował się w komediach), gdzie technologia nie zastąpi ludzkiej potrzeby rozmowy. Tym bardziej szkoda, że dwoje byłych kochanków, którzy spotykają się po latach muszą uczestniczyć w pokazie anemicznych scen. Jego intymność wydobywa się w krótkich chwilach, by kolejno zachłysnąć się wodą, kaszląc nic nie wartymi przerywnikami pokazowymi w drogim hotelu. Przyjemne momenty miesza z obolałą duszą, która chciałaby wrócić do zapomnianej miłości, lecz to droga niemożliwa, bo dawne amory przeminęły, a w zastępstwie nowi partnerzy, jakby łatanie dziury w sercu po kulach z dawnego związku. 

3. Substancja  (Francja, Wielka Brytania, USA, reż. Coralie Fargeat)

Chwalony ponad miarę na polskim Filmwebie, a to żałosny paszkwil na ludzkie odbicie w lustrze. Przebrzmiały body horror zagnieżdżony w popkulturowej symbiozie, który żąda fajerwerków bez dyplomatycznej sugestii. Cyniczny wytwór ogłupionych kobiet, które uważają, że wyglądem zdziałają cuda, to błąd. Szukanie poklasku pośród aprobaty tłumu, beznadziejnych mężczyzn, którzy mają sito w głowie. Ani to straszne, ani śmieszne. Wypluwający puste wnętrzności martwych kobiet, które nie potrafią zarządzać życiem. Jakaś tam przestroga przed kultem piękna, ale podana w sposób niehigieniczny, miałki i bez pazura Cronenberga, który zamieniłby spektakl w surrealistyczny potop ludzkiej skóry.

O trzech filmach, o których nikt Ci nie powie, a warto zobaczyć:

1. Time Still Turns the Pages (Hong Kong, 2023, reż. Yick-Him Cheuk) - W polskiej wersji ,,Pamiętnik z dzieciństwa'' (co to za tłumaczenie?)

W tej kategorii przebieram w filmach, które, z jakiegoś powodu, są pomijane. Samobójstwo - plaga zdynamizowanej cywilizacji, coraz częściej dopada nasze schorowane społeczeństwo. Temat bolesny, wielokrotnie w kinie potraktowany, jak prymitywne sprawozdanie (vide ,,Wieloryb'' z 2022 r.). Dlatego muszę pochwalić, jak wyjątkowo dojrzale podchodzi Yick-Him Cheuk do sprawy, który w nauczycielu widzi niedoszłego samobójcę z przed lat, a jeden z uczniów zostawia anonimową kartkę z myślami o odebraniu sobie życia. W pierwszej scenie otrzymujemy alegoryczny obraz, jak znika ludzkie życie - gdzie chłopiec skacze z wieżowca. To mocny wstęp do szarości klasy średniej uwikłanej w rodzinne lęki, gdzie epitafium rzeźbi groźby. Rozłożony na dwóch płaszczyznach - młodości nauczyciela, który miał trudnego ojca, który nie bał się uderzyć ani żony, ani syna. By przejść do kontry, jak młodzież rozrabia oraz wdaje się w pojedynki bitewne w teraźniejszości.


Ciekawie rozplanowany, bo nie przyjmuje jednego pacjenta na pokładzie, a niewiadome rozwiązuje w dalszej perspektywie. To przejmujący, po części, melodramat kumulującego się strachu, oraz obawy, że liścik nie był żartem, a alarmującym błaganiem o pomoc. Na wierzch wypływa dramat pewnego pokolenia, gdzie małżeństwa są nieszczęśliwe, dzieci karane za kiepskie oceny, a stępiona wrażliwość społeczeństwa nie dostrzega sygnałów, jak dochodzi do stłumionego krzyku pośród utrapionych dusz, które nie potrafią na głos powiedzieć, że cierpią na depresję. Sążny dramat o ładunku emocjonalnym, gdzie tragedie czekają za wyrażeniem na akceptację negatywnych myśli.

2. Czarownica (Szwecja, Włochy, Francja, 1956, reż. Andre Michel)

Umiejscowiony w wiejskiej Szwecji. Francuski inżynier budownictwa zjeżdża do małej miejscowości, aby nieść światło, gdzie technologia przejmuje władzę nad emocjami. Za fasadą wiary w postęp następuje zatrucie uprzedzeniami - tutejsi gospodarze są średnio tolerancyjni. Wierni, którzy cwałują na niedzielną mszę, to obłudnicy, ponieważ pewna panna o imieniu Ina (olśniewająca Marina Vlady) żyje gdzieś w odizolowanym domu - ponoć potomkini czarownicy, czyli jej matki. Przynajmniej tak twierdzą ci, którzy wyznają Boga, a nie widzą w Inie bliźniego, lecz szatana. Skrajna hipokryzja prędko wychodzi na jaw, a wrażliwy mężczyzna zauważa, że to podłe kłamstwo, kiedy uczy się słówek obcojęzycznych, by nawiązać dialog. Nawiązuje się tragiczny romans.


Przede wszystkim ,,Czarownica'', to dobry komentarz, jak nasza zachwiana, zwężona perspektywa odbiera nam rozum. Rzekoma czarownica to, przy bliższym spotkaniu, nieco oderwana od rzeczywistości kobieta (choć nie ma w tym nic złego), która nie zaznała smaku cywilizacji - młody inżynier chce sprawić, aby zagościła w jego życiu, ale czy wyjście na miasto, to dobry pomysł, skoro nie wie, że ptaki w klatce są na sprzedaż, a nie po to, żeby je wypuszczać na wolność? Otóż Ina żyje zgodnie z prawami natury - opiekuje się zwierzętami w lesie, jest jakby, opiekunką i dobrym duchem lasu. To pewnego rodzaju baśń, gdzie pierwotne instynkty konkurują z nowoczesnością, gdzie technologia wkrada się do biosystemu. Jedyne, co pozostaje niezmienne, to ciasny umysł niewidomych ludzi z miasteczka, którzy doszukują się diabła w delikatnej kobiecie, która nie jest skażona myślą nowoczesności.  

3. Demony mojego dziadka (Portugalia, Hiszpania, Francja, 2022, reż. Nuno Beato)

Pierwsza animacja poklatkowa z Portugalii w historii kina, co samo w sobie sprawia, że jest godny zainteresowania. Prowodyrką jest Rosy, miejska graficzka, która krztusi się miejscowym biznesem. Nagła śmierć dziadka sprawia, że pragnie odwiedzić jego dom, który leży niedaleko młyna. Trafia do podupadłego miasteczka, gdzie sąsiedzi nie są życzliwi, ponieważ wierzą, że jej dziadek rzucił klątwę na mieszkańców, dlatego ziemia usycha. Mimo pragnienia, by stamtąd zwiać - postanawia działać, dla dobra mieszkańców tej jałowej pustki. Chcąc odzyskać koloryt miasteczka, by rzeczka płynęła, jak za dobrych lat wśród rozwartego koryta.


W dużej mierze imponujący jest styl produkcji, ręcznie rysowany, bo postacie są barwne, a ludowy folklor przywdziewa maski zwierzęce. Ożywione lalki sieją spustoszenie, jako ożywiony mit klątwy, co zaznacza grozę niepozałatwianych spraw z przeszłości. Jest w tym pewna tajemnica oraz groteskowy sznyt szmacianych kukieł. Element ponadnaturalny komponuje się z wyblakłym życiem, pozbawionego nadziei, miasteczka. Gdzie zabobonność miesza się z lękami, a wiejski koloryt nabiera głębi, gdy Rosy postanawia odnowić przymierze z zaniedbaną ziemią. 

Nieprzyjemna statuetka, dla najgorszego filmu roku, ląduje w rękach:

1. Bagman. Istota zła (USA, reż. Colm McCarthy)

Generator podłości. Korzystający z przewidywalnych zagrywek, płaczący nad kondycją speszonego horroru, który umiera wraz z brakiem kreatywności. Nie mam dobrego zdania na temat produkcji, która porusza się ślamazarnie, gdzie mityczna lalka ma przynosić strach oraz dezorientację, a raczej bawi nieporadnością jako zły omen. Tandeta bez grama świeżej energii. 

2. Caddo Lake (USA, reż. Logan George, Celine Held)


Scenariusz pisany dla niepełnosprawnych intelektualnie, przepraszam za to wyrażenie. Utkany z niedzielnych nastrojów, gdzie fakty z przyszłości korelują z przemoczoną przeszłością. Produkcja przesiąknięta zgrywą z niepoważnych twistów oraz zakręconego, jak słoik, dramatyzmu, który nie ma iskry i tupta nogą z niezadowolenia, gdy widz uważa opowieść za narracyjną grafomanię. Płytkie, banalne, a co gorsza - pozostawia niesmak jako filmowy ornament, który chce zgrywać mądrzejszy spektakl, niż jest w rzeczywistości. ,,Dlaczego ja'' w wersji po mefedronie. 

3. Borderlands (USA, reż. Eli Roth)

Kontynuacja nieudanych adaptacji gier wideo, gdzie chaos, brak klarownej reżyserii odsłania kulisy piekła produkcyjnego. Seria, która słynęła z brutalnych scen zamieniła się w szkolne podchody, gdzie przemoc jest umowna, a postacie bez charakteru. Nieudany mariaż punkowej anarchii z post-apokaliptycznymi motywami. 

Poza podium: 4. Rodzaje życzliwości 5. Dziewczyna Millera


Ulubiony dokument roku: 

1. Shackleton: The Greatest Story of Survival (Australia, reż. Bobbi Hansel, Caspar Mazzotti)

Podróż przez Antarktydę jako pokaz fideistycznych przekonań, gdzie rozum przegrywa z wiarą odkrywcy. Podróżnik rekonstruuje wielką przeprawę przez mroczną krainę, aby wykazać, ile odwagi potrzeba, by zmierzyć się z laguną, przebijając kanciaste rogi kry, odnajdując pingwiny tuptające po zamarzniętych bryłach. Zatwardziały ekolog zbiera ekipę, by wyruszyć po marzenia, które z oddali nie oddają cennych nauk podróżniczych. 

Nieustraszony australijski podróżnik Tim Jarvis odtwarza pokaleczoną wizję, jakim wyzwaniem było znaleźć się na niegościnnych ziemiach, jak Sir Ernest Shackleton na przełomie XIX-XX wieku postanowił wyruszyć z załogą na statku Endurance, do skutej lodem krainy, gdzie foki leżą brzuchem do góry, jakby to była plaża, a nie wyludniona anekumena. Jak wiemy z historii, angielsko-irlandzki odkrywca Ernest nigdy nie dotarł na biegun południowy, ponieważ ugrzązł w lodzie morskim na zamarzniętym morzu Weddella, a dokument przedstawia te mroczne karty z dziką fascynacją. Gdzie nasza załoga musi walczyć o przetrwanie w nieludzkich warunkach, gdzie statek został zmiażdżony, a psi zaprzęg ratował od pieszej wędrówki. Panowie na ekranie biwakują na pływającym lodzie, a zmniejszone racje żywnościowe powodują ubytek w diecie. 

W tle lekcja o zmieniających się warunkach atmosferycznych oraz prywatna odyseja, ku terenom przeczącym zdrowemu rozsądkowi. 

2. Billy i Molly: Historia wydry (USA, reż. Charlie Hamilton-James)

,,Billy i Molly'', to wciągający, poruszający dokument o nierozerwalnej przyjaźni między człowiekiem, a dziką wydrą w przepięknie skomponowanych zdjęciach na Szetlandach. Niepozorna opowieść rozpoczynająca się nad brzegiem morza, gdzie na wpół utopiona, na wpół zagłodzona wydra szuka pożywienia oraz bezpiecznej latarni, która ogrzeje jej zdruzgotane serce - wprawia w osłupienie oraz w szczerą zadumę nad ekosystemem.

Rozdziera pojedynczymi kadrami, jak futrzasta Molly tuli się do wypchanej legowiskiem liny, jak płynie z przyjaciółmi po czystej, krystalicznej wodzie, i jak tęsknimy, gdy nie wraca do właściciela. Jej rozłąka z Billym jest momentem kulminacyjnym, gdyż zdajemy sobie sprawę, że nic nie trwa wiecznie, a jednocześnie zaciskamy kciuki, aby zawróciła na szkockie domostwa, na daleką północ, gdzie zamieć odwiedziła mieszkańców, a Susan widzi, jak mąż spogląda z daleka obolałym wzrokiem za zwierzęciem, z którym nie potrafi się rozstać.

3. Made in England: filmy Powella i Pressburgera (Wielka Brytania, reż. David Hinton)

Martin Scorsese siada na krzesełku i opowiada spektakularnie, jak państwo Powell i Pressburger mieli wpływ na jego metodykę pracy, oraz jak sprawili, że kolor na ekranie ożył i dynamizował dzieła. Hołd dla dawnych mistrzów, którzy tworzyli produkcje w technikolorze. Włosko-amerykański twórca opowiada z perspektywy zaprawionego kinomana oddając styl czy elegancję brytyjskich autorów. Archiwalne klipy, fragmenty wycięte z ,,Czerwonych trzewików'' (1948) czy ,,Opowieści Hoffmanna'' (z operowej, fabularnej inscenizacji), liczne anegdoty, co podpatrywał Scorsese od zagranicznych kolegów z branży. Opowiada świeżo, jakby dopiero wyszedł z planu, a jego talent, jak wydestylować esencję z cudzej pracy onieśmiela najmłodszych panów po filmoznawstwie. Jego świadomość, jak kształtowała się historia kina pomaga relacjonować zmiany zachodzące w produkcji, jak ewoluowali w tematach historycznych, gdzie synergia obrazu modeluje rzeczywistość na szklanym ekranie. 

Kadr z filmu ,,Czerwone trzewiki'' w ,,Made in England''

U Scorsese zdiagnozowano astmę w dzieciństwie, co oznacza, że spędzał większość czasu w swoim mieszkaniu w Queens z rodzicami i bratem, chłonąc wszystko, co pokazywano w telewizji. Napotkany program z poetyką kina sprawił, że odnalazł piękno estetyczne ukryte za szkłem mechanicznej zabawki. Analizuje drobne wycinki, omawiając swoją zażyłą przyjaźń z Powellem. Pasjonat kręci dokument o pasjonatach w kolorze, którzy wybuchali pomysłami oraz inscenizacyjnymi sztuczkami dla poprawy narracyjnej, dla rozkoszy wizualnej. To piękno schowane w pudełku wspomnień, jak filmy relacjonują naszą wrażliwość na pracę nie znanych nam ludzi. 

Poza podium znalazły się takie tytuły, jak: 4. Pignorant 5. Pieśni wielorybów


Ulubione klasyki kina widziane w 2024 r.:

1. Pasażerka/Dziewiąty krąg (Polska, 1963, reż. Andrzej Munk/Jugosławia, 1960, reż. France Stiglic)

Dwie strony jednego medalu. Za kratami ludzkiego zniewolenia. Gdzie totalitaryzm oraz systemy prawicowe przejmują prawa, aby zabrać nam szczęście podstępnymi regułami. W ,,Pasażerce'' mamy dramat jednostek, które tkwią razem we wzajemnym bałaganie, bo ktoś narzucił rozkaz, aby nikt nie czuł się wolny, lecz poniżany, zniewalany i otruty strzałą zdrady przez ideologiczne bajania chorych ludzi, których powinno zamykać się na oddziale zamkniętym w szpitalach psychiatrycznych. Jednak historia pokazała, że człowiek jest zdolny uwierzyć w największe kłamstwo, i w to kłamstwo wierzą esesmanki, które pilnują porządku, ustawiają w szereg kobiece, wychudzone postaci, aby zaznaczyć, kto rządzi w mini-społeczeństwie.

Natomiast w ,,Dziewiątym kręgu'' prawo ustaszy z ich faszystowskimi uwagami wobec Romów czy Serbów, są jawnie wymierzoną groźbą w środowiska pozapaństwowe. Powszechne ludobójstwo zaczyna przybierać na sile, nawet na uczelniach akademickich domaga się, aby wydalić uczniów, którzy trzymają bliższe stosunki z ,,niewłaściwą'' rasą. Nasilający się terroryzm sprawia, że Ruth (żydówka) zostaje odcięta od świata zewnętrznego, a jej małżeństwo, to przykrywka przed okrutną tyranią i niesprawiedliwością państwa chorwackiego.

Obie produkcje cechuje analiza, jak narzucony odgórnie system prowadzi do wszelkiej patologii, umęczania niewinnych w imię skandalicznej propagandy. To ostrzeżenie przed władcami, przed przewodnikami narodów, dla których sednem wojny jest eksterminacja i bezmyślne ludobójstwo. Którzy nie szanują nikogo, a świat sprowadzają do masowej rzeźni. 

2. Muriel (Francja, Włochy, 1963, reż. Alain Resnais)

,,Muriel'', to niestandardowa kameralna opowieść o pamięci, okrucieństwie wojny, i miłości, gdzie romans nie zdążył wybrzmieć w relacji. Po fantastycznym debiucie ,,Hiroszima, moja miłość'' (1959) łatwo zauważyć, że Resnais przez całą karierę będzie świadkiem, jak nasze wspomnienia igrają z konfabulacją, a wewnętrzne przeżycia wpływają na postrzępione obrazki z teraźniejszości. ,,Muriel'' nieco wytrąca widza z czujności, bo zaczyna się normalnie, jak niespełniony romans, którego zatarło brzemię czasu. Helene sprzedaje antyki oraz spontanicznie zaprasza do domu byłego kochanka. Helene mieszka z pasierbem o imieniu Bernard, który walczył w Algierii, nie mogący pogodzić się ze śmiercią pewnej Arabki. Alphonse, podobnie jak pasierb, stacjonował w wojsku w wojnie o wolny Algier (który walczył o niepodległość), gdzie spędził gros ciężkich chwil, gdyż wyjazd z kraju oznaczał, iż porzucił Helene oraz marzenia o zamążpójściu.


Jego kameralna struktura przypomina późniejsze wyczyny filmowca, jak ,,Melodramat'' z 1986 r., gdzie nie wiele dzieje się w kadrze, ale za to paruje niewypowiedzianymi słowami, złamanymi sercami oraz pamięcią, która zwodzi naszych bohaterów. Bo, w rzeczywistości jesteśmy świadkami naszego mitomaństwa, gdzie wymyślamy sobie narrację z przeszłości, aby nasze pragnienia korespondowały z obecnymi uczuciami, dlatego Alfons w ,,Muriel'' wydaje się, że część faktów zmyśla na potrzeby podkręcania swojej tragedii wewnętrznej. Jest to zmysłowe, pokręcone, ale jakże ludzkie, bo jest ofiarą własnych, niezaspokojonych ambicji.

3. Dzieci ulicy  (Włochy, 1946, reż. Vittorio De Sica)


Dzieci ulicy, to termin socjologiczny opisujący wykluczenie społeczne osób małoletnich. Nasilający się włoski neorealizm po wojnie sprawił, że autorzy poszukiwali drogi w cierniach. Pokoleniowy marazm oraz szarość życia na pustych ulicach. To historia o dwóch chłopcach. Przedstawia nastoletniego Pasquale'a (Franco Interlenghi) i Giuseppe (Renaldo Smordoni), co pracują na brukowych chodnikach czyszcząc buty. Ich przyjaźń zostaje skazana na porażkę, gdy oboje zostają wciągnięci w rzymski system poprawczaków. Ich marzeniem jest posiadanie konia (grający rolę nadziei, aby skreślić smutek po powojennej chandrze). 

Mroczna strona społecznej zaściankowości, gdzie dorośli nie ufają młodocianym kłamstwom, które stanowią przeciwwagę dla bolesnej prawdy. Mimo ostrego dzieciństwa, gdzie bieda zagląda w oczy - nie są ofiarami losu, tylko próbują coś zyskać, aby poprawić los wygnańców. De Sica krytykuje biurokratyczne przekonanie o nieomylności, dyskutując, jaka przyszłość czeka nasze bezbronne dzieci rzucone w wir dorosłych porachunków z płynnym rynkiem pracy. Gdzie intymny świat małych pociech styka się z prawem dorosłych, którzy nie słuchają mniejszych braci. To wrażliwy portret dzieci porzuconych na wysypisko historii. 

Poza podium znalazły się takie tytuły, jak: 4. Przejście/Za ścianą (1986/1971) 5. Demoniczny staw (1979)

Filmy, które są uznawane za wspaniałe, a ja nimi gardzę, lub nie znoszę:

1. Diuna: część druga (Kanada, USA, reż. Denis Villeneuve)

Najbardziej przereklamowana dylogia ostatniej dekady. Nieznośnie pompatyczna, anty-klimatyczna, monochromatyczna (z przygnebiającą scenerią), wyblakła space-opera z mechanicznymi dialogami oraz pozbawiona głębi pierwowzoru książkowego. Denis Villeneuve, jest takim samym dziwolągiem filmowym, jak oszust Nolan, gdy dostał się do mainstreamu (mamiący technikaliami, zamiast zgrabną historią), choć nie jest tak straszny, jak nieznośny James Cameron z jego pokemonami pod wodą. Cyniczna wywrotka, która nie ma zakończenia, zdradza ideały promowania literatury. Jeśli to ma być widowiskowe oraz przełamujące bariery społeczne, w takim razie nie chcę być częścią współczesnej kinematografii, z ich klakierami, którzy chwalą każdy wysokobudżetowy hit. Męcząca seria, która przekształca oryginał w beznamiętny spektakl na pustyni bez wody.

Inne znane osobistości, które nie podzielają entuzjazmu:

Armond White - Krytyk filmowy z Detroit (piszący dla National Review)

Yasser Medina - Krytyk filmowy z Dominikany (piszący dla Cinefilia)

Siddhant Adlakha - Krytyk filmowy z Bombaju (piszący m.in. dla IGN, Observer)


2. Monster (Japonia, reż. Hirokazu Koreeda)

Cyniczny thriller, dla fanatyków zdeprawowanych programów społecznych. Utwór, który grzęźnie w nihilistycznej postawie - nastawiając ludzi przeciwko sobie. Płytka, miazmatyczna społeczna dolegliwość jako przykład wzrastającego egoizmu wśród społeczeństwa. Mętna, jak ludzkie dusze zaklęte w kłamstwie. Drętwy, kłamliwy w zwrotach akcji, uspołeczniający wszelkie patologie medialne. Burzliwy ton podkreśla jego lękliwą naturę udawanego dramatu. Bezmyślna karykatura ,,Rashomon'' wybitnego Akiry Kurosawy.

Inne znakomite osobistości, którzy nie popierają jego pozytywnych opinii:

Odie Henderson - Krytyk filmowy z New Jersey (piszący dla Boston Globe)

Nando Salva - Krytyk filmowy z Hiszpanii (piszący dla Diario El Periódico)

3. Perfect Days (Niemcy, Japonia, reż. Wim Wenders)


Dzisiejsza kontemplacja rzeczywistości została pomylona z kiczowatą breją, która odciska znak na zmęczonej twarzy. Płytka medytacja nad sztucznym zachwytem, Nadmiernie eksploatująca bezradność wobec świata. Jak pisałem w recenzji: ,,Dramaty ludzkie są spłaszczone, autor historii nieprawdziwy, a Wschód przekreślony na rzecz wydumanego odautorskiego komentarza. Wenders próbuje być poważny, ale nie wychodzi - staje się próżny i matowy snując się po wielkim mieście chwaląc poranki dla samej pochwały.'' Ani to opowieść dla przyszłych eremitów, ani dla osób, które poszukują wyciszenia w dobie pędu - lecz przykra diagnoza zachodniej zaściankowości. 

Inne znakomite osobowości, które nie podzielają entuzjazmu: 

Hector A. Gonzalez - Krytyk filmowy z Portoryko (piszący dla The Movie Buff)

Eileen Jones - Krytyk filmowy prowadząca studia na Berkeley, Kalifornia, USA (pisząca dla Jacobin)


Ulubione animacje roku:

1. Flow (Łotwa, Belgia, Francja, reż. Gints Zilbalodis)

Survival w wersji zwierzęcej. Obserwujemy zmagania niemego kota, który uczestniczy w kręgu nieprzychylnych zdarzeń, jak widok tonącej cywilizacji. Majestatyczny program o przetrwaniu, jak świat idzie na dno, a powodzie szturmują zlęknione zwierzęta. Na pokładzie z domowym dachowcem melduje się kapibara, lemur pochłonięty błyskotkami, gdyż ludzie wyginęli, i nie potrzebują świecidełek, więc zabiera skarb ze sobą. Czy tajemniczy żuraw, który ratuje inne gatunki od jawnej zagłady. Widać braki budżetowe, ale nadrabia to mistyczną atmosferą, gdzie dawne posągi przypominają o kulcie homo sapiens. 


Prenderowane tła wydają się skromne i przy konkurencji niestosowne, lecz chwyta dumne zachody słońca, barwne przygody z polowaniem na pokarm, a przy okazji snuje baśń o ratowaniu w biblijnej arce. Odważne posunięcie, żeby w animacji nie pojawił się ani jeden dialog, a zwierzęta zachowują się stosunkowo naturalnie (nie licząc kilku drobnych niemożliwości, jak sterowanie łódką przez żurawia). Jego enigmatyczne spojrzenie po tym, jak ludzie zniknęli z planety - wychodzi na to, że zwierzęta pozostaną ostoją nowego pokolenia. Kto wie, co z tego się urodzi? Sprytnie korzystający z poetyki gier wideo, jak uciekanie przed zagrożeniem w stronę kamery. 

2. Mars Express  (Francja, reż. Jérémie Périn)

 Jérémie Périn odnalazł spustoszenie oraz mroczną wizję skorumpowanego świata. Gdy futurolodzy prześcigają się w prekognicjach, a pisarze parują wyobraźnią, to francuska produkcja unika nadmiernego skomplikowania i tworzy opowieść ze znanych symboli. Czuć wpływy ,,Ghost in the Shell'' - mangi autorstwa Masamune Shirow, polskiego ,,Cyberpunk 2077'' czy odwiecznego klasyka gatunku, czyli ,,Blade Runner''. Łączy kryminalną zagadkę z pesymistycznym wyobrażeniem o ludzkości z dalekiej przyszłości.

To groźny świat jutra - przestajesz odróżniać androida od człowieka z krwi i kości. W klubach nocnych paradują sztuczne kobiety napędzane zgubną tkanką metaliczną. Akcję nakręca pani detektyw Aline Ruby, jej partnerem zawodowym jest Carlos Rivera (zaawansowany android o ludzkim głosie, maszyna, która potrafi biegać szybciej od pędzącego rowerzysty) - razem próbują dopaść zawodowego hakera, na zlecenie wpływowego biznesmena, który ma za uszami, jak cały świat post-humanistycznej zarazy. Otaczająca nas techno-wiara w sztuczną inteligencję, to przesiąknięta chorobą dusza, która przestała zwracać uwagę na skutki uboczne augmentacji (czyli licznych poprawek cielesnych, aby przypominać metalowe pudełko z dodatkowymi atrybutami, jak lepszy wzrok, skaner w siatkówce).

3. Wallace & Gromit: Zemsta pingwina (Wielka Brytania, reż. Merlin Crossingham, Nick Park)

Jak pisałem w recenzji: Ci znakomici bohaterowie, co towarzyszą mi od dzieciństwa - nigdy nie zawiedli. Debiutowali pod koniec lat 80. w ,,Podróży na księżyc'', jak wystrzelili się rakietą w kosmos, a reżyser Nick Park w formie pracy magisterskiej nie przewidział, że będzie bawił kolejne pokolenia z barwnym humorem niemego psa i jego rozgadanego pana. 


Powrót znakomitych postaci ze złowrogim pingwinem, który ucieka z więzienia - bawi, jak sięgam pamięcią, od kiedy zadebiutował we ,,Wściekłych gaciach''. Jego przenikliwe, zimne oczy są zabawne, bo oddają bezduszność kukiełki. Serwuje dopaminowy pościg z licznymi gagami śledczymi. Jedna z tych animacji, do której będę wracał w przyszłości, bo jest wykonana klasycznie, bez zbędnych spulchniaczy. Doprawiony żartami z mundurowych, z hecy, żeby przyjaźń z żywą istotą - zastąpić mechaniczną zabawką.

Tym razem wszelkie ustrojstwa mechaniczne ponownie nakręcają szaloną scenerię odzierając otoczenie z człowieczeństwa, jako przykład ostrzeżenia przed nadmierną eksplikacją robotyki oraz zaawansowanej S.I. Plastelinowe ludziki na ekranie tylko oddają towarzyszący kontrast między ludzkim wkładem, a mechaniczną ozdobą. To trafny komunikat na galopujące czasy, które korzystają z komputerowych urządzeń. Jego rytmiczność jako filmowego doświadczenia nigdy nie zostałaby oddana, gdyby nie żłobienie produkcji klatka po klatce, która jest cechą charakterystyczną całej serii od samego jej powstania.

Poza podium znalazły się takie tytuły, jak: 4. Animalia Paradoxa 5. Dziki Robot

Wyróżnienie dla:

Amor Platónico (Hiszpania, reż. Vicente Bonet)


Nastoletnia komedia romantyczna, która dzieje się na przestrzeni jednej nocy, z wizytą na mieście w Sewilli. Luna jest spontaniczną i wygadaną nastolatką, która potrzebuje pomocy przed egzaminem z filozofii następnego dnia. Przychodzi do niej chłopak, który podszkoli ją w omawianiu platońskich idei. Dwoje bohaterów, skromny pokój i grecka filozofia, gdzie kameralny, intymny nastrój wystarcza, aby napawać się zdrową energią młodych ludzi, którzy wzajemnie zbliżają się do miłości wyznawanej w mądrościach Sokratesa. Refleksyjny, delikatny nastrój otoczony aurą spokojnego młodzieńca z witalnością damy, co zadaje śmiałe pytania. 

Dorastanie w cieniu zmian i zainteresowania wszechświatem. Szukanie odpowiedzi na odwieczny ruch, seksualne pożądanie, oczekując przyszłości oraz transformacji pokoleniowej. Zamknięta przestrzeń, język namiętności spleciony ze scenami w łaźni z udziałem wyobrażonego Platona z Sokratesem dodaje humoru do skromnej inscenizacji. Dużo łakoci dla kształtowanych poglądów. David Parra i Marina Varem znakomicie odnajdują się w swoich rolach, ich przyciąganie popycha w objęcia, a język miłości ma coś ze wzoru Pitagorasa. Późniejszy spacer wokół Plaza de Espana potęguje oczarowaniem świata głodnych wiedzy na skraju dorosłości.

Faworyci roku:

12. Moje ulubione ciasto  (Iran, Szwecja, Niemcy, reż. Maryam Moghadam, Behtash Sanaeeha)

Przepyszne danie zestawione z samotnością starszej kobiety, która szuka uwagi wśród mężczyzny w reżimowym państwie Iran. Teheranka, co zdążyła odchować dzieci, gdzie córka znajduje się za granicą, i jedynie prywatny telefon służy za miarodajny substytut kontaktu. Do tego ma nieznośną sąsiadkę, natrętną z policyjnej maniery. Na przekór normom obyczajowym umawia się z nieznajomym we własnym mieszkaniu, jakby zwiastował ostatni podryg w jesieni życia. Spotkanie z taksówkarzem okaże się przypadkiem, jak w Kieślowskiej kinematografii. 

Zaproszenie do domu, wspólne ciasto pomarańczowe przy stole, lekkość rozmowy i chęć, aby zerwać z kajdanami opresyjnego społeczeństwa wychowanego na kulturze strachu. Religijne prawa lądują w kąt, a życie zaprasza do celebracji tańca w rytmie muzyki. Rozgrywa się po wrześniu 2022 roku, ruchu protestacyjnego ,,Kobiety, Życie, Wolność" w Iranie. Pragniesz więcej informacji o temacie? Odsyłam do artykułu. Mimo to porusza problem uniwersalny, jak niewidzialność osób starszych, zwłaszcza kobiet, które żyją w pokręconym kraju z dystopijnym rządem za sterami. Starsza teheranka ma dosyć policji obyczajowej, zgiełku i przestrzegania ,,nadpisanych'' praw.


Działa w swojej intencji, bo nie chce skończyć jako opuszczona kobieta w męskim kieracie. Poznany Faramarz, to skromny, acz czarujący weteran wojskowy w podeszłym wieku, grany z zadziwiającą subtelnością i werwą przez Esmaeela Mehrabiego jako ofiara ageizmu i zmanierowanego państwa środka. Jest tym samym niewolnikiem społeczno-sprzecznych przykazów, jak kobiety przepytywane przez mundurowców. Wydostanie się z pułapki, to wbrew pozorom, łatwa droga, skoro wystarczyła chwila rozmowy i serdeczny gest z obu stron. To nie tylko sprzeciw wobec teokratycznej dyktatury, ale głos samotnych ludzi, którzy potrzebują naszej uwagi.

11. Vourdalak (Francja, reż. Adrien Beau)

Wampiryzm jako trauma i choroba przenoszona z rodu na ród, czyli przepyszna zabawa, wykręcająca kulturę horroru w gorsetowy terroryzm. Okraszona tradycyjnymi efektami z kostiumami na wsiej ziemi. Gotycki dreszczowiec z elementami komedii oraz niepozornej walki klasowej między zagubionym arystokratą, a chłopami w lesie, gdzie rodzina oczekuje ojca z podróży. Adaptacja powieści Aleksieja Konstantinowicza Tołstoja ,,Rodzina wilkołaka" z 1839 roku. Słowo wourdalak pojawia się po raz pierwszy w twórczości Puszkina na początku XIX wieku. Jest to zniekształcenie słów odnoszących się do wampirów, a opowieść francuskiego twórcy opowiada o klątwie, której nie zdejmiesz, bo jest dziedziczona. Młody markiz ulega czarowi niewiasty o mocach nocnego stworzenia z powieści Stokera. Trafia do zaczarowanego lasu, gdzie urzęduje jako nieproszony gość. Francuski dyplomata wpada w sidła lokalnych wierzeń poddając się romantyzmowi chłopskiej mowy. Demoniczne siły natury stykają się z makabryczną wsią, gdzie ludzie padli ofiarą choroby, jak pragnienie rodzinnej krwi.

10. Martwi nie ranią (Kanada, Meksyk, USA, reż. Viggo Mortensen)


Epoka wojny secesyjnej, poszukiwacze przygód, błędna kobieta porzucająca chłopaka dla duńskiego emigranta - Holgera, który jest żołnierzem, który wyruszy na misję służbową, a ona zacznie użerać się z niezmordowanym burmistrzem, co planuje wzbogacić się kosztem innych. Konfederaci tkwią na wojennej ścieżce z Unią, a Vivienne jako niezależna dama postanawia prowadzić skromną, wymagającą żywotność na ranczu z dzieckiem, gdzie pielęgnuje ogrody oraz dba o dom, jak tradycyjna gosposia. Jego senny, aromantyczny ton wysokich wzgórz, szerokich stepów i pyłu spod kopyt konia przeobraża się w niechronologiczny porządek na osi czasu. Małe miasteczko daje o sobie znać - w salonie przygrywają melodie, kapelusze na głowach, aby zapobiec udarom, interesy oraz upływający czas pod dyktando zmieniających się czasów, gdzie mężowie idą na bratobójczą wojnę, a gdy wracają muszą na nowo nawiązywać relację z ukochanymi.

Rewizjonistyczny western, w którym dzikość serca rozpędza się w rewolcie społecznej. Gdzie żałoba, to wstęp do konfliktu terytorialnego w XIX wieku. Kiedy western okazał się gatunkiem martwym - Viggo Mortensen powraca z arcydzielnym pejzażem suchego stepu. Przywracając trupa do stanu pobudzenia. Przeciwieństwo zgniłego, lewicowego Hollywood, który zapomniał o amerykańskiej kulturze. Viggo jako prawdziwy kontestator szuka korzeni na martwej ziemi, gdzie męski wynalazek kowbojów stoi w opozycji do wsiej zagrody, gdzie panuje codzienne życie z dala od zgiełku stłoczonego miasta. Przekonanie, że stanie się opowieścią o damie czekającej na swojego rycerza, to jawne zerwanie z tradycyjnym gatunkiem, ponieważ Vivienne sama stara się być rycerzem wpisując się w model niezależnej kobiety, która, w przeciwieństwie do rozwścieczonych, medialnych feministek - nie odrzuca męskiej pomocy. Ma ducha walki, siłę widoczną od najmłodszych lat, co płonie jaśniej, gdy była dzieckiem czekającym na ojca, który nigdy nie wrócił z wojny. Przeobraża dawne mity na grunt XXI wieku, który zgubił romantyczną naturę dynamicznych związków między odważnymi kobietami, a wrażliwymi mężczyznami z wyrobionym wykształceniem. 

9. The Dead Thing (USA, reż. Elric Kane)


 Żeński bohater zakochuje się w ,,zmarłej'' osobie na podstawie portretu i cierpi z powodu nieznośnego ciężaru niezaspokojonej tęsknoty. Współuzależnienie w dobie cyfrowej zguby. To trudne dla samotnej dziewczyny. Alex (Blu Hunt) jest kobietą pogrążoną w rozpaczy, która szuka troski w internetowym szlamie. Codzienna, nieznośna harówka jest uciążliwa, życie domowe z siostrą nie do zniesienia. A co z randkami? Koszmar ze snu. Portale randkowe, umawianie się z mężczyznami na podejrzanych stronach internetowych prowadzi do wszelkiej spirali patologii w dzisiejszym klubie towarzyskim. Gdzie obsesja pożądania góruje nad emocjonalnymi zwrotkami w słowach. Desperackie poszukiwanie sensu w chaosie zmian, gdzie ludzie zamienili się w awatary, a ich kontakt został naznaczony cierpieniem dusz.

Nieustanny ból prowokowany nieodwzajemnionym uczuciem, gdzie panika posiadania partnera staje się gorzka, obmierzła i wprawiająca w drgawki cielesne. Dzisiejsze pokolenie zakochane w Tinderach stało się martwe, jak tytuł wymawiany na głos. Ich utopijne przekonanie, że odnajdą miłość na półkach w cyfrowej maszynie. Przerzucając zakładki ze wściekłą desperacją. Prowizoryczna próba znalezienia ukochanego w świecie hipergamii, roszczeniowych kobiet i niedojrzałych mężczyzn, którzy kochają odbicie własnych uczuć. Przykład, jak społeczeństwo uzależnione od technologii przestaje kontaktować się z ludzkim podmiotem, błądząc w fałszywych terminach, w pianie złudnych oczekiwań. Horror XXI wieku, osobowości zatraconych w zakładanych maskach oraz w fałszywych tożsamościach. 

8. Goebbels and the Führer (Niemcy, Słowenia, reż. Joachim Lang)

Nazistowskie Niemcy - okres wielkich przemian społecznych, buńczucznej polityki zagranicznej, oraz wszechobecnej narracji o wielkim, niepodważalnym narodzie niemieckim, który widzi we wszystkich wroga. Odważne posunięcie, aby nakreślić mroczne czasy poprzez występy Goebbelsa (kapitalny w tej roli Robert Stadlober) - ministra propagandy, który ciężko pracuje, żeby wszystkich skłócić, aby udowodnić, że Hitler (Fritz Karl) to wódz nieomylnej przyszłości. Wschodząca gwiazda, która ma świecić przykładem. Zawadiacko podchodzi do szerokiego kontekstu, w jaką kabałę wplątała się III Rzesza, z jej manieryzmami oraz kompleksem wyższości (inaczej kompleksem boga). W której sianie dezinformacji było ważniejsze od koalicji z bolszewickim rządem na wschodzie.

    


Demagogia szerzona przez władców zostaje upubliczniona jako przestroga dla widza, przed podobnymi chwytami, jak zastraszać opinię publiczną. Archiwalne nagrania, rzucanie wydarzeniami (przed wojną, i w trakcie wojny), bez chronologii czasowej wykłada, jak rodzi się imperium. Sieje przytłaczającą narrację w mediach, podważając istotność reszty świata, narzucona cenzura, chwała wodzowi, jakby Hitler nie był człowiekiem, lecz symbolem odrodzonego socjalizmu, oraz społecznej jednomyślności. Scalając społeczeństwo w jedną, odsączoną masę od podróbek i ,,fałszywych'' haseł.

To wstrząsający pół-dokument, pół-fabularny odcinek z tamtych, oślepiających czasów, gdy Niemcy stosowali agresywną politykę, makiaweliczną propagandę w prasie czy w radiu. Ukazuje ofiary wojny w sposób archiwalny, oddając głębię masowego zamordyzmu. Najpierw zaatakowali umysły niemieckie, by kolejno przejąć obce ziemie, dla własnej, wiecznej chwały.

7. La virgen roja (Czerwona dziewica - Hiszpania, reż. Paula Ortiz

Dzisiejszy feminizm został skażony wojną płci, a kobiety, nieświadomie, budują sobie piekło przez własne roszczenia i zaburzenia umysłowe. Tym bardziej jest potrzebne kino, które przypomina, dlaczego płeć piękna stała się krwiożerczo dyktatorska. Czasy drugiej republiki hiszpańskiej (1931-1939). Zanim Hiszpania bezapelacyjnie doprowadziła do wojny domowej przez głupie podziały społeczne. Aurora jako świadoma feministka (lub nazwijmy to, kobiety samowystarczalnej), która czuje zagrożenie ze strony mężczyzn - wielka, lecz ograniczona duchowo intelektualistka wymyśliła sobie zaplanowaną eugenikę - kreację dziecka jako zaprogramowany byt do wyższych idei, nie dbając o to, aby usamodzielniła się i decydowała o własnym losie. Mamy do czynienia z wyrafinowaną psychopatką, która wychowuje córkę w ścisłej dyscyplinie oraz poukładanym rygorze. Od najmłodszych lat uczy się kilku języków, szkoląc na fortepianie, rozwiązując poważne zagadnienia filozoficzne, aby w wieku szesnastu lat zostać uczoną, która pisze wielki esej o miłości i seksie. W tle nadchodząca rewolucja partii socjalistycznej, aby lud przejął władzę w państwie.


W pierwszej połowie skupiamy się na politycznych dyskursach, gdzie Aurora przystosowuje nastoletniego geniusza do wielkich przemian społecznych, gdzie kobiety mają zostać wyzwolone spod jarzma męskiej tyranii. Pamiętajmy, że Hiszpania w tamtym okresie nie była za równością płci, dlatego ważny jest kontekst historyczny. Początkowo plan wypala - Hildgegart wcześnie zostaje uznana za wspaniałą mówczynię, która znakomicie włada piórem. Zaangażowanie w ruch lewicowy, gdzie mężczyźni debatują bez kobiet - młoda dama postanawia to zmienić, aby do zamkniętej dyskusji dołączyła płeć przeciwna. Rewolucja oraz napływająca fala nowego podejścia do traktowania kobiet sprawia, że jeden z młodzieńców zakochuje się w pięknym umyśle Hildegart. Kwitnie romans, który nie może zostać zrealizowany przez autokratyczną matkę zamkniętą w swojej bańce myślowej. 

,,Miłość, to słabość'' - powiada, ale każdy, kto tak mówi, wykazuje, paradoksalnie, słabość, bo to człowiek zimny i bezduszny - ograniczony w swojej mądrości. To śmieszna kobieta - pozuje na oświeconą intelektualistkę, a nie zauważa własnej niegodziwości oraz porysowanej moralności na zgrabiałym sercu. Córka słusznie komentuje, że staje się faszystką. Hildegart wyrasta na dojrzałą kobietę, która szuka konsensusu w emancypacji kobiet - nie wypierając się mężczyzny, dla samego wyparcia, nie popartego logicznym wnioskiem. Pragnie miłości, bo jej wrażliwość nie ostygła, a młody chłopak to idealista, który pasuje do modus operandi działaczki politycznej na rzecz kobiet. 

Przede wszystkim, to ważny głos, gdy feminizm stał się zaprzeczeniem głosu sufrażystek i pierwszej fali feminizmu. Obserwujemy tę skrajność w postępowaniu z udziałem matki, która nie toleruje mężczyzn, bo widzi w nich słabych szkodników, automatycznie czując wrogość do drugiej płci. Córka jest właśnie lekiem na szkodliwe wojny między mężczyzną, a kobietą - uważa, że istnieje korelacja i wspólny język. To przypomnienie, jak emancypacja kobiet skręciła w niewłaściwą stronę - chcąc wojować z męskim genem pod postacią wyjałowionej mentalnie matki. 

6. Tyle co nic   (Polska, reż. Grzegorz Dębowski)

Debiutancki projekt, który opowiada o polskiej wsi ma coś z konwencji amerykańskiej. Samotny kowboj stojący za porządkiem, za obroną przemijającej prowincjonalności na rzecz sztucznego rozwoju, urbanizacji wsi. Poczucie straconego pokolenia, które musi ustąpić młodszym kolegom, rzekomo tym ambitnym, co nie zamierzają tarzać się ze świniami w gospodzie. ,,Tyle co nic'' charakteryzuje dokumentalny styl - płynne przejścia ujęć z ręki, więc kamera ma falistą formę. Prowadzi nas w głąb przeklętego śledztwa poruszając się za plecami niestrudzonego bohatera uwikłanego w polityczny bajzel, gdzie z każdej strony czekają na twój nieprawidłowy, fałszywy ruch.


Jarek to nieco porywczy rolnik, zajmujący się troskliwie jałówką, co nie dawno ujrzała światło dzienne po porodzie. Poza tym film otwarcie zaczyna się widokiem w stajni, gdzie krowy pałaszują siano stojąc w zagrodzie. Urok wsi opada, gdy błoto paskudzi nogawki od spodni, człowiek ginie marnie w łajnie, a dziennikarze szukają płytkiej sensacji, pikantnych plotek i domniemanego morderstwa. Hieny telewizyjne zakłócają spokój, a zatwardziały rolnik robi prywatne śledztwo, na własną rękę czy odpowiedzialność. Przechadzając się po lokalnych gospodarstwach, ratując sąsiedzkie dzieci, które straciły mieszkanie w wyniku potwornej anomalii elektrycznej.

Poniekąd jest to zmierzch starego ustroju, próba pozostania sobą, gdy pozostali sprzedają ziemię za bezcen, aby przetrwać, a poseł tkwi w pułapce biurokratycznej uprzejmości, gdyż nie ma nic do gadania z wyższym zarządem w państwie polskim. Każdy tkwi na polu minowym: utrzymując się z kombinatorstwa, albo twardej ręki. Jest to bitwa przegrana na starcie. Gospodarka tonie w inflacji, telewizja zaburza rzeczywistość i produkuje toksyczne wartości.

5. Punkt przywracania (Czechy, Polska, Słowacja, reż. Robert Hloz)

 Świat przyszłości o cyfrowej twarzy, gdzie śmierć przestała obowiązywać, ponieważ ludzkość zniosła śmiertelność. Młoda detektyw poluje na szkodników w makabrycznej rzeczywistości. Jest uwikłana w brudną politykę, gdzie ludzkość zmierza do schizofrenicznej, symultanicznej ekspresji, jak wyzwolić się spod jarzma ograniczeń cielesnych - przenosząc dawne wspomnienia podczas odrodzenia komórek z utożsamionym ciałem z poprzedniego wcielenia.

Jak to w dystopijnych szeregach znajdą się rebelianci oraz grupy określające się buntownikami żyjącymi poza systemem, którzy nie chcą brać czynnego udziału w kulturze bez śmierci. Twórca korzysta z dobrodziejstwa gatunkowego, bo scala czarny kryminał z mroczną przyszłością nie znającą strachu przed trwałym uszkodzeniem nerwów. Gdzie pościgi mieszają się z dylematami natury filozoficznej. W głównej mierze zyskuje jako zamglone noir, gdzie wbudowaną pamięć można skraść, samochód wykorzystać jako narzędzie fałszywego tropu, a policję traktować jak przekupną korporację, która nie gra czysto, choć chciałaby uchodzić za wzór cnoty cywilnej. To brudny świat, gdzie nierówność ekonomiczna doprowadziła do postępującej przestępczości, a śmierć sprowadzono do zwykłej procedury, czyli do aktu zgonu. Nowa utopia staje się przekleństwem, bo technologia wykracza poza duchowe rozterki, a cyfryzacja śledztwa nieubłaganie przejmuje zdolności nad pierwotnym instynktem.


Scenarzysta podchodzi do nowej rzeczywistości chłodno oraz analitycznie. Pani detektyw płynnie przemieszcza się w wirtualnych zakładkach, ,,prowadzi'' auto bez trzymania rąk na kierownicy, a na dodatkowych taśmach pobiera pamięć klienta - jeśli umrze przed czasem informacje wysłane z elektronicznego umysłu nie zdążą zapisać się w bazie na dysku twardym. Niejednokrotnie jest to wykorzystane jako instrument ponurego thrillera igrającego z upływającym czasem.

4. Rudy  (Wielka Brytania, reż. Shona Auerbach)

Wiejska Anglia pachnie żonkilami, malarskie krajobrazy przesłaniają desperacką rozpacz za utratą matki, która przedwcześnie pożegnała się z mężem oraz wychowankami, którzy starają się trwać po żałobie z podniesioną głową. Związek Rudy z ojcem jest pełen obaw oraz rozczarowań. Musi matkować, a wiek szkolny wzmaga pragnienie, aby uwolnić się od obowiązków i pośmigać na deskorolce na przedmieściach, w hrabstwie West Midlands. Kocha młodszego braciszka oraz młodszą siostrę, ale szuka dla siebie ucieczki od panującej atmosfery pracy, spoglądania na bezpieczeństwo młodszego rodzeństwa, z którymi ma dobry kontakt, lecz wymaga osobistych wyrzeczeń lub poświęceń.


Muzyka dokręca skomplikowane relacje, które wahają się między buntem nastolatki, a niecierpliwym ojcem niepotrafiącym zrozumieć, że Rudy potrzebuje zbudować tożsamość bratając się z rówieśnikami, z którymi dzieli pasję do ulicznego stylu życia, gdzie kółka kręcą się po asfalcie, a żarty wybrzmiewają, aby zniknąć za kurtyną przykrej rzeczywistości, gdzie przedwcześnie zastępuje matkę. Musi użerać się z ojcem, który nie popiera jej wybryków, a dzieciaki potrzebują troski oraz opieki, na którą nie zawsze jest gotowa. Nieświadomie szuka wolności od rodzinnego ciepła, ucieczki od przymusowego rodzicielstwa. Chce stanowić jedność, pewną odrębność od rodzinnego kąta, mimo to, stoicki ojciec również czuje presję widząc, jak córka dojrzewa, a dzieci bałaganią. Musi radzić sobie sam w tym pomieszanym kotle, gdzie każdego dnia odczuwa ciężar ojcostwa.

Okolice Birdingbury wyglądają, jak zaczarowana kraina z użyciem ołówka. To nastrojowa opowieść warta każdego szylinga. 

3. About him & her (USA, reż. Edward Ice Mrozek)

Romantyczny klasyk o sensualnej eksplozji. Niewymuszający czułych gestów na spotkaniu z ukochaną. Jego delikatność niepodrabialna dla nadętego, wulgarnego spłaszczenia relacji damsko-męskich we wszechobecnej narracji medialnej. Przebijająca się przez zamkniętą barierę głuchych serc, które nie nasłuchują czułego głosu kobiet w słuchawce. Rzadki okaz, gdy rozmowa jest ukojeniem, gdzie miłość przemawia szeptem przy oknie. Gdzie zmysły zastępują obrazek. Jak słodki ton, głaskanie ręki okazuje się równie cenne, co bezpośrednie spoglądanie w oczy ukochanej. Coś dla romantyków zakochanych w kobiecych ustach, w jej aksamitnym ciele, w rozczulającym uśmiechu oraz w drobnych gestach bez złośliwości. Para przyszłych kochanków stanie przed wrażliwością drugiej osoby dzielącej przestrzeń.


Przypadek sprawi, że niewinny kontakt rozpali ich zmysły. Codzienne rozmowy przez słuchawkę zadecydują o relacji, która pchnie w sidła bezbronnej miłości. Zbieg okoliczności decyduje o znalezieniu dobrego słuchacza. Twórca za kamerą robi coś fenomenalnie prostego - nie pozwala nam oglądać twarzy dwoje postaci. To trafne posunięcie, bo możemy skupiać się na głosie, jakbyśmy byli realnym zakłóceniem, który wisi na linii oraz wysłuchuje dwoje przyjaciół. Ich późniejsze, fascynujące spotkanie, to splot biegłych dłoni, czułe rysowanie na przedramieniu ukochanego, gdzie smak drugiego ciała czuć w powietrzu, a opuszki palców mogą zaznać ukojenia w ramionach nieznajomej. Rumieńce na twarzy, lekki uśmiech w kąciku ust i wtapiające się dłonie powodują, że nie muszą otwierać oczu. Gra wyobraźni pozwala na niewinny dotyk, który scala bezbronne uczucie bądź zawroty serca.

2. Opadające liście (Finlandia, reż. Aki Kaurismaki)

Opowieść chaplinowska z tradycji. Romantyczna przebieżka po osamotnionych biopolach serc, gdzie zastygły humor miesza się z tragedią przemysłowego miasta bez uczuć. Co łączy karaoke, alkohol ze stołu i ukradkowe spojrzenia? Oczywiście, najnowszy film fińskiego filmowcy, który do perfekcji opanował sztukę szorstkiej rzeczywistości zlepionej z okruchami życia, gdzie kobieta szuka pocieszenia w ramionach mężczyzny. Miłosny taniec w jesiennym krajobrazie utkany z majestatycznego wzroku, gdzie słowa są ważone oraz oszczędne. 

 
    


Jest to wyrafinowane, subtelne oraz zabawne, bo Aki jako filmowiec udowodnił, że potrafi opowiadać na tematy romantyczne bez naiwności tegoż gatunku. Nie ma żadnych cynicznych skrótów fabularnych, prostych happy endów bez odrobiny gorzkiej pianki z cynamonu. Jednakowo jest podkręcony kolorystycznym remedium na depresję. Kwitnie jasnymi barwami, gdzie pokoje są udekorowane, w pubie podaje się rozcieńczone piwo, jakaś kapela gra skoczne piosenki, a na imprezie króluje karaoke oraz ukradkowe spojrzenia rodzącej się pary. Delikatnie oraz ze smakiem poznajemy dwójkę odseparowanych wykolejeńców. No, może tylko Holappa wypada na biernego alkoholika, który nie chce zerwać z nałogiem, chociaż picie przyprawia go o maniakalną znieczulicę. Ansa, to kobiecina raczej wycofana, która przypadkowo próbuje dostać się do głowy mężczyzny naprawiając jego niepohamowany głód do kieliszka czy butelki. Tęskne spojrzenia wyglądające zza okien pociągu trafnie oddają przepaść kapitalistycznego świata, gdzie wszystko wydaje się szare oraz ponure, zaś miłość wypisuje receptę. Staje się jedynym sensownym wyjściem z tego impasu.

1. Mr. K
(Holandia, Norwegia, reż. Tallulah H. Schwab)

Prawdziwy odjazd w surrealistycznym, gęstym sosie. Nie przejmujący się zasadą wyjaśnianiem wszystkiego, jak krowa na rowie. Oddający szaleństwo biurokratycznej Europy i marazm społecznej umysłowości. Groteskowy, uszczypliwy, ujmująco zabawny, do tego ze świetną rolą ekstrawaganckiego Crispina Glover. Wykorzystujący scenę do lunatykowania i fajerwerków, gdzie badanie spaczeń osobliwego społeczeństwa kumuluje się na tle zamkniętej willi, w której dochodzi do absurdalnych nieporozumień. 

W tej narracyjnej estymie panuje wszechobecna monotonia, aby praca zastępowała życie, a życie ulegało bylejakości współczesnego świata - trochę na miarę dzisiejszej prozy Davida Foster Wallace. Bohater nie wie, co dzieje się wokół jego osoby, a on sam ma poczucie, że wylądował w wariatkowie na wolności. Jest wędrownym iluzjonistą, zapomnianym czarodziejem rzeczywistości, gdzie prezentuje magiczne sztuczki przed widownią w kawiarni czy na ulicy. 

   


Witamy w kafkowskiej pułapce w czterech ścianach, gdzie ludzie utknęli w systemie ograniczonej materii. Świat za oknem podrzędny, zdarty, jedynie wyśnieni magowie chcą odzyskać wzrok w mrowiej, upupionej rzeczywistości. Gdzie odważni zniknęli, a demony z podświadomości chcą wydostać się na zewnątrz. Nie stając się iluzjonistą oraz porywaczem marzeń - bledniemy, wtapiając się w tło. Bolesny cios w globalistów, którzy myślą, że są wielcy, czy wyjątkowi.


Pozostałe tytuły, które brałem pod uwagę, ale nie znalazły się na liście: Andrea się rozwodzi (Austria), Asleep in My Palm (USA), Autobus życia (Hiszpania), Bez powietrza (Węgry), Biała odwaga (Polska), Blaga's Lessons (Bułgaria), Bulion i inne namiętności (Francja), Crossing (Szwecja, Turcja), Czarny pies (Chiny), Confidenza (Włochy), Dobrzy nieznajomi (Wielka Brytania), Double Blind (Irlandia), Dom osobliwości (Irlandia), Frankie Freako (Kanada), Juror #2 (USA), Gdy rodzi się zło (Argentyna), Gump - jsme dvojka (Czechy), Hrabia Monte Christo (Francja), Kill the Jockey (Argentyna), Kneecap (Irlandia), Mami Wata (Nigeria), Mój pies Artur (USA), Mój przyjaciel pingwin (Brazylia), Ostatnie lato (Francja), Pamięć (Meksyk), Pandemonium (Francja), Powoli (Litwa), Przypływy (Chiny), Rita (Hiszpania), Shirley (USA), Slingshot (Szwecja), Starve Acre (Wielka Brytania), Strefa interesów (Wielka Brytania), Suncoast (USA), The Brutalist (USA, Węgry), The Mountain (Nowa Zelandia), The Thicket (USA), Touch (Islandia), Tuesday (Chorwacja, Wielka Brytania), What You Wish For (USA), Wolność (Rumunia), Wróbel (Polska), Wybraniec (Iran), Wyścig o chwałę (Włochy), Zaginione damy (Indie), Zamknij oczy (Hiszpania), Żegnaj Julio (Sudan, Egipt)



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz