To z pewnością film klasy B. umazany w post-modernistycznej literaturze, gdzie post-apokaliptyczne scenerie są suche, jak nowy film francuskiego filmowcy. Alexandre Aja próbuje zaszyfrować wszechobecne zło nieboską tandetą, gdzie szmery, brak ludzkiej działalności ma snuć decorum niewrażliwej rzeczywistości. Gorsze od kiepskich, nieintrygujących fabuł jest tylko płaska interpretacja ponadnaturalnego świata. Niezwykłe, że w XXI wieku artyści snują się po wyblakłych lasach bez życia, żeby snuć drętwe okazy kinematograficzne. Po długiej nieobecności na szklany ekran powraca Halle Berry - niechlubnie kojarzona z rolą ,,Kobiety kot'' (za którą otrzymała przykrą statuetkę, niesławną Złotą Malinę jako przykład najgorszej aktorki), która musi męczyć się ze scenariuszem, aby wypaść przekonująco jako samotna matka dwojga dzieci pośrodku niczego.
Ziarno wątpliwości zasiewa wraz z interludium, gdzie przyglądamy się kościanemu truposzowi na skraju leśnego kadru, za chwilę wpadnie tablica z napisami początkowymi z grzmiącą muzyką, a ponury widok za oknem stanie się bladym cieniem historii. Alexandre Aja, niegdyś artysta skory do eksperymentów - zdziadział, i to na dobre. Jego mrukliwa historia snuje się, jak apokalipsa zombie - włóczy się po okolicy sennie i ociężale, stale jęczy i jest niegroźny, jak zwykły trup, który zapomniał umrzeć. Paryski artysta stracił kły, co zastąpił je tipsami. Stając się panienką, która boi się własnego lustra, bo ujrzała swoje niedoskonałości spod powierzchni. Nie byłby to seans straconych szans, gdyby nie błędy logiczne, rwana narracja i kameralne truchło. Akcja nie ma zamiaru przyspieszyć, a jej cechą jest mamrotanie pod nosem, jakby twórca za ,,karę'' siedział za kamerą i kazał grać aktorom na scenie.
To tytuł przezroczysty, gdzie matka widzi zjawy wyśnione w jej głowie - uznając je za omen przepowiedni, który sprawdzi się, jeśli synowie (bliźnięta) nie będą łaskawie słuchać, co się do nich mówi. To dystopijna wizja niemrawych dzięciołów, które nie mogą zastukać, bo nie potrafią. Świat przyszłości, to tani model post-apokaliptyczny wycięty z lepszych filmów i lepszej literatury. Gdzie Hale Berry stara się udźwignąć rolę nieobecnego ojca, więc nie tylko matkuje, a próbuje utrzymać sytuację w ryzach. Żeby dzieciaki nie rozrabiały wpadła na pomysł, aby przywiązać się do wspólnej liny, która ma wiązać ich w bezpieczny kordon. Ciało przy ciele porusza się po niebezpiecznej strefie, gdzie potwory czyhają na ofiarę, lecz szybko uświadamiamy sobie, że zło zalegające w ciemni, to jakaś podpucha lub czar, który wytrąca widza z równowagi. To napięcie może odczuwać jedynie matka, która uwierzyła, że świat został zdominowany przez duchy, klątwy czy demony. Żyją w swojej chatce, i niebawem ujrzymy kłótnie przy stole, które za mocno sygnalizują zmianę narracji. Jest przyjemny, na ile potrafi utrzymać w niewiedzy, gorzej kiedy odkrywa karty, a scenariusz popada w błędne koło, że musimy wiedzieć lub znać tajemnicę.
Pętla izolacji pęka, jak niedotrzymana obietnica, że otrzymamy solidny thriller. Trudno doszukiwać się dwuznaczności, gdy sugeruje, jak potoczy się narracja, a jego wątki nie łączą się w całość, raczej pajacują i udają, że są warte naszej uwagi. Za długo drepta w miejscu, a kiedy jeden z synów zacznie się buntować na zasady panujące w rodzinie, bo wiecie, ile można biegać poza domem z liną przy pasie, to symbolicznie odpina się od matczynej troski. Jakby insynuacyjnie młody chłopak dorastał, i chciał wreszcie odciąć się od uwłaczającej pępowiny, która tłamsi jego wolność. To prowadzi nas do zatęchłego, wilgotnego lasu, a później do dramatycznych okoliczności, kiedy pasy zostaną zerwane, lecz pozostaje na uboczu poważnego horroru, który mógłby namieszać. Na jego obronę muszę pochwalić dwuznaczny finał, chociaż topi się w znanych scenach, zaoranych w popkulturze obrazków o post-apokaliptycznej scenerii. Ostatnie kadry, jakby zapowiadały kontynuację, którą prawdopodobnie nie ujrzymy. Długo maskuje swoje zamiary, a gdy odkrywa swoje fanaberie, to nie łatwo ulec myślom, że to mętna powtórka z leśnych opowieści. O biblijnych konotacjach i rodzinnych sprzeczkach z programów o nazwie ,,Trudne sprawy'' w wersji dla dorosłych.
Matka, prawdopodobnie, jest stuknięta i zasługuje na to, żeby opieka społeczna zabrała jej dzieci, ponieważ każe swoje dzieci za nieposłuszeństwo wizytą w piwnicy (kto tak robi?!), a jej spaczenie umysłowe ulega stygmatyzacji, przez co potępia świat zewnętrzny, który nie wiadomo, czy jest zagrożony, czy wymysłem kobiety. Początek gra takimi przyjemnymi sztuczkami, ale potem autorzy się gubią i serwują próżny pokaz dosłowności. Nigdy nie masz przekonania, że historia zmieni bieg wydarzeń lub zmieni bieg w skrzyni - przyspieszając. Dopiero pod sam koniec zasuwa, jakby autorzy ,,obudzili się'', że za chwilę trzeba kończyć przedstawienie, a ty na tym etapie, prawdopodobnie, będziesz miał gdzieś, jak to się skończy, ponieważ gra znaczonymi kartami, a wydarzenia są przewidywalne, jak to, że w lesie czai się ptak na drzewach. Dopóki trzyma w napięciu, czyli w świadomości, że matka sobie ubzdurała, że świat na zewnątrz jest fikcją oraz stanem jej ducha, gdzie widzi potwory o ludzkiej skórze, to wypada jako autentyczny horror, który mógłby robić za prawdziwy kurs, aby uważać, jak psychicznie ranimy najbliższych. Potem psuje się od nadmiaru klisz, które rujnują intrygujący koncept zamieniając go w tandetny złom.
Wierzyłem w ten projekt, bo Aja potrafił wielokrotnie zaskakiwać jako twórca odważny kompozycyjnie (Blady strach!), który poruszał trudne oraz kontrowersyjne tematy (,,Wzgórza mają oczy'' o kanibalizmie), lecz gdzieś zatracił smak gorzkiego horroru snując jakieś kameralne, przewidywalne opowieści na dobranoc. Podbierając niuanse z takich dzieł, jak ,,Ciche miejsce'', ,,Droga'' z Viggo Mortensen w roli głównej, czy ,,The Last of Us'', z tytułu, z którego kopiują wszyscy na potęgę (!). To stracony materiał, który zapowiadał się mało inspirująco, ale miał szalony motyw z ,,rąbniętą'' matką, który uległ wypaczeniu, na rzecz prostej opowieści o zjawach, które stały się widzialne, a powinny zachować ciszę, jak robiły to do połowy seansu.
Reż. Alexandre Aja, Sce. KC Coughlin, Ryan Grassby, Zdj. Maxime Alexandre, Muz. Robin Coudert, prod. 21 Laps Entertainment, HalleHolly, Lionsgate Films, wyst.: Halle Berry, Anthony B. Jenkins, William Catlett, Christin Park
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz