środa, 9 kwietnia 2025

Beauty of the Underworld - Suzuki powraca

 


Czy można nazwać coś kinem rabunkowym bez rabunku? Skradzione klejnoty nie mają oficjalnego pościgu, lecz pozostają zastawioną pułapką w rękach chciwych biznesmenów z gangsterskiego półświatka w japońskiej społeczności, gdzie panuje przekręt między eleganckimi kupcami. To, w dużej mierze, kino klasy B., z umowną fabułą, ale z szeroko zakrojoną szajką, która ma obsesję na punkcie małych kamieni. Zaczyna się wymownie - z głębokimi zdjęciami w kanałach, jak w najlepszych filmach noir, na czele z ,,Trzecim człowiekiem'' (1949), z poetyzacją ostrości obrazu polskiego ,,Kanału'' (1957). Seijun Suzuki jest mało popularny w naszych kręgach, co nie ma zwyczaju figurować na lekcjach filmoznawczych, a szkoda, bo to interesujący przykład, jak łączyć kino gatunkowe z artystycznie wypielęgnowanymi zdjęciami. Czarno-białe ujęcia służą tej gangsterskiej sadze, gdy z więzienia wychodzi Miyamoto (Michitaro Mizushima), który odwiedza szefa yakuzy, co jest na wypoczynku w tureckiej łaźni. Zamierza sprzedać drogocenne pamiątki - małe kamyczki warte kilkanaście milionów.

Jak to w sensacyjnych opowieściach - planowana sprzedaż za pośrednictwem innej grupy członkowskiej okaże się pułapką, a jakieś bandziory w haftowanych maskach zamierzają przejąć intratny interes. Spokojna fabuła, gdzie poznajemy kilka twarzy zostanie wciągnięta w absurdalną, halucynogenną grę pozorów. Miyamoto jako jedyny działa w dobrej wierze, ponieważ ma kulawego przyjaciela, a taka sprzedaż okazałaby się cennym darem dla towarzysza. Mihara (Toru Abe), który chodzi o kulach będzie miał szansę zarekwirować diamenty przed rzezimieszkami. Bierze udział w transakcji, a gdy pojawia się banda uzbrojonych gagatków - postanawia połknąć małą zdobycz, żeby nie trafiła w niepowołane ręce. Na jego nieszczęście spada z dachu, a on sam trafia do szpitala. Zrozpaczona młodsza siostra Akiko (doskonała Mari Shiraki) gra pierwszoplanową rolę jako modelka, która rozbiera się dla malarza. Jej intencje nie są jawne, ani zrozumiałe. Płacze, gdy dowiaduje się o śmiertelnym wypadku, lecz to smutek symulowany? Gdyż korzysta z okazji, aby pójść do baru, napić się z przypadkowym ,,marynarzem'', żeby zabawiać się w lokalach, gdy chwilę wcześniej kładła się na podłodze w akcie desperacji. Co za niezrozumiała kobieta, która robi za pyskatą małolatę wśród dżentelmenów z pistoletem za pazuchą. 

Akiko dość przypadkowo zostaje wciągnięta w aferę naszyjnikową (pozwólcie, że nadam temu tytuł roboczy), męscy awanturnicy wiecznie zabijają się o jedną błahostkę. Sam malarz oraz rzeźbiarz, przecież artysta, jest jeszcze gorszym, zachłannym manipulatorem niż panowie w drogich garniturach. Zachowuje się, jak Smeagol z ,,Władcy Pierścieni'', który pragnie szlachetnych kamieni, jakby to był jego prywatny skarb, a jego zmysły oddały się ponurej chciwości. Zapatrzony w łatwy zarobek zacznie kłamać, zaprzeczać faktom, oraz brnąć w cyniczne, brutalne działania, tylko po to, żeby odzyskać połknięte diamenty w ciele Mihary. Zadziorna Akiko, która nie robi za klasyczną piękność dla męskiej widowni, ani za worek szowinistycznych żartów, odpowiada bezczelnie jednemu z yakazy w sposób bezpardonowy. ,,Jaki sposób yakuzy? Zabijanie jest złe, idioto!'' - przyznacie, że mocne słowa, jak na pannę, która owija się wokół zabójców.

 Parsknąłem śmiechem, możemy jechać dalej w tym wozie czarnego kryminału. Problem jedyny, jaki dostrzegam, to powtarzalny koncept w scenariuszu - diamenty trafiają z rąk do rąk, zorganizowana przestępczość daje się nabrać na proste numery, a kobieta okazuje się najgłośniejszą postacią w filmie. I nie ma w tym nic złego, scenariusz raczej nie zamierza popisywać się elokwencją czy zaplanowanymi rabunkami, bo opowiada o zimnej wojnie między organizacjami, gdzie samotny wojownik, czyli Miyamoto szuka sprawiedliwości w świecie pogrążonym w chorobie materialnego przepychu (mamy krótkie przerywniki na wystawne suknie w lokalach, a diamenty są ważniejsze od dawnej przyjaźni).

Foto. Nikkatsu

Niewątpliwie jego siła spoczywa w wystruganych czarno-białych zdjęciach, które dodają elementu grozy w komicznej konspiracji. Żarty wynikają z obłudnej moralności, gdzie nieuczciwi herosi w garniturach mają ukryte zamiary, a cała afera z kamieniami wielkości groszka, to przerost chciwości nad rozsądkiem. Wieczne wahania nastrojów pyskatej Akiko doprawia tę opowieść kobiecą szpilką bez czułości. Jej szorstki charakter prowadzi do awantur, zostaje ofiarą nieuczciwych biznesmenów, a w samym finale zostaje zamknięta w wielkiej kotłowni, gdzie walczy o przetrwanie. Scenariusz, wbrew obawom, jest lekki, gładki, chociaż epilog jest smutny, jak większość filmów noir. Nie nazwałbym tego thrillerem, ale kinem rabunkowym bez rabunku, bo co krok ktoś porywa diamenty. To zbiorowa obsesja, która bawi i sprawia, że produkcja jest zabawna. Niektóre elementy zdążyły się zestarzeć, jak montaż, nie wiedząc czemu, czasem skacze po scenach w trybie przyspieszonym, bez subtelnego przejścia. Może to wina pośpiechu, lub nonszalancji samego autora, który wyróżniał się w japońskiej kinematografii, ponieważ nie podążał za trendami w Azji. 

Jego błyskotliwość nie zostanie zauważona, ponieważ jako uczestnik setki filmów w scenerii czarnego kryminału znam za dobrze gatunkowe klisze, a mimo to potrafi odwrócić role - artysta jest skąpcem, jak Scrooge z ,,Opowieści wigilijnej'', który otacza się manekinami, a on sam ma pustą duszę, która żąda diamentów, i nic ponadto. Panowie z yakuzy mają swój kodeks, ale zostanie nadszarpnięty, jak tylko zwęszą okazję do poszerzenia kapitału. Z jakimś napiętnowanym sarkazmem - jedynie Miyamoto nie pasuje do tego ponurego, szalbierznego świata wypchanego pieniędzmi i luksusem. Działa w intencji przyjaciela, który upada z dachu, jakby w odpowiedzi na to, że jest za czysty, o szlachetnym sercu, za dobry dla społeczeństwa. 

Japonia, 1958, 87'

Reż. Seijun Suzuki, Sce. Susumu Saji, Zdj. Wataro Nakao, Muz. Naozumi Yamamoto, prod. Nikkatsu, wyst.: Mari Shiraki, Michitaro Mizushima, Hideaki Nitani, Shinsuke Ashida, Kaku Takashina



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz