niedziela, 6 kwietnia 2025

Minecraft: Film

 


Miałem nie zabierać się za tę recenzję, ponieważ moja ocena może być tylko jedna - negatywna. Paradoksalnie ,,Minecraft'' wypada lepiej, kiedy odcina się od korzeni gier wideo - odpowiadam z powagą na twarzy. Jak na celebrację bogatej wyobraźni - serwuje wyprasowane dialogi, z siermiężną oprawą graficzną, z paskudnymi teksturami, gdzie zła wiedźma pragnie władzy (co za oklepany frazes!). Podążamy za nikczemną Malgoshą (głosu użyczyła Rachel House), która chce wykorzystać moc kostki, aby wyczyścić ludzi z wyobraźni przeobrażając ich w nicość, a otchłań stanie się potworna dla całej półkuli ziemskiej (nie znoszę czarnych charakterów, którzy mają kiepską motywację w swojej zdefraudowanej duszy). W rolach głównych m.in. Jack Black, co powtarza własną manieryczną postawę, aby wypowiadać słowa gardłowym głosem. To neurotyk, który ma zmanierowanego ojca, co nie pozwala zostać synowi górnikiem. Przytłoczony zgniecionymi marzeniami o kopalniach - trafia do równoległego świata, gdzie może walić kilofem o ściankę w dowolnej liczbie, o dowolnej godzinie.

Najzabawniej wypada sparodiowana osobowość Jasona Momoa - kojarzony z muskułami, kinem akcji dla młodzieży - pojawia się jako człowiek przegrany, w zaskakująco pokręconych wdziankach, prując przez miasto różowym autem (samiec alfa przekracza granice, gdyż niczego się nie boi!). Jego imię to Garrett, niegdyś cieszył się sławą jako najlepszy gracz (co to za wyróżnienie?), obecnie jego firma przestaje prosperować czy przynosić zyski, a nawet otrzymuje list o nieprzyjemnej nowinie eksmisji. Jak na spłukanego biznesmena - wozi się drogimi, błyszczącymi samochodami, ubierając się jak metroseksualny chłopak z okładek Playboya. Do Idaho zajeżdża Henry (Sebastian Hansen) - bystry nastolatek, co po stracie matki stara się przetrwać w nowym mieście, przy okazji serwując najprzyjemniejszy pokaz kreatywności na ekranie. Do akcji wkroczy także wicedyrektorka szkoły, ale to drugoplanowa, zamazana postać, która ma całkiem zręczny romans jako rozwiedziona, napalona kobieta żyjąca bez mężczyzny od długiego okresu. 

O ile doceniam wydarzenia przed wejściem w świat sześciennych brył, to później, gdy znajdujemy się w tytułowej grze - cały czar znika. Dlaczego? Ponieważ mógłby stanowić odważną przygodę, w prawdziwym świecie, do odnalezienia siebie, ponieważ Garrett wciąż zachowuje się jak duży chłopiec, dla którego praca jest dodatkiem. Steve, marzący biegać z łopatą w ciemnych korytarzach podziemi - mógłby wyjechać do prawdziwej kopalni, i przekonać się, że marzenia mogą nie sprostać rzeczywistości. Natomiast kreatywny chłopak mógłby podróżować alejami Stanów Zjednoczonych, by przekazywać siłę umysłu, ale reklamowany jako ,,Minecraft'' musiał porzucić ekspozycję i dobry wstęp do prymitywnej zabawy w klocki, gdzie humor pleśnieje, a zabawa kurczy się do wygłupów na cyfrowej planszy. Pomijając wrażenia estetyczne, które mam wyczulone - obraz jest brzydki, kanciasty, a efekty komputerowe są wyciągnięte sprzed dekady (widać, że film przeleżał na półkach, i jest zacofany technologicznie). Zła królowa cyfrowego świata jest tak odklejona od rzeczywistości, że przypomina karykaturę terrorysty oraz dyktatora, co pragnie zawładnąć ludzkim umysłem, jakby była wtyczką z ,,Matrixa''. 

Foto. Warner Bros.

Spodziewając się jakiejkolwiek scenograficznej pompy, skakania po platformach, tłuczenia kwadratowych skałek, i kreatywnej paplaniny, dostałem w zamian nieangażujący seans, gdzie plastikowe otoczenie jest bardziej plastikowe, niż sam plastik. Jakiś cyfrowy wilk daje się pogłaskać, a emotikony wyskakują z ,,pluszaka'' - chcąc zaznaczyć, że uwielbia pieszczoty. I to dobra metafora tego marazmu kinematograficznego - to cyfrowa pluskwa, oblepiająca internetowym słownictwem, żargonem nastoletniej neurozy, gdzie wszystko wiruje, świat jest fikcją, niebezpieczeństwo jest kruche, a kreatywność zabijana przez korporacyjne bańki. To połączenie żywej akcji, z żywymi aktorami, z licznymi ujęciami na zielonej macie, gdzie aktorzy udają, że mają do czynienia z namacalną prawdą o despotycznej maniaczce, która nie potrafi cieszyć się kryształami, tylko wymyślać sztuczne problemy i konflikty dla naszych śmiałków w zamkniętym świecie gier komputerowych. Jego surowa paleta kolorów, rozdzieranie przygody na dwa etapy - w świecie rzeczywistym, i wirtualnym - gubi naturalny rytm o naszej naturze konstruktora, który ma własny plan, jak spożytkować wyobraźnię, aby cieszyć się własną pomysłowością (lustrując nasze zdolności do budowania wielkich rzeczy), bez żadnego pragnienia, by ktoś nas za to wynagrodził.

Tymczasem produkcja nie rozumie podstaw wybuchowej wyobraźni - tonie w jednoznacznych postaciach, które się nie rozwijają, Jack Black śpiewa, tańczy, wygłupia się, a jego marzenie górnika nawet nie jest przesadnie sformułowane na ekranie (woli skecz, niż realizację dziecięcych planów). Raczej robi za błazna, niż za tytana klockowej piaskownicy. Jak na opowieść, która pragnie mówić o naszych zdolnościach kreacyjnych - wyjątkowo odziera widza z wyjątkowości. Próżnie maskuje szablonową przygodę pokracznym humorem, gdzie wirtualne zwierzątka robią za przeciwnika na planszy w brylowatej, kanciastej strukturze. Trudniej doszukiwać się czegoś więcej w produkcji, która uderza do widowni +6 lat, i niestety czuć to w scenariuszu, w wybuchowej scenografii, w tandetnej oprawie, która skrzy się cyfrowymi klockami, jakby twórcy pragnęli myśleć, że sami znajdujemy się w grze wideo, a raczej czułem, że jestem w środku nieproduktywnej komedii, która nie bawi, i dobry pomysł przemielił w chwyt marketingowy. Kolorowe skałki Minecrafta zacznie przekształcać w ciemne, popielate skrzynie, ze złoczyńcami na pierwszym planie, ponieważ część akcji ma miejsce w brutalnej alt-rzeczywistości, gdzie dominuje mrok i walka na ringu, gdzie pluszowe misie toczą bój z bohaterami, którzy chcą wydostać się na powierzchnię, poza cyfrowy konstrukt.

To stracona okazja na nieszablonowy wyjazd, jak zatracić się w prawdziwym świecie, i odkrywać marzenia na nowo, ale nie - lepiej wrzucić w pusty, cyfrowy świat, który nie tętni życiem, a jego kreatywność jest zabijana przez śmieszną mugolkę, która jest równie zbędna w narracji, jak Momoa udający chłopca w dorosłym ciele, co biega po komputerowej historii w różanych odcieniach, co za absurd, który nie pogłębia absurdu. Wszelkie adaptacje gier wideo już na zawsze będą skazane na ponury żart. Gdzie brak sensownej fabuły, pociągającej narracji skazuje dzieła na wieczne potępienie. 

Szwecja, USA, Kanada, Nowa Zelandia, 2025, 101'

Reż. Jared Hess, Sce. Chris Bowman, Hubbel Palmer, Neil Widener, Gavin James, Chris Galletta, Zdj. Enrique Chediak, Muz. Mark Mothersbaugh, prod. Warner Bros., Legendary Entertainment, Vertigo Entertainment, wyst.: Jason Momoa, Jack Black, Emma Myers, Danielle Brooks, Rachel House (głos), Alex Tunui, Rowan Bacal




0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz