czwartek, 9 stycznia 2025

Trzy na jednego #31

 

Kadr z ,,Dzienniki Black Box''.

Trzy na jednego, to seria, gdzie będę krótko omawiał najnowsze produkcje, które lecą w kinie, albo co gorsza - nie pojawiły się w polskiej dystrybucji. Na czym polega zabawa? - ano na tym, że zaczynam od historii, która podoba mi się najmniej, a trzeciego kandydata mianuję jako zwycięzcę zestawienia. Zakładam, że będą to mini-recenzje, czyli skrótowe podejście do opowiadania obrazów. Lapidarna forma, która ma zachęcić lub zniechęcić do oglądania.

Queer

Luca Guadagnino stał się monotematyczny. Drenuje jeden temat - sądząc, że porwie heteroseksualistów w swoje macki (a może wcale o tym nie myśli?). Jego filmy przestają wzbudzać emocje, na samą myśl, wiedząc, do czego zmierza. Skoro po raz kolejny musi przedstawiać gejowskie party - gdzie jeden chłopak maca drugiego, a łóżkowe perypetie są wypełnione druzgoczącą obojętnością. Niezwykle stępiony krajobraz Meksyku, gdzie na ulicach wieje stypą, a w barach krzątają się homoseksualiści, którzy prześpią się z każdym (łapy precz ode mnie!). Udawany, artystyczny popis, aby przypodobać się etykiecie LGBT. Wykreowany na wzór powieści Williama Burroughs, gdzie autor proponuje wyłącznie bezpański seks bez zobowiązań. Daniel Craig przyjmuje rolę w mało zajmującym dramacie, kopcąc papierosy, jakby nie miał płuc oraz zdejmując koszulki niewyżytym chłopcom. Jako emigrant szuka towarzystwa w Mexico City. Szukając inspiracji w łóżku, bodaj, bo nie widać, żeby zajmował się czymś innym.


Bohaterowie nieustannie się narkotyzują - jak nie alkohol, to parada oralnych scen, które są niepotrzebne, i nic nie wnoszą. To nie jest sztuka, ale bezmyślna obsceniczność dla ekshibicjonistów, którzy uwielbiają oglądać męskie torsy na ekranie. Jego pretensja winduje dramat w opary nieśmiesznej komedii, gdzie panowie upijają się, balują i rozmawiają w sennej marze - przepojeni własnym towarzystwem oraz narkotykami. Jak to możliwe, że Craig z Bonda wciela się w marionetkę własnych pragnień, w lnianym garniturze, sypiając z mężczyznami, zamiast kobietami? Niektórzy panowie dobierają sobie dziwne role, które nie pasują do ich filmografii (z całym szacunkiem, dla jego możliwości aktorskich). Uwodzicielski Craig snuje się po mieście, śniąc o kolejnych podbojach, wypełniając czas ekscesami i pragnieniami męskiego ciała. Spod powierzchni wyzwolenia nie ma nic, co przyciągałoby do ekranu. To smutny portret, smutnych panów, którzy zaglądają do cudzego rozporka. Bujają się po okolicy w nadziei, że odnajdą spełnienie w sypialni. To halucynogenny świat mężczyzn, którzy pędzą przez świat bez celu. Na plus ścieżka dźwiękowa i próba wyobraźni, jak przedstawić romantyczny splot połączenia z ciałem bez dotykania ciała. 

W polskich kinach od 21 marca 2025 r.

USA, Włochy, 2024, 135'

Reż. Luca Guadagnino, Sce. Justin Kuritzkes, Zdj. Sayombhu Mukdeeprom, Muz. Trent Reznor, Atticus Ross, prod. The Apartment, Frenesy Film Company, FremantleMedia North America, wyst.: Daniel Craig, Daan de Wit, Jason Schwartzman, Omar Apollo



 Bird 

O brytyjskiej patologii, który próbuje być romantyczny i rozmarzony, a jest brutalnie odarty z realizmu magicznego. Opowiada o nastolatce, która czuje się ,,wykluczona'' i niedostosowana do rodziny, gdzie ojciec z wytatuowanym ciałem zamierza niebawem ożenić się z dziewczyną, z którą żyje w zaniedbanym bloku na ,,kocią łapę''. Andrea Arnold powraca z nowym filmem, który gubi się na ostatniej prostej, unikając wielkiego miasta, zamiast tego tułaczy się po ulicach z graffiti na ścianach, gdzie dochodzi do bratobójczych pojedynków, filmowania czy rejestrowania codzienności za pomocą aparatu w telefonie, a przyjacielem jest ptak z masowej wyobraźni. 

Jesteśmy w ubogiej dzielnicy hrabstwa Kent, a młoda nastolatka o ciemniejszej karnacji spotyka kolejnych wykolejeńców na swojej drodze - od pastwiska, na polu koni, gdzie widzi chłopaka w sukience (w kilcie), po młodzieńczych rozrabiaków, kończąc na bezpruderyjnej, rozwiązłej matce, która ma kochanka, co nie kontroluje emocji. To dysfunkcyjny opis, ale służący dla określenia, w jakim środowisku urzędujemy. Gdzie zwierzęta przelatują nad barierą nieba, sąsiedzi są agresywni, mieszkania zniszczone oraz splamione bałaganem miejscowego cyrku, w którym buzuje od sprzeczek, głośnych dyskusji i narkotycznych wizji. Ojciec Bug, to jakiś szaleniec, który chce pomnażać majątek poprzez sztuczki z ropuchą, którą trzyma w domu, i z którą śpiewa podczas lokalnej imprezy. 


Trudno mi znaleźć splot na empatię, kiedy wokół dzieją się pokręcone rzeczy, kamera nieustannie próbuje popisać się efekciarskim slajdem, a zwierzęta odgrywają fantastyczny motyw ratunku od kłopotów, jakby to miało być nowe dzieło Hayao Miyazaki, a nie autorki znanej z ,,Fish Tank'' (2009). Otacza się przyrodą, żeby uciec od rzeczywistości, która bije głośno na alarm. Rozbite rodziny, patologia, żeby uwieść widza poetyckimi scenami wyrwanymi z kontekstu. I chociaż rozumiem, że stara się, aby baśń wkradła się do brytyjskiego panoptikum, to nie wierzę, w ani cudowną miłość rodzicielską, ani w to, że mityczny ptak o ludzkiej twarzy uratuje od zgniłej, toksycznej społeczności. 

Andrea Arnold chciałaby kontynuować dziedzictwo brytyjskich twórców, jak Ken Loach, Carol Reed, Mike Leigh, Lindsay Anderson, ale nie posiada ich wrażliwości, ani dociekliwości geograficznej. Za dużo popisów, żeby uwierzyć w świat poza-filmowy. Dorastające dziewczę o wrażliwości mewy nie odnajduje się w pułapce hrabstwa Kent, gdzie przemoc zabija rutynę, naturalizm zabija estetykę kadrową, a postacie są mniej wiarygodne, niż moje buty na wyjście do sklepu. To rozproszona uwaga, gdzie wrażliwość ustępuje magicznej atmosferze - gdzie zwykły aparat w telefonie z pajęczyną (który widać, że swoje przeżył) ma być receptą na chłodną rzeczywistość, która prowadzi do jakiejś schizofrenii. W temacie realizmu magicznego lepiej spisywał się uwielbiany ,,Georgie ma się dobrze'' (2023), gdzie delikatność przesuwała granicę nieprzyzwoitości okrutnego świata.

Wielka Brytania, USA, Francja, Niemcy, 2024, 119'

Reż. Andrea Arnold, Sce. Andrea Arnold, Zdj. Robbie Ryan, Muz. Burial, prod. BBC Film, BFI, Pinky Promise wyst.: Barry Keoghan, Franz Rogowski, Nikiya Adams, James Nelson-Joyce, Rhys Yates 



Dzienniki Black Box

Odważny dokument, gdzie kobieta publicznie omawia traumę, jak została napadnięta na tle seksualnym. Niczym konfesjonał w szklanym odbiciu - jej łzy wypływają, sugerując, jak została naznaczona cierpieniem. To spowiedź, oficjalny komunikat, że prawo w Japonii jest nieszczelne, a życie kobiety zagrożone przez niemożność zakończenia sprawy, gdyż nie doszło do ukarania sprawcy. Problem w tym, że została zgwałcona przez kogoś wyżej postawionego, który ma mocne plecy, a jego obrzydliwy akt nie zostaje potępiony przez społeczeństwo czy media głównego nurtu. To usilna potrzeba ,,wygadania się'', jak czynią to kobiety - lecz szczęśliwy finał nie istnieje, ponieważ kwestia przestępstwa seksualnego pozostaje otwarta, jak rany emocjonalne, które wypływają na twarzy zranionej dziewczyny z rozpuszczonymi włosami. 

System sądownictwa ma pewne luki, a nieprawidłowości wykorzystano na rzecz wybielania niewygodnych faktów. To czułe spojrzenie na samą siebie, gdzie odsłania kulisy problematycznego dziennikarstwa, jak dążenie do prawdy i próba zwrócenia uwagi na palące dolegliwości. Stresujące doznanie, gdzie otwierasz czarną skrzynkę ze zboczeńcami oraz widząc załamanie nerwowe młodej, atrakcyjnej kobiety.


Otoczona przyjaciółmi, prawnikiem oraz wsparciem na ulicach z transparentami, to jakaś szansa, aby odzyskać równowagę i siłę do dalszej egzystencji. Intymne spotkanie z ofiarą, gdzie wyłamuje się z prywatnych tragedii. Starając się znaleźć radość po licznych upadkach, tkwiąc w bezmiarze twardego prawa. Oczyszcza, jak najlepsze sprawozdanie z napiętej relacji. To odważne, żeby samemu stanąć za kamerą, nie hamując się z pokiereszowanymi emocjami, szukając okazji do publicznej manifestacji. I choć czasem błądzi - nie przekazując informacji na bieżąco, bez znaczących, nęcących szczegółów - chcąc rozluźnić atmosferę przyjemniejszymi utworami, jest to jakiś sposób, żeby wywołać szok wśród otępionego tłumu. To mocny cios w naszą sprawiedliwość, ale także atak na japońską izolację, gdzie ludzie przestali widzieć zagrożenia, które czyhają na nieprzygotowanych. 

Jakby empatia wyparowała, a kraj był ważniejszy od jednostki (co nie jest sprzeczne z obowiązującym kodeksem w kraju kwitnącej wiśni, gdyż liczy się kolektyw, nie zaś jednostka). To kolejny powód, dlaczego Japonia nie jest świętym miejscem. Zamiast gonić za ujawnianie prawdy - powinniśmy gonić za nieszczerość wyznania, gdy organy ścigania lekceważyły jej słowa, trywialnie podchodząc do ostrych oskarżeń niewydolnego sytemu. Godny polecenia i terapia dla tych, którzy sami poczuli się poniżeni na tle seksualnym. 


Japonia, USA, Wielka Brytania, 2024, 102'

Reż. Shiori Ito, Sce. Shiori Ito, Zdj. Hanna Aqvilin, Keke Shiratama, Yuta Okamura, Muz. Mark De Gli Antoni, prod. Cineric Creative, Hanashi Films, Spark Features, wyst.: Shiori Ito

 



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz