Kadr z filmu ,,I Am a Hero''. |
Ostatnio powróciłem do japońskich komiksów, i był to czas, głównie stracony. Natomiast, chciałem podzielić się własną opinią, co sądzę o kilku tytułach. Nie będzie to szczegółowe rozpoznanie, czy recenzja na kilka stron, bo musiałbym spędzić nieco czasu przy pisaniu, a mam inne rzeczy na głowie. W każdym razie miłej lektury.
365 Days to the Weeding (Przeczytane dwa tomy)
Niby skierowany do starszego czytelnika, a dostałem naciągany romans, gdzie para introwertyków z jednego biura podróżniczego postanawia ,,ukartować'' małżeństwo, żeby nie wyjeżdżać, w przyszłym roku, na delegację. Nieustanny problem z popkulturą w Japonii, czyli bezpłciowi mężczyźni, niezdecydowane kobiety i próba radykalizacji niedorzecznych pomysłów. Tak udają, że mają romans, że nie odczuwam żadnego napięcia lub szczątkowego przyciągania partnera. Aspołeczna panna wmówiła sobie, że zaleci się do cichego chłopaka z biura, żeby uniknąć wyjazdu. Brzmi co najmniej kuriozalnie, i chociaż rozumiem pobudki działania - jest to niedorzeczne, z punktu mężczyzn. Dlaczego ktokolwiek miałby poświęcać czas na ,,udawany związek''? Czy dorośli ludzie nie mają lepszych rzeczy do roboty? Dlaczego Japonia uważa to za przepis na tytuł ,,wywrotowy''? Co w tym takiego onieśmielającego, że samotny gość z kotem postanawia zgodzić się na układ - udając że jest narzeczonym koleżanki z pracy? Powinien zapaść się pod ziemię, na samą myśl, że ktoś proponuje mu coś tak abstrakcyjnego, i nielogicznego.
Pomijam fakt, że Japonia słynie z beznadziejnych melodramatów - szumnie oklaskiwane ,,Horimiya'' (2007) czy ,,Toradora'' (2006), to wstyd dla czytelnika, że dał się oszukać opinii publicznej. Czasem odnoszę wrażenie, że ci autorzy nigdy nie byli w związku i piszą głupoty, dla nie wiadomo kogo. Skoro panna woli być singielką, to dlaczego namawia mężczyznę do upokarzającego małżeństwa, którego sama nie pragnie? Dlaczego ktokolwiek miałby to traktować, w minimalnym stopniu, poważnie? Olać laskę, może zaczęłaby się starać, gdyby mężczyzna nie przystawał na idiotyczne propozycje? Dlaczego autor nie poszedł w brawurę, tylko skinął głową, tak, udawajmy planowane małżeństwo. Najgorszy typ romansu, czyli udawajmy, że się kochamy.
P.S. Powstała adaptacja anime w 2024 r.
I Am a Hero (Przeczytane dwa tomy)
Całkiem przyjemny tytuł o apokalipsie zombie, chociaż niczym wyróżniający się. Ładnie narysowany, z cichymi kadrami, ale nie przesadnie dramatyczny. Tokio splugawione mutacją, gdzie plaga nieumarłych puka do drzwi, a przeciętny obywatel z bronią uwierzył, że jest wybrańcem. Asystent artysty jako mangaka, to klasyczny przedstawiciel ,,niemęskich'' bohaterów w mandze jako takiej. Czyli zlękniony, niezręczny społecznie, każde ryzyko traktuje jak chorobę, widzi jakieś demony, no, w zasadzie, w jakimś sensie - odpycha mnie główny bohater. Zamiast intrygi, szumnej zapowiedzi, iż to sztuka przez duże s - zostałem jawnie oszukany. Wcale to nie jest dramat dalekiego zasięgu. Powolny ton buduje tę niepewność, co do bezpieczeństwa narodowego, ale nie zastąpi konfliktu terytorialnego.
Szczegółowy opis, gdzie bohater otwiera, zamyka zamki w drzwiach, rozmawia sam ze sobą, upewniając się, że nie popełni błędu - hamuje jego drogę oraz doprawia nerwicę do narracji. Nie oczekiwałem akcji, ani udawanych dramatów z ,,The Walking Dead'', ale niech to będzie coś więcej, niż pusta walka z wewnętrznymi utrapieniami. Śledzimy zamknięty świat Suzuki, ludzie zaczynają chorować w pracy, wspomina się o epidemii grypy. Spychając wybuch epidemii na dalszy plan i koncentrując się na postaciach, a nie na wydarzeniach.
Problem jest również taki, że motyw zombie w popkulturze został definitywnie zbadany - w tej materii nie da się pogłębić tematu. Twórcy nie mają szans zaskoczyć, kiedy znasz klasyki kina z żywymi trupami, czytałeś komedię o potworach, które kąsają, a w dodatku bohater ma apodyktyczną dziewuchę, którą rzuciłbym po dwóch minutach. To, co wydaje się najciekawsze - kryje się w ludzkiej psyche. Być może, co nie jest w pełni irracjonalne, przez to, że mangaka jest poturbowanym emocjonalnie mężczyzną - ma halucynacje, a zombie to wymysł, żeby nie otaczać się ludźmi? Byłoby to lepsze rozwiązanie, niż okłamywanie siebie, że jest wyjątkowy.
P.S. Powstała adaptacja filmowa w 2015 r. (Kadr wyżej)
Kolejna seria, która najpierw bawi, a później robi się monotonna, zaś dojrzałe związki uważa za wymysł rozemocjonowanych kobiet. Kobiety są emocjonalne, i basta, dlatego Mona-chan wychodzi na desperatkę w pierwszych rozdziałach, kiedy zauważa, iż główny bohater nie adoruje jej wdzięków. Kiedy pozostali są napaleni, to Kuroiwa zachowuje dystans, trzymając się twardo reguł mnisiej społeczności, Mona to jedna z tych dziewcząt, która uważa, że ciałem rozkocha w sobie mężczyznę. Oklepana bogini stara się uwieść, ale robi to pokracznie, nieudolnie, i paradoksalnie, zniechęca do zabawy w podrywanie.
Jak to w komediach romantycznych - chłopak może przebierać w pannach, jakby był na bazarze, a mimo to, nie dostrzega prostych sygnałów, że dziewczęta są na jego skinienie. To była seria z potencjałem, jak kobiety, otumanione zauroczeniem, nie potrafią budować relacji, a mężczyźni są bardziej przewidywalni, niż przymrozek zimą. Dlaczego w mandze chłopaki nie zachowują się, jak chłopaki - tylko, jak autystyczni barbarzyńcy? Dziewczyny nie lepsze - Mona kusicielka, to onieśmielona panna, która nie umawia się na ranki? Zapytasz jak, skoro jest atrakcyjna?
Później dochodzi Asashi - zdolna koszykarka, która lepiej rozumie komunikację z męskimi istotami, lecz panicznie boi się wchodzić w długotrwałe relacje, i tak w kółko. Każda kolejna dziewczyna przychodzi, żeby zostać zaklęta urokiem, by nie potrafić powiedzieć wprost, że kogoś kocha. Absurdalne, i na pewnym etapie, już nie do zniesienia. Co z tego, że mężczyzna otacza się wianuszkiem kobiet, jak do niczego nie prowadzi, mnożąc nieprawdopodobne sceny na potęgę. Ileż można czytać, że dziewczyny by coś chciały (a chcą ewidentnie, bo przecież widzę!), chłopak nic nie dostrzega, jakby nie miał męskich instynktów, a romans nigdy nie kwitnie. Lepiej poczytać znakomite ,,Paradise Kiss'' (1999-2003), gdzie intymność wylewa się z kartek.
P.S. Powstała adaptacja anime w 2025 r.
Akira (Przeczytane trzy tomy)
Rzekoma klasyka mangowa, ale jestem na nie. Przykro mi to mówić, lecz zawiodłem się, srogo. Witamy w Neo-Tokio. Po III wojnie światowej. Na ulicach szaleją młodociane gangi motocyklistów. Trwają starcia między policją, a antyrządowymi powstańcami. Fanatycy religijni głoszą rychłe nadejście mesjasza – legendarnego Akiry. Korupcja i władza państwa w cyberpunkowym świecie, gdzie scenariusz jest wulgarny, a przygoda zamienia się w cykl body horroru z liczną czerwoną mazią na ekranie. Nie podejmuje filozoficznej ekwilibrystyki, jak cudowny ,,Eden'' (1998 - 2008) z motywami postapo. To nie Stanisław Lem z drapieżnym neuro-sceptycyzmem. Kaneda oraz Tetsuo, to, rzekomo, najlepsi przyjaciele. Podczas nocnego wyścigu spotykają dziwnego młodego chłopca o twarzy starszego mężczyzny, który jest ścigany przez szemrane typy z centralnego urzędu. Tetsuo rozbija swój motocykl i zostaje porwany przez tajne siły wojskowe. Kiedy pojawia się ponownie, Tetsuo ma oślepiające migreny, oraz posiada niesamowite moce psychiczne – co to za tajna organizacja, kim są te dziwnie wyglądające dzieciaki i kim jest Akira? Pytania wtórne, ale potrzebne, kiedy chcesz wiedzieć, skąd zamiłowanie miłośników mangi do ,,Akiry''?
Szczerze mówiąc - nie rozumiem fenomenu. To kaskada różnych pomysłów, które zostały lepiej rozwinięte w literaturze fantastycznej. Jeden z bohaterów, to jawny seksista, który zamierza zgwałcić pielęgniarkę, co jest nie tak z tymi artystami w Japonii? Postacie są jednowymiarowe, a generał w armii, to klasyczny despota odrysowany od linijki, dla osób, które uważają, że polityka, to masowa hipnoza.
Poza gangami motocyklowymi i wojskiem, Neo-Tokio nie ma zbyt wiele do zaoferowania, to po prostu bezludne rozlewisko miejskie z mnóstwem pustych autostrad i stref budowy. Wieczne pościgi, które do niczego nie prowadzą, jak do jakieś komunikacji, że są buntownikami? Przypomina kino klasy B, kiedy widzisz, że akcja jest ważniejsza od psychologicznych niuansów. To wygląda, jak wmawianie miłośnikom kina, że ,,Terminator'', to szczyt kinematografii, jakby nigdy nie słyszeli o filmach Yasuzo Masumura, Stanley'a Kubricka czy Fritza Langa. No, absurd, do kwadratu. ,,Akira'', to klasyk, który zestarzał się szybciej, niż pierwszy ,,Terminator''.
P.S. Powstał film animowany na podstawie mangi w 1988 r.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz