skip to main |
skip to sidebar
,,Szczęśliwy Lazzaro'' to przypowieść biblijna, która zbyt stanowczo i opresyjnie narzuca pogląd na dawne i ichniejsze dzieje historii. Opiewa widza pamiątkami religijnymi, bezczelnie i bez nutki subtelności odziera symbolikę z wolnej indywidualności czy interpretacji. Wpycha do gardła cytaty, które mogłyby zastąpić słowa z pisma tysiąclecia. Niespotykane, że w filmie, gdzie występują sakralne przedmioty czy pryncypia wyskakuje muzyka rozrywkowa, która nijak nie pasuje do tematyki obrazu. Chrześcijanizm stał się passe? Laickie podejście do katolicyzmu oraz figur chrześcijaństwa sprawia, że ,,Szczęśliwy Lazzaro'' nie trafi do kanionu lektur filmowych.
Ale od początku. Tytułowy Lazzaro to, kolokwialnie mówiąc, lekkoduch - zgodnie z naukami Chrystusa jest posłuszny ideom prostoduszności - nie kłamie, nie kombinuje, jest pozbawiony chytrych ambicji, oddaje się wewnętrznej modlitwie. Jego zwierzęcym totemem jest wilk, który opisuje jego duszę oraz przyszłe zdarzenia. Mieszka na wsi wśród małej wspólnoty, gdzie dzieciom nie potrzeba szkoły, żeby zrozumiały otaczający je wszechświat, są kobiety pracujące na roli, które dalekie są od bezmyślnych, wylewnych transparentów z uciskiem ze strony mężczyzn. Są częścią społeczeństwa, gdzie nie ma wymyślonych podziałów - razem świętują, wspólnie pracują czy dzielą się zdobyczami natury. Sielanka bez końca - początek filmu to niemal połączenie cech kina Ermanno Olmi (wyciszające krajobrazy, diegetyczna narracja czy wsi spokojna, wsi wesoła), do tego koktajl z neorealizmu: filmografia Rossellini'ego - jego pocztówki widokowe. Z tą różnicą, że nie ma przepastnych budowli oraz wiecznych miast, jak Rzym. Rysuje się baśń i włoskie zamiłowanie do kontrastów - obok ludzi prostych i klasy pracującej mamy arystokratów, którzy nie budują bliskich relacji, co więcej - syn arystokratki robi jej na złość i znika.
Sama fabuła nie jest jakoś skomplikowana czy cudacznie pokrojona - opowiada o losach człowieka, który stroni od cywilizacyjnej ochlokracji. Wkracza w pustkę i według biblijnej mądrości nie martwi się oto, co będzie jeść, nie kłania się sztucznej walucie oraz nadstawia drugi policzek, jak nakazuje Jezus, który niestety stanie się zgubą bohatera - trochę taka samo przepowiednia filozofii Friedricha Nietzschego. W jego mniemaniu, gdy nadstawiasz drugi policzek - jesteś skazany na pobicie, gdyż prowokujesz drugą osobę do działania. O ile początek jest obiecujący, ponieważ dobitnie napawa optymizmem i lekkością taśmy filmowej - bez ozdobników czy bałwochwalczych obrazów - wkrada się w drugiej połowie obrazu niesmak pokracznej burleski, zaglądanie do kiczowatych dyskotek i mętnej finansjery. Gubi prostotę i trąci religijną propagandą, która nie pozwala ci samodzielnie myśleć, bo masz zakodowane, że oglądasz nic świeżego, jak wskrzeszenie świętego Łazarza z Betanii i połączenie bohatera z kinematografii Gaspara Noe (ludźmi nieprzejmującymi się zasadami świata).
Rezygnuje z wolnej przestrzeni i tłucze się po mieście - znika wieś, a pojawia się ciasny konglomerat miejski. Poniekąd wynika to ze skutków prawnych oraz smutnego komentarza, że prawdziwe wsie umarły, a ludzie tacy, jak Lazzaro, to obiekt przeszłości. To obraz, gdzie przeszłość się sprzedaje (scena ze sprzedażą reliktów, przeprowadzka z małej gospodarki do wątłej kitki) oraz brak różnicy między ludźmi bogatymi a biedotą (arystokrata szuka przyjaciół, choćby na niby, żeby mieć towarzystwo bądź przykuć uwagę, dla zabawy). Wilk, który uosabia ducha i charakter protagonisty - pojawia się na ekranie mimochodem. Dumnie, samotnie kroczy po ziemi, bo Lazzaro jest równie osamotniony - nie przejmuje się przyziemnymi troskami, jak głód czy pieniądze. Jest, istnieje, oddycha, ale nie przejmuje się opiniami czy drobnostkami ludzi, którzy przestali słuchać własnego głosu. Przyjmuje gości - choć niekiedy obłudnych. Pozwala się bratać nawet z judaszami, gdyż jest nieskalany podejrzliwością czy matematycznym statystykom - obliczając jednostki na zysk. Krocie nawiązań do literatury i kina nie pozwalają ci zapomnieć, że to obraz przeszłości, jak wieś, która przestała być samowystarczalna.
Mimo wielu pasjonujących scen z poetyckim zacięciem ,,Szczęśliwy Lazzaro'' tonie w gąszczu religijnej nomenklatury, piękno swobodnych myśli umiera wraz z przyrostem ulic, a bohater, choćby naiwny - wydaje się być pozbawiony osobowości i własnej indywidualności. Poza chwalebną postawą mam wrażenie, że Ermanno Olmi nie byłby zachwycony ani współczesną Europą, ani włoską kinematografią. Z kolei Federico Fellini - znany z neorealizmu (wczesna twórczość) czy realizmu magicznego (późniejszy okres) - stwierdziłby, że za mało tu pozytywnej energii, a za dużo męczeństwa i bazarowej atmosfery.
1 Komentarz(e):
Jestem pewny że na ten blog zaglądnie bardzo dużo bardzo mądrych ludzi.Tak ja uważam bardzo prywatnie.
Prześlij komentarz