Imigrant wprowadza się do mieszkania, w którym poprzednia lokatorka popełniła samobójstwo. Z czasem zaczyna nabierać przeświadczenia, że sąsiedzi spiskują przeciwko niemu. Z fabułą nie trzeba się rozdrabniać. Z prostego pomysłu jesteśmy świadkami pokręconych scen zakorzenionych w umyśle głównego śmiałka, który nie zawahał się trafić do tej kamienicy. Cała napięta i stresująca sytuacja nabiera kolorytu swoim niespiesznym rytmem. Wysłuchiwanie sąsiadów z biegiem dni przestaje być komfortowe. Własne życie przestaje mieć znaczenie, gdy inni są ,,ważniejsi''. Polański udowodnił już nie raz, jak łatwo człowiek wpada w pułapki własnego umysłu. Nie ukrywa, że pokój, dom, ulice, miejsca stają się dla nas azylem, w którym się skrywamy, by naprędce sobie uświadomić, jak bezpieczeństwo utraciliśmy wraz z przyzwyczajeniem się do lokalizacji, w której to rzekomo odnajdujemy spokój. Ze spokoju musi nastąpić dramat na własne życzenie. Nie byłoby to takie złe, ale utrata zdrowych zmysłów następuje prędko i boleśnie. Po obejrzeniu ,,Lokatora'' nie łatwo będzie Wam zasnąć.
Jak to u Polańskiego kameralne dzieło zamienia się w teatr jednego aktora. Kolejny przykład filmowy, jak ze zwyczajnego, spokojnego mężczyzny stać się paranoikiem cierpiącym na psychozę. Nie tylko horror straszy, powinni to wiedzieć osoby, które przeżyły podobne objawy, co Trelkovsky. Lokator, to taki thriller psychologiczny. Stara kamienica nie wpływa dobrze na bohatera. Szczerze, uciekłbym stamtąd najszybciej jak tylko by się dało. Zawsze jest jednak za późno, jak zauważymy niebezpieczne powikłania poważnej choroby.
Zajrzycie, nie pożałujecie. Dwie godziny wyrastającego zaszczucia. Nie każdy lubi takie kino, ale spróbować nie zaszkodzi.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz