wtorek, 17 marca 2015

Przez góry i prerie - Powrót do twórczości Karola Maya


Sięgnąłem do biblioteczki ojca, żeby odkurzyć PRL-owskie megahity. Karola May nikomu nie trzeba przedstawiać - wystarczy wiedzieć, że specjalizował się w westernach dla młodego czytelnika. Sięgam do tych ,,staroci'', bo przyjemnie się czyta. Są to lektury, które bez popitki przeczytać można przy zapalonej lampce w środku nocy. A że chciałem zrobić sobie przerwę od historii Coetzee (którego teraz przerabiam), no to zabrałem się za coś łatwiejszego do przetrawienia. Odpoczywając od społecznych problemów, które porusza John Coetzee. I w sumie to tyle na początek.

Fabuła jest pretekstowa, bo May przedstawia szereg przygód, które wzajemnie się zawiązują. W głównej mierze chodzi o to, że bohaterowie Dzikiego Zachodu, jakimi są Old Shatterhand i Winnetou, mają za zadanie uratować myśliwego Baumanna - Pogromcę Niedźwiedzi, którego porwali Siuksowie. Przy okazji powracają starzy druhowie z jego powieści, jak: Hobble Frank, Długi Dave oraz Gruby Jemmy. I jak to u Karola bywa: nie zabraknie męskiej odwagi czy pokaz Indiańskich zwyczajów.

Opowieść sunie się przechodząc z jednego wątku na drugi, pokazując nam, jak rodzi się przyjaźń między białym a czerwonoskórym, albo jak należy ratować człowieka w tarapatach. Podróże naszych bohaterów są ,,bezpieczne''. Brakowało mi większego zagrożenia. Większość krwawych starć, do których mogłoby dojść, jest pominięta za pomocą sprytu i nadludzkich umiejętności postaci. Niektórzy panowie z dzikich terenów mają wyostrzony słuch, czy też orli wzrok, co powoduje, że unikają stresorów i ekstremalnych decyzji, których musieliby dokonać w razie alarmu. Są przezorni, więc mogą czuć się pewniej. Dobrze jednak się stało, bo Karol May nie czyni z tej krótkiej książeczki antymoralitetu Dzikiego Zachodu, jakim było Krwawe Południe Cormaca McCarthy'ego. Tutaj stawia się na wartką akcję, gdzie dobroduszni, bez skazy protagoniści pomykają na wierzchowcu pośród wąwozów czy stromych skał. Na drodze stykając się z mniej ucywilizowanymi jegomościami, ale i oni stawiają na dobro ogółu. Czarne charaktery nie istnieją. 

Przez góry i prerie podzielono na trzy części. Pierwszą z nich zatytułowano ,,Old Shatterhend'', który robi za postać pierwszoplanową. Wódz Apaczów pojawia się nieco później. Kolejne dwa zeszyty są zatytułowane jako ,,Sępy skalne''. Kiedy o tym piszę, muszę napomknąć, że doczytałem dopiero pierwszą część - najdłuższą, liczącą prawie sto stron (pozostałe mają niecałe pięćdziesiąt). Ową lekturę traktuję jako dodatek i chwilę oddechu od wspomnianego Coetzee. Jest w nich sporo obrazków - historia ewidentnie skierowana dla milusińskich. Mnie niczym to nie mogło zaskoczyć. Sporo w niej angielskich słówek, okrzyków w stylu ,,Howgh''. Mamy również czarnoskórego Boba, który posługuje się językiem Kali'ego na wzór W pustyni i w puszczy. Opisy są krótkie i treściwe, dialogi od razu przechodzą do rzeczy. Polecam miłośnikom traperów. I tyle - więcej nie jestem w stanie dodać. Na pewno zerknę do pozostałych zeszytów, jak przebrnę przez Dzieciństwo Jezusa


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz