czwartek, 29 lutego 2024

Edward i Karolina - Na balu tańcz i graj


 Pozostając w sferze francuskiej kinematografii pora przypomnieć jednego z najbardziej błyskotliwych filmowców z tamtego regionu. Jacques Becker niewątpliwie miał wpływ na branżę - nakręcił jedną z najlepszych produkcji dziejących się w więzieniu (Dziura - rocznik '60), a do tego jego repertuar nigdy nie był monotonnym składem. Kręcił romanse, kryminały, dzieła biograficzne (jak Montparnasse 1919). Nigdy nie ograniczał własnych możliwości - zaskakiwał, łącząc elegancję z napiętą struną narracyjną. Bez wątpienia jest jednym z najbardziej zaskakujących reżyserów we Francji - obok Louisa Malle czy Chrisa Marker trudniej o zaszufladkowanie. ,,Edward i Karolina'', to opowieść skomponowana z dialogów, recitali fortepianowych i sprzeczki małżeńskiej.

Para młodych i zakochanych przymierza zdobne stroje, ponieważ mają zamiar udać się na przyjęcie do wuja Karoliny. Nadzianego mężczyzny, który żyje w luksusie, wynajmuje fortepian na imprezę okolicznościową, a w jego kuchni urzędują pracusie. Ma salonową, własnego lokaja, uśmiechniętą żonę czy ustanowione życie. Wróćmy do Edwarda - jest nieznanym pianistą, piekielnie zdolnym. Porusza palcami na klawiszach, jak mężczyzna na kochance. W wyniku szykownego nastawienia Edward zauważa, że nie potrafi znaleźć kamizelki, co prawda zdążyła się rozpruć, ale twierdzi, że wciąż jest niemal perfekcyjnie ,,nowa''. Karolina postanawia przeszukać dom, aby uspokoić małżonka, lecz kobieca intuicja zawodzi. Postanowi zatelefonować do wuja o małą prośbę.

Drobna rzecz, jak kamizelka - stanie się przyczółkiem do zażartej kłótni, bo bez niej nie wyjdzie na spotkanie towarzyskie. Nie potrafi pogodzić się ze stratą małego, nic nie znaczącego przedmiotu. Tymczasem suknia, którą zakłada Karolina ma falbaniaste dołki, co to zakrywają jej buciki. Postanowi przyciąć przydługie końcówki, aby suknia była nieco krótsza i bardziej na ,,modzie''. Druga przyczyna narastającej kłótni, a małżeństwo zaczyna tracić do siebie cierpliwość. Także, przed wyjściem na uroczysty wieczór będą w nienastrojonych, ponurych, przygnębiających nastrojach. W międzyczasie Karolina kombinuje, jak dorwać kamizelkę, a wuj, jak to serdeczny pan przy forsie - zaproponuje coś świeżego. Edward jako pianista niejednokrotnie serwuje swój popis instrumentalny, poniekąd jest gwiazdą wieczoru, gdyż będzie występował wśród wpływowych ludzi. Jak twierdzi wuj - dzięki czemu stanie się sławniejszy i bogatszy. Typowe ględzenie ludzi z wyższych sfer, jakby siłą muzyki była rozpoznawalność, a nie wyczucie smaku.

Nasza zakochana para podziobie się, pozaczepia, więc wspólny romantyczny wieczór stanie pod znakiem zapytania. Odejdzie w odstawkę bądź zapomnienie. Histeryczne zachowania Karoliny doprowadzą do tego, że nie zamierza nigdzie wychodzić, a Edward, z racji że ma zaprezentować koncert gościom - musi stawić się na odświętny bal, gdzie koktajle z procentami stoją przy szwedzkim stole, a wuj panicznie boi się, aby przypadkiem młodzieniec nie spalił się w towarzystwie, bo to rodzaj narwańca, który ma lęk przed stratą twarzy wśród bliskich. Krewny Karoliny jest przezabawny - to rodzaj tych paniczyków, co to nie potrafią być spontaniczni oraz wyciszeni. Tylko ustawiać wieczory ,,sylwestrowe'' pod siebie, który musi mieć kontrolę nad sytuacją, bo inaczej panikuje. Traktujących się zbyt poważnie modnisi obrośniętych w piórka. 

Edward pojawia się na zjeździe samotnie informując towarzystwo, że Karolina zachorowała, wiecie, pod pretekstem. Spóźniony muzyk odda to, co przysięgał. Siada na krzesełko, rozwija palce i gra, dopóki nie przypomni sobie, że musi naprawić relację z żoną. Przeprasza towarzystwo za przedwczesne zakończenie partii fortepianowej. Cóż, przynajmniej panowie wrócą do gry w karty przy stole, do nic nie wnoszących konwersacji czy delektowania się czerwonym diabłem, czyli winem. Na papierze brzmi jak cieniutka historyjka o drobnym incydencie małżeńskim, gdzie błaha kłótnia eskaluje do rozmiarów apokaliptycznych, bo żona zostanie sprowokowana do zerwania zaręczyn czy zaprzepaszczenia budowania wspólnej przyszłości, ale to francuska komedia z elementami romansu, więc według prawideł gatunkowych trudno doszukiwać się pesymistycznego zakończenia. Poza tym, kto chciałby włączyć komedię romantyczną bez szczęśliwego finału? To, jak włączenie kina akcji bez akcji. Nie miałoby to znaczenia, aczkolwiek film nabija się z naszej towarzyskiej ogłady, bo przecież bycie grzecznym, to ustanowione prawo międzynarodowe, prawda? Wuj wychodzi na śmiesznego właściciela, który zaprasza Edwarda jedynie po to, aby zabawiał publiczność.


Jedna z kobiet staje w obronie Edwarda przytakując, że żona jest ważniejsza, ale ostatecznie sama wychodzi na nieco próżną dzierlatkę, bo nie potrafi przyjąć do wiadomości, iż przesadziła z formą grzecznościową. Gdy wstydzi się własnego zachowania wychodzi z mężem z bankietu nie pojawiając się w kadrze ani chwili dłużej. Otrzymujemy portret ludzi sztywnych oraz zakompleksionych. Którzy reagują nienaturalnie i na pokaz. Co samo w sobie wybija się na tle romansowego skrzyżowania mieczy. I jasne, jak to bywa w lekkich produkcjach - nie będzie maltretował widza gorzkimi insynuacjami. Raczej zażegna konflikty, a spory wrzuci między bajki. Komediowy ton zostaje podtrzymany mimo drażliwych scen, gdy Karolina rozbija pamiątki w domu ze względu na podrażnione, rozszarpane samopoczucie. Chcąc pokazać mężowi swoje niezadowolenie poprzez impulsywne zachowania. Pianista również czepia się niepotrzebnych rzeczy, jak prawidłowy układ słowników na półce. Co śmieszne, to najdrobniejsze kwestie sprawiają, że wybuch złości dwóch kochających się ludzi prowadzi niemal do zguby małżeństwa. Świetna przestroga, aby nie kłócić się w nieskończoność o błahostki, które mogą przepoczwarzyć się w otwartą wojnę małżeńską (jak państwo Kramer ze skądinąd znanego filmu).

Jacques Becker, co prawda jest znany z innych filmów, a ,,Edward i Karolina'' raczej jest produkcją zapomnianą. Wydaje się, że jedną z najmniej znanych w jego dorobku, a szkoda, bo to przyjemne kino, pewnie na raz, do którego się nie wróci, i nie będzie pamiętane po latach, ale czynię to z kronikarskiego obowiązku, aby przypomnieć, że są filmowcy, którzy bywają różni. Francuska kinematografia jest mi bliska, więc nie mogło zabraknąć gorącego nazwiska w zestawieniu. Był Resnais, Truffaut, Garrel, więc po cichu przypominam najważniejsze osobistości z tamtego regionu. 

Francja, 1950, 98'

Reż. Jacques Becker, Sce. Jacques Becker, Zdj. Robert Lefebvre, Muz. Jean-Jacques Grunenwald, prod. Compagnie Industrielle et Commerciale Cinematographique, wyst.: Anne Vernon, Daniel Gelin, Betty Stockfeld, Annette Wademant


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz