wtorek, 12 grudnia 2023

Godzilla Minus One - List do ludzkości

Godzilla, to znamienny symbol Japonii, jak w Polsce komedia Barei, w Stanach Halloween, W Indiach bollywoodzkie przeboje, we Włoszech powszechny gwar, czy na Filipinach zniewalający uśmiech. Licznym filmoznawcom coraz trudniej zliczyć, ile wyszło wersji ów słynnej opowieści o wielkim gadzie, który terroryzuje wielkie miasto w kraju kwitnącej wiśni. Nic zaskakującego nie powiem, jeśli uznam ,,Godzillę'' za metaforę śmiercionośnej bomby nuklearnej, która symbolicznie manifestowała strach obywateli w okresie zimnej wojny. Ten paniczny strach w oczach uosabia bestia, która czai się w szeregach cywilizacji, co przestała kochać własne życie i poddaje się masowej destrukcji ogłupiania. 

Pierwotna wizja monstrualnego zwierza pojawiła się w latach 50., w czasach powojennej Japonii, która zmagała się ze zmianami ekonomicznymi oraz społecznymi, włącznie z powszechniejącym hedonistycznym podejściem do życia i wypadami do kawiarni. Jeden z najbardziej niedocenionych twórców z Azji, jak Heinosuke Gosho prezentował na ekranie, co działo się po wojnie, a jego bohaterowie zamiast rewolucji wybierali drogę artystyczną lub medyczną w postaci lekarza. Po kapitulacji cesarza Hirohito nowe pokolenie filmowców raz na zawsze rozprawiło się z nieograniczonym podbojem, a sama Japonia jako naród zmieniła strategię propagując działania pacyfistyczne. Widać to na przykładzie wiekowej już ,,Godzilli'' z 1953 r., gdzie wstrzymuje się hasełka z bezmyślnym wojowaniem. Po nieudanych ekranizacjach ze Stanów Zjednoczonych, którzy nie rozumieją, na czym opiera się pierwotny konstrukt wielkiego potwora stworzył gigantyczne klopsy w postaci ,,Godzilli'' z 2014 r. czy jeszcze gorszej wersji tej samej historii z 1998 r. Zresztą ostatnie wielkie produkcje z zachodniej części mapy były koszmarne - włączając w to, militarystyczną propagandę dla niegrzecznych chłopców, czyli ,,Top Gun: Maverick''. Filmem idealnym dla osób, które wolą wojny od dyplomacji. 

Dobra, poprzestańmy na małej lekcji historii, i przejdźmy do konkretów. Na 70 - lecie powstania Godzilli powstał twór ze wszech miar wrażliwy na ludzkie cierpienie i społeczeństwa, które dotknęły dotyk wojny. Makabrycznej i potępiającej rozkwit wolnego państwa. Twórca skrupulatnie podchodzi do rodzimej maskotki i już w pierwszych scenach sygnalizuje, że wielki gad to zło wcielone. Który ruchem ogona powoduje zniszczenia, a najmniejszy krok depcze wszystko, co żywe i piękne. Lądujemy na małej wyspie, gdzie awaryjnie wysiada żołnierz sił myśliwskich - nie wykonuje swojego zadania, a gdy nadejdzie bestia nie odważy się użyć działka symbolizując jego klęskę jako patrioty działającego w imię kraju. 

Po pierwszym - kapitalnym - starciu z maszyną zaprogramowaną do zabijania produkcja daje oddech przed kolejną dokonującą się masakrą. Nasz pilot wraca do rodzinnego gniazda, lecz zastaje zgliszcza po bombardowaniu. Niepocieszony i z hańbą na sumieniu próbuje znaleźć dla siebie miejsce oraz pracę tuż po zakończeniu koszmarnej wojny, która zostawiła przejmujący ślad. Pewnego razu spotyka tajemniczą kobietę z dzieckiem i rozumiemy, że ich wspólny los połączył wynik wojny, która nie opuściła ciała. Ponieważ pilot walczy nie tylko z przeszłością, lecz z twarzami zmarłych, których nie zdołał uratować. Kobieta opiekuje się uratowanym dzieckiem i próbuje dotrzeć do jaźni zranionego mężczyzny, który, ostatecznie, nie miał wpływu na wszechobecne zdziczenie świata.



Snuje się ta opowieść kameralnym tempem, pozwalając widzowi na przemyślenia, jak weterani wojenni mieli niewesołą perspektywę zmagając się z lękami, brakiem zajęcia czy tragediami, które odbiły się na psychice, jak wiertło w ścianę. Na szczęście czas leczy rany, co prawda powierzchownie, lecz zatrudnia się w ważnej misji, gdy Gojira (z japońskiego) przybliża się do Tokio, aby siać następne spustoszenia. 

Nie będę zdradzał dalszej części fabuły, ale łatwo zauważyć, iż Gojira gra drugie skrzypce. To przeciwieństwo bohatera - złowroga, niszczycielska broń, która łamie łodzie szczękami, a z paszczy wypluwa broń termiczną, która zaznacza pamięć o tragicznych wydarzeniach w Hiroszimie, a jego dostojna postawa drwi z maluczkich, słabych ludzi, którzy nie są w stanie bronić się przed czymś, co jest nienaturalnie przytłaczające oraz destrukcyjne. To symboliczny niszczyciel, który zniszczy wszystko, co stanie mu na drodze. Sprawia wrażenie niezniszczalnej bomby o ładunku radioaktywnym. Bestia, która chce połknąć świat - rozbierając budynki i miasta do gołej ziemi.

Nie da się ukryć, że film sprytnie korzysta z nut melodramatycznych, aby podbić stawkę. Oglądamy sceny rodzajowe, przykre tragedie rodzinne, gdzie przedstawiają plany, aby powstrzymać monstrum od totalnej zagłady Japonii. Sowieci oraz Amerykanie nie przyjdą z pomocą i jeno najżarliwsi kombatanci mogą sprostać trudnemu, niebotycznemu zadaniu zgładzenia potwora.

,,Gorija'' to przede wszystkim piękny protest przeciwko skrajnemu liberalizmowi, który pomylił wolność obywatelską z obowiązkiem. Nasz pilot zadręcza się z powodu niewykonanego rozkazu podyktowanego przez wymuszony kodeks kamikaze, który w przeszłości krytykował wybitny rebeliant japońskiego kina, czyli Masaki Kobayashi, inni mistrzowie z Azji również co krok wykręcali antywojenne przesłania, aby zerwać z głupimi plakietkami, że jesteś coś winny państwu lub innej instytucji. Podobnie jak Kobayashi potępiam wszelkie działania, które mają szkodzić jednostce, a najnowsza Godzilla przeciwstawia się dawnej, opresyjnej władzy, która wymusza działania wbrew naszej woli.

Pokazuje środkowy palec bezczelnym politykom, którzy wykorzystują wojnę do siania wzajemnej nienawiści, kontruje militarystyczne agitki, zrywa z tą całą obłudą i hipokryzją, że walczymy dla jakiejś idei. W wyniku wielkiego zagrożenia ludzie na ekranie się spierają, wspólnie obmyślają, jak zakończyć tę bitwę, w której nie ma zwycięzców. Bo ,,Gojira" zmierza za rozsądkiem, gdzie nikt nie wychodzi na pole bitwy po to, aby umierać, lecz sprawić, żeby nasza wspólna przyszłość promieniowała pokojem. Nie walczymy po to, by niszczyć - byli żołnierze mierzą się z gigantem, aby ocalić rodziny od klęski, uratować przyszłe pokolenia od degenerującej śmierci, niepohamowanego zniszczenia.

To pochwalny list do życia, potępiający śmieszne, niepoważne kodeksy żołnierza, który ginie dla cudzej sprawy. Zrywa z pesymizmem i wierzy, że nie jesteśmy tu po to, aby trwać w posłusznym obowiązku do żelaznych reguł narzuconych przez wojsko i ważniaków, którzy chcą kierować trajektorią, dokąd ma zmierzać świat. To wzruszająca oda do poszanowania ludzkiej mądrości, gdzie nie ma złych i dobrych, bo Gojira jest metaforą tego szaleństwa, które opętało Europę i pozostałe kontynenty.

Nie ma przegranych i zwycięzców, bo jedynie przegrali ci, którzy nie chcą kultywować życia, lecz być jak Godzilla, co tratuje najmniejszy ślad pocieszenia oraz zabija niewinnych. Pod tym względem jest to jeden z najpiękniejszych filmów dla szerokiej widowni, której można zarzucić skróty fabularne czy kilka nielogicznych zdarzeń, ale trudno przejść obojętnie, gdy zyskujesz perspektywę, że nie musisz ginąć dla czyjegoś kaprysu, znajomi są pomocni, a kobieta opoką dla mężczyzny, który zmaga się z potarganą przeszłością odwiedzających go w snach majaków. To celna nauka, dla nas, jako ludzkości i ludzi, którzy myślą, że armia czy urzędnicy pomogą nam we wspólnym działaniu. Nie potrzebujemy ich, tak jak nie potrzebujemy kierować się hasłami, które prowadzą do schizofrenii emocjonalnej czy uszkodzonej tożsamości wynikających z bezmyślnego rozkazu dowódców i jego świty za biurkiem. 

Jednocześnie ogląda się z niemałym przejęciem, jak zanimowana Godzilla posyła ,,rakiety" śmierci z pyska, trzyma na krawędzi fotela, ale co ważniejsze - kibicujemy tym odważnym ludziom, którzy postanowili obezwładnić maszynę nie znającą strachu czy litości. Prawie jak pojedynek Dawida z Goliatem. Niby skazani na porażkę, ale próbują dla dobra innych, to pocieszające, że powstają jeszcze filmy, które nie są przeciwko naszym naturalnym odruchom, a potępiają praktyki, które nie sprzyjają rozwojowi ludzkości.

Japonia, 2023, 125'

Reż. Takashi Yamazaki, Sce. Takashi Yamazaki, zdj. Kozo Shibasaki, Muz. Naomi Sato, prod. Robot Communications/Toho Company/Toho Studios, wyst.: Ryunosuke Kamiki, Minami Hanabe, Munetaka Aoki



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz