środa, 4 lutego 2015

Widmo - Dreszczowiec bez paralizatora



Cienka krawędź obdziela zamiary od czynów. Obiektywny punkt widzenia nie jest wiarygodny - przynajmniej takie otrzymałem wyniki po obejrzeniu Widma. Film wiekowy, dla którego czas jest wrogiem niżeli sojusznikiem. Widmo jest kinem zakorzenionym w latach nadciągającej II fali feminizmu. Pewne oznaki czy symptomy są podrzucane w scenach, gdzie kobieta przeciwstawia się mężczyźnie - lub oficjalnie przyznaje, że ma dość upokorzenia.

Jak wygląda bunt w Widmie? Przenieśmy się do szkoły z internatem dla chłopców, gdzie stanowisko dyrektora obejmuje Michel Delasalle. Sadysta i dyktator, który terroryzuje uczniów, nauczycieli i własną żonę - Christinę. Droga małżonka wie, że ma (miał) kochanki na boku. Co więcej: nie toczą kobiecej wojny o faceta. Rozmawiają ze sobą, nie dokuczają nawzajem. Nie przeszkadza im, że dzielą się samcem. 

Christina jest właścicielką szkoły, lecz będąc pod ,,rozkazami'' Michela - odgrywa kochaną, wierną, przyzwoitą partnerkę w związku bardziej opartym na strachu niż miłości. Musi tolerować publiczne upokorzenia i okazać szacunek, bo to on funduje posiłek czy szlachetny trunek na stole przy towarzystwie. Ale miarka goryczy się przeleje, co zaowocuje straszną zbrodnią. Christina z Nicolą (dawniej kochanka Michela) powołują plan, w którym ofiarą jest bezwstydny pan Delasalle, którego chcą utopić w wannie pod wpływem usypiaczy (środków uspokajających). A potem? Żyć dalej i upozorować wypadek, by nikt się nie zorientował, że to sprawka zdradzonej kobiety kierowanej zemstą.



W każdym razie, obie są w to zamieszane. Michel znika, mijają dni, odzew niepokoju jako tako nie podnosi wrzawy. Christina zacznie gorączkować, gdy na światło dzienne wyjdzie niepożądany fakt, iż nic nie jest takie, na jakie wyglądało. Dalszej treści nie śmie przytoczyć, gdyż wiązałoby się to z popsuciem zabawy odkrywania, co będzie po afekcie. Widmo zaczyna się jak metro bez przepisowej szybkości, by wyhamować przed przepaścią i spokojnie snuć teorie, co będzie z naszymi morderczyniami. Blondyna i brunetka różnią się temperamentem oraz inaczej odbierają wiadomości z zewnątrz. Nicola nie histeryzuje jak Christina. Spokojnie dochodzi do siebie, nie wydziwia, nie postępuje jak trzpiotka, by zwrócić uwagę bystrzaków. 

Thriller wymienia się na kryminał. Kryminał dopuszcza gry psychologiczne. Dreszczowiec to nieco przewidywalny, ale reżyser znajduje nowe sztuczki, byśmy nie odsuwali wzroku od szklistego ekranu. Zachwyca oświetlenie - bez ostrego, oślepiającego blasku. Klimat gęstnieje, naciera bez wzmagania uszczypliwego suspensu. Napędza strach łaskotkami, nie obuchem. Reżyser rajcuje się delikatnymi ruchami, by nie zapeszyć i przedwcześnie dojść do konkluzji. Ma strategię, której się trzyma oraz nigdy nie porzuca. Kamerę usadawia na tyle wysoko, aby widz miał wgląd w ludzkie twarze. Korzysta z detali, by podnieść puls w krwiobiegu. Jest nieustępliwy w działaniu i robi film po swojemu. 


Dla wielu osób ,,zakażonych'' dzisiejszym kinem będzie mógł się wydawać trywialny, za osowiały, za wolny i powtarzalny (!). Widmo jest jednym z tych filmów, które miało ,,pecha'', bo naśladowały go kolejne pokolenia, aby powtórzyć pewne mechanizmy dzieła. Wiele ujęć potrafi uruchomić myśl ,,Gdzieś to widziałem''. Ale wiecie co? Niech idą w diabły. To kino skrojone pod widownię, która docenia tajemnicę i wysmakowane kadry o nastrojowym pogłębieniu. Klimat musi być. Ręka w górę, kto jest ze mną.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz