Od pierwszej sceny widzimy, jak twórcy bawią się z wizerunkiem układania słów przez muzyka. Oznaka symptomów ,,chorego'' kina pojawia się od razu, żeby uświadomić nam, że będzie ekscentrycznie. Jon jest młodym i ambitnym klawiszowcem - po części kompozytorem. Przypadkiem staje się świadkiem, jak jeden z członków zespołu bez nazwy pragnie zniszczyć swe istnienie - chcąc utopić się na oczach kumpli. Przyjeżdża policja, ktoś z grupy popowej powiada Jonowi, że mogą pożegnać się z nocnym koncertem, gdyż bez klawiszowca nie zagrają. Jon korzystając z szansy, informuje ich, że może go zastąpić. Resztę pozostawię milczeniem.
Tytułowy Frank to ,,lider'' zespołu, ukrywa twarz pod postacią sztucznej gigantycznej głowy - nigdy jej nie zdejmuje w obecności kolegów. To w okół niego wszystko się obraca - on decyduje, kiedy kończą próby, on ustala, co jest dobre, a co do wyrzucenia. Poprawia nuty, kiedy Jon przychodzi z melodią. Wraz z otrzymaniem szansy nagrania płyty z Frankiem - dzieli się potajemnie ze światem, o tym, co myśli o przedsięwzięciu, jak to jest przebywać wśród indywiduów. Każdy z nich wydaje się mieć problemy psychiczne - odstają od popularności. Chcą tworzyć bardziej dla siebie niż publiki. Rudzielcowi (Jonowi), śmiałość do publikowania ich przygód podczas nagrywania albumu udziela się maniera artysty, który chce być rozpoznawalny, kochany przez tysiące użytkowników internetu, mieć fanów - osiągnąć sukces.
Piosenki, które nagrywają, są często słabe, z tekstem nietrzymającym się ,,kupy''. Przedmioty, które ich inspirują - przedstawiają nam zespół, który kompletnie zagubił się w rzeczywistości. Nisza do jakiej przynależą - nie pomaga, lecz rujnuje kurczące się fundusze. Niechęć Franka do koncertów sprawia, że dochodzi do konfliktów spowodowanych mimowolnie. Frank stał się guru, nikt nie ma własnego zdania i Jon się temu buntuje. Wszystko wskazuje na prosty finał, ale film potrafi odgrywać komedię z dramatem. Nie łatwo przewidzieć naszą reakcję. Możemy się śmiać, albo potraktować to jak tragedię. Wybór należy do odbiorcy.
Frank jest produkcją nowoczesną - w tym znaczeniu, że gdy Jon wysyła wiadomości na Tweeta pojawiają się one na ekranie (w filmie Non-Stop mieliśmy do czynienia z esemesami, w Gwiazd naszych wina również). Frank idzie nowymi standardami. I w przeciwieństwie do dwóch wspomnianych wyżej filmów nie jest jednoznaczny w ocenie. Wiemy, że nikt do końca nie jest normalny, ale nie są to postacie, które nam w kinie spowszedniały. Jedynie wyblakłym bohaterem jest Baraque - po seansie zupełnie nic o nim nie wiedziałem.
Frank to historia, która urzeka, sprawia, że artyści uznający się za wyklętych - mogą utożsamić się z podobnymi problemami, z jakimi spotyka się grupa popowa o niechwytliwych utworach. Ciężko zarzucić filmowi, że popełnia błędy. Nie jest to produkcja, która zostanie filmem roku, ale pokazuje, że w materii kinematograficznej można uszczknąć coś na tyle oryginalnego, by otumaniło widza.
#Jestemzachwycony*
Chris chodzi zbyt z dużą głową - Frank online
* W filmie pojawiają się hasztagi.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz