niedziela, 20 września 2020

Znów zostałem menedżerem - Prowadzę cztery kariery jednocześnie (sezon pierwszy)


Podobnie jak Mauricio Pochettino (z prawej) obejmuję Espanyol.

Zacząłem czytać książkę Leszka Orłowskiego (zasłużonego dziennikarza sportowego) o wielkim Atletico Madryt i znów uzależniłem się od gier cyfrowych. Próbowałem prowadzić kariery w Football Manager 2020, ale nie jestem przekonany, co do tej serii. Mam nieodparte wrażenie, że silnik meczowy oszukuje, dlatego wróciłem do zasłużonego Championship Manager 01/02 z odświeżonymi składami, by dalej podejmować działania i prezentować barwy klubowe jako trener. I to nie byle jakie zespoły, ale takie, powiedziałbym, wybrane z głową. Dobrane oraz z konkretną myślą. Z racji, że jestem coraz mocniej ,,podjarany'' ligą hiszpańską i jego drugim obliczem - śledzę dokonania słabszych ekip, często z dołu tabeli - zabrałem się za poprowadzenie Celty Vigo. Oraz Espanyolu, który niespodziewanie spadł do drugiej ligi (dlatego chciałem odmienić przeznaczenie i utrzymać w lidze niesforny klub zarządzany przez chińskich przedstawicieli). Ale żeby nie ,,kisić'' się w jednej lidze - ruszyłem na podbój Niderlandów. Odpaliłem ligę norweska, którą odwiedzam po raz pierwszy w życiu! Bonusowo jestem w Szwecji i miałem zagwozdkę, który zespół nie opisywać, ale wszystkie kariery są ciekawe i nietuzinkowe. Myślę, że czwórka wystarczy. Postanowiłem, że nie będę opisywać działania w Holandii, ponieważ jestem zmęczony tamtymi działaniami i kariera wisi w ,,zawieszeniu'' - przestałem w to grać. Cała reszta wciąż przynosi radochę. Dlatego opiszę dwa kluby z Espanii, jeden ze Szwecji (IFK Goteborg) i jeden z Norwegii (debiut z Viking FK).



Na początek nieszczęsny Espanyol, który, jak to piszę, występuje w Segunda Division. Z racji, że odmieniamy przeznaczenie zespołu, wracamy do 2019 roku, kiedy lokalny rywal Barcelony miał większe szanse na przetrwanie. Espanyol zawsze w cieniu hegemona. Nigdy nie wygrali ligi, co więcej - nigdy nie cieszyli się poważaniem wśród niedzielnych kibiców, dlatego musiałem sprawić, że odzyskają blask i będą postrachem w Hiszpanii. Czy to możliwe? Zobaczymy. Ale pierwszy sezon miałem kłopotliwy. Kadrowo średnia półka, za to z ogromnym zapleczem juniorów gotowych do gry. Szeroka kadra, ale postanowiłem, że w ataku pozyskam Rolanda Gerebenitsa (to znaczy w Holandii śmiga aż miło, ale nie wiedziałem - bo skąd!, że w Hiszpanii zapisze mniej chlubną historię). Ale nie uprzedzajmy faktów. Jeden z chińskich graczy czuł się nieszczęśliwy w słonecznej Hiszpanii, dlatego Aokai Zhang był pierwszym piłkarzem, którego sprzedałem bez wyrzutów sumienia. Nie lubię trzymać piłkarzy na siłę, dlatego wystawiłem na listę transferową i wrócił do rodzimego kraju (przez trzy sezony będzie reprezentować Shanghai SIPG). W bramce miałem doświadczonego Diego Lopeza, ale Andres Prieto wkradał się do pierwszego składu. W obronie Lluis Lopez, Fernando Calero czy wypożyczony z Girony Bernardo Espinosa oraz Naldo, który oczarowywał i był przydatny dla rozwoju. Po bokach obrony między innymi wychowanek: Adria Pedrosa, Javi Lopez czy wypożyczony z Sevilli Sebastien Corchia, którego pokochałem z marszu. Nieco wyżej Ander Iturraspe czy wiekowy Esteban Granero. W pomocy landrynki: wliczając Marco Roca, wychowanka Pola Lozano czy Sergi Dardera, który miał robić różnicę. Na skrzydłach mieli hulać między innymi: Oscar Melendo, Javi Puado, Pablo Piatti czy Matias Vargas (drogi transfer przed moim przybyciem). W ataku miałem kocura: Lei Wu. Nieco mniej utalentowanego Alberto Fernandeza czy wypożyczonego z Deportivo Jonathana Calleri, który nie do końca spełniał nadzieje kibiców. Skład jaki miałem - musiał wystarczyć.

Oczekiwania średnie. Nikt nie napinał muskułów w razie wpadki. Wszyscy myśleli, że jestem tu na chwilę, a działacze znajdą prawdziwego profesora od trenerki. Jakże się mylili. Debiut miałem wymarzony, bo na starcie zmierzyliśmy się z Realem Madryt, który ograłem 1:0 po strzale Lei Wu, który stanie się twarzą klubu w ekspresowym tempie. Królewscy rozczarowali, a ja wzruszałem ramionami, bo nie spodziewałem się zwycięstwa. Na konferencji były pytania o to, czy to efekt nowej miotły czy pomogła czerwona kartka Varane'a? Opowiedziałem, że to przedsmak sezonu, dlatego nie obiecywałem złotych gór - tylko rozsądne wypowiedzi skłoniły do zadumy - ,,Czy będziemy efektowni przez cały sezon? To bardzo ważne w kontekście wygrania czegokolwiek w futbolu. Jeśli będziemy regularni, to osiągniemy dobry wynik, póki co, cieszę się z pierwszego zwycięstwa i z fantastycznego debiutu wśród dumnych kibiców''. Pierwsza runda w Pucharze UEFA zakończyła się remisem. Byliśmy mało konkretni lub za bardzo uwierzyliśmy w siebie. Matias Vargas z pierwszym trafieniem. Wracamy do ligi, gdzie remisujemy z Alaves. Nie potrafimy znaleźć skutecznej recepty, jak pokonać bramkarza rywali. Nieskuteczność sprawiła, że to my tracimy punkty, nie odwrotnie. Piękny początek trwał krótko, bo pierwszą porażkę odnieśliśmy z Celtą Vigo. Sergi Darder dwukrotnie ujrzał żółty kartonik. Na plus bramka Matiasa Vargasa (dobry transfer) oraz Gerebenitsa (niech strzela! - tego oczekuję od premiowanego nabytku). Środek pola szwankuje i nie potrafię go naprostować. Gerebenits z marszu otrzymuje powołanie do kadry Słowacji (za każdym razem, kiedy przechodzi do mocniejszego klubu, wiem to, bo kilkakrotnie kupowałem go ze słowackiej ligi). W pucharze UEFA bijemy Atromitos i przechodzimy do trzeciej rundy, gdzie zmierzymy się z Juventusem.

Powrót do ligi i super zawody z Granadą na własnym terenie. Pozytywnie zaskakuje Naldo (dodatkowo z bramką w piętnastej minucie). Matias Vargas kontynuuje swój wymarzony początek. Później wyjazd na San Mames i porażka z Bilbao na 2:0. Graliśmy solidnie, ale bez błysku. Kolejno jedna z największych porażek w sezonie. Dostajemy 5:0 od Juventusu i wiemy, że puchar UEFA zaprzepaściliśmy w trzeciej rundzie. Cristiano Ronaldo z hat-trickiem. Powrót do ligi niemrawy. Remisujemy z Betisem po przeciętnym występie. Nikt się nie wyróżniał. Poza Naldo, który nieoczekiwanie trzymał obronę w ryzach. A potem wielkie derby w Barcelonie. Na konferencji nie kryłem podekscytowania. Podejmujemy lokalnego rywala. Nie potrafiliśmy odpowiedzieć na groźne, kombinacyjne akcje, dlatego polegliśmy 3:0 i kibice zasmuceni wracali do domów w minorowych nastrojach. Ander Iturraspe rozczarowuje mecz za meczem - gra z defensywnym pomocnikiem nie działa. I pomału mogę myśleć o zmianach taktycznych. Po fatalnych derbach przyszło odrodzenie. Zmiażdżyliśmy Valencię 4:1 po wybitnych występach Sergi Dardera (który regularnie występował w środku pola), Lei Wu (czołowy przedstawiciel klubu), na dokładkę - rezerwowy Pol Lozano wszedł na boisko z impetem dobijając rywali. Pierwsza bramka wychowanka Espanyolu. Wyjazd do Zaragozy i zwycięstwo z Ebro w pierwszej rundzie pucharu króla. Przełamanie Marco Roca i Oscara Melendo. 

Powrót do ligi okazał się zaskakująco żenujący. Po raz drugi w sezonie tracimy pięć bramek w jednym spotkaniu. Wyjazd na Wanda Metropolitano to bolesny cios dla kadry z Barcelony. I mimo, że wynik otworzył Lei Wu, potem Atletico zdmuchnęło nas z planszy. Oddaliśmy pole i polegliśmy 5:2. Rozczarowani - chcieliśmy poprawić styl gry w kolejnej rundzie. Z Osasuną zrobiliśmy to, o czym marzyliśmy. Przejęliśmy inicjatywę pokonując gospodarzy 0:2 po bramkach Dardera i Melendo. Meczycho z Mallorcą okazał się nie do przejścia. Bramkarz Diego Lopez ratuje od utraty punktów, a my remisujemy dzięki formie Lei Wu. W drugiej rundzie pucharu króla spotykamy Huesca. Lei Wu z kolejną bramką (strzał wykonany głową), a Sebastien Corchia udowadnia, że na prawej stronie robi różnicę. Postanowiłem, że wykupię go z Sevilli. Transfer doszedł do skutku i za porozumieniem stron Corchia stał się legalnie piłkarzem Espanyolu. W okienku transferowym sprzedaję Pablo Piatti do Valladolid. A propos Valladolid - gramy z nimi na początku stycznia 2020 roku. Wygrywamy 3:2, ale w bólach. Naldo doznaje kontuzji, ale dublet Lei Wu sprawia, że wyrywamy trzy punkty. Kibice z Barcelony onieśmieleni działaniami chińskiego napastnika. W trzeciej rundzie pucharu króla Corchia udowadnia swoją wartość i przydatność dla zespołu - ładuje dwie bramy zostając bohaterem meczu. Umacniam się w przekonaniu, że dokonałem właściwego transferu. 



Remis z Villarreal nieunikniony. Czerwoną kartkę otrzymuje Matias Vargas w 71 minucie i potem rozpaczliwie pilnujemy wyniku. Spotkanie z Leganes utwierdziło w przekonaniu, że nie dojrzałem do prowadzenia Espanyolu. Ulegamy rywalowi 4:1 potwierdzając zarzuty kibiców, że nie potrafię zarządzać kadrą. Poprawiam nastroje w Barcelonie, kiedy punktujemy Real Sociedad. Bohaterem Sergi Darder, który ciężko pracuje i ma poparcie od trenera. Niespodziewanie Iturraspe poprawił się i zaczął skutecznie hamować działania zawodników z drugiej strony. Ćwierćfinał w pucharze króla nie dla Espanyolu. Polegliśmy z Atletico Madryt, które goniło czołówkę w tabeli.

A my kontynuowaliśmy kiepską passę. Daliśmy się ograć Sevilli, zremisowaliśmy z Getafe oraz polegliśmy z Eibar na 4:3. Co z tego, że atakujemy, skoro tracimy punkty i bramki w decydujących fazach. Coraz większa frustracja i niemoc. Remis z Levante rozsierdził kibiców. Tłumaczyłem się, że ,,próbujemy za mocno, rywale wykorzystują błędy w obronie, a ja nie zdążyłem dotrzeć do zawodników''. Tymczasem po raz trzeci tracimy pięć bramek na wyjeździe. Z Realem Madryt, które zemściło się za wpadkę na początku sezonu. Na otarcie łez Vargas ratuje honor klubu. Przełamanie z Osasuną i szansa, by poprawić statystyki. Lei Wu z dubletem. Kolejno smutny remis z Alaves, a Gerebenits schodzi z boiska - spodziewałem się więcej po tym chłopaku, a zawodzi, kiedy go potrzebujemy. Rewanżujemy się Celcie. Iturraspe sprawia, iż dobrze postąpiłem, że został w składzie. Ale coś niedobrego wydarzyło się z Granadą, która pobiła nas 6:1! Piłkarzy żegnano z krzykiem. Byliśmy pośmiewiskiem, a cały zespół zasłużył na baty i ciężkie prace w kamieniołomie. ,,Nie wiem, jak mam się wytłumaczyć z tej porażki. Biorę to na siebie, być może przeliczyłem własne możliwości jako trenera. Niczego nie obiecuję, bo teraz muszę udowodnić, że zasługuję na to miejsce, w którym jestem. A póki co, będę się starał odbudować morale zawodników pocieszając kibiców lepszymi wynikami''. Z roboty nie wyleciałem, ale miałem przeczucie, że muszę coś zmienić, jeśli chcę zachować posadę.

Po tej srogiej porażce otrząsnęliśmy się z zawstydzenia. Pokonaliśmy Athletic Bilbao 2:0. Minimalnie przegraliśmy z Betisem po zaciętej walce. W derbach znów uznaliśmy wyższość Barcelony. Valencia nie popełniła tego samego błędu z poprzedniego spotkania. Zagrali ładny futbol. Zremisowaliśmy, gdyż nie byliśmy ostrożni. Minimalna porażka z Atletico Madryt przykra, bo liczyliśmy na punkt. Tym bardziej, że grali w osłabieniu, a my nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Ostatnie mecze to prawdziwa mordęga. Kiepski remis z Mallorcą. Brzydki mecz, ze słabymi notowaniami moich podopiecznych. Drżałem o posadę, lecz zarząd postanowił, że zostanę. W przedostatniej kolejce bijemy Eibar 2:0 po bramce Gerebenitsa (choć nie miałem złudzeń, że odpali), Estebana Granero (zmiennik, ale za chwilę przejdzie na emeryturę). Sezon kończymy porażką z Valladolid. Ostatecznie zajmujemy 12 miejsce. Mogło być lepiej, ale jeszcze przyjdzie czas na lepsze występy. Lei Wu wybrany najlepszym piłkarzem Espanyolu. 

##############################################

Przenosimy się do Skandynawii. Tam podjąłem IFK Goteborg. Wielokrotnego mistrza Szwecji - chciałem przywrócić blask temu teamowi. Na bramce miałem wybitnego, jak na ligę, bramkarza, czyli Giannisa Anestis, Tom Amos młodszy, ale zdecydowanie mniej wyborowy. Na prawej obronie Emil Holm. Wychowanek, który zagości na stałe. Na lewej między innymi Dahlqvist czy Victor Wernersson. Na środku obrony miałem do dyspozycji Andre Calisir (sześciokrotnego przedstawiciela Armenii). Największe wrażenie robił Kristopher Da Graca (wychowanek). Środek pola mniej imponujący, ale z potencjałem. Od Nzuzi Toko, po młodziutkiego Nigeryjczyka Alhassana Yusuf czy Tobiasa Sana, który docelowo był skrzydłowym. Skrzydła były zdecydowanie mocniejsze, nie wspominając o ataku. O cudownym Robinie Soder lepiej nie pisać, bo to prawdziwy rarytas. Imponował wiekowy Lasse Vibe czy Sargon Abraham. Skład gotowy na wielkie rzeczy. 

Zacząłem zmagania od pucharów. Zagraliśmy z Heby i chociaż Wernersson ujrzał dwukrotnie żółtą kartkę, to utrzymaliśmy pion i dyscyplinę. Soder i Vibe z pierwszymi trafieniami. Kolejna runda w pucharze zakończona zwycięstwem 2:0. IFK Skovde musiało uznać wyższość Goteborg. Trzydziestotrzyletni Vibe z drugim trafieniem. Prawdziwy koń. Nie do zatrzymania. Wszyscy usatysfakcjonowani. Pierwsze koty za płoty. Każdy zadowolony z nowego szkoleniowca. Postanowiłem pozyskać lu Ranera za minimalną wpłatę. Za to nie podpisywałem kontraktu z Lawsonem Sabah. Odszedł za darmo. W kolejnej rundzie pucharowej ponownie rozbijamy rywali i meldujemy się w ćwierćfinale. W końcu rusza sezon. W pierwszej kolejce trafiamy na zdolny Kalmar FF. Gospodarze oddali mecz, zdominowaliśmy pole gry. Tobias Sana oraz Kharaishvili z pierwszymi trafieniami. Pierwszym poważnym rywalem okazał się Helsingborg, który utarł nosa, ale przegrał 3:2, bo my mieliśmy w składzie Vibe, który mimo lat robi kolosalną różnicę. Łatwiej nie było z Orebro, które wygrało starcie. Odnieśliśmy pierwszą porażkę za mojej kadencji. Potem przecudowny występ z Hacken. 4:1 mówi samo za siebie. Hosam Aiesh wyrasta na nową gwiazdę, a Nzuzi Toko to wartościowy zmiennik dla każdego klubu. 

Ćwierćfinał w walce o puchary okazał się szczęśliwy - rewanżując się Orebro. August Erlingmark z pierwszym z dwóch trafień w sezonie. Krótka przerwa na ligę i skromnie, po strzale Sodera zwyciężamy na wyjeździe. W półfinale musieliśmy skapitulować. Potężne Malmo pokazało, że są faworytami do mistrzostwa. Silna kadra i rywal, z którym będę miał spięcia. Wracamy do sedna sezonu - remisujemy z AIK, ale nie ma obciachu. Drugą porażkę odnieśliśmy z Djurgarden. Oprócz bramkarza nikt nie wykazał wystarczającej motywacji. Przegraliśmy sami z sobą. Lepiej poszło z Sundsvall. Z przepięknym trafieniem Tobiasa Sana. Skuteczność oraz sprawdzony skład daje popalić zasłużonym ekipom ze Szwecji. Cieszy położenie na deski Norrkoping, udany wyjazd do Sztokholmu, by wyciąć punkty Hammarby. Po raz pierwszy z dumą wychodzę ze stadionu, kiedy pokonuję zarozumiałe Malmo 3:1. Robin Soder bohaterem spotkania, choć bramki Alexanderssona czy Tobiasa Sana umocniły wyjściowy skład. Na konferencji pękałem z zadowolenia. Chwaliłem wszystkich, a dziennikarze uwierzyli, że jesteśmy ekipą gotową na duże wyzwania. 

Przedwczesna radość mogła odbić się czkawką w starciu z Elfsborgiem. Lecz Eriksson i Vibe punktują słabości przeciwników. Zwycięstwo w Goteborg na wagę złota. Opijamy chwalebne dni. Nieprzerwana passa trwa w najlepsze. Sirius dostaje maleńkie lanie na 2:0. Soder z piątym trafieniem w sezonie. Groźny Kalmar pozwolił się ogołocić z punktów. Hosam Aiesh niepilnowany, a on nie potrafi spudłować. Do przerwy prowadziliśmy 2:0, a goście nie potrafili napocząć Goteborg. Kibice tańczą i śpiewają. Jesteśmy mocni, ale czy najmocniejsi? Później bywało różnie. Remisowaliśmy z Hacken czy Orebro. Dopiero wyjazd na stadion Olympia pokazaliśmy, że bijemy się o najwyższe trofeum, choć Malmo bezsprzecznie poza konkurencją i wygrywają z każdym zespołem demolując ligę walcem. Cieszy ważne zwycięstwo nad Djurgarden, który w konsekwencji zajmie drugie miejsce w tabeli na koniec sezonu.

Robin Soder, czyli łowca bramek w Szwecji.


Nowy rok to powrót do pucharów. Rywalizujemy z Hammarby. Łatwe zwycięstwo, bo Soder i Vibe to królowie pola karnego. Powrót do ligi okazał się upokarzający. Przegrywamy z AIK - dwunastokrotnym mistrzem Szwecji. Przegrać można, ale nie 5:0! Bezradność na każdej pozycji onieśmielająca. Najwyższa porażka w sezonie. Wstyd, ale gramy dalej. Sezon trwa. Kiepską dyspozycję mieliśmy raz, potem błyskawicznie rozprawiamy się z Ostersund. W trzeciej rundzie pucharowej spotykamy Assyriskę, którą bez mrugnięcia okiem punktujemy w pierwszej połowie spotkania. Druga nie przyniosła bramek, ale rywale nie mieli wystarczających argumentów, by naciskać. Remis z Elfsborg należy uznać za ,,wypadek''. Nieco lepiej wypadamy z Norrkoping. Wyższość mojej drużyny uznaje również Sundsvall. Ponownie brak krycia stanowi o zwycięstwie Goteborg. Do zakończenia sezonu zostały trzy mecze. Rewanż z Malmo ewidentnie przerżnięty - oddajemy tytuł królewski rywalom z boiska. Oni świętują, my rozczarowani, ale kibice wiernie oklaskują graczy oraz szkoleniowca. 

,,Bez względu na wszystko - zostaję na nowy sezon. Obiecuję, że stać nas na więcej i nie będziemy bezkarnie patrzeć, jak okradają nas z trofeum. Już czas, żeby ta drużyna sięgnęła po coś więcej niż marne grosze za prawa telewizyjne''. Zabrzmiałem bluźnierczo dla ekip ze szwedzkiej ligi, ale nie przejmowałem się ich wywodami. Malmo nowym mistrzem kraju, ale nie dam się w kolejnym rozdaniu. Zakończenie sezonu okazało się nijakie. Dwukrotnie remisowaliśmy z niżej notowanymi zespołami. Hammarby zabiera dwa punkty, a potem dochodzi Sirius, który uznał, że za dużo sobie pozwalamy. Tak czy owak - po sezonie i ostatnie spotkania nie miały większego znaczenia. Zajęliśmy trzecie miejsce w tabeli. Jak na debiutanta - wyszło ponad oczekiwania.

Krótko potem podpisałem kontrakt z Jean-Baptiste. Obrońcą z Haiti. Z wolnego transferu pozyskuję Giorgi Chanturia. Z klubu odchodzą dwaj panowie z rezerw, szukając regularnego grania w mniejszych i mniej konkurencyjnych zespołach. 

#############################################################


Prawdziwym wyzwaniem było wejście do szatni Vikingów. Mimo, że to ośmiokrotny mistrz Norwegii. Po raz ostatni triumfowali w 1991 roku! Kawał czasu. Musiałem coś z tym zrobić. ,,Witam szanowne grono. Choć oczekiwania są niewielkie. Przybyłem po jeden cel - odzyskać fotel lidera. Brzmi, jak szaleństwo. Nieznany szkoleniowiec z Polski chce uczynić z Vikingów mistrzów podwórka. Owszem, to szaleństwo, ale mam nadzieję, że będzie kontrolowane. Pragnę dowieść, że stać nas na więcej niż środek tabeli. Małymi kroczkami do celu. Nie ukrywam, że to nowe doświadczenie. Nie będzie lekko i przyjemnie. Postanowiłem, że wyrwę chłopaków z przeciętności i zaliczymy skok jakościowy. Oby to nie były czcze przechwałki, ale postanowiłem, że będziemy grzać, ile fabryka dała. Obym się nie mylił, bo mnie prasa zje przy pierwszej wpadce''. Wstrząśnięci, ale pozytywnie nakręceni zawodnicy czekali na pierwsze wskazówki od trenera. 

Klub z ograniczonymi możliwościami, lecz z waleczną postawą i wiarą, że osiągniemy sukces - przystąpiłem do działania i mobilizacji zespołu. Zaczynając od składu. Za rok czy dwa będą potrzebne zmiany oraz nowe twarze. Tymczasem bez zmartwień spoglądam na ciekawy team. W bramce wiekowy, ale niezastąpiony Iven Austbo. Na bokach (lub w środku, w zależności od roli na boisku) między innymi Viljar Vevante, Adrian Pereira, Daniel Vikstol czy Sondre Bjorshol. Na ławce Runar Hove, Axel Óskar Andresson. W pomocy rewelacyjnie spisujący się Johnny Furdal, wchodzący do składu Kristian Thorstvedt. Na skrzydłach miałem cudownego chłopca Zymera Bytyqi czy gwiazdę zespołu Zlatko Tripica. Prawdziwym obcokrajowcem okazał się Usman Sale. Nigeryjczyk z pochodzenia. W ataku Norwegowie: trzydziestoletni Tommy Hoiland (kontuzjowany!, lecz lada moment wróci do gry), młodszy Jostein Ekeland czy Even Ostensen.

Debiut w lidze bardziej szalony niż w Hiszpanii. Z Odd osiągnęliśmy niebywały wynik, bo na wyjeździe pada siedem bramek (3:4). Z dwoma trafieniami Bytyqi, oraz trafieniami Hoilanda czy Ostensena. Drugie spotkanie było mniej dramatyczne. Bo trzy bramki wystarczyły na Bodo/Glimt. Z bramką chociażby Vevante czy Hoiland, który przeżywał drugą młodość. Nie inaczej było z Haugesund, które uczyło się piłki od niepokonanych Vikingów. Premiowe trafienie Furdala, który został Man of the Match. Niesamowicie imponował również Ylldren Ibrahimaj - dublet na wyjeździe w cenie. Nie zatrzymaliśmy się po raz czwarty w starciu z Kristiansund. Padło sześć bramek (preferowałem ofensywny styl, który szybko się spłacił). Bohaterem - obrońca zespołu: Viljar Vevante. Twa trafienia i ostoja defensywy. Jak burza - płyniemy po złoto. Dziennikarze zachwyceni grą byli ciekawi, czy moje deklaracje nie stają się rzeczywistością. 

,,Do końca sezonu daleka droga, żeby nie powiedzieć, podróż. Mocny początek, co cieszy, rozumiemy się z piłkarzami, bardzo dobrze wykonują polecania, które dyktuję przed wyjściem na murawę. Jestem zadowolony z atmosfery w klubie, żartujemy sobie z piłkarzami, że czujemy się mistrzami. Mam poparcie od kibiców, którzy czekali na takiego wariata taktycznego, który poukłada zespół do wielkich rzeczy, ale my się bawimy, bo my chcemy bawić się piłką. Zostańcie z nami. Damy wam lekcję futbolu''. Nieco słabiej wyszło na wyjeździe w Sarpsborg, natomiast udało się wywalczyć trzy punkty. Na minus, że kontuzja Hoilanda, który boryka się ze słabym zdrowiem. Najlepszy na boisku Tripic, ale to już legenda Vikingów. Pierwsza strata punktów z Rosenborgiem, czyli najmocniejszym teamem w lidze norweskiej. Tripic z bramką nie pozwala odebrać wszystkich punktów. Mamy remis i kontynuujemy chwalebne miano ,,niepokonanych''. Na Alfheim Stadion bez większych komplikacji punktujemy Tromso z udziałem Ostensena i Bytyqi. Pierwsze miejsce w lidze utrzymane przed pierwszą rundą pucharową. 

Na początek zmagań w Norwegian Cup podejmujemy Mjondalen (drugoligowca). Który ulegnie 4:0 z rozpędzonym huraganem. Dwie bramki Usmana Sale. W dodatku goście nie popisali się w czterdziestej drugiej minucie spotkania, gdyż padł gol samobójczy. Wstydliwa porażka rywali. Powrót do ligi nieco męczący. Trudne boje z Brann, który dzielnie atakował, ale popisy Ostensena pod polem karnym sprawiły, że wyrywamy trzy punkty z wyrazistym rywalem za plecami. ,,Niepokonani'' - tak śpiewają i skandują kibice na trybunach Vikingów. Mają powody, by ta przyśpiewka stała się popularna w Norwegii. Chwalebną ścieżkę kontynuujemy z Lillestrom. Tym razem bohaterem zostaje Ibrahimaj, z jednym trafieniem i postawą godną ludzi północy. Skromnie ogrywamy Stabaek, bo 1:0 po bramce Ostensena, choć kibicie po raz drugi z rzędu uznali, że Ibrahimaj robi różnicę i czyni z Vikingów ,,niepokonanych''. Jedyną smutną wieścią pozostaje kontuzja Furdala w pierwszej połowie spotkania.

Wielu ekspertów podejrzewało, że polegniemy z Molde na wyjeździe, ale nie pozwoliliśmy odebrać sobie zasłużonego statusu ,,The Invicibles''. Ostensen ponownie rozbija bank w obrębie pola karnego, a Tripic wykorzystuje rzut karny, przez co rywale rozgoryczeni, a fani Vikingów zadowoleni. Przykre, iż odnosimy kolejną kontuzję w zespole. Podstawowy bramkarz (Austbo) musiał zejść na noszach przez kolano w okolicy pięćdziesiątej drugiej minuty. Bolesna strata, ale musimy być przygotowani na nieubłagalną wieść, że wiecznie grać nie będzie. W drugiej rundzie pucharowej ogrywamy skromnie HamKam (w nieco rezerwowym składzie), lecz dopiero wejście Hoilanda zadecyduje, że wygramy spotkanie i zagwarantujemy sobie dalszą fazę po medal. Krótkotrwała przerwa na ligę. Bijemy się o punkty ze Stromsgodset. Wysokie zwycięstwo, bo 4:2. Z wielkim udziałem Tripica, Hoilanda czy coraz pewniejszego Ibrahimaja (który nie wiedząc czemu, nie otrzymuje powołania do kadry Kosowa).

Zlatko Tripic, czyli największe odkrycie sezonu.

Trzecia runda w pucharze to drobnostka, którą nie warto zajmować sobie głowy. Andre Danielsen wraca z wypożyczenia (HamKam) i ładuje bramkę, co jest warte odnotowania. W lidze drugi remis - Valerenga było bliskie sensacji, lecz Ostensen jest naszym talizmanem, który decyduje o tym, że jesteśmy ,,niepokonani''. Mecz z Molde w pucharze pod znakiem zapytania. Lecz bramkarz pierwszego wyboru wraca do gry. Bohaterem tego arcyważnego pojedynku - sławetny Zlatko Tripic. Nie zawodzi, kiedy drużyna potrzebuje liderów na skrzydle. Wracamy do ligi, gdzie męczymy się z Odd. Austbo ratuje nasz zespół przed licznymi groźbami rywala. Gdyby nie bramkarz obawiam się, że stracilibyśmy punkty, ale trafienie Ostensena sprawia, że wyrywamy komplet. Ciężki bój, ale znów śpiewamy ,,Jesteśmy niepokonani''. W okienku transferowym wykupuję Magnusa Langset z Notodden (klub z niższej hierarchi). Ponownie ogrywamy Kristiansund z najlepszym udziałem Bytyqi czy bramką Hoilanda. Haugesund nie imponował, a wynik 2:1 jest mylący. Cieszą trzy punkty, ale każdy czeka, aż polegniemy. My tymczasem piszemy wielką historię. Zyskujemy nowych sympatyków, a dziennikarze kręcą się koło trenera, by dowiedzieć się, w czym tkwi sukces Vikinga Stavanger.

,,Wchodzimy w decydującą fazę pucharów, moje deklaracje nie ulegają zmianie, gramy o pełną pulę. Musimy być skupieni, ponieważ będzie coraz trudniej, a rywale nie odpuszczą, bo wiedzą, że jesteśmy najgroźniejszą ekipą w tym sezonie. Liga jest ważniejsza, natomiast nie odpuścimy w walce o puchar. Wyjdziemy najmocniejszym składem, żeby dać radość kibicom, z którymi mam fantastyczny kontakt''. W ćwierćfinale stykamy się z Bodo/Glimt, które nie dawało za wygraną, ale pierwsza połowa spotkania zadecyduje o szczęśliwym finiszu. Furdal z Bytyqi robią koncert w drugiej linii, dzięki czemu otrzymujemy awans do dalszej rundy i znów świętujemy, bo oto historia Vikingów pisze się złotymi głoskami. W lidze trzeci remis. Tromso zdecydowanie mocniejsze niż za pierwszym razem. Ważne trafienie Hoilanda, który w osiemdziesiątej dziewiątej minucie spotkania sprawia, że kibice krzyczą ,,Niepokonani''. Coś się zacięło, bo czwarty remis w lidze, ale Bodo/Glimt udowadnia, że mają silną kadrę. Sześć bramek, po trzy po każdej ze stron. Wielkie widowisko, z sensacyjnymi zwrotami akcji, dwie żółte kartki dla mojego zespołu, ale to my gramy o trofeum i status, który nam nadano. Jedziemy do Oslo, na Intility Arena. Solidnie punktujemy Valerenga. Choć przegrywaliśmy 1:0, odrobiliśmy straty, a w konsekwencji, w drugiej połowie spotkania, docisnęliśmy zespół przeciwny do krawędzi, a na tablicy widniało 1:3. Po końcowym gwizdku tłum wiwatujących kibiców przyjezdnych oszalało z wesołości. Ponownie żegnamy się z optymistycznym zakończeniem. Z Sarpsborg było zdecydowanie lżej, Ibrahimaj z dubletem i to on decyduje o końcowym triumfie. Coraz bliżej dziewiątego tytułu dla Vikingów.

Niestety, ale status niezwyciężonych musiał ulec pod naciskiem Rosenborga, który obnażył zespół z wszelkich atutów. Kiepska dyspozycja dnia, dużo błędów indywidualnych sprawia, że odnosimy sporą porażkę. Dostajemy pięć bramek od najmocniejszego rywala w lidze, ale nie płaczemy, nie załamujemy rąk, po meczu byłem lekko zniesmaczony, że muszę występować przed reporterami. ,,Nie byliśmy dziś sobą, to był najtrudniejszy wyjazd w tym sezonie. Mam świadomość, że zagraliśmy poniżej przeciętnej, ale bez obaw, to wpadka, która miała prawo się zdarzyć. Nie byliśmy faworytami, natomiast widzę pozytywy, gdyż porażki pozwalają zrozumieć własne słabości i tą optymistyczną opinią pozwólcie, że skupię się na kolejnych wyzwaniach. Lekcja pokory dla mojego zespołu - lepiej teraz niż później.''. Nie popadliśmy w depresję i od razu wracamy do ulubionych motywów - poprawiając atak. Furdal czy Ibrahimaj z bramką, lecz kluczowe podania Tripica stanowią o klasie zawodnika i dlatego zostaje zawodnikiem meczu. W półfinale największy rywal - Rosenborg. Wiedzieliśmy, że musimy grać zdecydowanie lepiej niż ostatnio. Bytyqi oraz Furdal wyrzucą Rosenborg z pucharów. Przeciwnicy zbyt rozemocjonowani na boisku. Mike Jensen wyleci z boiska, co ułatwi zwycięstwo. Wielka feta, bo jesteśmy w finale i mamy możliwość, by zgarnąć dwa trofea w sezonie. Rosenborg rozgniewany, bo ucieka im jedno, i drugie. Powrót do ligi nieco ospały. Ledwie remis z Brann, ale żyliśmy jeszcze zwycięstwem nad Rosenborg. Tragedii nie ma - wciąż jesteśmy blisko dziewiątego tytułu w historii.

Zwycięstwo z Molde utwierdzi w przekonaniu, że jesteśmy mocną drużyną w lidze i należy się z nami liczyć. Furdal (siedem goli, plus pięć asyst) i Tripic (dziesięć goli, plus szesnaście asyst) z kolejnymi bramkami na koncie. Lillestrom także ulegnie potędze Vikingów. Usman Sale z ważną bramką. Drugą porażkę odniesiemy ze Stabaek, z którym za chwilę zagramy w finale. Prognoza przed pucharami lekko niepokojąca. Tak czy inaczej zostajemy mistrzami Norwegii i swoim debiutem czynię cuda na północy. Świętowaliśmy głośno i ochoczo. Jestem trenerem, który osiągnął niemożliwe, ale najlepsze przed nami, bo miałem okazję zgarnąć dwa trofea w ciągu jednego roku. Jesteśmy przed historyczną chwilą, Vikingowie mają szansę, po raz drugi w historii (po 1979), być mistrzem kraju i mistrzem klubowego podwórka. Na finał byliśmy gotowi, jak nigdy wcześniej. Stabaek ulegnie, a ja po pierwszym sezonie stanę się legendą i ulubieńcem kibiców oraz zarządu. Bytyqi będzie kojarzony z tym finałem, bo ukąsił dwukrotnie. Płaczemy w chwale. Jesteśmy najlepsi i udowodniliśmy wielkość na przestrzeni sezonu. Oczywiście zostaję w klubie, by dalej prowadzić to cudowne wynalezisko, którego byłem sprawcą. Jesteśmy ,,niepokonani''.

#####################################################################



Powrót do Hiszpanii. Tam objąłem Celtów (czyli Celtę Vigo). Cieszyłem się z tej posady, ponieważ ta kariera okazała się frapująca z kilku powodów. Po pierwsze: gra tam prawdziwa, żywa legenda - lago Aspas. Po drugie - żywię sympatię do klubów, które mają trudną historię. Nigdy nie wygrali LaLiga Santander ani pucharu króla. Czas, żeby stali się hegemonami. ,,Witam wszystkich serdecznie na posiedzeniu. Nie ukrywam, że jestem niewiarygodnie podekscytowany że otrzymałem szansę, by prowadzić zespół, który imponuje mi postaciami, które na stałe odmieniły historię hiszpańskiej piłki. Jedną z nich jest bez wątpienia lago Aspas, który dla kibiców jest niczym Messi dla Barcelony. Nie przyszedłem obiecywać złotych gór ani wielkich sukcesów. Będziemy działać metodycznie, jednakże nie chcę byście drżeli o końcową pozycję w tabeli. Pragnę czegoś więcej niż walki o utrzymanie czy środek tabeli. Ale żeby to zrobić będę potrzebował waszego wsparcia. Macie wspaniałych graczy. Poczynając od utalentowanego Frana Beltrana, nie wspominając o Denisie Suarezie czy Aspasie, dla którego tutaj jestem, by pomóc mu i jego kolegom w walce o lepszą przyszłość''. Te urocze, pełne pasji słowa musiały zadziałać, gdyż byłem gorąco powitany na inauguracji. 

lago Aspas - największy (super)bohater w Galicji. 

Skład miałem nie byle jaki, ale z ubytkami. Na bramce, nie miałem wątpliwości, że wystąpi Ruben Blanco. W kwiecie wieku. W obronie niezawodni stoperzy: Joseph Aidoo, Nestor Araujo, wypożyczony z Valencii Jorge Saenz czy rezerwowy David Costas. Na bokach obrony wypożyczony z Boca Lucas Olaza, po prawej fantastyczny Hugo Mallo (wychowanek), w rezerwie Kevin Vazquez. W pomocy prawdziwe objawienia: Stanislav Lobotka, Okay Yokuslu, czy doceniany od pierwszej minuty Fran Beltran. Na skrzydłach wypożyczony z Barcelony Rafinha (który będzie grał nieustannie w pierwszym składzie), ciekawy, lecz chimeryczny Pione Sisto, wychowanek Brais Mendez czy uwielbiany Denis Suarez (prawdziwy kocur), a w ataku śmietanka: lago Aspas, którego będę chwalił zawsze i wszędzie. Oraz jeden z największych talentów w szkółce, czyli Santi Mina, który będzie wyborem numer jeden w zespole (kontrowersyjnie, ale to moja decyzja). 

Debiut z potężną Sevillą. Udane rozpoczęcie sezonu. Wygrywamy to starcie 1:0 na własnej ziemi. Po bramce Yokuslu. Ów pomocnik będzie chlubą Celty. Wyjazd z dobrze Wam znanym Espanyolem. Wygrywamy niespodziewanie wysoko, bo 1:4. Denis Suarez wybrany zawodnikiem meczu (plus brameczka do statystyk). Świetne wejście z ławki Sisto. Pierwszą porażkę odniesiemy z nieprzewidywalną Mallorcą. Bramka Suareza nie wystarczy na rywali. Musieliśmy obejść się smakiem. Drugą porażkę z rzędu odniesiemy w pojedynku z Getafe (odkąd gram w lidze hiszpańskiej - przestałem lubić tą drużynę, jest nieznośna). Dwie bramki lago Aspasa na marne, gdyż polegniemy 3:2 przez wybitną rolę Nemanja Maksimovica. Nie tłumaczę się z porażek, bo kibice przywykli, że nie jesteśmy postrachem LaLigi. Przełamanie z Valladolid. Denis Suarez z dubletem i już wiadomo, dlaczego jest postacią wiodącą. To prawdziwy dynamit za plecami napastnika. Fantastyczny piłkarz, który wielokrotnie potwierdzi, że jest kluczowy dla zespołu. lago Aspas coraz częściej wchodzi z ławki, by kibice mogli przywitać legendę brawami. Prawdziwy popis pokazaliśmy na wyjeździe z Granadą, gdzie padł sensacyjny wynik 0:5. To był wieczór Rafinhi, który hat-trickiem uciszył zarząd Barcelony, który będzie chciał się go pozbyć. Co jest oczywiście niezrozumiałe dla mnie jako trenera, który widział w nim przyszłą inwestycję. Przewodniczący klubu nawet zachęcali, żebym go odkupił, ale nie mieliśmy wystarczających środków, żeby sprezentować go Celcie na stałe. Za małe fundusze, by szaleć na rynku transferowym. Za duża kasa, a przecież potrzebowałem pieniędzy na kontrakty z piłkarzami, których chciałem zatrzymać. Jeszcze większy szok pojawił się kolejkę później, kiedy ustanowiłem nowy rekord, bo padło dwanaście bramek (12!). Przegraliśmy z Realem Madryt, ale jak przegrywać, to w stylu, którego nie zapomną nigdy. Żałujcie, że nie widzieliście, ale był to mecz godny największych mistrzostw klubowych. Co ciekawe Santi Mina z hat-trickiem. Rzadko się zdarza, by zawodnik z trzema bramkami nie zadecydował o zwycięstwie, a tu taka przykra niespodzianka. Ale jedno jest pewne. Robiliśmy wrażenie i zaczęły pojawiać się słuchy, że odmieniłem zespół. A kluby zaczęły na bieżąco obserwować dalsze zdarzenia, by kupować piłkarzy. Miałem obawy, bo jeśli wykupią piłkarzy wypożyczonych, będę musiał ich oddać. Nie mając na to wpływu.

W końcu, po trudnych losach, wygrywamy z Levante, z jedną bramką po strzale Lucasa Olazy, który regularnie występuje na lewej obronie. Z Real Sociedad nieco mniej udanie, ale nie tracimy wszystkich punktów. Mamy remis na stadionie Balaidos (czyli u siebie). Z bramkami: Januzaja (po stronie przeciwnej) oraz niezmordowanego Suareza. I kolejny szok w lidze. Dajemy lekcję Betisowi. Pada osiem bramek (!), gdzie wybitne występy Santi Miny oraz Rafinhi dają się we znaki i napływają pierwsze oferty za graczy. Nic dziwnego, że Rafinha opuści klub niebawem i przestanie być pasującą układanką dla zespołu z Galicji. Przykra sprawa, ale musiałem pogodzić się z jego odejściem. Tymczasem nieudany mecz z Barceloną (która w moim mniemaniu jest zbyt mocna w tej grze, bo wygrywa z każdym bez większego uzasadnienia). Lepiej poszło z żółtą łodzią na wyjeździe. Denis Suarez ponownie wykorzystuje swoje wysokie kwalifikacje oraz nie wiarygodne umiejętności i sam decyduje o zwycięstwie nad rywalami. To prawdziwa przyjemność, że mogłem być częścią tego projektu. Z Osasuną kontynuujemy dobre wyniki. lago Aspas z bramką zawsze wzruszający. Do tego fantastyczny Yokuslu, któremu zaufałem. Z Eibar nieco mniej wesoło. Tylko remis. Na ratunek Denis Suarez. Zawsze i wszędzie. Głupia porażka z Alaves sprawi, że nie będziemy drużyną regularną, ale i tak sialiśmy postrach wśród innych. 

Pierwsza runda pucharu króla. Tam zaczęło się z górki, bo podjęliśmy Oviedo. Wygraliśmy 3:1 po strzałach Saenz, Santi Miny oraz rezerwowego Beauvue. Tymczasem Jorge Saenz zostaje wykupiony do Almerii, dlatego odchodzi z klubu. Znika również Lucas Olaza, któremu jest wstyd, że opuszcza argentyński klub (Boca) przenosząc się do Real Sociedad za śmieszne pieniądze. Super mecz mieliśmy z Leganes, które uległo 4:1 po bramkach Lobotki, Santi Miny czy Yokuslu. Również zaskakująco mądrze zagraliśmy z Atletico Madryt, które poległo 1:3. Z wybitną rolą Santi Miny, który udowodnił, dlaczego gra w pierwszym składzie, kosztem lago Aspasa. W drugiej rundzie pucharu króla pobijemy Olot. Mimo czerwonej kartki dla Lobotki, w dziesiątkę rozbiliśmy zespół, która gra w słabszej dywizji rozgrywkowej. lago Aspas z podwójnym trafieniem, czyli duże wyróżnienie dla bohatera i legendy klubu. Słabiej w lidze, bo daliśmy się podejść Bilbao, jak dzieciaki z podwórza. Polegliśmy sromotnie, a przed kompromitacją ustrzegł Santi Mina, który w tym sezonie strzeli trzydzieści trzy razy do siatki rywala (co imponuje, przyznajcie). Kolejna porażka z Sevillą, która minimalnie okazała się lepsza, ale powiedzmy sobie szczerze, obrona pozwoliła sobie na odprężenie, przez co nie mieliśmy szans odrobić strat. Z klubu odchodzi rezerwowy napastnik z Urugwaju: Gabriel Fernandez - do Sevilli za przyzwoitą kwotę. Pomoże uleczyć klubowy skarbiec.

Zarząd zadowolony, pomimo wpadek, byliśmy drużyną, która konsekwentnie prze naprzód. W trzeciej rundzie pucharowej stykamy się z Real Saragossa, która od lat próbuje dostać się do elity. Ponownie Denis Suarez najlepszy na boisku, z fajnymi trafieniami z dystansu Aspasa czy Braisa Mendeza. Rewanż z Espanyolem 4:1 (nie mają szczęścia w konfrontacji z Vigo). Denis Suarez po raz wtóry wybrany zawodnikiem spotkania, a Santi Mina, jakżeby inaczej, z dubletem. Cieszy niezmiennie zwycięstwo nad nietoperzami. Hugo Mallo z pierwszą bramką w sezonie, ale jakże cenną, bo na wagę trzech punktów. Nasz el kapitano na prawej stronie obrony jest fortecą nie do skruszenia. Na Mallorcę nie potrafię znaleźć sposobu. Znów porażka. Pomińmy to milczeniem...

W ćwierćfinale pucharu króla idzie całkiem znośnie. Dwumecz z Levante zakończy się powodzeniem, a Suarez z Miną robią raban na skalę terytorialną. To coraz głośniejsze nazwiska, które cieszą się zainteresowaniem w Europie. Z klubu odchodzi David Costas (do Getafe). A propos Getafe, z nimi remisujemy 2:2 na własnym terenie. I jeszcze z bramką Costasa (co za okrutny świat). Rafinha oficjalnie odchodzi do Betisu, zostaję zmuszony do grania zawodnikami rezerwowymi (jak Sisto), oraz wychowankami klubu (jak Dani Vega czy Diego Pampin). Z Valladolid przykry remis. Granada ponownie dostaje cięgi od Celtów. Denis Suarez oraz Santi Mina z dubletem. To zabójcy marzeń. Real Madryt po raz drugi znajduje sposób na mój zespół. Ulegamy 4:2. Z ładnymi bramkami m.in. Kroosa czy Sisto. Ciekawszy występ z Levante, na poprawę humoru. Santi Mina oraz Fran Beltran decydują o losie Vigo. Ale to, co piękne, trwa krótko. Wyjazd na San Sebastian okrutnie przytłaczający. Przegrywamy z Real Sociedad. Smutny wycinek z ligi odbijamy na Betisie, gdzie bohaterami, jakby inaczej, okazują się znane osobistości, jak Santi Mina czy Denis Suarez. Plus Fran Beltran, który z meczu na mecz będzie coraz bardziej decydujący. Rewanż z Barceloną również nie należy do najlepszych w naszym wykonaniu. Klepiemy biedę w środku pola, a zmiennicy okazują się wybawieniem i tak dla meczu przegranego. 

Powoli zmierzamy do końca sezonu, mistrz raczej znany - będzie to duma Katalonii. Z Villarreal ciężko, bo ciężko, ale Fran Beltran pod koniec sezonu złapał wiatr w żagle i decyduje, że zostaje bohaterem rywalizacji. Porażka z Osasuną raczej na minus, lecz nikt nie miał pretensji, że zaczęliśmy słabnąć, skoro mój skład od połowy sezonu znacznie uległ przetasowaniu (szczególnie żałuję, że Rafinha musiał opuścić pokład, gdyż był kapitalnym wzmocnieniem). W półfinale pucharu króla nieszczęsna Barcelona, która była, co tu kryć, dużo silniejsza i dokładniejsza w rozgrywaniu. O spotkaniu nie napiszę, bo to wstyd dla Galicji i pięknego klubu, jakim jest Celta Vigo. 

Lepiej wrócić do ligi, gdzie mieliśmy większe szanse na punkty. Skromna zaliczka z Eibar, gdzie lago Aspas decyduje o wyniku spotkania (gra w pierwszym składzie, bo Mina z kontuzją). Remis z Alaves nigdy nie przyjmę za dobry omen. Za to zwycięstwo nad Leganes traktowałem jako obowiązek (gdyż spadną do drugiej ligi). Ostatnie mecze w lidze ewidentnie wymęczone, bo chcieliśmy odpocząć od sezonu pełnego wrażeń. Remis z Atletico całkiem udane, ale nie byliśmy wystarczająco solidni w defensywie. Porażka z Valencią lekko frustrująca, a może niepotrzebnie zdejmowałem Santi Minę w siedemdziesiątej czwartej minucie spotkania (miał bramkę na koncie). Na zakończenie spotkanie z Bilbao na 2:2. Tylko remis. Końcówka popsuła nastroje. Pione Sisto z czwartym trafieniem czy Araujo z drugim na plus, ale od nowego sezonu musiałem liczyć się z konsekwencjami, iż potrzebujemy stabilizacji. Zajmujemy szóste miejsce w tabeli i robię podsumowanie na ostatniej konferencji prasowej ,,To był długi, wyczerpujący sezon. Owocny, ale odnieśliśmy wiele strat. Wielu piłkarzy odeszło i obawiam się, że nie wszystkich mogę zatrzymać. Napływają oferty za graczy, ludzie pytają, czy będziemy w stanie ich utrzymać w klubie i czy będę potrafił utrzymać motywację w zespole, na tyle, by powtórzyć udany rok dla Vigo. Cieszę się, że nie musieliśmy walczyć o utrzymanie, jak to było przed moim przybyciem, ale teraz będę zmagał się z innymi problemami. Dużo poważniejszymi, bo coś udowodniłem i kibicie będą szukali zaczepki, jeśli nie utrzymam steru w rękach. Prawdziwy sprawdzian zacznie się za chwilę, kiedy Denis Suarez odejdzie z klubu, który definitywnie był kluczem do sukcesów, a będę zmuszony żyć bez niego i jego fantastycznej pracy na boisku. Takie jest życie i musimy pogodzić się z faktem, że kolejny sezon będzie inny, bo nic dwa razy się nie zdarza''.

Podsumowanie:

Ulubiony piłkarz: Denis Suarez (Celta Vigo)

Ulubiony bramkarz: Iven Austbo (Viking)

Ulubiony obrońca: Sebastien Corchia (Espanyol)

Ulubiony pomocnik: Sebastian Eriksson (IFK Goteborg)

Ulubiony skrzydłowy: Zlatko Tripic (Viking)

Ulubiony atakujący: Lei Wu (Espanyol)

Ulubiony zmiennik: lago Aspas (Celta Vigo)

Król asyst: Denis Suarez (20 - liga + puchary)

Król pola karnego: Santi Mina (29 - liga + puchary)


Pozycja w lidze (od najmniejszej do największej):

12 miejsce - Espanyol

6 miejsce - Celta Vigo

3 miejsce - IFK Goteborg

1 miejsce - Viking

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz