sobota, 19 maja 2018

Paczka ulubionych książek cz. 2

Jorge Luis Borges, czyli pisarz kosmogoniczny.


Podobnie, jak paczka ulubionych komiksów, ma odzwierciedlić mój stosunek do literatury. Przedstawiam artystów-pisarzy, którzy wpłynęli na to, co czytam, czym się zachwycam, po co biegnę do księgarni, czego szukam w literaturze lub kogo darzę sympatią. Od razu się przyznam, że nie jestem znawcą literatury (zawsze będę bliżej kina, nic na to nie poradzę). Potrafię czytać kilka dni z rzędu, ale pamiętam dni, kiedy nie czytałem od miesięcy, i biorąc do ręki powieść - czułem, jakbym uczył się od nowa poznawać świat wielkich możliwości. Literatura kształci, poważnie, to nie jest coś, co szkodzi, jak to bywa z kinem, gdy oglądasz paskudne filmy, po których masz wylew. Doceniam słowo pisane i je kocham na swój sposób. Nie muszę się zgadzać z krytykami, co jest dobrą, a złą literaturą, bo i tak piszę po swojemu oraz wyzywam, gdy coś mi się nie podoba, a ludzie się podniecają, jakby bez powodu. Z roku na rok robię się coraz bardziej ,,paskudny'', ale również jestem świadomy swoich ograniczeń czy wad, z którymi zacząłem się godzić. Paczka ulubionych książek nie jest czymś, co zmieni twoje życie lub nastawienie do literatury - po prostu wskażę drogę, co ja o tym myślę i co popieram. 





Tytuł: Alef
Rok wydania (premiera): 1956
Rok wydania (Polska): 1972
Liczba stron: 205
Wydawca: Prószyński i S-ka (Polska)
Gatunek: Zbiór opowiadań
Autor: Jorge Luis Borges

Wstyd, że jeden z najlepszych pisarzy naszych czasów nigdy nie otrzymał literackiej nagrody Nobla. Borges, jak mało kto, wędrował duchem po zakamarkach historii, odnajdując siebie w datach poległych przodków. Nieustannie tłukąc się z chwilą teraźniejszą, która niczym lustro pęka na widok człowieka nieszczęśliwego przez nadciągającą przyszłość. W ,,Labiryntach'', czyli zbiorze osobistych wierszy zjawiają się słowa, które determinują twórczość Argentyńczyka. Pozwólcie, że przytoczę. ,,Nie ma innego czasu niż teraz, szczytu tego co będzie i co było, w tej chwili, w którym kropla upada w klepsydrze. Iluzoryczne wczoraj jest siedzibą kształtów nieruchomych z wosku lub literackich wspomnień o tym, że czas przeminie zagubiony w swych zwierciadłach...'' (Przeszłość, strona 87) albo ów sentencja ,,Spoglądać na rzekę z czasu i wody i wspominać, że czas jest inną rzeką, wiedzieć, że jak rzeka się zagubimy i że twarze przemijają  jak woda.'' (Ars poetica, strona 53). Czas jest źródłem lęku i niepokoju, którego trawi od początku swej istoty (twórczej i egzystencjalnej). W ,,Alef'' dostajemy przeróżne opowiadania o przeróżnych fobiach dręczących Jorge'a. Bawiąc się z czytelnikiem, tak jak historia bawi się ludzkim losem.

Borges jako wytrawny erudyta i bibliofil na miarę Umberto Eco - błąka się pośród licznej biblioteki. Odnosi się do bogactwa mitologii religijnej czy bogów, których możemy znać z pisma Jana Parandowskiego. Gama koncepcji filozoficznych łączy się z tekstem o charakterze nieśmiertelnego pana przemierzającego prehistorię i nowożytność, do królów i wezyrów, stąpającego po Bliskim Wschodzie, schodząc w dół do piwnicy, by odkryć tytułowe Alef (w kabale oznacza nieograniczoną, czystą boskość). Jedno z moich ulubionych opowiadań, czyli ,,Nieboszczyk'' przemierza brazylijskie pogranicza, by przedstawić chłopaka z przedmieścia, którego jedyną bronią jest odwaga. Martwego za życia, ponieważ ani tamtejsze dzielnice, ani zapiski kronikarskie nie mają zamiaru pamiętać bandyckich nieokrzesańców, jakby tylko zwycięzcy czy wielcy tego świata mieli prawo zostać bohaterami romantycznych lub pospolitych tragedii. Coś na wzór selektywnej historii, która wymazała szczegóły z ogółu. Ciekawą rozprawą wydaje się ,,Zahir'', gdzie jedno słowo oznacza wiele pojęć, przez co nabiera legendarnego znaczenia. Gdzie moneta nie ma awers - rewers, ponieważ ma szerszą perspektywę, liczne wizerunki oraz mitologiczną wartość. Jak zauważa Borges - ,,Pieniądz jest abstrakcyjny. Pieniądz jest czasem przyszłym. Może być popołudniem pod miastem, może być muzyką Brahmsa, może być mapą, może być szachami...Jest czasem nieciągłym, czasem Bergsona, nie zaś sztywnym czasem Islamu i stoików...'' (strona 121).

Borges jako literat i człowiek zamknięty w labiryncie bez wejścia i wyjścia - pokazuje, że śnimy, dopowiadamy oraz snujemy własne domysły. Choć Borges prawie nic nie wie o Borgesach, odnosi się do dawnej chronologii, co majaczy w zbiorze ,,Nieokreśleni ludzie, którzy w mym ciele kontynuują po omacku swe nawyki, rygory i lęki'' (Labirynty), przez co trwanie w wieczności staje się sakramentalnym przeznaczeniem. Dla Chrisa, dla Ciebie czy Borgesa.




Tytuł: Cień ponurego Wschodu
Rok wydania (premiera): 1923
Rok wydania (Polska): 1923
Liczba stron: 128
Wydawca: LTW (Polska)
Gatunek: Historyczny, Przygodowy
Autor: Antoni Ferdynand Ossendowski

Antoni Ossendowski wybiera się na prowincje Rosji, gdzie średniowieczne rytuały wymieszały się z XX-wieczną rewoltą. Polski podróżnik oraz działacz społeczny przebywa w Rusi podczas burzliwych zmian i niemałej rewolucji - za panowania cara, bolszewików i sowietów. Ma okazję przyjrzeć się, jak wygląda zaplecze największego państwa pod względem powierzchni, za to głęboko cofniętego za Zachodem, gdy inne państwa europejskie zaczęły się cywilizować Rosja pozostała pariasem Europy na własne życzenie - zdradzając ciągoty do okultyzmu czy wszetecznych zabobonów, jakby nie nadążali za Zeitgeist (duchem epoki). Ossendowski pokrótce omawia ,,grzechy'' XX-wiecznej mentalności naszych sąsiadów. Zgrabnie opisując, że to nie tylko wina biednych wsi, gdzie praktykowano czarodziejstwo czy znachoryzm, ale przede wszystkim ułomność arystokracji, która bez większych sprzeciwów pozwalała sobie na podejrzany mistycyzm, pogaństwa, przyjmując fałszywych ikonoklastów, jak Rasputin, którego obwieścili pomazańcem bożym. Wszelakie gusła lub okryte złą sławą sekty religijne przyczyniają się do miernego (fatalistycznego) wizerunku Wschodu, który nie nadążał za nowoczesnością oraz wiarą w intelekt.

Wiejski proletariat pogrąża się w krwawych rozrywkach oraz pracy, która ciąży ludzkiemu ciału. Demoralizacja społeczeństwa sprawia, że liczni mieszkańcy wpadają w morfinizm, w alkoholizm albo w podejrzane kręgi o zabarwieniu satanistycznym. Ciemny lud pędzi do wiedźm - wierząc, że córy czarnego pana uzdrowią kompana lub zniszczą nieprzyjaciela. Ossendowski wielokrotnie przywołuje literackich autorytetów z Rusi, aby porównać ich twórczość z codziennością państwa, gdzie komuniści przejmują rządy. Obalając mity o kobietach, bo zwykłe chłopki nie miały przywilejów - mężowie tłukli do nieprzytomności, synowie mieli prawo wyrzec się matki, jeśli ta nie sprawdziła się w swojej roli. Smutne to koleje losu - Ossendowski nie potępia ani nie ocenia narodu rosyjskiego, ale bacznie wygląda przyczyny takiego stanu rzeczy. Wszelkie rewolucje oraz zmiany, które miały przynieść szczęście i koloryt (jak komunizm czy bolszewizm) spalił na panewce, i kto wie, czy nie jest to pokłosie ,,Lewiatana'' Zwiagincewa, który Rosję sfilmował jako kraj pożarty przez ślepą ambicję, tępotę i nieporozumienie.




Tytuł: Pierwsza miłość
Rok wydania (premiera): 1928
Rok wydania (Polska): 2007
Liczba stron: 308
Wydawca: Czytelnik (Polska)
Gatunek: Obyczajowy
Autor: Sándor Márai

Jedna z pierwszych lektur Sándora Márai. Rozpisana w formie pamiętnika opowiada o nauczycielu łaciny uczącego w prowincjonalnym gimnazjum. Wiecie co, jest wiele historii o pierwszej miłości, mnóstwo uczniów podkochujących się w belfrach, ale rzadko kiedy mamy możliwość poznać starszego pana zakochującego się w niewinnie-uroczej pannicy, która nie weszła ani w dorosłość ani w dorosły styl życia. Jak to możliwe, co? Na to pytanie nikt nie odpowie. Ani pisarz, ani czytelnik. Są ku temu powody, ale czy słuszne? Tajemnicza, zakazana miłość - dziwny pakt zawarty między sprawcą, a obiektem pożądania, czy aby na pewno? Nasz główny bohater, czyli Gaspar, to pięćdziesięcioletni kawaler, samotnik, niemal odludek, który w młodości nie radził sobie z kobietami - na niby ,,randce'' uciekł w popłochu. W szkole, czyli w pracy poznaje nowych ludzi - niektórych na tyle zdolnych, że są gotowi wyjechać w świat, z dala od plotkarskiej wioski, gdzie informacje można wykupić lub zdobyć od szpiega - obgadywanie mieszkańców jest takie popularne wśród małej społeczności, jak mało co. Życie ulega wyjątkowej zmianie, nagle, bez zaproszenia - zaczyna interesować się miłostką chłopca, którego naucza, niekiedy poucza. Niespodziewane zauroczenie będzie początkiem rywalizacji między uczniem a profesorem.

Nie będę zdradzał ani zakończenia, ani tego, w jaką stronę zmierza domniemany romans, ale nie jest to historia o miłości. Autor porusza głębsze tematy niż pierwsza miłość, która targa za sobą pierwsze blaski i cienie ukochanych. Mamy tu gorący dramat człowieka pogrążonego w ,,grzesznej samotności'', jak zauważa jedna z postaci. Motywy straconej szansy, młodzieńczego buntu, dojrzałej rachuby, intymny spis przeżyć i relacji międzyludzkich. Márai unika dosłowności, nie klepie frazesów oraz kreśli niepoprawny obraz miłości, który zlewa się z przeciwnymi słowami, jak nienawiść. Objawy pierwszej miłości mogą prowadzić do niechcianej sytuacji społecznej, ale kto mógł przewidzieć, że stary człowiek będzie chciał obudzić w sobie młodzieńczy zew natury.




Tytuł: Przemiana
Rok wydania (premiera): 1915
Rok wydania (Polska): 2014 (najnowsze wydanie)
Liczba stron: 66
Wydawca: Masterlab (Polska)
Gatunek: Groteska
Autor: Franz Kafka

Krótkie opowiadanie, które wywarło na mnie spore wrażenie. Gregor Samsa budzi się z koszmaru. Nie byle jakiego. Spóźniony! - stwierdza niepokojąco. Przespał godzinę rozpoczynającą pracę komiwojażera - nie zdąży na pociąg. Stara się wygramolić z łóżka, ale zauważa, iż przekształcił się w pełzającego robala. Niezdolnego do wydostania się z pokoju zamkniętego na klucz. Absurdalna sytuacja sprawia, że rodzice i prokurent domagają się wyjaśnienia, czemuż to nie stawił się w firmie. Wydawać się mogło, że tytułowa przemiana jest niczym lęk przed małością, delikatnością charakteru, odpowiedzią na wrzaski i krzyki - kurcząc się, zamykając na świat, będąc niemal niewidzialnym dla ludu, ale nie. To zupełnie inny rodzaj przemiany. Drastyczny, bo prowadzący w niebyt. Czy Samsa zrezygnował z pracy w przewrotnej formie zwierzęcego buntu (patrzcie, jaki jestem niezdarny, niewidoczny) czy to alegoria przeklętego systemu cywilizacyjnego, w którym ludzie są nakręcanymi budzikami, które sumiennie wykonują czyjeś polecenia? Kafka, jak to Kafka w swoim wyrachowaniu pozbawia człowieka autonomii. Zmagając się z groteskowymi prawami społeczeństwa, gdzie ludzie bezproduktywni są zbędnymi mechanizmami. Samsa jest poniekąd ofiarą kultu pracy, która ta przybrała priorytet, najwyższe dobro i substytut szczęścia. Jego rodzice z racji, że nie pracowali, a ich syn zaprzestał działania - muszą podjąć wysiłek i zapracować na byt ogłaszając kandydaturę na zniewolonego człowieka przez pracę, na którą się nie pisali. 

Pełna onirycznych i niezwykle przytłaczających liryką scen kafkowska przemiana ma wiele twarzy, jakby sugerowała okładka. Gregor zamienia się miejscami z familią (pracował, teraz żeruje, wcześniej było to nie do pomyślenia), nie potrafi się dogadać z bliskimi, zostaje zepchnięty na margines - uwięziony w pokoju, ach Kafko - cierpiałeś na klaustrofobię? Role się odwróciły - kompletnie. Teraz bohater opowieści zostaje wykluczony ze społeczeństwa, ponieważ nie pracuje, więc nie ma prawa uczestniczyć w cyklu życia. To przerażająca perspektywa, ale Kafka nie unika zabawnych zwrotek, czasem czyta się jak niepoprawną komedię, ale jeśli pomyślę, co tu się dzieje, to dostaję absurdalny dramat człowieczy z bardzo negatywną opinią na temat, jak traktujemy najbliższych - przez pryzmat użyteczności, jakieś takiej potrzeby uczestniczenia w kręgu harujących mrówek (może dlatego Gregor przeobraża się w małą istotkę?). A jak wiemy - małe istoty łatwo zdeptać i chyba Gregor nie przeżyje, jeśli nadal będzie traktowany, jak bezbronne stworzenie? Zakończenie ów historii znam, ale wierzcie mi - nie chcecie jej znać. Kafko, dobij mnie, bo życie boli. 



Tytuł: Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści
Rok wydania (premiera): 1917-1935
Rok wydania (Polska): 2012
Liczba stron: 792
Wydawca: Vesper (Polska)
Gatunek: Horror 
Autor: Howard Phillips Lovecraft

Horror to specyficzny gatunek. Jedni boją się duchów, inni niebezpiecznych morderców czy psychopatów, są tacy, co drżą na widok Cthulhu, dlatego z myślą o trzeciej parze postanowiłem umieścić Lovecrafta - rasistę, ateistę, autora weird fiction oraz specjalistę od tworzenia upiornej atmosfery. Wiele osób czerpie garściami z mitologii przedwiecznych, jak Abraham Merritt lub przyznaje się do fascynacji autorem, jak Graham Masterton, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że Lovecraft miał własnych mentorów - inspirując się dziełami Arthura Machen czy George'a Frazer. Co ciekawe - Lovecraft uważał czy też uznał, że przesiąkł kulturą Nowej Anglii (region w Stanach Zjednoczonych), co zresztą widać w jego twórczości - osadzając fabuły na wyspach, na odciętych terenach, wielokrotnie podkreślając poglądy rasistowskie i niechęć do imigrantów, co masowo przybywali do Nowej Anglii. Dlatego opowiadanie, jakie znajdziemy w tym zbiorze, czyli ,,Widmo nad Innsmouth'' stało się klasycznym przypadkiem klinicznej diagnozy pisarza - wiecznie niechcianego (wydawcy nie zamierzali publikować jego dzieł), obcując z ludźmi, do których czuje wstręt i obrzydzenie - inność jako źródło strachu i grozy.

,,Zgroza w Dunwich...'' przedstawia piętnaście historii (mniejszych lub większych rozmiarowo) z różnego okresu twórczego literata, w doskonale przetłumaczonej na język polski prozie z działu fantastyka. Zaczyna się od ,,Dagona'', który w jakiś sposób wprowadza czytelnika do bluźnierczych obrzędów oraz tajemniczych kultów, jakże znamiennych dla Howarda - zwiastując przerażające monstra z głębin. Jest to króciutkie opowiadanie. I gdyby nie to, że buduje nastrój osamotnienia charakteryzując działalność samotnika z Providence - byłoby zbędne, natomiast jako prolog, jako coś, co ma przygotować cię na spotkanie z mackowatymi potworami z otchłani - jest to całkiem budujące dla uniwersum. Prawdziwa przygoda, moim zdaniem, zaczyna się od czwartego (w kolejności) opowiadania zatytułowanego jako ,,Muzyka Ericha Zanna'' - gotyckie w swym misternym uniesieniu, gdzie instrument muzyczny nabiera profetycznego kształtu, odtwarzając melodię o nadciągającej, niebywałej zagładzie, dyktując niewypowiedziane zło, wygrywając z pulpitu ból oraz malujące się na twarzy straszydło wychodzące z ludzkiej gry niewidzialnymi łapami przeklętego potwora. Uwielbiam tę historię i warto ją znać, choćby dlatego, że nie wyjaśnia wszystkiego. Tytułowa zgroza w Dunwich jakoś mnie nie porwała - osobiście preferuję ,,Kolor z innego wszechświata'', czyli niezwykle porąbaną historię rodzinną zamieszkującą farmę na wrzosowiskach, gdzie choroba przyczynia się do potworności, jakich nie potrafię sobie wyobrazić rozumem - równie przytłaczające, wstrząsające, co dramat Hioba z Biblii Tysiąclecia.

Czy jest to zbiór równy? Nie. Uważam, że jedne opowieści górują nad drugimi. Gdybym miał wybrać, które należy pochwalić, to: ,,Szczury w murach'', ,,Przypadek Charlesa Dextera Warda'', ,,Szepczący w ciemności'', ,,Cień spoza czasu'' oraz wymienione wcześniej historie wraz z ,,Widmem nad Innsmouth'', które z pewnością przeszło do historii jako jedne z najlepszych opowiadań grozy. ,,Zew Cthulhu'' wydaje się rozszerzeniem ,,Dagona'', a taki ,,Wyrzutek'' niczym parabola ludzkiej ohydy, niechęci do cudzej powłoki - niezgadzającej się z naszym odbiciem. ,,W górach szaleństwa'' niczym nie zaskakuje, co gorsza - odkrywa karty, skąd wzięli się Wielcy Przedwieczni, dlatego nie polecam, wręcz odradzam, wyrzuciłbym z książki. Jedyne, co można mi zarzucić, jak to możliwe, że nie przepadam za ,,Zgrozą w Dunwich''? - nie mam pojęcia, to tajemnica, która spoczywa głęboko w ciemnościach.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz