wtorek, 14 kwietnia 2015

Piątka ulubieńców: 5 dat, które na zawsze odmieniło kino



 Na pewno każdy z nas ma swój ulubiony okres w kinie. Jedni zachwycają się tym, co było w latach 50., gdy widzowie odkryli filmy z Japonii - głównie dzieła Akiry Kurosawy. Liczne grono nie wyobraża sobie oglądać filmów bez koloru, więc zna nowości, niechętnie wracając do poprzedniej epoki (filmy z lat 60. mogą nie kojarzyć, chyba że widzieli je w wersji ,,pomalowanej''). Są osoby, które bez ogródek orzekają, że stare kino ich nudzi, więc polują na błyskotki, na żwawy montaż i relaksującą rozrywkę. Jedni mogą mówić - współczesne kino nie ma mi nic do powiedzenia i oglądają tylko to, co było dawniej. Drudzy mogą mówić - stare kino jest zbyt powolne, za często stosuje długie ujęcia itd., więc wybiera tytuły z XXI wieku, przypuśćmy. Każdy ma swoją rację, i nie każdy lubi to, co inni. Ja dla odmiany wskażę pięć dat, które według mnie - na zawsze odmieniło kinematografię. Jednocześnie wskazując na tytuł, który mi się kojarzy z określoną datą. 



























1916 - Nietolerancja

Symboliczny moment, kiedy kino staje się autorskim dokonaniem. Artystyczną wypowiedzią. Wizualnym guru dla przyszłych reżyserów, którzy chcą tworzyć dzieła epickie, wielkie i niepowtarzalne. Niektóre współczesne blockbustery mogą sporo się uczyć od Nietolerancji. Pierwsze prawdziwe dzieło kinematografii - według Chrisa. 







1928 - Światła Nowego Jorku 

Czym byłoby kino bez dźwięku? Wyobrażacie to sobie? Dużo czasu minęło, odkąd mogliśmy usłyszeć dialogi z ust aktorów. Pierwszy zsynchronizowany film mówiony. Kino ma już za sobą ponad 30 lat działalności, a dopiero wprowadzono coś tak istotnego, jak dźwięk! Trochę to trwało, ale grunt, że się udało.






 









1960 - Przygoda 

Wreszcie kino mogło ,,egzystować'' bez linearnej konstrukcji, bez odpowiedzi na pytania, dryfować własną myślą - niekoniecznie zadowalając publiczność, która liczy na prosty przekaz. Wolny od konwenansów filmowych: pozwala sobie na dowolne interpretacje. Brak klasycznego podziału na początek, rozwinięcie i zakończenie, ma rygorystyczne tempo oraz indywidualny rytm (nie)narracyjny - nie sprzyjając niedzielnym kinomanom. Kino duchowe, autorskie i szalone, bo nie nastawione na sukces komercyjny. Prawdziwa przygoda. 


















 1967 - Absolwent

Kino kontestacji. Kino się zbuntowało i zaczęło tworzyć dzieła, które atakują celnie w konserwatyzm, przeciwstawiając się zakłamanej, mieszczańskiej obyczajowości. Poddając w wątpliwość dotychczasowe normy i zasady. Wybrałem Absolwenta, bo to film kultowy, a kto nie zna pani Robinson, raczej mało interesuje się kinem... Albo płeć męska nie marzyła w skrycie o ponętnej sąsiadce(!). Tak mi się powiedziało. 

















 1999 - Matrix 

Kino popkulturowe. Kino jako zabawka, która bawi się sama sobą i kopiuje samą siebie. Matrix jest dla mnie czymś niezwykłym, bo jest rozrywką, ale nie ogłupiającą. Powiedziałbym wręcz - mądrze opowiedzianą. Łączy kilka(naście) filmów w jedno konkretne dzieło. To taki zlepek Mrocznego miasta, Ghost in the Shell czy obrazów kung-fu z lat 70. To przecież Matrix spopularyzował efekt ,,spowolnienia czasu'', i w jakiś sposób przyczynił się do tego, że filmowcy korzystają z dobrodziejstwa technologicznego - czasem aż nadto. 




0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz