wtorek, 6 maja 2014

Bateria - Wieczorek z dreszczykiem?


Filmy o zombi powstały całe mnóstwo przez ostatnią dekadę. Temat jak się zdaje wyeksploatowany z oryginalności i dopowiedzenia czegoś nowego. Bateria nie zmienia wizerunku otępiałych umarlaków, którzy swoje IQ utracili wraz z utratą szarych komórek. Jedna z bohaterek z serialu Żywe trupy powiedziała, że ,,Nie wiedziała, iż świat po apokalipsie będzie taki nudny''(nie dosłownie, ale coś w ten deseń). Cóż, miała rację, bo oglądając dwójkę ,,obozowiczów survivalu'' - przypomina bardziej wersję dokumentalizowaną niż pełnoprawny, krwisty film.

















Głównymi postaciami są mało rozgarnięci młodzi mężczyźni, różniący się postawą wobec zastanej rzeczywistości. Są nimi dwaj byli baseballiści przemierzający drogi Nowej Anglii, unikając metropolii i zurbanizowanej cywilizacji. Mickey (Adam Cronheim) i Ben (Jeremy Gardner - aktor, scenarzysta i reżyser w jednym) przemierzają ścieżki i lasy opanowane przez zombi. Mickey to taki niepoprawny romantyk, który sądzi, że nigdy nie będzie musiał przejść przez inicjację polegającą na zlikwidowaniu szwędacza. Nosi niemal non stop słuchawki na uszach - z grającą muzyką, zagłuszając mu przestrzeń. Ben, to z kolei chojrak, który z bejsbolem w ręku likwiduje sztywnych bez jojczenia. Taki tam gość, jakby sojusznik ocalałych ludzi z Left 4 Dead nie patyczkujących się z martwymi ludźmi. Załatwiając ich z wielką przyjemnością.

Film nie stara się być wykwintnym dramatem (są dwa akcenty poruszające dramatyczne okoliczności), ani tym bardziej wytrawnym horrorem. Za dużo jest zabawy intertekstualnością i odniesieniami do filmów o sztywnych ,,przechodniach'', by stać się poważnym dramatem społecznym. The Battery nie traktuje tematu z przerażającą powagą. Reżyser podszedł do postapokaliptycznej wizji z kompletnym rozluźnieniem i jedyne czego można żałować, że nie pozwolił sobie na większą zabawę z formą.




Specyficzne dla technicznej strony obrazu jest kręcenie scen bezpośrednio z ręki, starając się być jak najbliżej naturszczyków. Pośrednio korzysta z found footage. Ma się wrażenie w uczestniczeniu jakimś eksperymencie, który traktowany jest na wpół serio. Swobodna kompozycja pozwoliła sobie na sztuczną krew przypominającą z filmografii Lucio Fulci'ego, albo ,,gadaninę o niczym'' w stylu Tarantino. W tak popkulturowym miszmaszu autor mógł pozwolić sobie na ujęcia z bagażnika (przez długą część akcja dzieje się w samochodzie) i ujęcia międzykadrowe - których zwyczajnie mi brakowało! Największym problemem debiutu jest jego pokraczność czasowa. Przez pierwsze 20-30 minut dzieło debiutanta jest mało satysfakcjonujące, buduje jednakże klimat, który trzymać nas będzie od pierwszej do ostatniej sceny. Uczucie marazmu, nic nie robienia, bez owocnej działalności (mycie zębów!) jest stale obecny (cytując kultowy film Marka Piwowskiego pt. Rejs, tak można byłoby określić pierwsze zetknięcie się z amerykańskim filmem:
A w filmie, proszę pana, to jest tak: nuda... Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana... Dialogi niedobre... Bardzo niedobre dialogi są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje.

Ich życie składa się z małych przyjemności, które musimy zaakceptować. Zastosowano efekt ataku trzęsienia ekranem podczas libacji alkoholowej. Wiele ujęć jest wykonana w prosty sposób: ustawiając kamerę w miejscu na statywie i pozostawiając aktorów na wykonanie prozaicznych czynności.


Polecam tym, którzy wciąż mają siłę oglądać zmagania przeciętnych ludzi z zombiakami o inteligencji z najniższej krajowej. Opętała Was zombiemania i nie zdzierżycie, gdy ominie cię kolejna frajda wariacji na ich temat. Nie jest to kino, które cenię, ale bawiłem się optymalnie dobrze, w granicach rozsądku. Nie powiem, że warto, ale skorzystać można i odprężyć się przy niezależnej produkcji, która zdobyła kilka nagród na festiwalach filmowych. Zdobywając przychylność krytyków. 

The Battery film online

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz