wtorek, 29 kwietnia 2014

Dwa tygodnie z superbohaterami: Ścigani - Upadek superbohaterów



Kto by pomyślał, że obrońców Ziemi można zlikwidować i odesłać na przymuszoną emeryturę. Wystarczyło zebrać potężną armię superzłoczyńców, łącząc wspólnie siły i ruszyć sztormem na ludzi z zasadami. Ci, którzy mają w poważaniu ludzi, postanowili założyć szajkę bardzo złych bohaterów z supermocami kilka centymetrów pod miastem, gdzie nikt ich nie może dosięgnąć i zniszczyć. Wstęp mają ci, co ubierają się w stosowny kostium. Życie pewnego nieudacznika wkrótce zmieni się nie do poznania, bo prawda wyzwala, czyż nie?

Głównym bohaterem jest Wesley Gibson, który cierpi na hipochondrię. Ma wykańczającą pracę, zarabiając w niej grosze oraz wredną szefową, która włazi mu na głowę. Jego dziewczyna zdradza go z przyjacielem (klasyk!). Pochłonięty jest konsternacją, a świat zdaje mu się piekłem, do czasu, gdy zostanie zaproszony do bractwa - przestępczości zorganizowanej. Cała prawda o jego ojcu wychodzi na jaw - okazuje się, że rodzic był jednym z najlepszych superzłoczyńców w dziejach ludzkości. Odziedziczył fortunę i ma możność stania się nowym członkiem, który żyłby jak pączek w maśle. Zanim jednak zostanie sprzymierzeńcem, przechodzi przez solidny trening, w którym między innymi leją go po pysku na przywiązanym krześle.



Poza standardową narracją mamy retrospekcje, gdzie wzorowani na popkulturę superbohaterowie dostają łomot i odchodzą w niepamięć. Organizacja superzłoczyńców należy do masonów. Nawet na pelerynach potrafią przekazywać ich znak w kształcie oka opatrzności. Nic dziwnego, że są tak niegrzeczni. Robią, co chcą. Media są pod kontrolą, więc im nie grozi skandal. Decydują o tym, jak wygląda egzystencja pod ziemią.


Pierwsi superzłoczyńcy byli nadzy! - Humor autora jest swawolny i niepoprawny oratorsko.

Jesteśmy kurewsko źli, to miasto spłynie uryną. 
Sytuacja się komplikuje, gdy pan Rictus (zdj. wyżej - okularnik z laską) wraz ze swoją ekipą postanawia się ujawnić światu, przy czym nie każdy jest przychylny tak kontrowersyjnej decyzji. Syn największego złoczyńcy w historii postanawia odnaleźć zabójcę, który pozbawił go ojca. Oprócz pławienia się w luksusie i rozrabianiu potrzebuje powstrzymać zdrajców. 

W komiksie nie brakuje powołań na postacie historyczne, cytatów i nawiązań do bestsellerów. Wszelkie karykaturalne wydarzenia i niedorzeczne pomysły odnajdują się w miniserii obrazkowej bez poruszania głową - Millar udowadnia, że w komiksie jest miejsce na odważne uosobienie. Scenarzysta nie rezygnuje z ekscentrycznych scen. Bawi się konwencją, korzysta z klisz, stawia na rynsztokowy humor. Nie udaje, że komiks to tylko prosta i prymitywna rozrywka, w której można odnaleźć sporo prawdy o superbohaterach, ale i o superłotrach. Ciekawym zabiegiem jest wspomnienie rocznika 1986. W tym czasie powstali Strażnicy, gdzie superbohaterów obdarto ze wspaniałomyślności. Okazało się, że mają problemy psychiczne, są sadystami, psychopatami, gwałcicielami, naginają prawo według własnego uznania. Doprowadzili Amerykę do upadku, czyniąc więcej szkód niż pożytku. Przez nich wyginęła sprawiedliwość i spokój ducha. Zapomnieli o prowadzeniu porządku. Bijąc się między sobą sami spowodowali zagrożenie dla ludzkości (Więcej na ten temat napisałem w innym wątku).

Dzisiaj śpię na masce samochodowej.


Komiks okazał się sukcesem (w Stanach Zjednoczonych), więc ktoś postanowił przenieść niesztampową historię na duży ekran. Jednak jest to bardzo luźna adaptacja komiksu. Zawiodą się ci, którzy oczekiwać będą po nim superzłoczyńców, ponieważ głównymi bohaterami stali się zwykli ludzie o ,,nadzwyczajnych'' zdolnościach. Jedyne, co łączy komiks a film, to osoba Wesley'a Gibsona, który z przegrańca staje się elitarnym zabójcą. Jest synem zawodowego zabójcy. Z racji, że jest to wytwór na podobę komiksu film nie uniknął kiczu i tandetnych zagrywek bez hurra realistycznego scenariusza, na który nie można było liczyć po przeczytaniu tworu od Millara. To, co najbardziej zapadło mi w pamięci, to podkręcane kule, które zostały również przełożone na język programistyczny. Efekty poniżej:



Film trzeba traktować jak bajeczkę bez praw fizyki. I tak ruchomy obraz jest grzeczniejszy od wersji z której zaczerpnął podstawowy skrypt. Trzeba mieć jednak na uwadze, że są to dwa odmienne dzieła, które nie wiele mają ze sobą wspólnego. To zupełnie inna wizja i pomysł na opowiedzenie historii. Cieszy natomiast fakt, że kilka sentencji wyjęto wprost z komiksu - mały smaczek, a cieszy.

A to, że film powstanie można było się kierować słowami z tylnej okładki komiksu:

Z tą swawolną, niepowstrzymaną akcją, barwnymi postaciami i najostrzejszymi dialogami, Ścigani znajdują się bliżej kinowej ekranizacji niż Wam się wydaje





0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz