,,Zakończyła się wojna między ludźmi a Bykarianami, opowiedziana w serii Wieczna wojna. Cena pokoju była wysoka: ludzkość musiała zaakceptować sposób życia nowych przyjaciół. Oznaczało to, że miliardy ludzi stały się częściami jednej, zbiorowej świadomości. Ten genetycznie zunifikowany byt nosi nazwę Człowiek. Tymczasem na odległej planecie mieszka wciąż kilkuset ludzi rozmnażających się płciowo, będących dla Człowieka rezerwuarem genetycznym. Zostają oni postawieni przed wyborem: albo poddadzą się manipulacji genetycznej i zostaną częścią Człowieka, albo zostaną wysterylizowani. Postanawiają w sprytny sposób sprzeciwić się narzuconemu im losowi: wsiadają na niszczejący na orbicie statek kosmiczny, rozwijający podświetlną prędkość, i wyprawiają się na kilka miesięcy w kosmos i z powrotem, spodziewając się, że zastaną ludzkość postarzałą o kilkaset lat i całkiem zmienioną sytuację''.
Ponownie spotkamy naszych dawnych druhów, jak Cat, Mandelle (w podeszłym wieku) i Marygay. Klimat się nie ulotnił i wciąż wizja autora robi ogromne wrażenie - uwielbiam kadry z kosmosu. Wykreowany świat jest spójny, unikatowy i ciekawy. Kreska nie zmieniła się na przestrzeni 14 lat, Marvano wciąż pozostaje przy swoim stylu, więc szczegółowo kreśli, gdy sytuacja tego wymaga. Drugie tło zanika, jeśli nic się nie dzieje i jest zupełnie zbędne. Mnie to nie przeszkadza. Jest dynamicznie, kolorowo, przestrzennie, a niekiedy wyciszająco.
Nie brakuje charakterystycznych odwołań do rzeczywistości, do problemów, które gnębią naszą ziemię, jak przyrost naturalny. ,,Wieczna wolność'' bardzo dobrze odwzoruje postęp w kwestii preferencji seksualnych, zapoczątkowany już w poprzednim dziele Haldemana. Hiperrzeczywistość, odwołania do postaci z popkultury, czarny humor, zmiany strzałki czasu, język Bykarianów. Nie brakuje tego, co znałem z wojny Mandelli.
Historia jest nakierowana na wywody filozoficzne. Czasem aż do wymiarów niewyobrażalnych. Trzeci zeszyt przesadził z daleko posuniętą fikcją i popsuło mi odbiór tego dzieła. I choć prawa fizyki, chemii nie są bynajmniej bezpodstawne, to dodawanie temu pierwiastek tajemnicy nie najlepiej odegrało swoją rolę. Nawet jeśli ,,wyparowanie'' ludzkich ciał ma swoje logiczne uzasadnienie, a w tym przypadku tak jest. Trzeci album stanowi kwintesencję podsumowania obu komiksów: Wiecznej wojny i Wiecznej wolności.
Jest jednak wielka przepaść między tymi trzema zeszytami, są ze sobą powiązane, ale opowiadają z goła o czym innym, tak też było w ,,Wiecznej wojnie'', z tym, że tam działania przechodziły płynniej i w bardziej przemyślany sposób. Pierwszy tom skupia się na Marygay, jej uczuciach i dalszych losach po tym, jak musiała opuścić swojego ukochanego. Nasz główny bohater, William Mandella, pojawia się w drugim albumie i muszę przyznać, że konspekt wojny jest tu najmocniej zarysowany - powracamy do pierwotnych instynktów. Obce istoty nie pozwolą ludziom na zmiany przeznaczenia ziemi i jego rozwoju, jaki sobie sami wyznaczyli. Szkoda tylko, że ,,wrogowie'' są bardziej zrobotyzowani niż ich poplecznicy z ,,Wiecznej wojny''. Nie powinienem tych historii porównywać (oj, Chris).
O ile w przypadku ,,Wiecznej wojny'' zakończenie mi się podobało, tak tu zostajemy raczeni niewyjaśnionymi pytaniami stawianymi przez nasze postacie. Zwieńczenie historii jest bardziej chłodne niż toczony bój na przestrzeni lat przez Mandellę. Okazuje się, że stan wolny od wojen przyprawia nas o zadawanie w nieskończoność pytań, na które nawet nauka nie jest gotowa odpowiadać. Nie wiem czy autorom zabrakło pomysłu, czy dlatego, byśmy myśleli, że historia świata trwa od wieków i nigdy się nie zamyka koło czasu i przestrzeni? Dlatego, że rozwiązanie opowieści poszło w takim kierunku, jestem zgodny co do tego, że najwyraźniej ciężko było przebić ,,Wieczną wojnę'' i trzeba ją traktować, jak zupełnie oderwaną historię dotyczącą jednego uniwersum. Jeśli nawet nie czytaliście wspomniany przeze mnie tytuł z pewnością nie wiele stracicie, jeśli zaczniecie od Wiecznej wolności.
Jest jednak wielka przepaść między tymi trzema zeszytami, są ze sobą powiązane, ale opowiadają z goła o czym innym, tak też było w ,,Wiecznej wojnie'', z tym, że tam działania przechodziły płynniej i w bardziej przemyślany sposób. Pierwszy tom skupia się na Marygay, jej uczuciach i dalszych losach po tym, jak musiała opuścić swojego ukochanego. Nasz główny bohater, William Mandella, pojawia się w drugim albumie i muszę przyznać, że konspekt wojny jest tu najmocniej zarysowany - powracamy do pierwotnych instynktów. Obce istoty nie pozwolą ludziom na zmiany przeznaczenia ziemi i jego rozwoju, jaki sobie sami wyznaczyli. Szkoda tylko, że ,,wrogowie'' są bardziej zrobotyzowani niż ich poplecznicy z ,,Wiecznej wojny''. Nie powinienem tych historii porównywać (oj, Chris).
O ile w przypadku ,,Wiecznej wojny'' zakończenie mi się podobało, tak tu zostajemy raczeni niewyjaśnionymi pytaniami stawianymi przez nasze postacie. Zwieńczenie historii jest bardziej chłodne niż toczony bój na przestrzeni lat przez Mandellę. Okazuje się, że stan wolny od wojen przyprawia nas o zadawanie w nieskończoność pytań, na które nawet nauka nie jest gotowa odpowiadać. Nie wiem czy autorom zabrakło pomysłu, czy dlatego, byśmy myśleli, że historia świata trwa od wieków i nigdy się nie zamyka koło czasu i przestrzeni? Dlatego, że rozwiązanie opowieści poszło w takim kierunku, jestem zgodny co do tego, że najwyraźniej ciężko było przebić ,,Wieczną wojnę'' i trzeba ją traktować, jak zupełnie oderwaną historię dotyczącą jednego uniwersum. Jeśli nawet nie czytaliście wspomniany przeze mnie tytuł z pewnością nie wiele stracicie, jeśli zaczniecie od Wiecznej wolności.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz