Facet z okładki jakby podobny do Mela Gibsona? Czy ja dobrze widzę? |
,,Przed laty po nieudanej akcji IRA przeciwko siłom policyjnym Ulsteru, w której ginie jeden z członków grupy, inny - Fergus Collan ucieka do Ameryki, gdzie usiłuje zorganizować sobie życie na nowo. Jednak nie potrafi uwolnić się od przeszłości. Kiedy otrzymuje wiadomość od swoich dawnych towarzyszy walki o konieczności powrotu do Irlandii, by wziąć udział w ważnej operacji, bez zastanowienia rzuca wszystko i znów jest wśród ,,swoich''. Wkrótce stwierdza, że padł ofiarą podstępu i zemsty. Zdesperowany podejmuje beznadziejną próbę ucieczki''
Joe Joyce musi być bardzo słabo znany czytelnikom, ponieważ wyszukanie jakichkolwiek informacji o tym pisarzu są niemal równe zeru. Autor upodobał sobie sensację i trzeba przyznać, że zaciekawił mnie bardziej niż kolejny puszczany w telewizji film z mistrzem wystrzeliwania ślepaków.
,,Snajper'', to rodzaj sensacji najmniejszego kalibru, ale i tak będę nawoływać do książki zamiast polecać Wam oglądać filmy ze Stevenem Seagel'em (oprócz ,,Liberatora'', którego da się strawić). Przynajmniej ,,Snajper'' ma fabułę, której nie musi się wstydzić, jak w przypadku tępych i nielogicznych akcyjniaków zasypujące ramówkę w wieczornych porach.
Nie spodziewałem się po tej książce niespodzianek, ale gdy skończyłem z nią obcować byłem zaskoczony, jak to wszystko się potoczyło. Jedynie zakończenie uważam, że zostało zbyt gwałtownie zastosowane. Samo jednak ukończenie głównego wątku jest udane i może wywołać uśmiech u tych, którzy już dawno zatracili sens czytania takich powieści.
Potrafiła zaskoczyć mnie kilkakrotnie i choć były to tanie chwyty, łyknąłem je bez marudzenia. Brakowało mi niestety więcej scen z tytułowym snajperem. Nasz bohater nie sięga po tę broń za często (prawie wcale). Fabuła nie wymusza na nim ściągania delikwentów z dachu, co 20 stron. Tytuł uważam za nietrafiony, chyba, że to aluzja do treści, co ma niewymuszony sens...
Autor bardzo sprytnie potrafi ,,spowolnić'' akcję i robi to z dobrym skutkiem. Nie przeszkadzają w konstrukcji fabularnej, a co więcej, urozmaicają i tak już rozpędzoną historię zdradzonego Collana.
Postacie są zróżnicowane, ale nie wybijają się na tle filmów sensacyjnych. Trzeba jednak wspomnieć o tym, że w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, kto naprawdę gra tu główną rolę, kto porusza za sznurki, kto jest bohaterem, a kto tylko ,,wrogiem''. Duży plus dla Joyce'a, że potrafił ,,tuszować'' ślady, kto naprawdę jest poszkodowany, a kto udaje, że jest postacią pozytywną. Minusem powieści jest dla mnie czasem niepotrzebne bluzganie postaci, autor nie musiał rzucać bezcelowo przekleństwami. Co nie zmienia faktu, że książka nie jest poozdabiana mnóstwem ,,brzydkich'' słów, nie jest ich na tyle, by odrzuciła od czytania.
Podchodziłem do tej książki bez większych oczekiwań, a skończyło się na tym, że jestem zadowolony. Zamiast oglądać telewizję, zacząłem czytać i spędziłem czas przy nie słabym materiale, jaki miałem w rękach. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest to literatura dużego formatu, ale w swoim gatunku jest całkiem dobra.
0 Komentarz(e):
Prześlij komentarz