sobota, 13 lipca 2013

Introwertyk duszą towarzystwa




Swego czasu miałem przyjemność spotkać zupełnie nieznanego nikomu pisarza - właściwie trudno go nazwać pisarzem, ponieważ jak sam twierdził, napisał dopiero dwa rozdziały swojej pierwszej ,,poważnej'' książki w ciągu roku i trzech tygodni. Nigdy nie zamieniał słów na wystrzeliwane pocisków z karabinu. Marzył o pisaniu, o tworzeniu powolnym, niczym chód żółwia. Precyzyjnym jak skalpel chirurga i trafiający głęboko w ludzką świadomość, jak wyniszczająca wojna, autyzm czy nieuleczalna choroba.

 Podawał się za introwertyka. Nie stronił od ludzi, ale nie cierpiał zbyt długo przesiadywać wśród organizmów, które krzyczą, gadają mało literackim językiem i po prostu wpadają w kleszcze emocjonalnych dygotek. Miał bardzo charakterystyczne usposobienie. Flegmatyczny głos, trochę zamyślony człowieczyna, niekoniecznie na temat otaczających go ludzi, którzy nie mieli tak długich dni i nocy bez odezwania się do kogokolwiek, chociażby jednym słowem lub znaczącym gestem. Nie potrzebował ludzi, by cieszyć się życiem. I ta jego szczęśliwość wcale nie musiała być widoczna na jego twarzy, wystarczyło, że czuł się ekstatycznie.


Gdy już znalazł się wśród ludzi potrafił ciekawie opowiadać, rzucił nawet niezły dowcip, który podobno wymyślił na poczekaniu. Kiedy jednak miał już dość gwarnego towarzystwa, podziękował za znajomość i pogawędkę i osiadł samotnie w cieniu gawędzi, którzy nieprzerwanie ciągnęli ,,dysputy'' o ich ulubionych daniach i pannach zlustrowanych na ulicy. Kobiety były zazdrosne o to, jak kolesie wypowiadali się o cudzych pannach. Podszedłem do introwertyka stojącego prawie bez ruchu - faceta starszego ode mnie jakieś nie więcej, nie mniej niż dwa lata. Gdy byłem już na tyle blisko jego osoby, wypowiedział ,,Czuję się zmęczony. Chyba wrócę do domu''. Poświęcił mi jednak dziesięć minut i dowiedziałem się od niego więcej niż podczas ostatniego tygodnia. W środku przezroczystej folii miał ze sobą kilka książek. Jedną z nich mi podarował, a ja podziękowałem i mam zamiar ją przeczytać i przekazać dalej. Nie pytajcie  mnie, co to za tytuł. Trafi na mój blog w postaci recenzji. 

Ten enigmatyczny introwertyk był tak wolny od tłumu, nie groziło mu emocjonalne przywiązanie, toksyczny związek. Obiecał mi jeden nakład, kiedy skończy swoją powieść, a nastąpi to, mówił to na wpół ironicznie, na wskroś żartobliwie, że premiera za dwadzieścia lat. Stwierdził, że niespiesznie mu do ukończenia tej historii, bo i bez niej potrafi żyć i mógłby się obejść bez nakładania słów na kartkę. ,,Jest to miły dodatek dla naszych dusz''. Przyznałem mu rację. Choć nie byłem wstanie myśleć, popadliśmy w nirwanę i przyjemną ciszę bez słów. Pożegnał się ze mną, ściskając mą dłoń i skinieniem głowy.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz