środa, 10 kwietnia 2024

Kącik literacki: Kopalnie króla Salomona


 Z tęsknoty za przygodą sięgnąłem po literaturę, która ma swoje lata, ale wciąż budzi żywy podziw, że można stworzyć mroczną, acz komediową opowieść o białych podróżnikach lądujących w Afryce chcąc sięgnąć po diamenty w tytułowej kopalni. Biblijny Salomon, jak głosi legenda, skrywa swoje skarby w świątyni. Wielu starało się odkryć rzekomą tajemnicę, gdzie znajduje się antyczne bogactwo, lecz na próżno odbywano eskapady, gdyż nikt nie stanął na wysokości zadania zlokalizowania skarbca. Może to zawstydzające, ale nigdy nie widziałem żadnej ekranizacji powieści. Może to brzmi zabawnie, jak na kogoś, kto ogląda filmy hurtowo, ale z drugiej strony, to dobrze, bo zaglądając do oryginału nie wiedziałem, jak potoczy się akcja, co na pewno sprawiło, że zaglądałem w karty powieści na świeżo i z czystym umysłem. 

Historia wydaje się banalna. Mamy grupkę dzielnych wojów, gdzie sprawę przejmuje przywódca wyprawy Allan Quatermain, czyli brytyjski wagabunda. Zostaje wynajęty przez bogacza Curtisa, by odnalazł jego zaginionego brata. Zanim odwiedzimy Czarny Kontynent mamy klasyczne wprowadzenie, kto wyruszy w niebezpieczną podróż. Będą nam towarzyszyć murzyni, gdzie będziemy przemierzać pustynię, aby zapolować na antylopy, gdy głód zajrzy do żołądka. Przejdziemy przez wzgórza lądując na tajemniczym skrawku, gdzie urzęduje lud Kukuana. Tubylców, którzy mają nierozsądnego króla, oraz, jak to w pierwotnych plemionach - wciąż wierzą w czary, więc oddają część bogom poświęcając swoich ludzi w ramach ofiary, niczym w Starym Testamencie. Quatermain od początku ma mapę prowadzącą do kopalni króla Salomona, ale nigdy nie wierzył, że jest prawdziwa czy pomocna w odnalezieniu licznych błyskotek. 

Nasz dzielny Allan wyruszając na niepewną misję zabiera z sobą Umbowę, który wygląda królewsko i na kogoś, kto sprawia pozory elokwentnego gościa pomagając dogadać się z tubylcami, gdy dotrą do klanu Kukuana. Po drodze, wiadomo, różne perturbacje, a sam początek jest niejako leniwy, bo to wstęp do szerszej historii, ale gdy dotrzemy do intrygującego ludu w samym sercu Afryki powieść szybko się rozkręca i trzyma czytelnika w napięciu, bo co krok dowiadujemy się nowych faktów, a akcja nie zwalnia tempa. Nasi kamraci zostają uznani za bogów, za przybyszów z gwiazd, gdyż sami tytułują się czarnoksiężnikami z odległej planety. Są biali, wyglądają cudacznie, mają rurę, z której zabijają zwierzynę na odległość, a to wystarczy, aby tubylcy uwierzyli, że są kosmitami. Sam lud Kukuana cechuje starożytny dialekt, na czele stoi okrutny tyran, czyli król, który regularnie dba o to, aby krajanie czuli się zagrożeni, bo włada strachem, a sam popełnił okropną zbrodnię w przeszłości zabijając własnego brata, wypędzając jego żonę z dziećmi. No, niezły popapraniec, który będzie chciał wykorzystać możliwości ,,czarowników'', aby siać postrach, jak na okrutnika przystało. Uwielbia krwawe rytuały, jak Aztekowie. 

Najbardziej enigmatyczną postacią jest zmarszczona wiedźma. Wiekowa kobiecina, która wiecznie się śmieje, czerpie radość z cudzego nieszczęścia, i jak twierdzi, nigdy nie umrze z cudzej ręki. Niezła psychopatka, z tą różnicą, że ma ogromną wiedzę, gdyż jako jedyna zna przejście do tajemnej komnaty z ukrytym bogactwem od Salomona. To frapujące zjawisko, bo czuć od niej aurę śmierci. Kpi sobie z wędrownych przybyszy z gwiazd, wierzy w odwieczne klątwy i ma poparcie u tyrana. Niewątpliwie literatura od Haggarda miała wpływ na późniejsze dzieła kulturowe, jak na ,,Zaginiony świat'' Conana Doyle (swoją drogą, ogromna inspiracja dla ,,Parku Jurajskiego''). Do dzisiaj budzi posmak starej, wytrawnej przygody, gdzie narracja jest prosta. Język pospolity, a twórca w trakcie tekstu zwraca się do czytelnika rozwalając czwartą ścianę, to niespodziewane, że wiekowa literatura wciąż potrafi rozbudzać zmysły, i widać, jak bardzo wpłynęła na naszą kulturę. Tajemnicze wyprawy w głąb nieznanych lądów, przecież to powieść z XIX wieku! Gdzie dopiero odkrywano starożytne cywilizacje, takie jak, egipska Dolina Królów czy imperium asyryjskie. Jest to dosyć szokujące, że ktoś potrafił oddać wachlarz dalekiego kraju z taką pieczołowitością, gdzie czarni, co prawda, są prymitywni oraz naiwni, ale czujemy do nich sympatię - z wyjątkiem bezwzględnego króla, który żąda przypadkowych ofiar.

Tutaj wrzucam losowy kadr z adaptacji, z 1985 r.

Mamy też, jakżeby inaczej, cichy romans między marynarzem, a czarną kobietą, która ma zostać zabita podczas ,,umierającego'' księżyca, ale wiadomo, nasi czarodzieje na to nie pozwolą, bo są uczciwymi panami. Czuć taką starą szkołę pisania - bohaterowie są dzielni, bystrzy oraz rzucają takimi tekstami, że czarni kłaniają się w pas. Toczą bitwy z dzikusami oraz lądują w tytułowej kopalni wykutą z żywej skały, gdzie drzwi do komnaty są co najmniej pięciometrowe, więc niemożliwe do staranowania. Jak głosi Allan, jedynie dynamit mógłby otworzyć przejścia. Fajne jest to, że po leniwym wstępie non stop zaskakuje nowymi atrakcjami. Nigdy nie traci animuszu, a to klątwy, a to coś o czarodziejach, zdradach, czarna kobieta zakochana w białym, no, fajna przygoda, w sam raz na relaks, kiedy potrzebujecie dobrej rozrywki do poduszki. Jest na pewno lepsza niż historia Verne, który przemieszczał się po Afryce w książce ,,Napowietrzna wioska'', choć z Verne zawsze miałem problem, bo jest zbyt technologiczny w opisach, a jego ,,W 80 dni dookoła świata'' nigdy nie mogłem doczytać do końca, tak mnie zmęczył. 

W ,,Kopalni króla Salomona'' działa niemal wszystko. Są wyraziści bohaterowie, którzy potrafią czarować, jak na czarodziei przystało. Są mocne pojedynki - również jeden na jednego. Skarbiec ze złotem, portugalscy odkrywcy, masowe rytuały, to się czyta, i pomimo lat pozostaje lekturą, którą będę wspominał mile oraz przyjemnie. Także, nie żałuję, że nie widziałem żadnej adaptacji, dopiero teraz będę mógł oceniać sprawiedliwie filmowców, jak wypadli na tle oryginału, który jest żwawy i bardzo przekonujący. Ma romantyczne momenty, czasem bezduszne, jak sam władca Twali w puszczy afrykańskiej. A kiedy dochodzimy do mitycznej świątyni od razu poczułem się, jak w grobowcu, i sama przygoda widać, że wpłynęła na takie ikony, jak Indiana Jones. Klimat jest inny, ale bohaterowie to kozacy, którzy zawsze znajdą wyjście z najbardziej niedorzecznej sytuacji. Afrykańscy antagoniści, to barbarzyńcy, a ci, którzy mają czyste serce, lub są inni od reszty - naturalnie, nie stają się wrogiem w naszym odkrywaniu, jak działa społeczeństwo bez technologii. Oczywiście widać, że jest napisana w ubiegłej epoce, bo czuć kolonialne postawy. I niektóre zabiegi fabularne są dzisiaj przestarzałe. Mimo tego - bawiłem się wybornie. 

Wielka Brytania, 1885

Autor: Henry Rider Haggard 

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Adaptacje filmowe: 1937, 1950, 1985, 2004

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz