poniedziałek, 30 listopada 2020

Kongres futurologiczny - Lem wiecznie żywy

 


Zważywszy, że 2021 rok uznano imieniem Stanisława Lema postanowiłem, że muszę podjąć decyzję, by co nieco uczcić nadchodzącą setną rocznicę artysty czy prognostyka jutra, który potrafił przewidzieć rzeczy lub fenomeny, jakie otaczają nas w dzisiejszym świecie. To doskonała okazja, aby opisać jedną z książek jednego z najpopularniejszych fantastów w naszym kraju (choć wiadomo, że jego zasięgi są globalne, gdyż jego prace zostały przetłumaczone na kilkanaście języków). Zanim przejdę do meritum i zacznę omawiać ,,Kongres futurologiczny'' warto na chwilę stanąć i wspomnieć, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z pisarzem. Były to jeszcze czasy technikum (choć jak niektórzy z was wiedzą, nie lubię określenia ,,czas'', gdyż dla surrealistów jest to zjawisko bezzasadne i ułomne, czas w rzeczy samej nie istnieje i powstał tylko po to, by fizycznie uczestniczył w obiegu), na pewno nie wcześniej niż w fazie gimnazjum, gdyż późno zainteresowałem się literaturą fantasy czy Science-Fiction. Wolałem czytać literaturę piękną czy studiować psychologię postaci w dziełach pisanych. Natomiast, wówczas, nie przyszło mi do głowy, że fantaści również byli psychologami społecznymi, bo poniekąd musieli wybiegać myślami w przyszłość, aby ich wizje nie zdezaktualizowały się czy uległy ,,samozniszczeniu''. A nie wszystkie prace futurologów czy misjonarzy jutra przetrwały w obrocie zegara. Natomiast Lem broni się, po przeczytaniu kilku książek na przestrzeni dekady - okazał się nie tyle ,,wiarygodny'', co skutecznie wymijający poprzednią epokę. 

Pierwszą lekturą było, jakżeby inaczej, ,,Solaris'' - opowieść traktująca o kontakcie z Innym, z obcą formą inteligencji, która nie jest ani przedmiotem, ani podmiotem czy wyimaginowaną personą sprecyzowaną jako bożek kosmosu czy nie wiadomo jakiej substancji orbitującej w przestrzeni gwiazd. To było pierwsze spotkanie, które robiło wrażenie, bo Lem odrzucił rolę kosmitów, jak to czynią producenci filmowi, uważając, że tylko obca rasa może mieć świadomość czy wskaźnik istoty rozumnej. Zachęcony ,,nową'' dziedziną fantastyki - zacząłem zagłębiać się w temat, nadrabiać stracony czas, jak Proust i pochłaniałem powieści Philipa Dicka, Sprague de Camp, uwielbianego Harlana Ellisona czy Janusza Zajdla. Pokochałem fantastykę, dlatego częściej zaglądam do dziedziny, która kiedyś wydawała mi się mniej pociągająca. Wciąż poszukuję rzeczy, które mogłyby wzbogacić wyobraźnię wskakując w nadprzestrzeń, by wyrwać z korzeniami niezbadane rejony ludzkiej cechy, jaką jest ciekawość. Bez względu na to, w jakim punkcie się znajdujemy, i jak postrzegamy literaturę - fantaści udowadniają, że hej, przestań tkwić w teraźniejszości, wybiegnijmy w przestrzeń, sprawdźmy, co stanie się za sto, pięćset lat i nie udawajmy, że życie stoi w miejscu. Bo jak zmienia się ludzka orientacja kulturowa i jakie procesy zachodzą w cywilizacji wyginającej, bo jak uczy historia - każda cywilizacja przestaje istnieć, jak tylko dojdzie do kulminacji załamania i zahamowania rozwoju psychosomatycznego - mamy prawo mieć obawy, do czego dąży dzisiejsza scena polityczna oraz to, jak daleko zajdziemy, by uczynić kult robotów czymś powszechnym. Cyfrowa kultura społeczna oraz cyfrowe społeczeństwo stało się czymś oczywistym, a przecież nie tak dawno literaci jako pierwsi stworzyli internet i łącze, hakerów domen publicznych czy łowców nieprzydatnej technologii (czytaj robotów, choć to roboty rozumne, a nie narzędzie kuchenne do pieczenia ciast).

Polska robotyka ma się całkiem nieźle, ale nie jest to dla mnie żadnym zaskoczeniem, gdyż w polskiej literaturze poruszamy się w sferze cyborgizacji od dziesiątek lat, dlatego obawy literatów o to, czy nie zabrniemy w ślepy zaułek jest jak najbardziej słuszna i warta dochodzenia. Rzecz jasna, nie wszystko potrafimy przewidzieć, nawet pogodynka w telewizji nie przekaże prawdy obiektywnej, bo zjawiska atmosferyczne są niestałe, a ingerencja w naturę stała się wręcz porażająca. Wraz z wyżem demograficznym staliśmy się świadkiem dziwnych trendów i rozszerzenia dogmatów religijnych. Ale jakby odsunąć osobiste rozważania nad stanem rzeczy łatwo dostrzec, jak bardzo ulegliśmy fikcyjnym modom: zaczytywanie się w erotycznych powieściach a'la Grey czy w wielotomowych powieściach na wzór ,,Gry o Tron''. Obok literatury popularnej stoi dumnie strażnik, by zachęcić do fantastyki naukowej i badać rzeczywistość kognitywnie. Bez pewności, jak będą wyglądać relacje międzyludzkie czy komunikacyjne. A chociażby lingwistycznie, bo powieść Lema, którą chciałem przestawić, ma w sobie cudotwórstwo słowotwórcze, jakże znamienna cecha dla dzisiejszych powieściopisarzy, którzy używają nowych słów, które nie funkcjonują w społeczeństwie na naszym poziomie mentalnym. Oddalając w czasie i przestrzeni język narodów.

Sam ,,Kongres futurologiczny'' ma miejsce w hotelu, gdzie odbywa się zjazd przeróżnej maści indywiduum, którzy prezentują najnowocześniejsze zdobycze technologii, architektury czy farmakologii. Witamy w świecie pigułek bez recept, które poszerzają wiedzę, gdzie przystawki mają kształt genitalia, aby pobudzić smakoszy. Z kranu nie leci Johnnie Walker, ale tajemnicza substancja, co powoduje, że zaczynasz kochać wszystko i wszystkich bez wyboru. A brak wyboru, jak podkreśla ,,Mechaniczna pomarańcza'', jest zaprzeczeniem ludzkiej woli. Objawem zniewolenia. Upodlenia. Ta obrzydliwa manipulacja tylko na pozór sprawia, że ludzie czują się szczęśliwi, chcą dzielić się emocjami i sympatią. Ludzka istota pozbawiona wolności staje się nędzną karykaturą, i nie ma nic wspólnego z korzyścią dla ludzkości. Chociaż Lem nie podejmuje żadnych daleko idących wniosków - odkształca rzeczywistość w głąb ważniejszych pytań. Wpijając się w spiralę halucynacji, a początkowy przyczółek na posiedzeniu futurologicznym zabiera nas w kolorowy świat pigułek. Narkotyczne sny wypływają na wierzch, a umysł poddaje się sztucznej stymulacji podwzgórza. Pojawiają się zamieszki na ulicach, a potem dzieją się rzeczy o wiele nikczemniejsze. 

Powieść, w zasadzie nowela, o niewielkiej objętości, przedstawia się w kolorowych barwach, ale z tym światem jest coś nie w porządku, jakby orzekł Morfeusz z ,,Matrixa''. Technologia oraz konsystencja chemiczna wyprzedziła ducha oraz rozwój duchowy. Szare komórki nie wyparowały, lecz stoczyły się na dnie żądzy coraz większej manufaktury społecznej, przystosowania grupowych skupisk do potężnych gmachów i odłączenia od naturalnych pokarmów. Sceny zza mgły, gdy bohaterowie wpadną w obłęd chemicznych ulepszaczy sprawi, że zaczną się omamy, a my pogrążymy się w chaosie, w zapętlonej halucynacji bez finału. Chemiczne aerozole rozpylone na terenie hotelu sprawią, że wpadniemy w krąg zagubienia, między jawą, a snem. W konsekwencji narracja prowadzi do 2039 roku, świata jutra, z nowym językiem urzędowym, z holograficznymi reklamami, pastylkami na wygląd czy ubiór. Gdzie śmierć przestała być wstrząsająca, gdyż jedno ciało po zużyciu zostaje wymienione na drugie, jak w ,,Modyfikowanym węglu'' Richarda Morgana. Świat jutra już nie zdumiewa, jak w dniu premiery wydania książki, ale to wizja wystarczająco przytłaczająca, by pogodzić się z chemią na każdym zakręcie, moda na lekomanię stała się dzisiaj zjawiskiem powszechnym - mamy pigułki na każdy problem. Na bóle głowy, na sen, na potencję, czy niedobór wapnia, natomiast w ,,Kongresie futurologicznym'' idziemy o trzy kroki dalej, gdzie pastylka została przystosowana do wygody. Nauka? Możesz połknąć słownik, możesz łyknąć kapsułkę, żeby zapomnieć o nieprzyjemnościach z przeszłości, zapomnieć o udrękach i niedolach. Wyrzec się rzeczywistości i nikt nie skarci, że robisz coś przeciwko ludzkości.

Kryminaliści? Dawno wymarli. Wszyscy szprycują się wzmacniaczem szczęścia i spokojem ducha. Nikt nie popełnia zbrodni z własnej winy, gdyż nie są zdolni do brutalnych czynów. Tylko jakiś błąd w genetyce może usprawiedliwić niechęć do podmiotu. Sielsko? Aż mdli - Himalaje niestrawności. Obrzydliwy świat jutra wyprodukowany w laboratoriach profesorów od medycyny. Nieznośny brak ludzkiego wyboru oraz otępienie. Głośne sapanie. Stymulacja w sztucznej bańce mydlanej, która aż boleśnie skręca w bebechach. I pomyśleć, że możemy niemal wszystko, wziąć kredyt i nie spłacać w procentach, mieć piękniejsze włosy, powiększyć zasób słów, wyrwać się z głębokiej depresji czy pozbyć się traum kopiących w tył głowy. Ale co to za wybór bez woli, skoro nie musisz się angażować i jesteś podatny na złudzenia - Weź pastylkę i przestań skomleć. Absurdalna rzeczywistość pokwitowana receptą na każde nieszczęście. Brzmi, jak utopia, lecz w imię naiwnego bezpieczeństwa tracimy wolność i zmysły. Wolność psychiczną, gdyż nieustannie potrzebujesz pigułki, aby trwać w pięknym, ale pustym śnie. I gdy to piszę, właśnie głaszczę psa na kolanach, z własnej chęci, a nie pod pływem środków, pod wpływem przymusowego miłosierdzia. Czym byśmy byli, jeśli nie więźniami substytutów, fałszywych proroków głoszących o miłowaniu, kiedy nie masz wyboru i tylko z rozkazu potulnie wykonujesz polecenia. 

Przepraszam za pompatyczną przemowę, ale ,,Kongres futurologiczny'' przestrzega przed arkadią, uspokaja, że oaza to ułuda i wyczyn przeczący ludzkości, gdy wszyscy staniemy się równi - będę wiedział, że ulegliśmy tajemniczej chorobie, ktoś poddał nas praniu mózgów bez zezwolenia, a rzeczywistość stanie się pudełkiem z klamką na ustach i zaślepieniem w technologię inżynieryjną, która potępi ludzkie odruchy. Syntetyczny, mechaniczny świat wypełniony chemią to przekleństwo - ostrzeżenie przed zarazą, która zeżre symbolicznie człowieczeństwo. 

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz