sobota, 7 listopada 2020

Znów zostałem menedżerem - Prowadzę cztery kariery jednocześnie (sezon drugi)

 

Po tym, jak oszukałem przeznaczenie i udało się utrzymać Espanyol w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii - musiałem kontynuować karierę w Barcelonie. Fani średnio zadowoleni, zarząd nie miał większych oczekiwań. Postanowiłem w szatni nie narzucać wysokich celów. ,,Panowie, chciałbym, żebyśmy osiągnęli środek tabeli. Nie wymagam powrotu na europejskie boiska, proponuję stabilizację w lidze, jeśli zrobimy coś ponad to - będę szczęśliwy, ale musimy przygotować się na sezon, w którym musimy nieco zmniejszyć wagę większych zespołów. Mam nadzieję, że jesteście po mojej stronie?''. Starałem się być blisko szatni, dyskutować o ewentualnych zmianach w trakcie kampanii. Zanim przyszedłem do klubu z Barcelony, nie wiedziałem, że zwiążę się z klubem na dłużej. Byłem po fantastycznych sezonach w Hajduku (w Chorwacji) i po nieudanej zabawie w Niemczech, gdzie wyrzucono mię z Werderu Brema (jedna z najgorszych przygód w wirtualnej menedżerce). Espanyol miał być przystankiem do innej kariery, ale postanowiłem tu zostać, coś wywalczyć, nie poddawać się. Jak zapowiadał się sezon numer dwa?



W bramce: Andres Prieto 

Po bokach obrony: Adria Pedrosa (lewa część boiska), Sebastien Corchia (prawa część boiska)

Na środku obrony: Lluis Lopez oraz Naldo, który był u szczytu kariery

W pomocy: niezastąpiony Sergi Darder (kapitan) oraz Marc Roca

Jako ofensywny pomocnik: Matias Vargas

Na skrzydle: Oscar Melendo i Paul-Jose Mpoku 

W ataku: Wu Lei

Transfery w letnim okienku: Z Odense nadchodzi Kingsley Madu (zmiennik dla Pedrosy) 

                                            Ze Standard Liege nadchodzi Paul-Jose Mpoku (do pierwszego składu)

W letnim okienku odchodzą: David Lopez (Levante) i Victor Sanchez (Malaga)

Pożegnaliśmy wspólnie jedną z legend zespołu: Victora Sancheza, który nie mógł liczyć na regularne występy, dlatego odszedł bez cienia żalu, a my musieliśmy pogodzić się z faktem, że część załogi starzeje się, jak Naldo, więc trzeba szukać zastępców. Czekałem na inaugurację sezonu. Byłem podekscytowany, że mogę zacząć wszystko od nowa i polepszyć statystyki w lidze. Zaczęliśmy od wyjazdu na El Alcoraz, gdzie zmierzyliśmy się z Huescą - remisując 3:3. Dziwny start. Z czerwoną kartką dla mojego zespołu, za to z fantastycznym dubletem Mpoku, który stał się nowym nabytkiem Espanyolu. Początek sezonu był iście rozczarowujący. Drugi mecz zremisowaliśmy z Mallorcą 1:1 po strzale Lei Wu (jako jeden z nielicznych mógł liczyć, że nie sprzedam go konkurencji za żadne pieniądze). Coraz bardziej irytowali napastnicy rezerwowi: Victor Campuzano oraz Gerebenits (transfer, który ewidentnie nie wypalił). Liczyłem na przełamanie w Pamplonie, gdzie ograliśmy Osasunę 0:2 po strzałach Lei Wu, no bo jako jedyny zapewniał bramki w pierwszej fazie spotkań.

Nie gorzej wyszło w Barcelonie, gdzie pobiliśmy Getafe 2:1 ze skutecznym atakiem Sebastiana i przełamaniem linii defensywnej ze strony Rolanda Gerebenitsa, dla którego pojedyncze promyki słońca miały zwiastować odrodzenie. Kibice od zwycięstwa bardziej podziwiali wyczyny Krzysztofa Olejniczaka (obecnie występującego w Getafe), który stanie się gwiazdą w zagranicznych zespołach (zostanie legendą Sportingu). Miły polski akcent, który musiałem zanotować. Wyjazd do Valladolid szczęśliwy, bo po wprowadzeniu Gerebenitsa z ławki wyciągamy trzy punkty, ale należało się zwycięstwo, bo oddaliśmy dwa razy więcej strzałów niż gospodarze, więc mieliśmy prawo wywalczyć korzystny rezultat. Następnie mamy szalony mecz z Elche, który polegnie 4:2 po wybitnych występach Lei Wu, Pola Lozano czy Melendo. Brutalne widowisko z sześcioma bramkami (dwie czerwone kartki w meczu). Dobry rezultat i lepsze nastroje na trybunach. Może być lepiej niż przypuszczałem?

Ale nadmierny optymizm pęka w walce z Valencią, która upokorzyła dumny Espanyol, pierwsza porażka kończy się wynikiem 4:1. Fatalne występy Vargasa, Lozano czy Sebastiena, który nie zwykł przegrywać indywidualnych pojedynków po prawej stronie boiska. Trudno - nikt nie stawiał nas w roli faworytów. Kibice wciąż pytają - czy jestem osobą kompetentną na to stanowisko i czy będę gotowy odejść, kiedy zechcą, żebym opuścił Barcelonę. Tym bardziej, że za mojej kadencji odeszło już pięciu wychowanków z klubu (między innymi Didac Vila czy Marti Soler, który całą karierę spędzi w Ebro - trzecia liga w Hiszpanii)! Tłumaczyłem się na konferencjach: ,,Mamy zdolną młodzież. Adria Pedrosa czy Pol Lozano to potwierdzają, ale uważam, że część graczy nigdy nie będzie zdolna, by zasilić pierwszy skład w wymagającej lidze. Nieco szans otrzymują Carles Soria czy Pipa, ale nie jestem w stanie zapewnić, że będą przyszłością zespołu. Nie stać nas na błędy. Kalendarz jest długi, więc będą mieli okazję się wykazać, ale na dzień dzisiejszy powtarzam: część graczy nigdy nie osiągnie wymaganego poziomu, dlatego nie mogę zgodzić się z kibicami, że odrzucam wychowanków i każę im grać w słabszych zespołach. Po prostu nie są gotowi na większe wyzwania.'' Po tych komentarzach mogłem wywołać lawinę dyskusji, czy aby młodzież jest sprawiedliwie traktowana. Ale też wielu rozumie, że w Hiszpanii wymaga się znacznie więcej niż w Danii czy na Ukrainie.

Wracamy na boiska piłkarskie. Słaby mecz z Realem Madryt - nie będę komentował. Poza zasięgiem naszych zdolności. Ale porażki z Celtą nikt nie wybaczy. Sergi Darder nie opanował drugiej linii, przez co przyczynił się do utraty środka pola, w konsekwencji czego piłki nie dochodziły pod pole karne przeciwnika. Coraz więcej głosów oburzenia, bo szło coraz gorzej. Remis z Bilbao tylko zaognił konflikt. Jesteśmy coraz niżej w tabeli i znów zaczynam się obawiać o stanowisko menedżera. I mimo, że zacząłem wierzyć w młodość i w naszych zawodników remis z Sevillą na 2:2 przypieczętuje naszą niemoc. Do końca listopada 2020 rok wygraliśmy zaledwie pięć spotkań i wiedziałem, że nie mogą być zadowoleni ani kibice, ani piłkarze, ani ja sam. Zbliżał się puchar króla i odwieczne pytania, jak długo pozostanę na stanowisku. Zarząd uważał, że jestem godny zaufania i nie zamierza się pozbywać polskiego szkoleniowca, tylko dlatego, że wyniki są dalekie od wymagających kibiców, którzy mają prawo obawiać się o naszą przyszłość. Sam postawiłem sobie ultimatum ,,Jeśli odpadniemy z pucharu króla wcześniej niż przed czwartą rundą - podam się do dymisji''. Co prawda mało pocieszające, ale część kibiców uznała to za marne wykręcenie od słabej pozycji w lidze. Czasem miałem wrażenie, że nie jestem potrzebny i że znajdą sobie lepszych trenerów. Chciałem przyjąć to wyzwanie. W okienku transferowym pozyskuję młodego gracza ze szkółki Borussi Dortmund - Youssoufa Moukoko. 



Puchar króla zaczęliśmy od wygranej. Girona musiała ustąpić miejsca Espanyolu. Bramka Vargasa i Gerebenitsa promuje zespół do kolejnej rundy. W lidze przykre zderzenie ze ścianą. Atletico Madryt nie dało pograć, przez co straciliśmy trzy bramki, a ja nadal byłem krytykowany za słabe wyniki (słusznie). Zbliżały się derby Barcelony. Nieszczęsnych decyzji ciąg dalszy. Poległem z dumą Katalonii. Coraz gorzej prezentowali się niegdyś ulubieńcy, jak Sebastien Corchia czy Mpoku, który był średnim transferem (ale nadal uważam udanym) i póki co gra poniżej stawianych wymagań. Powrót do pucharu króla. I stres, bo widmo dymisji zdawało się ciążyć. Ale odparliśmy ataki Eldense, a Vargas z Mpoku ładują bramki, a moje stanowisko zostaje utrzymane. Sergi Darder po meczu wygłosił uwagi ,,Robimy to dla naszego kapitana - naszego menedżera, nie chcemy, żeby opuszczał Barcelonę. Proszę kibiców o cierpliwość. Jesteśmy szczęśliwi, że z nami pracuje. Proszę o wsparcie.'' ,,Nie odbierajcie nam szansy rozwoju.'' - grzmiał Pol Lozano, podenerwowany, że musi interweniować. Niestety w lidze byliśmy słabi i część kibiców była załamana słabymi występami. Zaczęły się protesty nie tylko do wyboru menedżera, ale zaczęła się krytyka oraz polowanie na piłkarzy, którzy przestali robić różnicę na boisku. Obrywało się wychowankom, obrywało się starzejącym piłkarzom, bo Naldo obniżył loty i tylko Lei Wu był traktowany z należytym szacunkiem, bo trzymał poziom i nie gasł w trakcie sezonu. Byliśmy sfrustrowani, ale trzymaliśmy się razem, a w szatni panowała dobra atmosfera. 

Trzecia runda w pucharze króla bez zmian. Cudowne zwycięstwo. Z fajnymi występami Melendo, Mpoku czy Lei Wu, który stał się twarzą klubu i wiele konkurencyjnych firm było zainteresowanych kupnem, ale zdecydowałem, że zostanie z nami i będzie pisał własną legendę. Oczywiście w pucharze króla jesteśmy niepokonani, ale w lidze jesteśmy ciency, jak mało kto. Niespodziewanie przegrywamy z Deportivo Alaves. Remisujemy z Granadą i coraz częstsze transparenty ,,Proszę, odejdź'' stawały się przykre, lecz prawdziwe. Może powinienem odejść, ale zarząd ufał, piłkarze nie protestowali - to oni przejęli inicjatywę, krytyka, która spadła na podopiecznych była właściwa, ale byłem wierny wobec sztabu, dlatego broniłem własnych graczy przed obciążającymi słowami, jak brak zaangażowania czy brak dyscypliny taktycznej. Narosło sporo napięć między kibicami, a piłkarzami, między trybunami, a menedżerem, który szedł naprzeciw przeciwnościom losu. Gorące nastroje w Barcelonie były coraz silniejsze, ale zarząd czuwał, żeby nie doszło do eskalacji konfliktu. Przełamanie nastało w meczu z Valladolid, które było dopiero szóstym (!) zwycięstwem w lidze. Ale był to jednocześnie czas przełamania, bo ograliśmy Betis 2:1. W pucharze króla wciąż dominujemy, bo w ćwierćfinale ogrywamy bez większych trudności Osasune. A to oznaczało, że dymisja odeszła w niepamięć. Zaszliśmy dalej niż czwarta runda. Część kibiców nawet zdążyła zapomnieć o obietnicach, bo krytyka coraz częściej dotyczyła piłkarzy niż trenera. 

W lidze bywało różnie. Lutym 2021 roku remisujemy między innymi z Elche po bezbarwnym meczu (bez bramek i wyróżnień). Z Valencią 3:3, gdzie strzał Gerebenitsa w 88' minucie ratuje punkt zespołu z Barcelony. Rewanż z Sevillą obiecujący, bo ogrywam wielkich rywali na 2:3 (dwa trafienia Lei Wu robią robotę). Wyciągam remis z Realem Madryt i pomalutku odzyskujemy zdrowie psychiczne. Kibice przestali toczyć wojenki ze wszystkimi, a my mogliśmy skupić się na pracy bez zbędnych spinaczy za plecami. Wiosną zyskamy drugie życie i nareszcie gramy, jak na Espanyol przystało. Choć przegrana z Celtą boli, a remis z Bilbao nie należy uznawać za sukces. Martwiły słabe występy Marco Roci czy Naldo, który ewidentnie zapowiadał emeryturę, gdyż wiedział, że jego czas przeminął. Pierwsze trafienie Moukoko w meczu z Huescą warte zanotowania. W kwietniu mogły martwić potknięcia z Mallorcą czy z Levante, ale w pucharze króla nadal byliśmy siłą przewyższającą innych o półkę czy dwie. Ograliśmy Valencię w półfinale na 3:0 - hat-trick Lei Wu (coś niebywałego, dlatego był królem pola karnego i na celowniku wielkich firm europejskich). Tylko w lidze byliśmy ,,nieudacznikami''. Polegliśmy z Betisem na wyjeździe, pozwoliliśmy, aby punkty odebrały nam Getafe czy przepotężna Barcelona, która zakupiła Roberta Lewandowskiego z Bayernu (nie wiem, jak transfer doszedł do skutku, ale kolejny Polak w lidze hiszpańskiej, na plus)! Niestety, ale im bliżej końca sezonu czuć było, że mamy dosyć i potrzebne są zmiany, bo zespół niedomagał, a część graczy ewidentnie spuściła z tonu i przestała reprezentować godnie barwy klubowe. Jedyna pociecha w finale pucharu króla, gdzie zmierzymy się z Barceloną.

W lidze dostajemy łomot od Alaves i nie jestem dumny, że skromny team z Baskonii robi więcej zamieszania pod polem karnym niż my. Na pocieszenie - ogrywamy Granadę 3:0, gdzie hat-trick zdobywa Mpoku. O finał pucharu króla lepiej nie pytajcie, bo zostaliśmy bezczelnie zdominowani. Barcelona wygrywa dwa trofea: Puchar Hiszpanii oraz ponownie zostaje mistrzem Hiszpanii. Masz babo placek. Znowu w cieniu hegemona. Kiedy to się skończy? Utrzymujemy się w lidze. Lądujemy na 14 miejscu - zdecydowanie gorsze notowania niż rok temu, gdy debiutowałem, ale wciąż liczyłem, że możemy odmienić przeznaczenie i powalczyć o lepszą przyszłość. Zostaję w klubie, bo wierzę, że nasz czas dopiero nadejdzie. 

Spadek z ligi zalicza: Athletic Bilbao (historycznie!), Elche oraz Osasuna.

Awans: Extremadura, Las Palmas oraz Villarreal

----------------------------------------------------


Wracamy do Szwecji, gdzie Goteborg miało więcej do powiedzenia niż Espanyol w lidze. Specyficzna liga, bo sezon zaczynamy w kwietniu, a kończymy rozgrywki w listopadzie. Zanim przystąpimy do sezonu mamy do rozegrania puchar Szwecji w czwartej rundzie. Spotykamy się z GAIS, gdzie lekko demolujemy rywali 1:2 po bramce Sodera (łowcy goli), Sebastiana Erikssona (którego z defensywnego zawodnika przemianowałem w pomocnika). Mój skład nieszczególnie uległ zmianie.

Na bramce: potężny Giannis Anestis

Na bokach obrony: Emil Holm (na prawej stronie boiska), Victor Wernersson (lewa strona boiska)

Na środku obrony: Kristopher da Graca, Andre Calisir

W pomocy: Sebastian Eriksson, August Erlingmark

Jako ofensywny pomocnik: Noah Alexandersson

Na skrzydłach hulają: Hosam Aiesh, Tobias Sana

W ataku: Robin Soder (kapitan)

W okienku transferowym nadchodzą: Andrew Jean-Baptiste (z Umea)

                                                            Giorgi Chanturia (za darmo, bez klubu)


Sezon chcieliśmy zacząć z przytupem. Wygrywamy 2:1 z Helsingborg. Debiutuje Chanturia (z notą 8/10). Pierwsze bramki od Alexanderssona i Sodera. Krótka przerwa na puchar i w piątej rundzie nie dajemy odetchnąć słabszym ekipom. Pierwsze bramki Lasse Vibe oraz niezastąpionego Da Graca. Wracamy do ligi, bo tam polujemy na puchar. Skromnie ogrywamy Orebro 0:1. Po złośliwym strzale Alexanderssona. Na konferencji prasowej miałem tylko jedną myśl ,,Idziemy po mistrza. Interesuje nas korona szwedzka na głowie''. ,,Wiem, że inne ekipy mają na uwadze, że celujemy w czołówkę, ale my chcemy czegoś więcej niż podium''. Kolejne spotkania miały przynieść odpowiedź, czy damy radę sprostać własnym oczekiwaniom. Byliśmy na fali wznoszącej: ogrywamy 2:0 outsidera tegorocznych rozgrywek, czyli Mjallby. Soder nie odkłada strzelby - chce zostać królem pola karnego. Pierwsze potknięcie w starciu z Djurgarden, ale to mocny zespół, który do końca rozgrywek będzie mierzył w złoty medal. Wycina dwa punkty - remis, z przewagą rywala.

Miałem lekkie obawy przed ćwierćfinałem z Malmo, bo to mistrz Szwecji i regularny rywal po tytuł w ostatnich latach. Niestety strach przed tym zespołem okazał się gwoździem do trumny - koszmarem życzeniowym. Polegliśmy 1:0 po zaciętej walce. Odpadamy z pucharów, ale bez większego bólu w sercu. Możemy skupić się na lidze, która jest celem numer jeden. ,,Polegliśmy. Trudno. Malmo zakwalifikowało się do półfinałów. Chciałbym cofnąć czas i nieco docisnąć rywali, ale mamy inne priorytety w tym roku. Liczy się liga i tam będziemy bardziej zażarci w boju. To mogę zagwarantować.'' Wracamy więc do Premier Division. Rozbijamy Elfsborg na wyjeździe bez większego respektu dla gospodarzy. Wynik 1:4 mówi sam za siebie. Podwójne trafienie Vibbe wchodzącego z ławki - majstersztyk. Tobias Sana dyrygował drugą linią - zaliczył siedem kluczowych podań, co za gość!

Nieco słabiej z AIK, bo rywale naciskali do ostatniej sekundy. Chcą wrócić na szczyt, jak wiele ekip ze Szwecji, które sięgały po tytuł. Ledwie remis, ale to fascynujące spotkanie, z genialnym Soderem na środku ataku. Warto było kupić bilet, i zobaczyć, jak najlepszy strzelec drwi z defensywy gości. Z Hammarby miało wyglądać lepiej, ale zespół oklapł po zaciętym boju z AIK, remis ratuje Soder - bezdyskusyjnie rekin pola karnego. Ugryzie bez ostrzeżenia, a przeciwnicy mogą pressować Robina, ale to na nic. Geniusz w czystej postaci. Jeśli mielibyśmy wybrać twarz szwedzkiej ligi - byłby to Robin Soder. Przełamanie z Halmstad, które nie kryło rozczarowania, bo potrafiło wytrącić z równowagi. Twardy rywal, ale my mieliśmy w składzie Sodera, i wiadomo dlaczego okazaliśmy się lepsi. Niektórzy próbowali umniejszyć zasługi polskiego szkoleniowca, tłumacząc się, że bez Sodera ten zespół nie sprawiałby większych problemów, na co z uśmiechem na ustach odpowiedziałem ,,Gdyby wyjąć Messiego z Barcelony, czy Lewandowskiego z Bayernu albo Mbappe z PSG, też robiliby mniejszą różnicę w rywalizacji''. Kąśliwy komentarz, ale nie będę wchodził w dyskusję z bezczelnymi ludźmi-memami, którzy uważają, że sukces bez wielkich graczy jest bardziej ,,sprawiedliwy'' czy bardziej ,,wymagający''. Do sytuacji odniósł się sam ,,poszkodowany'' (Soder). ,,To niepoważne, żeby zarzucać trenerom ich metodę na układanie drużyny. To dobry szkoleniowiec, który potrafi poukładać drużynę, żebym mógł nabijać bramki. Apeluję: przestańcie siać ferment wokół trenerów, którzy robią swoje. Nie rozumiecie, że to sport drużynowy i uważacie, że w pojedynkę wygrywam spotkanie? Nie jestem mesjaszem futbolu''.

Po tej śmiesznej ,,aferze'' wracamy do ligi, gdzie dochodzi do potężnego ładunku ,,prochowego''. Ładujemy bramkę za bramką, ale gospodarze robili to samo. Defensywa spała, jak pisze gazeta sportowa, ale takie spotkania ujawniają, dlaczego warto śledzić wyczyny Sodera, choć dwie bramki na koncie Nzuzi Toko, który sprawiał największe problemy rywalom - warte odnotowania. Świetne spotkanie i koronny dowód na to, że liczy się zespół, a nie jeden zawodnik, jak chcieliby maruderzy. Norrkoping tym czasem chciał sprawić niespodziankę, ale utknęli między młotem a kowadłem. Cały zespół grał z zaangażowaniem, choć do bramki trafiał mistrz - Robin Soder, który czterokrotnie (!) wrzucił piłkę do siatki. Bomber. Największa gwiazda, a kursy u bukmacherów stały się jednomyślne. Robin Soder zostanie królem ligi i nikt go nie dogoni w stawce o tytuł króla strzelców. Za chwilę starcie w Malmo i pytanie, czy będziemy konsekwentni w taktyce.

Rywal z najwyższej półki, ale do ogrania. Były obawy, ale znacznie mniejsze, bo byliśmy w gazie, a Soder niszczył rywali. Sprawiliśmy niespodziankę, a Malmo dało się ograć na własnym terenie. Triumfująco schodzę z areny. Po balu piłkarskim nadszedł bal słowny ,,Ach, jakże cudowny wieczór. Zaczynaliśmy od straty bramki, ale odrobiliśmy zadanie punktując Malmo - wymierzając cios za ciosem. Jestem spokojniejszy o dalszą część sezonu. Kolejne punkty i następujące po sobie zwycięstwa sprawiają, że rośniemy, a my oddalamy się od rywali. Najważniejsze, to brak porażki na koncie. To sprawia, że jesteśmy na dobrej drodze do szwedzkiej korony. Na pytanie, jak traktuję mecze barażowe i ewentualny awans do pucharów w Europie - wiecie, że nie ma to nic wspólnego z naszym priorytetem, ale będziemy się starać, żeby coś ugrać. Dodatkowe pieniądze z gry nie zaszkodzą. A moi zawodnicy pragną coś zaprezentować. Zasługują na pochwały. Jestem dumny, iż występuje w roli mediatora w IFK Goteborg.''

Latem mieliśmy szansę dostać się na rozgrywki w UEFA. Aby zagrać w pucharach musieliśmy ograć rywali w meczach kwalifikacyjnych. Na start otrzymaliśmy fiński zespół - Honka. Na wyjeździe pokazaliśmy słaby futbol, pozbawiony polotu i fantazji. Na szczęście przebudziliśmy się w rewanżu, a tam dociskamy czwarty bieg i rozbijamy graczy 3:1. Z dwoma trafieniami Tobiasa Sana i po precyzyjnym strzale Sodera. Awansowaliśmy do rundy drugiej, gdzie spotykamy ruskie Rostov. Rywal z większymi aspiracjami i z większym bagażem doświadczeń. O ile dziennikarze liczyli na równy mecz, to oczekiwania były zdecydowanie większe niż przeciętny występ, gdzie okryliśmy się hańbą. Tracąc trzy bramki na wyjeździe. Grzebiąc szanse na dalsze sukcesy. Po spotkaniu nie kryłem rozczarowania ,,Czerwona kartka ustawiła mecz. Byliśmy wyraźnie osłabieni. Moi zawodnicy zagrali nieodpowiedzialnie, traciliśmy ważne strefy boiska, odkrywając słabości przed oczami widzów. Chętnie oddałbym pieniądze kibicom, którzy przyszli dopingować zespół. Zasługiwali na lepszy spektakl.'' Musiałem pozbierać drużynę, bo wracaliśmy do ligi. 

Zespół lekko obolały, ale zremisowaliśmy z Helsingborg. Soder z podwójnym trafieniem cieszy, ale brakowało animuszu. Widać, że byliśmy przybici po słabym występie w Rostowie. Nieoczekiwanie wygraliśmy w rewanżu z rosyjskim przeciwnikiem, ale bilans bramkowy z pierwszego spotkania sprawił, że nie mieliśmy szans na trzecią rundą. ,,Żałuję, że to piękne spotkanie wieńczy naszą przygodę, ale pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę pod presją. Staraliśmy się, ale pierwszy mecz pogrzebał starania. To rozczarowujące, kiedy wygrywasz przekonująco i nie jesteś w stanie czuć się zwycięzcą.'' Kibice pogratulowali i podziękowali za wspólny czas na europejskiej arenie. Spodziewaliśmy się więcej, ale liga nie śpi i tam musieliśmy udowodnić naszą wyższość. 

Na pierwszy ogień - GIF Sundsvall, który został ograny przez jednego zawodnika, ale nie tego, którego myślicie. Bo Nzuzi Toko pakuje dwie brameczki i uszczęśliwia kibiców, by mieć nadzieję, że sezon nie został stracony i mimo, że puchary odjechały - byliśmy stroną przeważającą w Premier Division. Fantastycznie rozpracowaliśmy Kalmar, i mimo, że graliśmy w dziesięciu od pięćdziesiątej szóstej minuty spotkania. Potrafiliśmy utrzymać balans w polu. Zgarniając trzy punkty, jakże ważne w kontekście ligi, gdzie Malmo goni Goteborg. Rewanż z Djurgarden prawdopodobnie okazał się najważniejszym spotkaniem w drugiej fazie sezonu. Obnażyliśmy słabości przeciwnika demolując 4:1 ekipę, która będzie w czołówce na finiszu. Nzuzi Toko coraz śmielszy, z hat-trickiem na Gamla Ullevi. Rozkręcił się aż miło popatrzeć. Dziwne, że nikt nie pytał o transfer, bo mógłby przejść do mocniejszego zespołu. Elfsborg nie mógł sobie poradzić z siłą napędową zespołu. Dostali lanie od Sodera, Toko i Aiesha. Z perspektywy czasu zaczynam żałować, że sprzedałem dobrze rozwijającego się wychowanka klubu. Jesper Blomqvist przejdzie do Djurgarden za symboliczną sumę.

W lidze, jak to w lidze szliśmy po upragniony tytuł. Zdemolowaliśmy Orebro z wybitnymi występami Sodera czy Chanturii. Na chwilę: krótka przerwa na puchary. Wracał puchar Szwecji. Najpierw ograliśmy Vasteras po przeciętnym występie gospodarzy. Byliśmy niepokonani w starciu z drużynami z niższej ligi. Rewanż z Mjallby bez większych niespodzianek. Dostają baty na własne życzenie - otwierając korytarze do bramki. Strzelają wychowankowie, jak Alhassan Yusuf - obiecujący młody talent z Nigerii. Później mieliśmy lekką zadyszkę, a wiadomo, że sezon coraz bliżej finiszu. Remisowaliśmy z AIK i Hammarby. W pucharze tracimy dwa punkty, ale bez żalu. Wyjdziemy z grupy bez większych przeszkód. 


Do końca sześć spotkań i tonuję obawy przed kibicami ,,Jesteśmy coraz bliżej spragnionego finału w lidze szwedzkiej. Jesteśmy coraz bliżej szwedzkiej korony. Lekka zadyszka nie sprawi, że oddamy pole wściekłym rywalom, którzy oglądają nasze plecy. Dotrwamy do końca. Obiecuję, albo jestem słabym trenerem, który nie jest gotowy na sukcesy.'' Dlatego zabrałem się do roboty i motywowałem chłopaków, że jesteśmy o krok od historycznego posunięcia, by wrócić na tron. Podziałało, bo z Halmstad dajemy koncert marzeń. Yusuf z kolejnym trafieniem i zaczyna być super wzmocnieniem na kolejne lata. Sebastian Eriksson z trzecim trafieniem w sezonie, a Soder, mimo słabszej dyspozycji, dopinguje kolegów z drużyny. Jesteśmy jednością i dlatego to my staniemy się niezwyciężeni. Remis z Norrkoping do wybaczenia, bo szykowaliśmy się na decydujący mecz z Malmo, och, jak ich nie lubię, to nie macie pojęcia. Byliśmy gotowi sprawić niespodziankę, niemiłą niespodziankę gościom. Tym samym, po tym spotkaniu, będziemy świętować do białego rana, gdyż obijamy Malmo 3:0 po strzałach Sodera i Kharaishvilii. Wznoszę puchar z zawodnikami. Jestem szczęśliwy, bo zrealizowałem własny cel. 

Ostatnie pojedynki nie miały smaku, bo byliśmy mistrzami w kraju. Z Kalmar wygraliśmy skromnie 0:1 - widać było, że chcieliśmy mieć sezon za sobą, bo nikt nie liczył na zmianę przeznaczenia. Na zakończenie wbijamy pięć bramek Sundsvall - potwierdzając status mistrzów w Szwecji. Robin Soder zgodnie z oczekiwaniami bukmacherów zostaje królem strzelców, a my historycznie wygrywamy ligę bez porażki! Nie mogło być inaczej - zostałem uznany najlepszym menedżerem w Skandynawii. Dumnie krocząc śladami innych bohaterów Goteborg z przeszłości. Sezon niezapomniany i raczej nie do powtórzenia. Mimo to postanowiłem zostać na kolejny rok. Choć miałem oferty z innych klubów i korciło, żeby odejść jako nowa legenda. 

Awans do ligi otrzymują: Jonkoping, Falkenberg, Ostersund 

Spadek z ligi: Halmstad, Mjallby, GIF Sundsvall

===========================================




Czas na Norwegię. Jestem legendą klubu bez względu na to, co się wydarzy. Wiadomym było, że powtórzenie sukcesu z poprzedniej kampanii będzie nie lada wyzwaniem. Nikt nie oczekiwał zaistnienia na arenie międzynarodowej. Zarząd nie naciskał - wystarczy że utrzymamy się w pierwszej piątce. Skromnie, ale z wyrozumieniem, że żądanie czegoś pod presją byłoby niewskazane dla bohaterów z Vikinga. ,,Nie jesteśmy faworytami do mistrzostwa, lecz będziemy bronić tytułu do ostatniej kolejki. Jesteśmy na szczycie - wyzwaniem będzie podtrzymać motywację i morale zespołu. Czujemy się silni. Nieco spełnieni. Postaram się, żebyśmy powtórzyli wyczyn z poprzedniej kampanii, ale rywale będą naciskać, bo każdy chce zdetronizować mistrza. Nie ulega wątpliwości, że potrzebujemy świeżej krwi, by kontynuować zmagania w norweskiej ekstraklasie. Czas. Start. Panowie, dajemy czadu''.

Oto wyjściowy skład:

W bramce: Iven Austbo (bez zmian)

Na bokach obrony: Adrian Nilsen Pereira (lewa część boiska), Sondre Bjorshol (prawa część placu)

Na środku w obronie: Viljar Vevatne (kapitan), Jakob Glesnes (nowa twarz zespołu)

W pomocy: Ylldren Ibrahimaj, Herolind Shala (który zasilił kadrę pod koniec ubiegłego sezonu)

Jako ofensywny pomocnik: Usman Sale

Na skrzydle: Zlatko Tripic (prawa strona), Zymer Bytyqi (lewa strona)

W ataku: Tommy Hoiland

W okienku transferowym nadchodzi: Marius Bustgaard Larsen (wolny transfer, Odd)

                                                             Jakob Glesnes (wolny transfer, Stromsgodset)

                                                             Sebastian Ryall (wolny transfer, bez klubu)

                                                             Gustav Severinsen (transfer w połowie sezonu, kupiony z Tromso)

Sezon zaczynamy od zwycięstwa. Kristiansund jako pierwsze ulegnie Vikingom. Zlatko Tripic ustrzeli przeciwnika na wagę trzech punktów. ,,Niezwyciężeni'' - piosenka, za którą tęskniliśmy z trybun. Seria zwycięstw okazała się łatwiejsza niż przed otwarciem. Sarpsborg 08 musiało polec. Gramy na zero z tyłu i dorzucamy dwie bramki: Tommy Hoiland napoczyna kąśliwym strzałem w dwudziestej minucie. Powodując gromkie brawa na stadionie. W drugiej połowie meczu do pieca dorzuca Runar Hove - obrońca, który zostanie uznany najlepszym zawodnikiem tego widowiska. Trzecie podejście do sezonu okazało się jeszcze bardziej spektakularne. Choć podejmowaliśmy Brann, czyli zespół, który miał prawo liczyć na puchary. Niestety goście okryli się hańbą po fantastycznym uderzeniu Vikingów. Atakowaliśmy od pierwszej do ostatniej minuty: pierwsze trafienie zalicza Sale czy Bytyqi. Hoiland z drugą bramką, póki co najskuteczniejszy zawodnik z pola. Pierwsze bramki stracimy na wyjeździe z Odd. Gdzie doszło do podziału punktów. Pierwsza ,,wpadka'', ale z tych do przebolenia. Bo kto jest ,,niepokonany''? Raczej my i wszyscy wkoło o tym wiedzą. 

,,Zaczęliśmy sezon z impetem. W szatni panuje nastrój świąteczny. Gra z piłką sprawia autentyczną rozkosz. Cieszymy się chwilą, bo nie wiemy, co będzie jutro, a noszenie złotej korony na głowie napędza zespół do ciężkiej pracy. Jesteśmy niepokonani i w walce o puchary udowodnimy, że mamy to coś, czego innym brakuje - świadomości, że zwycięzcą się stajesz, a nie rodzisz.'' W pierwszej rundzie w pucharze Norwegii punktujemy zespół gospodarzy do cna. Z wybitnymi występami Tripica (otrzymał najwyższą notę 10/10) i Bytyqi (9/10). 

Powrót do ligi nieco mniej chwalebny, ale ujrzeliśmy zażarty bój między gotującymi się zespołami. Remisujemy z Mjondalen 3:3. Pokaz strzelecki z udziałem: Hoilanda, Bytyqi czy Langseta. Udzielam wywiadu dla norweskiej telewizji, gdzie wypowiadam się gorąco o możliwościach słabszych drużyn, w których drzemie potencjał. Pytali, dlaczego nie wyszło w Niemczech, i czy zamierzam powrócić do silniejszej ligi w najbliższej przyszłości. ,,Nie wykluczam, że przyjdzie czas, kiedy będę musiał podjąć trudną decyzję i opuścić ten cudowny klub z bólem serca. Cokolwiek się zdarzy - kibice nigdy nie zapomną, czego dokonaliśmy, a to wystarczająca nagroda dla menedżera, który odciska piętno w świecie futbolu. Tęsknie za czasami, kiedy trenerzy byli traktowani z szacunkiem i nie zwalniano ich za słabsze wyniki. Obecnie panuje chora moda, by zwalniać szkoleniowców, nim wkomponują się w zespół. To samo spotkało mnie w Werder Brema, gdzie nie miałem czasu, by stopniowo wyciągnąć chłopaków z dołka tabeli.''

Wracamy do ligi, gdzie skromnie ogrywamy Start po strzale Hoilanda. Mecz do szybkiego zapomnienia. Zrobiliśmy swoje, więc koncentrowaliśmy się na kolejnym rywalu. Remisujemy z zawsze groźnym Stabaek. Kiepska prezentacja obrońców gwoździem do utraty punktów. Co nie udało się na wyjeździe wypracowaliśmy na własnym stadionie pokonując przekonująco Valerenga 2:1. Lepsza pierwsza połowa niż druga, ale nie zawsze możemy grać na najwyższych obrotach. Czas na drugą rundę w pucharach. Ponownie 3:0. Z bramką ukochanego Tripica czy Ostensena wchodzącego z ławki za Hoilanda (bardzo częsty widok). Krótka przerwa na ligę. Bytyqi w pojedynkę rozbija pulę. Dublet utalentowanego piłkarza z Norwegii. Apeluję, aby powołać go do kadry reprezentacyjnej. Cisza. Nikt nie stawia na Bytyqi.

Trzecia runda w pucharze Norwegii zakończona sukcesem. Pierwsze trafienie doświadczonego Furdala, który w zeszłym sezonie był wiodącą postacią w drużynie, lecz wiek piłkarza był przeszkodą, by grać od pierwszej minuty. Za duże zagrożenie, że odniesie kontuzję. Czas na potężny Rosenborg, który był wściekły, że odebraliśmy im koronę. Ale co nagle, to po diable. Punktujemy Rosenborg zgodnie z planem. Bytyqi raz za razem otrzymuje nagrody dla najlepszego piłkarza z polu. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego zostaje odsuwany od składu w reprezentacji narodowej. Bytyqi zapytany w wywiadzie, czy zasługuje na powołanie odpowiedział ,,Jeśli nie czuję się potrzebny, to dlaczego miałbym otrzymać zielone światło od Solbakkena (menedżera Kopenhagi i szkoleniowca Norwegii)? Poza tym nie mam wrażenia, że jestem źle traktowany czy odbierany. Jestem gdzieś w planach, ale to nie czas na oburzenia. Czekam na sygnał, ale nie panikuję. Dla mnie największym wyróżnieniem jest praca z Krawczykiem - jestem szczęśliwy, że zarząd sprowadził osobę ekstremalnie kompetentną na to stanowisko. Współpraca z nim to prawdziwa przyjemność. Tutaj jestem częścią rodziny. I nie potrzebuję otrzymywać dodatkowego powołania, by czuć się ważną personą w składzie.''

W lidze bez zmian. Z łatwością ogrywamy Haugesund. Klepiemy Molde, co wydaje się nie możliwe, przybliżając się do dziesiątego tytułu w historii. W połowie sezonu lekko zaspaliśmy. Remis z Brann i Bodo/Glimt rozczarowujący? Niekoniecznie dla kibiców, którzy śpiewają ,,niepokonani'', ale piękny sen zostanie brutalnie przerwany. W czwartej rundzie pucharów zostaniemy ,,pokonani'' przez Molde. Sytuację ratowali rezerwowi, ale w tym starciu Molde było poza naszym zasięgiem. Koniec marzeń o powtórzeniu sukcesu z zeszłej kampanii. Na konferencji byłem bezradny. ,,Stało się. Polegliśmy. Na tarczy. Nie mamy czego żałować. Szarpaliśmy do końcowego gwizdka. Jestem dumny, że potrafili podnieść się z kolan i do samego finału nacierać na bezbłędne Molde. To był ich dzień - gratuluję rywalom. Pamiętajcie, iż lada moment czeka nas drugie wyzwanie. Walka o europejskie puchary. Czy chcemy zakwalifikować się do Ligi Mistrzów? Oczywiście! Lecz nie wszystko możemy wygrywać, jest to niemożliwe. Nie jesteśmy Realem Madryt, by mierzyć w sukcesy w Lidze Mistrzów. Aczkolwiek nie oddam miejsca za darmo. Marzy mi się występ na europejskiej arenie.''

Krótka przerwa na ligę. Ośmieszamy Odd. Po cudownych wystąpieniach Ibrahimaja, Sale czy Bytyqi, który stał się gwiazdą zespołu, jak Tripic. Niestety pierwsza porażka w lidze nastąpi na wyjeździe do Kristiansund. Lekko niepokojący zjazd. Motywowałem chłopaków z linii boiska, a później w szatni, bo lada moment gramy o Ligę Mistrzów. Podejmujemy gruziński zespół spod znaku Dinamo Tbilisi. W obronie nierówno i chaotycznie: tracimy dwie bramki, ale w zamian pakujemy trzy i mamy zaliczkę przed rewanżem. Przerwa na ligę, gdzie ogrywamy Sarpsborg 08 na 4:2, znów zachwiana obrona, ale Bytyqi i spółka czynią szkody w ataku pozycyjnym. Wyjazd do Gruzji szczęśliwy. Skromnie ogrywamy gospodarzy na 0:1. Po strzale nowego nabytku: Severinsena. Niestety Liga Mistrzów zostaje zagrożona, gdyż losujemy Inter. Zespół poza naszym zasięgiem. Nie byłem zadowolony z losowania, ale musiałem mieć na uwadze, że nikt nie oczekiwał awansu. Jedziemy do Włoch bez presji czy obciążeń. Krótka przerwa na ligę, gdzie standardowo zbieramy punkty. Zbliżając się do kolejnego mistrzostwa w kraju. 

Pozwólcie, że mecze z Interem pozostawię za zasłoną milczenia. Zmiażdżyli Vikingów bez większego naporu. Na plus, że wyrwaliśmy remis na własnym stadionie, gdzie kibice śpiewali ulubioną piosenkę, a po meczu oklaskiwali nasze starania. Liga mistrzów odchodzi do lamusa. Wędrujemy po puchar UEFA. W lidze bywa różnie. Drugą porażkę odniesiemy w starciu z Bodo/Glimt, które niebezpiecznie zbliżyło się do czołówki. O mistrzostwo Norwegii toczyło bój cztery ekipy: Molde, Rosenborg, Viking oraz Bodo/Glimt. W rewanżu punktujemy Mjondalen. Ważne zwycięstwo z perspektywy sezonu. W pucharze UEFA podejmujemy AZ - holenderski zespół. Remisujemy po gigantycznym starciu między walecznymi Vikingami, a technicznymi młodzikami z Alkmaar. 

Powrót do ligi pechowy. Ponosimy trzecią porażkę w sezonie z Rosenborgiem, które zmierza po mistrzostwo. Wkrada się niepokój. Uspokajam graczy, żeby robili swoje. W następnej rundzie gonimy resztę potentatów zwyciężając z Aalesund. Dwie bramki Ostensena decydują o ważnych punktach. Nie poddamy się, choćby nie wiem co - jesteśmy wikingami, powtarzam! Wyrywamy cenne punkty na stadionie w Oslo w starciu z Valerenga. Przegrywamy z Kopenhagą w UEFA, ale jesteśmy skupieni na lidze. Haugesund polegnie 1:0 po strzale Furdala, który ratuje sezon od nieszczęścia. I tonie w objęciach kibiców, którzy wierzą w dziesiąty tytuł mistrzowski. Meczem o koronę pozostanie starcie tytanów - między Wikingami a Molde. W pucharze UEFA ogrywamy AZ i ulegamy Antwerpii. Kibice ze zniecierpliwienia gryzą paznokcie ze strachu przed utratą mistrzostwa. Wielkie starcie z Molde będzie komentowane jeszcze długo po końcowym gwizdku. Szybko obejmujemy prowadzenie, bo w siódmej minucie po strzale Hoilanda. Cieszę się, jak po zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Zachęcam do gry od pierwszej okazji strzeleckiej. Kontrolujemy spotkanie. Wściekłe Molde próbuje wyrwać się z kleszczy niepowodzenia. Pierwsza połowa spotkania na 1:0. W przerwie motywuję do działania ,,Panowie, nie możemy się cofnąć. Nie możemy odpuścić. Molde będzie napierać. Walczą o koronę, ale wiecie, jaki jest ich problem? Chcą wygrać za wszelką cenę, pragną tytułu, i to będzie zgubą rywali. Kontrolujcie środek pola. Szukajcie wolnych korytarzy i kontratakujcie, kiedy możecie. Nie dajcie się sprowokować. Nie odkładajcie nogi. Nasz wysiłek będzie wynagrodzony. Do roboty, panowie. Jesteśmy kto? WIKINGOWIE! Jacy? NIEPOKONANI! ''

Druga połowa pod dyktando Molde, ale wyprowadzamy cios w siedemdziesiątej ósmej minucie, gdy Tripic otrzymuje krosa od Bytyqi. 2:0 dla wikingów. Kibice wzruszeni. Jesteśmy kwadrans od mistrzostwa. Chwilę później kontaktowego gola strzeli Omoijuanfo. Do końca drżymy o wynik. ,,Sędzio, kończ mecz!'' - wtórowali kibice po regulaminowym czasie. Utrzymujemy się przy piłce, zwlekamy za gwizdkiem. Koniec! Klękam do ziemi i dziękuje niebiosom za zwycięstwo. Jesteśmy mistrzami po raz drugi z rzędu. W pucharze UEFA polegniemy z Kopenhagą, w konsekwencji czego zostaniemy usunięci z rundy wiosennej. Ale to nie ważne. Wciąż żyjemy mistrzostwem w kraju. 




Na konferencji prasowej musiałem złożyć rezygnację. ,,Jesteśmy mistrzami. Udowodniliśmy mentalność zwycięzców poprzez determinację i wiarę w siebie. Ale będę musiał odejść z jednego prostego powodu - czuję się wykończony. Gra dla zespołu kosztuje mnie za dużo energii i emocji. Rozpłakałem się po meczu z Molde, bo byłem wykończony emocjonalnie. Jestem szczęśliwy, że miałem zaszczyt prowadzić Vikingów do podwójnej korony w kraju. Ale potrzebuję odpoczynku od piłki nożnej. Jestem strzępkiem nerwów. To były pracowite lata, wymagały więcej niż mogłem się spodziewać. Wybaczcie, jeśli was zawiodłem i opuszczam pokład w klasowym punkcie. Ale potrzebuję przerwy. Nie mogę zostać i udawać, że nie wyczuwam własnej słabości. Dziękuję kibicom za wsparcie, zarządowi za zaufanie. Będę o was pamiętał, a czasem przyjeżdżał na stadion, by sprawdzić, jak funkcjonuje drużyna. Z nowym trenerem i z nowymi piłkarzami w składzie. Żegnajcie przyjaciele. Nie zapomnę o naszej wspólnej przygodzie.''

=======================


Powrót na Baladois powoduje uśmiech na twarzy. Zdecydowanie moja ulubiona kariera. Tylko że bez Denisa Suareza w składzie (smutek). Czy Celtowie będą gotowi na sezon? Pytali kibice oraz dziennikarze. ,,Witam szanowne grono na inauguracji. Jestem wzruszony, że mogę zacząć drugi sezon razem z wami. Będę powtarzał do znużenia. Konsekwentnie do przodu. Kilku graczy odeszło, ale mamy świeżą krew, bo nie zaspaliśmy w okienku transferowym. Potrzebujemy wzmocnień, kilku piłkarzy wróciło z wypożyczenia - oni trafią (prawdopodobnie) do pierwszego składu i miejmy nadzieję, że nic złego się nie wydarzy w trakcie zgrupowania. Ufam, iż będziemy niewygodnymi rywalami. Postaram się napsuć krwi konkurencji i mimo wszelkich przeciwności losu jesteśmy na dobrej drodze, by wyjść na swoje. Klub borykał się ze stabilnością finansową, ale po sprzedaży Suareza mamy środki na zakupy i nowe kontrakty, co cieszy. Nie wiem, jak będzie wyglądać gra bez asyst Suareza, ale jesteśmy mocni mentalnie, a zespół tryska optymizmem. Dziękuję za zaufanie, to pomaga w budowaniu relacji między klubem, a mną.''

Nowy sezon. Nowe otwarcie. Mój skład musiał ulec korekcie, a nowi piłkarze byli gotowi na szalone wyzwania. Oto skład:

W bramce: Ruben Blanco (bez zmian)

W obronie: Hugo Mallo (kapitan, prawa strona boiska), Mikel Balenziaga (nowa twarz, lewa strona boiska)

Na środku obrony: Joseph Aidoo, Nestor Araujo 

Jako defensywny pomocnik: Okay Yokuslu (Stanislav Lobotka - w zależności od taktyki czy zdrowia zawodnika)

W pomocy: cudowne dziecko, czyli Fran Beltran, Jozabed Sanchez (wraca z wypożyczenia), Stanislav Lobotka

Ofensywny pomocnik: Jozabed Sanchez (w zależności od taktyki)

Jako fałszywy skrzydłowy: Pione Sisto

W ataku: Santiago Mina

W okienku transferowym: do klubu przychodzi - Francisco Montero (Atletico Madryt)

                                                                               Mikel Balenziaga (Athletic Bilbao)

                                                                               Fernando Ovelar (Cerro Porteno)

   Z klubu odeszli:           Denis Suarez (Manchester City)

                                        Juan Hernandez (za darmo, Almeria)

                                        Diego Pampin (za darmo, Sabadell)

                                        Alvaro Ramon (za darmo, La Nucia)

                                        Riki Mangana (wolny transfer, piłkarz bez klubu, dopiero po roku trafi do Yaracuy)

Musiałem wzmocnić lewą stronę boiska, gdyż miałem odwieczny problem z lewym obrońcą. Od odejścia Lucasa Olazy borykałem się z brakiem następcy. David Junca, z całym szacunkiem, nie odnalazł się w taktyce, Robert Mazan, który wróci z wypożyczenia będzie wielkim rozczarowaniem. Wszystko to sprawia, że miałem deficyt na lewej obronie. Balenziaga jako solidny weteran w hiszpańskiej piłce musiał wystarczyć, ale będę szukał dalej wartych uwagi obrońców. Na zastępstwo, dla Aidoo czy Araujo sprowadziłem Francisco Monterę, który nie wiedząc czemu, trafił na listę transferową. Nie zwlekając, był to pierwszy zakup, z którego byłem zadowolony. Środek obrony miałem stabilny. Trzeci transfer, to moja ulubiona postać w całej grze, czyli Fernando Ovelar (którego możecie kojarzyć z kariery Real Sociedad, to prawdziwa maszyna do zdobywania goli). Transfer na przyszłość, bo lago Aspas coraz starszy, a Santi Mina potrzebował zastępcy w razie kontuzji. Szykowaliśmy się na puchary. 

Na początek wyjazd do Almaty. Tam zmierzyliśmy się z Kairatem, by walczyć o puchar UEFA. W eksperymentalnym składzie kładziemy gospodarzy na łopatki po fantastycznej bramce Beltrana, którego traktowałem jak syna. Będzie wiodącą postacią w mojej układance taktycznej. Debiut w lidze na wyjeździe, gdzie po małych turbulencjach wygrywamy z Eibar 2:3. Dobrze jest rozpocząć sezon od twardej gry, ale przesadzaliśmy z agresywnością. Kończyliśmy mecz w dziewięciu na jedenastu! Cud, że wygarnęliśmy trzy punkty. Debiutuje Francisco Montero. Pierwsza bramka Ovelara i już zaczyna dawać sygnały, że to zakup warty każdych wydanych pieniędzy. Prawdziwy talent, który szybko zwróci uwagę czołowych klubów z Europy. Przestrzegałem chłopaków przed faulami - nie chciałem, żeby gracze pauzowali za bezmyślne wpadki i osłabiali zespół. W drugim spotkaniu spokojniej i bez nerwów taranujemy Osasune na 3:0 po cudownych rajdach Jacobo Gonzalesa (zmiennik, ale treściwy) i finezyjnym strzale Lobotki, który w rzeczywistości, jak wiecie, reprezentuje Napoli. Debiutuje Robert Mazan, ale bez błysku. 

W pucharach Hammarby, które dostanie lanie od Santi Miny czy Lobotki. Debiutuje Emre Mor - turecki brylant, który miał być objawieniem, lecz nie przekona trenera, co do jego wątpliwej psychiki miałem zastrzeżenia. Kadra, choć szeroka, szersza niż rok temu - nie sprawi, że będę czuł się pewny, co do zmienników i ich jakości. Będę bardzo ostrożny w dobieraniu składów. Powrót do ligi zawsze fascynujący. Podejmujemy Huescę, gdzie demolujemy zasieki przeciwników, rozbijając gospodarzy 2:4. Beltran zalicza pierwszego hat-tricka. Yokuslu wraca po kontuzji dorzucając do pieca i bezpiecznie oddalamy się od słabszych ekip. Pierwszą porażkę odniesiemy w naszej twierdzy na Balaidos ulegając Valencii 0:1. Niefortunna porażka, bo graliśmy bardzo dobrze, ale nie ma wstydu. Zawiodła skuteczność. Gorąco było w Villarreal, wrócili silniejsi niż ktokolwiek przypuszczał. Mocne starcie, które sprawiedliwie zakończyło się wynikiem 3:3 - warto odnotować, że lago Aspas zalicza występ bramką, kibice wstają, jak tylko pojawia się na boisku. Prawdziwy król - ukochany przez Vigo. 

Z Espanyol prawdziwy dramat - Ruben Blanco jako podstawowy bramkarz ujrzał czerwony kartonik za nieumyślne spowodowanie wypadku na placu w sześćdziesiątej minucie spotkania. Mimo, że graliśmy w dziesiątkę, a na tablicy widniało 2:2, potrafiliśmy w osłabieniu wygrać to spotkanie po strzale niezawodnego Jacobo Gonzalesa, który był najbardziej wartościowym zmiennikiem w pierwszej fazie sezonu. Cieszyłem się, bo topór wisiał nad głową. Wracamy do pucharów. Stykamy się z Zenitem, gdzie potrójnie kąsi Santiago Mina. Mamy dziewięć punktów po pierwszej kolejce. Mamy ogromne szanse na fazę pucharową. Świętujemy zwycięstwo, bo postawa zawodników pozwala patrzeć w przyszłość w różowych okularach. 

Liga nie kręci się wokół Vigo, bo mecz z Real San Sebastian będzie przykrą wiadomością (a raczej porażką) i potwierdzeniem, że przed nami daleka droga do mistrza Hiszpanii. Polegniemy zasłużenie - rywale mocniejsi o klasę. Nieco lepiej z Elche, które zrobiło wszystko, by ułatwić nam zadanie. Kończą mecz w dziesięciu. A my punktujemy rywali za niefrasobliwość. Pierwsza bramka na koncie Emre Mor, choć talent, nie widziałem go w składzie na kolejne lata. Możecie mówić, uprzedzenie czy niechęć, ale nie pasował do mojej myśli taktycznej. Rewanż z Zenitem okazał się bolesny. Wyjazd do Rosji zakończony sromotną klęską. Jedynie Mina w ataku dawał przewagę, cała reszta zapomniała, że gramy o prestiż w Europie. Nie mam pretensji, ale nie życzę sobie przeciętnej postawy na boisku. Zapominam o pucharach, bo liga parzy. Spotkanie z Atletico Madryt na niesamowicie wysokim poziomie i po raz pierwszy udaje się pokonać zespół z Madrytu. Wielkie osiągnięcie. Santi Mina bohaterem - z dubletem na koncie. Trochę rozczarowaliśmy z Betisem, ale remis biorę w ciemno, zważywszy, że mamy napięty grafik, a w Hiszpanii konkurencja nie śpi. Podwójne trafienie lago Aspasa sprawia, że kibice płoną z wdzięczności. 

Krótka przerwa na puchary. Wyjazd do Szwecji. Hammarby remisuje z Celtami, ale awansujemy do fazy pucharowej. Gratulujemy sobie wzajemnie. Dokonaliśmy rzeczy mało spotykanej, bo Vigo nie na co dzień reprezentuje klub na europejskiej arenie, a daliśmy radę i możemy namieszać solidnie w dalszych potyczkach. Ktoś powie, słaba grupa, ale trzeba okazać jakość, aby zaistnieć. Bez pracy nie ma kołaczy, powiadają. ,,Oficjalnie gramy w pucharach na wiosnę, jestem zadowolony z pracy, odkąd prowadzę działalność klubową. Wiemy, że zarząd stawia na ligę, ale nie chcemy stracić jakości w turniejach, które są ważne dla rozwoju piłkarzy. Pierwszy etap uważam za rozstrzygnięty. Nie biegniemy po mistrzostwo Hiszpanii, bo nie jesteśmy na to gotowi, ale kto wie, może puchary będą zbawieniem i tam staniemy się bohaterami? Chciałbym wierzyć w ten optymistyczny scenariusz. Dlatego, jak długo zostaniemy w grze, będziemy walczyć, zapewniam.''

Kibice wniebowzięci, bo robimy robotę ponad nasze możliwości i zawirowania klubowe. Odejście Suareza przestało być ciążące. W lidze ogrywamy Granadę 2:0, choć czuć przeciążenia w nogach przez wyjazdy, mimo to dajemy radę solidnie kompletując punkty w lidze. Znamy własne możliwości, więc daje odpocząć podstawowym piłkarzom na ważniejsze spotkania. Sprawdzam, jak sobie radzą Emre Mor czy Brais Mendez. Natomiast nie potrafię zrozumieć, dlaczego polegniemy z Alaves. Brak koncentracji czy zmęczenie ściśniętym terminarzem? Mogło być jedno i drugie, ale kibice są wyrozumiali i wiedzą, że będziemy przeplatać wyjątkowe spotkania z przeciętnymi wynikami. Nie zawsze potrafimy grać pressingiem od pierwszej do ostatniej minuty, nie wszyscy są w formie, czasem Beltran nie kontroluje środka boiska, ktoś się spóźni w linii obrony i tracimy bramki w dziwnych okolicznościach. Wystarczy, że Santi Mina wyhamuje ze strzelbą w ataku i zaczynają się kłopoty. Czasem zbyt wiele zależy od indywidualności. Krótka przerwa na puchary - ostatnie starcie w grupie z Kairatem, które karcimy 4:0, w konsekwencji czego będziemy losowani z pierwszego koszyka. Piękne trafienia Sisto i łowcy bramek - Santiago. Ładne podsumowanie, kto rządzi na podwórku!

Później szczęśliwe spotkanie z Mallorcą (niewygodny rywal, jak cholera!), Ruben Blanco ratuje interwencjami w bramce od katastrofy czy utraty punktów. Zasłużenie uznany MVP tego spotkania. Determinacja godna podziwu. Zbliża się puchar króla - wylosowaliśmy Athletic Bilbao. Baskijski klub na samym początku. Średnio byłem zadowolony z losowania. Czeka nas ciężka przeprawa. Nie kryłem obaw, bo to zasłużony klub w La Liga. I niestety moje przypuszczenia okazały się prorocze. Polegliśmy w słabym stylu. W poprzednim roku dotarliśmy do półfinałów, tymczasem żegnamy się z pucharem Hiszpanii po pierwszej rundzie. Jedyny plus - mniej meczy do rozegrania i więcej sił na ligę w starciu z potęgami. Na konferencji prasowej byłem onieśmielony pytaniami, czy to koniec wielkiego Vigo? ,,Bez przesady. Zagraliśmy kiepsko, ale to nie oznacza, że będziemy grać z coraz mniejszym zaangażowaniem czy werwą. Widocznie słabo przygotowałem zespół, choć wiedziałem, że to mocny rywal, trochę za dużo pozwoliliśmy Baskom w środku boiska. Za bardzo cackaliśmy się z ich możliwościami ofensywnymi. Nie będę nikogo winił, być może pomyliłem się w kwestiach personalnych, z doborem piłkarzy na to zgrupowanie, ale musicie wiedzieć, że muszę zarządzać kadrą i rotować składem, inaczej będziemy ,,zajechani'' pod koniec sezonu, a nie chcemy utracić sił i spadać w tabeli. Odczuwamy dodatkowe minuty w pucharze UEFA, to prawda, ale to słaba wymówka i za rok obiecujemy poprawę.''

Wracamy do ligi nieco obolali, ale podbudowałem graczy. Na Balaidos piłkarska uczta. Detronizacja Getafe zakończona wynikiem 4:0. Wyborny wieczór dla Sancheza, Yokuslu czy Sisto. Czynimy postępy jako drużyna i tylko to ma znaczenie. Ale najlepszy mecz w sezonie, to wyjazd do Montivili, gdzie ogrywamy Gironę 0:7. Nie chciałbym zostać w skórze trenera gospodarzy, bo musiał się tłumaczyć, co ma oznaczać ten wynik, przecież to wstyd dla kibiców, którzy wyszli ze stadionu przed końcowym gwizdkiem. Hat-trick Santi Miny, kolejna brameczka Ovelara czy Sisto - Duńczyk poprawia statystyki i staje się ciekawą postacią w zespole, co rok temu nie było oczywiste. Ale spotkanie z Barceloną okazało się nie do przejścia. Skromnie przegrywamy, bo 0:1, ale strata punktów równa się brakiem podjazdu do gigantów. Nadal jesteśmy drużyną aspirującą, ale nigdy nie będziemy faworytami. Wyjazd na San Mames i remis, który irytuje. Znowu starcie z Bilbao zakończone niefartownym podziałem punktów. Yokuslu jako defensywny pomocnik broni wściekle zespół od porażki. Który to mecz, gdzie mamy przewagę i nie potrafimy jej wykorzystać? Zwichrowane celowniki przyczyną klęski. Bo to klęska zremisować z drużyną, która miała cztery strzały na bramę i zabrała punkty. Jestem rozgoryczony. Jedziemy dalej.

Kolejny remis - ale z dużo mocniejszym teamem. Bo z Realem na Balaidos. Lobotka wyróżniony (z bramką w meczu). Potem niewdzięczna porażka z Sevillą. Gramy coraz mniej energicznie, a braki kadrowe dokuczają. Wiecznie zmagam się z obrońcami, którzy nie potrafią utrzymać dyscypliny, środek boiska wyraźnie zbladł, i nawet Beltran wpadł w dołek. Jakbym go nie kochał - czasem musiał zejść z placu, gdyż hamował drugą linię. Santiago Mina coraz częściej myśli o odejściu, dlatego przeplatał geniusz z mizerią. Na lewej obronie tylko Balenziaga prezentował poziom, zastępcy partaczyli robotę. Emre Mor nieskuteczny, Lobotka czasem potrzebował odpoczynku, bo grał wszystko od deski do deski. Rewanż z Valencią miał wyglądać inaczej niż zakładałem. Polegliśmy na wyjeździe: na tablicy 3:2. Dublet Beltrana nie uratował punktu. Do tego kiepski występ Balenziagi, którego przecież chwaliłem. Ale miał słabszy dzień. I cały misterny plan wziął w łeb. Lewa obrona to największy mankament w układance zespołu. Nic to. Przełamanie nastąpi w starciu z Eibar, gdzie Mina i Yokuslu przejawiają cień ambicji zespołu. Również z Osasuną doszło do twardej rywalizacji. Nieszczęśliwy mecz, bo tracimy kapitana z zespołu - Hugo Mallo kontuzjowany i prawa obrona do wymiany. Jozabed Sanchez króluje w ofensywie i przyczynia się do ważnego zwycięstwa. Nie tracimy wiary i liczymy na udany sezon. 

Rewanż z Huescą niczym spacerek. Goście ewidentnie poza konkurencją. Spadną z ligi, nim zdążą się podnieść. Dublet Aspasa w naszym sercu. Santi Mina oficjalnie podpisuje kontrakt z Realem Madryt. To ostatni rok, gdzie reprezentuje biało-niebieskie barwy. Ulubieniec kibiców odejdzie latem. Szkoda, ale nie mogłem go zatrzymać. Łowca bramek odejdzie, ale nikt nie będzie miał pretensji. Kibice niepocieszni, ale taki los człowieka w piłce nożnej. Z Elche zagramy poniżej oczekiwań. Remisujemy i tylko Beltran, Santi Mina z Sanchezem udźwignie ciężar spotkania. Kiepskie występy Lobotki i Sisto nieco niepokojące. Chwila spokoju od ligi. Losujemy Milan w pucharze UEFA. Nie będziemy faworytami, ale powalczymy, na ile pozwolą rywale. Wyjazd do Mediolanu okazał się koszmarny - straciliśmy gdzieś formę w połowie sezonu. Daliśmy się ograć bez większej przepychanki. Na plus Fernando Ovelar (z ławki) czy Francisco Montero, który jako jedyny w obronie działał skutecznie, który dobrze się rozwinął pod moimi skrzydłami. 


Potem powrót do szarej rzeczywistości. Starcie z Villarreal, ale wykonanie bezbłędne i z zębem. Balenziaga z pierwszym trafieniem. Plus Santi Mina, który cieszy, póki jest w składzie. Rewanż z Milanem nieco lepszy, ale pierwszy mecz zadecyduje o awansie klubu z Mediolanu. Żegnamy się z turniejem wraz z kibicami, którzy nie mieli prawa oczekiwać więcej, bo plan minimum osiągnęliśmy w trakcie fazy grupowej. Oczywiście nie byliśmy zadowoleni z całokształtu, ale mamy pierwsze doświadczenia na arenie międzynarodowej. Na konferencji byłem ostrożny. ,,Koniec marzeń o pucharach - ktoś powie, rok stracony, ale dostaliśmy szansę od losu i potrafiliśmy ograć inne zespoły. Dzisiaj nie wyszło, ale z optymizmem patrzę w przyszłość. Jesteśmy zespołem, który uczy się wielkiej piłki. Trochę nam brakuje stabilności. Część graczy czuje się wypalona sezonem. Liczne zmiany też nie pomagają, a odejścia piłkarzy dekoncentrują szatnię. Ponownie jesteśmy w trakcie przebudowy, bo za chwilę, już niebawem Santiago pożegna się z Vigo. I to będzie smutny dzień, dla wszystkich. Cóż mogę powiedzieć - zostało kilka spotkań, i postaramy się, aby ponownie uczestniczyć w pucharze UEFA na przyszły rok, taki mamy cel. Proszę jako przyjaciel: nie przestańcie wierzyć.''

Powrót do ligi ospały. Mizerny remis z Espanyolem. Ale rewanż z Real Sociedad absolutnie dojrzały: z kapitalnymi występami Yokuslu, Miny, Sancheza czy Mazana, który po raz pierwszy pokazał, że potrafi grać na lewej stronie boiska, ale jeden przebłysk nie wystarczy, żebym miał ochotę podpisywać nowy kontrakt. Raz chwalisz, później ganisz. Lipny mecz z Athletico Madryt, zwycięstwo z Betisem, z którymi męczę się od pierwszego gwizdka. Ovelar z Sisto dyktują tempo w ataku, w konsekwencji urywamy punkty i jesteśmy coraz bliżej wymarzonej szóstki w lidze hiszpańskiej. Ale jak mówiłem: raz chwalisz, później ganisz. Głupia porażka z Granadą będzie dowodem, że nie jesteśmy regularni i nie potrafimy utrzymać stałego pulsu w przegubie. Szamotamy się i giniemy pod gruzami fatalnej gry w defensywie. Atak mocny, ale obrona nie ratuje zespołu od coraz bardziej irytujących wpadek. Kwiecień i maj przeplatany. Od rewanżu z Alaves na 1:0 po strzale Miny. Po imponujące zwycięstwo z Mallorcą na 2:0. Zawód z Getafe, które wygrało 3:1 z panami w białych szortach.

Końcówka sezonu mordercza. Łapały skurcze, a Sisto doznał kontuzji w wygranym meczu z Gironą. Rewanż z Barceloną do przewidzenia - porażka, ale ponownie bez wstydu. Byliśmy zaangażowani, ale nie wystarczająco, by uciec spod nabuzowanej armaty. Atak Barcelony miażdżył każdego. Znów świętują mistrzostwo w Hiszpanii. Ekipa z innej planety. O kompromitującej porażce z Athletic Bilbao pozwólcie, że nie poświęcę dwóch linijek teksu. Wstyd na Balaidos, to za małe słowa, by oddać potarganego ducha naszego zespołu. Dobrze, że sezon chylił się ku końcowi. Przegramy zarówno z Bilbao, jak i z Realem Madryt oraz Sevillą. Jakimś cudem utrzymamy się w pierwszej szóstce. Zagramy w pucharach w przyszłym roku, ale jest sporo do poprawy. Na zakończenie sezonu podsumowanie ,,Kończymy sezon szczęśliwie, wiem, że niepokoicie się wynikami, ale moi zawodnicy spuchli wcześniej niż zakładałem. Być może walka o puchary była zaciekła, ale wypompowała zespół z radości utrzymania się przy piłce. Problemy kadrowe, kontuzje i szumy transferowe przyćmiły brak klasy na boisku. Chciałbym osobiście z tego miejsca pożegnać Santiago Minę. Dziękujemy ci za bramki, za waleczność i serce oddane dla dobra klubu. Sądzę, że będziemy tęsknić, ale zasługujesz na duży klub i życzymy ci jak najlepszej przyszłości. Jesteś wielki. Obyś się rozwinął i pokazał wszystkim niedowiarkom, że klub Vigo wychowuje wielkich piłkarzy. Ludzie pytają, czy zostanę w klubie. Oczywiście, że zostaję, gdzie miałbym pójść? Na ryby? (śmiech na sali). To nie czas na składanie broni, jeszcze mamy coś do udowodnienia. Mamy przerwę. Musimy naładować akumulatory i wrócić silniejsi. Jest dużo do zrobienia, a tak mało czasu. Cóż, dziękuję za sezon pełen wrażeń i widzimy się już na nowym otwarciu. Do widzenia państwu. Do usłyszenia.''

Awans otrzymują: Las Palmas, Rayo, Sporting Gijon

Spadek zaliczają: Elche, Girona, Huesca


Podsumowanie:

Ulubiony piłkarz: Zlatko Tripic/Zymer Bytyqi (Viking)

Ulubiony bramkarz: Giannis Anestis (IFK Goteborg)

Ulubiony obrońca: Francisco Montero (Celta Vigo)

Ulubiony pomocnik: Okay Yokuslu (Celta Vigo)

Ulubiony skrzydłowy: Zymer Bytyqi (Viking)

Ulubiony atakujący: Robin Soder (IFK Goteborg) 

Ulubiony zmiennik: Johnny Furdal (Viking)

Król asyst: Zymer Bytyqi (18 - liga + puchary)

Król pola karnego: Robin Soder, Lei Wu (27 - liga + puchary)


Pozycja w tabeli (od najmniejszej do największej):

14 miejsce - Espanyol (spadek o dwie pozycje)

6 miejsce - Celta Vigo (bez zmian)

1 miejsce - Viking (bez zmian, pożegnanie z klubem)

1 miejsce - IFK Goteborg (awans o dwie pozycje)

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz