sobota, 4 lipca 2020

Dwa tygodnie z westernem: Hannie Caulder



Po tym, jak amerykańscy aktorzy zaczęli odchodzić oraz występować w europejskich westernach, nie było odwrotu - gatunek przestanie reprezentować dawne wartości. Angaż zagranicznych aktorów na Starym Kontynencie mógł niepokoić tradycjonalistów, którzy woleli oglądać śmiałych rycerzy z cynową gwiazdą niż brudnych, nieogolonych mężczyzn gotowych się pozabijać dla mamony. Uciekamy od lat 50. i 60. XX wieku, kiedy westerny gotowały sobie grunt, aby przejść ze studia w plener, a ideały schować do kieszeni. Skupmy się na epoce lat 70., kiedy powstały najkrwawsze westerny w historii, po tym, co odstawił Sam Peckinpah pod koniec lat 60. autorzy nie mogli zapomnieć terroru i popadli w europejską depresję. Lata 70., to czas, gdy do głosu dochodzą kobiety, dlatego szukając westernów, które sugerują, żeby na plan pierwszy umieścić płeć żeńską - przypomnijmy sobie brytyjski film w scenerii skalistych wzgórz.

Tytułowa Hannie pojawi się po scenie napadu na bank przez drobnych rzezimieszków. Pokracznych rabusiów, którzy wpadną niespodziewanie na posiadłość jej męża, którego zabiją bez ostrzeżenia. Gwałcą wdowę, a nasza heroina postanawia wymierzyć zemstę. Od razu zaznaczmy - fabuła doklejona na potrzeby realizacji projektu. Historia dopisana po to, abyśmy mieli pretekst, żeby śledzić bandę upośledzonych przestępców, którzy najczęściej kłócą się ze sobą i nie potrafią rozmawiać, jak mężczyzna z mężczyzną. Nasza przepiękna heroina (w tej roli aksamitna Raquel Welch) ma szczęście natknąć się na łowcę głów, który pomoże jej nauczyć się strzelać i zrealizować pierwotny plan zemsty na oprawcach męża. O fabule nie wiele mamy do przedyskutowania - to ciężko krojona, siermiężna, scenopisarska robota, która zasługuje na baty, a nie na pokłony i uniżenie. Śledzimy tę opowieść dla urody pani Caulder, drobnego, przaśnego humoru. Kibicujemy mimowolnie, no bo, jak wiele razy mamy powody, my, jako mężczyźni, kibicować paniom, żeby zajęli się mężczyznami po męsku?

Śledzimy dwa równoległe wątki: śliczną Hannie z jej towarzyszem oraz kryminalistów, którzy są przedstawieni jako niepełnosprytni, nieoczytani i nierozgarnięci. Wybijamy się z konwencji gatunkowej: zazwyczaj mamy myślących przedstawicieli drugiej strony konfliktu, ale bandyci wychodzą na głupków i budzą zmieszanie wśród widowni. Są skazani na śmierć czy powieszenie. Biegamy sobie po planach filmowych, a fabuła długo się rozkręca i zanim nabierze dystansu oraz rytmu otrzymujemy zakończenie wyrwane z niskobudżetowego westernu, gdzieś z Europy południowej. Jak na brytyjskie kino i brytyjskie możliwości autorzy nie wiele zdziałali, aby ulepszyć pretekstowy kontekst i część widzów może odnieść przypuszczenie, że tytuł, wbrew jego woli, jest seksistowski, i zamiast chwalić odważne bohaterki na ekranie czyni z niej kolejną morderczynię, która nie cofnie się przed aktem dokonanego mordu na fajtłapach w spodniach. Nie szedłbym w głęboką interpretację, ale scenariusz nie pomaga nam nakreślić głębszych treści.



Zaskakujące, że skądinąd prościutki, zmięty scenariusz posiada sceny, które są bardziej wiarygodne niż w nie jednym klasyku. Otrzymujemy bardzo podobny ułamek nauki strzelania, co w ,,Bonnie i Clyde'', gdzie mężczyzna uczy kobietę, jak ma wyjmować broń z kabury, jaką utrzymać postawę podczas strzału i jak kontrolować ciężki oręż w ręku. To bardzo wiarygodna chwila, kiedy widzimy, że bohater nadaje komunikat ,,Zacznij jeszcze raz''. Ona strzela i nie trafia w cel, mówi ,,próbuj dalej'', strzela, ,,jeszcze raz'', ponownie uderza i chybia. ,,Jeszcze raz'' - ten drobny element sprawił, że historia nabrała jakiś cech, bo widać tę mozolność nauki, a nie ekranowe szczęście wypisane w scenariuszu. Mimo, że cała opowieść jest rozczarowująca oraz w kontekście westernu nie ma nic ciekawego do powiedzenia, to wybrałem Hannie Caulder ze względu na podjęty krok, by zatrudniać płeć żeńską w roli postaci pierwszoplanowych, które mają wpływ na gatunek około męski, gdzie dominuje męski chromosom i męskie spojrzenie. Lata 70. staną się ciekawe, nie tylko ze względu na pogłębiający się antywestern w Stanach Zjednoczonych i krwawe żniwa we włosko-hiszpańskich koprodukcjach filmowych. W tym samym roku (71'), kiedy powstała omawiana produkcja - pojawi się ,,McCabe i pani Miller'' od Roberta Altmana, gdzie prostytutka będzie bardziej przebiegła od męskich interesantów. Kobiety będą miały spory udział w dosyć hermetycznym, zamkniętym gatunku.

Jednocześnie zakomunikuję, że wraz z pojawieniem się antywesternu w cyklu ,,Dwa tygodnie z westernem'' nie wrócimy do poprzednich epok, mamy do omówienia lata 80., 90. i nowy wiek, dlatego nie będziemy tkwić w klasycznych westernach, ale będziemy krążyć wokół tytułów, które stały się dla mnie ważniejsze, ciekawsze niż stary Hollywood, który mało mnie interesuje, bo wolę Nowy Hollywood i nowych twórców, wraz ze wspomnianym Robertem Altmanem, Johnem Schlesingerem czy Michaelem Cimino.

0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz