czwartek, 28 marca 2024

Tyle co nic - Stracona wieś

 


Debiutancki projekt, który opowiada o polskiej wsi ma coś z konwencji amerykańskiej. Samotny kowboj stojący za porządkiem, za obroną przemijającej prowincjonalności na rzecz sztucznego rozwoju, urbanizacji wsi. Poczucie straconego pokolenia, które musi ustąpić młodszym kolegom, rzekomo tym ambitnym, co nie zamierzają tarzać się ze świniami w gospodzie. Zaczyna się twardym wejściem. Sąsiedzi tracą dom, a mąż, to niereligijny ochlaptus, co przez księdza został uznany za czarną owcę w stadzie, gdyż nie pojawia się w kościele i grzeszy. Dlatego wielebny nie stara się pomóc poszkodowanym. Pieniądze zyskane od wiernych na tacę mogłyby zostać wykorzystane jako szansa odnowienia rodzinnego gniazda.

Tymczasem dobrowolne składki z lokalnej społeczności stają się jedynym ratunkiem dla rodziny, która straciła bezpieczny dach nad głową. Drugim wątkiem jest strajk rolników, gdyż złamano obietnicę wyborczą, a poprawa w gospodarstwie rolnym ląduje, do przysłowiowego, lamusa. Zniecierpliwieni gospodarze inicjują ohydną akcję, aby obornikiem wepchać się na posadę posła, by uzewnętrznić bunt oraz wynikającą z tego frustrację. Starając się pokazać, kto ma decydujący głos polityczny, bo przecież rolnicy wykonują pracę na roli, na którą nie stać kandydatów w sejmie czy panów z teczkami w zurbanizowanym mieście. Problem jest taki, że odnaleziono zwłoki w nawozie. Martwy człowiek ugrzązł w gnoju, więc lokalni policjanci wszczynają dochodzenie, a Jarek jest zamieszany w ogólnokrajowy raban - poniekąd jest oczerniany w mediach za zamach na człowieczeństwo. Nie byłoby tyle zamieszania, gdyby nie frywolny incydent ze zmarłym. 

Ginie ktoś, kogo powszechnie uznawano za moczymordę, rolnik na wpół formalnie, czy tam oficjalnie, zostaje podejrzany o zbrodnię, której nie popełnił, bo we wsi nie ma morderców, prawda? Prawda jest taka, że oprócz publicznej ochrony zjawia się młody adwokat o imieniu Patryk z rodziny Jarka chcąc uratować go od niepotrzebnych słów w stronę telewizyjnej kamery, załatwiając sprawę z posłem polubownie. Wystarczy, że publicznie przeprosi za wnoszenie obornika na teren jego posesji. Jarek to nieco porywczy rolnik, zajmujący się troskliwie jałówką, co nie dawno ujrzała światło dzienne po porodzie. Poza tym film otwarcie zaczyna się widokiem w stajni, gdzie krowy pałaszują siano stojąc w zagrodzie. Urok wsi opada, gdy błoto paskudzi nogawki od spodni, człowiek ginie marnie w łajnie, a dziennikarze szukają płytkiej sensacji, pikantnych plotek i domniemanego morderstwa. 

Hieny telewizyjne zakłócają spokój, a zatwardziały rolnik robi prywatne śledztwo, na własną rękę czy odpowiedzialność. Przechadzając się po lokalnych gospodarstwach, ratując sąsiedzkie dzieci, które straciły mieszkanie w wyniku potwornej anomalii elektrycznej. Załamania elektryczne doprowadziły do tego, że we wsi, w ostatnich latach, doszło do licznych wypadków. Poseł nie dotrzymuje obietnicy jako radca, a napięcie w wiosce rośnie przez niepożądane okoliczności, gdyż trup wylądował w niewygodnym miejscu. Żona Jarka ma dosyć osobistych ucieczek, wyrzucając uwagi w twarz mężowi o jego braku zainteresowania własnymi dziećmi, bo woli prowadzić osobistą wojnę z politycznym pionkiem, ratując wdowę z dziećmi przed nicością, którzy stracili dach nad głową. Do tego Jarek bywa pyskaty, czy niemiły, gdy słyszy o publicznych przeprosinach dla uszu posła. Nie chce słyszeć o podejrzeniach za zbrodnię, do której nie przyłożył ręki. Faktem jest, że tkwi mentalnie w ubiegłej epoce, gdyż gospodarze tracą na wartości.


Polska wieś traci pierwotny kontekst, bo prowincje przekształcają się w miasteczka, młodsze pokolenie wyjeżdża do miast, bo nie zamierzają, lub nie chcą pracować na roli, babrać się w błocie, gdzie perspektywy na jutro uciekają bezpowrotnie. Poniekąd jest to zmierzch starego ustroju, próba pozostania sobą, gdy pozostali sprzedają ziemię za bezcen, aby przetrwać, a poseł tkwi w pułapce biurokratycznej uprzejmości, gdyż nie ma nic do gadania z wyższym zarządem w państwie polskim. Każdy tkwi na polu minowym: utrzymując się z kombinatorstwa, albo twardej ręki. Jest to bitwa przegrana na starcie. Gospodarka tonie w inflacji, telewizja zaburza rzeczywistość i produkuje toksyczne wartości. Dziennikarze szukają okazji do ataku, podsycania burzliwych komentarzy, a sąsiedzi chcą zapomnieć o tragedii jednego z mieszkańców, więc decydują się na ślub, na wesele córki, choć nie odprawiono stosownego pogrzebu, dopiero co zmarłej osoby, zaś śledztwo utknęło w rozkroku. Jest w toku, ale bez rozwiązania. Jedyne, co wiemy to, że zbrodni nie było, a gospodarze są cięci na wścibstwo oraz nadmierne zainteresowanie kwestią denata ze strony Jarka, który nie odpuszcza, bo chce znać prawdę. 

,,Tyle co nic'' charakteryzuje dokumentalny styl - płynne przejścia ujęć z ręki, więc kamera ma falistą formę. Prowadzi nas w głąb przeklętego śledztwa poruszając się za plecami niestrudzonego bohatera uwikłanego w polityczny bajzel, gdzie z każdej strony czekają na twój nieprawidłowy, fałszywy ruch. Mimo ostrych słów, gdzie padają przekleństwa, bo rolnicy nie są wykształconymi jednostkami z uczelni, czy ugrzecznionymi dyplomatami, to wsiąka w prowincjonalną dzicz czy ujednolicony krajobraz, gdzie nikt nie czuje się oszukany przez system, choć powinien. Poza dziecinnym strajkiem w pierwszych fragmentach, to jedyny epizod, który deprecjonuje wyżej postawionych pionków w biurokratycznej maszynie zagłady. Do tego trzeba oddać piętno współczesnej gospodarki, która utknęła w martwym punkcie. Prywatyzacja, przeróżne konsorcja czy korporacje, które trzymają łapy za sterem, aby promować sztuczną hodowlę zwierząt. Przejmując przemysł, który prowadzi do zniewalania zwierząt, psując prywatne produkty, bo wolą zastąpić je plastikowym, chemicznym śmietnikiem z taśmy produkcyjnej, więc wszelkie starania, aby nagłośnić marginalizację wsi ze względu na postęp miastowych pochlebców, koniec końców, jest z góry zaplanowana na straty, gdyż stoimy na przegranej pozycji.

Dzisiejszy świat nie dba o potrzeby małych miejscowości, gdzie brakuje pracy, dobrego zatrudnienia, firm, a rolnicy cierpią przez postępującą obniżkę cen zboża, a w zamian zwiększa się opłata za nawóz czy preparaty do uprawiania ziemi, o sprzęcie nie wspominając. To problem, który staje się powszechny, bo globalizacja przyczynia się do zmniejszania czy umniejszania wartości tych, którzy żyją z ziemi, własnej ziemi. Tych, którzy chcą coś wypracować własnymi staraniami - nie będąc na łasce państwa, które odbiera im wszelkie instrumenty do siania, aby nie wyjść, z punktu księgowego, na minus. 

,,Tyle co nic''', to western na zapadłej wsi, gdzie sprawiedliwi są osądzani, a w telewizji wypowiadają się gorzko, mimo że niczego złego nie popełnili (gdyby nie trup w łajnie, podejrzewam, że nikt nie zainteresowałby się anonimową wsią, nie nagłaśniając sprawy do wagi państwowej). Gdzie rolnicy są traktowani jak drugorzędni partnerzy w biznesie, a politycy mieszają się w cudzy kapitał oraz zagospodarowanie. Mieszając się do prywatnych spraw stają się wrogami buntowników, którzy nie chcą rozdmuchiwać telewizyjnej afery, którzy nie życzą sobie niszczenia tego, do czego doszli własnymi siłami. Jarek wychodzi na ostatniego Mohikanina, któremu nie jest wszystko jedno. Chce pozostać rolnikiem, ale przede wszystkim człowiekiem, który ma honor, nie będzie bezkarnie przyglądał się, jak polityka rujnuje gospodarkę, a złamane obietnice traktował jak dziecięcy kaprys, o którym zapomni na drugi dzień. To człowiek z grubej skały walczący do końca o przyszłość - nie tylko swoją, ale wsi i przyszłego pokolenia. 

Polska, 2023, 93'

Reż. Grzegorz Dębowski, Sce. Grzegorz Dębowski, Zdj. Oleksander Pozdnyakov, Mon. Anna Garncarczyk, prod. Stowarzyszenie Filmowców Polskich, Studio Munka, Canal+ Polska, wyst.: Artur Paczesny, Monika Kwiatkowska, Agnieszka Kwietniewska, Artur Steranko, Marcin Kiszluk



0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz