niedziela, 11 czerwca 2017

Swobodnie o meczu Polska-Rumunia



Chciałem sobie o czymś napisać, to czemu nie wspomnieć o wczorajszym wyniku i grze polskiej reprezentacji na stadionie narodowym w Warszawie? Mecz mi się średnio podobał - od razu zaznaczę, że nie byłem ani zaskoczony ilością bramek, ani jakością wykonania stałych fragmentów gry czy taktyką wejściową Adama Nawałki. Zwycięstwo było łatwe z jednej, prostej przyczyny - nieskuteczności i lamienia na potęgę, jak by powiedziała (stwierdziła) młodzież. Będę szczery i nie obchodzi mnie, że kogoś obrażę. Rumuni to partacze, którzy nie wiedzą, co z piłką zrobić. Nic dziwnego, że nie osiągają sukcesów w kadrze. Nie strzelają goli (chyba, że po czyjejś pomyłce albo po rykoszecie). Walą na oślep i nie wiedzą, co to jest klepka czy chłodna głowa w sektorach pola karnego. Zachowują się jak zbłąkane dzieci bez opiekuna oczekujące na cud, że ktoś je uratuje. Gdyby nie pierwsze dwadzieścia minut spotkania pomyślałbym, że nie są przygotowali na spotkanie z piłkarzami z orzełkiem na piersi. Chyba, że mają gdzieś wyjazd do Rosji i im nie zależy na Mistrzostwach Świata. Ich sprawa. Wczoraj oglądałem popis indolencji rumuńskiej szkoły piłkarskiej - wykazując ignoranctwo oraz liczenie na boski cud z nieba. A ostatnie piętnaście minut to już granie na oślep i oczekiwanie na końcowy gwizdek.

Rumunia grała solidnie do czasu, gdy murowała bramkę i nie pozwalała rozpędzić się polskiej reprezentacji. Grali w porządku, kiedy jeszcze nie padła bramka, bo potem - dramat i żenada. Jako kibic miałbym spore pretensje do zawodników, bo ich akcje wyglądały, jak jeden schemat. Byle do przodu i jak najszybciej oddać strzał - nieważne czy z dystansu czy z pięciu metrów. Wal chłopie, wal na budę. Niby ruszali się bokami, ale jakoś nieprzekonująco, na aferę, aby cokolwiek uczynić. Oczywiście nie umniejszam naszym obrońcom, ale zachwycony postawą przeciwnika nie byłem. Dopóki ryglowali bramkę i postawili blokadę z pięcioma obrońcami na swojej połowie - wyglądało na dobrą robotę. Trzymali się taktyki i mieliśmy problemy ze strzeleniem bramki. Potrzebna była cierpliwość i konsekwencja budowania ataków od tyłu, jak w lidze włoskiej. Jedynie Grosicki rozbujał boki i kilkakrotnie namieszał w obronie. Środkiem ciężko się przedrzeć, więc musieliśmy uruchomić skrzydła. Emocje jak na grzybach - powiedziałby ktoś, kto nie ogląda meczy, ale mnie jako kibica cieszy fakt, że potrafimy grać w trójkąty, realizować ataki nie tylko długim podaniem, ale krótkimi piłkami, kiedy ofensywna gra rodzi się z obrony, nie zaś z ataku. 



Powolne rozgrywanie miało swój smak. Ujrzałem kilka interesujących prostopadłych piłek od Mączyńskiego, Łukasza Piszczka regularnie odwiedzającego prawe skrzydło boiska oraz fantastyczne rajdy, które zawsze podziwiam na meczach. Rumuni bardzo szybko popełnili błąd - bezmyślnie faulując Roberta Lewandowskiego w polu karnym: łapiąc go za rękę. Profesjonalni piłkarze, a zachowują się jak amatorzy z okręgówki (z całym szacunkiem dla tych, którzy grają w okręgówkach, bo niektórzy zachowaliby się lepiej, choć grają w podrzędnych klubach). Kosztowny błąd, bo Robert to kat ,,jedenastki'', który jest skuteczniejszy od samego Cristiano Ronaldo (nie myli się, a takim tuzom, jak Messi zdarzało się psuć dogodne sytuacje). Spokój, opanowanie - bramka musiała paść, a Rumuni, nawet jak wyszli ze swojej twierdzy - pokazali, że na piłce to się nie znają. I mało mnie to obchodzi, że to niebezpieczny rywal. Mogą być sobie groźni, ale nie pokazują tego na boisku. Koniec. Kropka. Nad czym tu dumać? Nie wiem, za co mam ich chwalić. Za to, że mają siłę w nogach? Błagam - strzel, mniej fizycznie, ale precyzyjnie, a nie, że lutniesz z szesnastu metrów, a piłka nie otrze się choćby o milimetr od słupka. Tak mogą sobie strzelać dzieci na orliku, a nie piłkarze warci dużych pieniędzy. Mało mnie to obchodzi, że ktoś tam coś powiedział. Widzę, jak jest i Rumunia niczym się nie wykazała, więc nie róbmy z nich nie wiadomo kogo. Już niedoceniana przeze mnie Czarnogóra pokazuje, że są o wiele trudniejszym rywalem. I strzelają bramki na zawołanie!

Żeby nie było za kolorowo - powiem, że my też popełnialiśmy błędy, z tą różnicą, że byliśmy skuteczni, mieliśmy plan na grę, na realizację trudnych piłek, stać nas było na rozsądek i dominację na boisku. Nie strzelaliśmy na chybił trafił, nie rozrzucaliśmy piłki, jak słomę w butach. Konsekwentnie, do przodu, ale z umiarem. Nie mogło się nie udać. Podziwiam Thiago Cionka, ponieważ udźwignął rolę Glika, czyścili z Pazdanem piłeczki z boiska oraz nie pozwalał na wcięcia do środka pola karnego. Być może nie ma takich umiejętności, jak Kamil, ale uważam, że był w dobrej dyspozycji i nie odstawał od kolegów z drużyny. Liczę na to, że współpraca z Nawałką przyczyni się do większej pewności siebie - nie czując się gorszym od innych. Trochę szkoda, że Błaszczykowski się starzeje, a nie młodnieje - wiek mu nie sprzyja. Mało widoczny - widać, że woli działania defensywne, nie ma ochoty na podłączanie się do ataku. Może słusznie, ale wieku nie oszukasz. Piękna kariera kiedyś się kończy i musi sobie zdawać z tego sprawę. Za to Zieliński staje się najważniejszym filarem kadry, co cieszy, bo jest kreatorem - jego zadaniem jest rozprowadzać akcje, tu sobie kogoś kiwnąć, raz kółeczko, raz podanie, tam posłać ciętą piłkę, gdzie indziej zaszkodzić przeciwnikowi pomagając swoim jak najlepiej. Zaliczył asystę, stał się przyczyną drugiej bramki. No, i oby jak najczęściej świecił przykładem dla biało-czerwonych. Młodziutki Andrea Pirlo, jak znalazł. Robert może nie zagrał wybitnego meczu, ale strzelił bramki i pokazał, dlaczego jest napastnikiem pierwszej klasy  - i wystarczy. Dużo nie musiał robić. Ale jest bezwzględny dla przeciwnika. Karniaczki strzela na zawołanie, a z bani huknąć potrafi. 



Za to nie rozumiem, co się stało pod koniec meczu. Wkradł się chaos. Niepotrzebne straty, jakieś zbłąkane piłki pod bramkę Szczęsnego. Nie wiem, dlaczego Adaś wystawił dwóch kolejnych napastników: Teodorczyka i Milika. Lepiej, gdyby wzmocnił środek, bo nie sztuka pozbyć się defensywnych zawodników - chyba, że realizował jakiś plan, o którym ja widocznie nie wiem i nie rozumiem. Chyba nawet nie szukam usprawiedliwienia. Mniejsza. Ostatnie minuty, to była męka. Dłużyło się. Odliczałem sekundy, żeby to się skończyło i nie psuli mi wieczoru. Jest zwycięstwo. Zasłużone, bo Rumunia to partacze, którzy, jak dostają szansę od losu, to i tak psują aż oczy krwawią ze zdumienia. 

Piłkarze wieczoru: Piotr Zieliński i Krzysztof Mączyński

Rozczarowanie: Ostatni kwadrans przed końcem spotkania. Chybione zmiany w polskiej kadrze (nie licząc Krzyśka Mączyńskiego, który musiał zejść z boiska, bo doznał kontuzji). Rumunia jako zespół. 


0 Komentarz(e):

Prześlij komentarz