Strony

Strony

Strony

środa, 7 maja 2025

The Ballad of Wallis Island

 


Ballada na walijskiej wyspie, to relaksująca opowiastka przy kubku gorącej herbaty. Rozmarzona folkową muzyką, gdzie brytyjski humor powiewa w dialogach, a dramaty są uszczuplone, żeby nie wzbudzać większych emocji. To lekka bryza powiewająca w kierunku twarzy - niegroźna, i na spokojną dobranockę. Opowiada o upierdliwym miliarderze, który zaprasza do siebie idola muzycznego na swoją walijską wyspę otoczoną szerokim oceanem. Wstęp przedstawia muzyka, w czarnych szkiełkach na nosie, wędrującego w łódce, co zabrał ze sobą futerał z gitarą, a jego ekskluzywny koncert wydaje się rozpisany na wyłączność. Muzyczny gwiazdor Herb McGywer (czarujący Tom Basden) - szczupły brunet zakręcony w gościnne powitanie, gdyż macza uroczyste ubrania w wodzie podczas przywitania z fanbojem o imieniu Charles (Tim Key), co z wyglądu przypomina pociesznego grubaska, co ,,odpłynął'' od rzeczywistości.

Charles wiedzie luksusowe życie, ale pozbawione towarzystwa. W jego okolicy widujemy jedną sklepikarkę, w której platonicznie jest zakochany, choć do takiej konkluzji doszedłem dopiero w rozciągającym się seansie, ponieważ ich dyskusje mają urok pieszczotliwego flirtu, na tyle subtelnego, że niedostrzegalnego dla anty-romantyków. Trochę przypomina ,,Biznesmen i gwiazdy'' (1983) - kameralny komediodramat, gdzie rozmowa jest w centrum uwagi, a ograniczona przestrzeń decyduje o intymności charakteru produkcji. Jego ciepła formuła roztacza aurę niezobowiązującej historii muzycznej, bo piosenki robią za komentarz, jak Herb tkwi w melancholijnej przeszłości, gdyż nie pogodził się ze stratą ukochanej, zaś jego sława nie rozwiąże sercowych dolegliwości. Tym śmieszniej wypada, kiedy do brzegu dobija jego dawna dziewczyna - z mężem o czarnoskórej karnacji, gdy ona jest blondynką z długimi końcówkami włosów. Nell Mortimer (powrót Carey Mulligan) jako dawna kochanka, to epizod - jawny i zaprzepaszczony. Wydaje się dopisana, ponieważ nigdy nie zostaje rozwiązany konflikt o burzliwym, sercowym pożądaniu, ponieważ muzyk śni o przeszłości, jakby zapomniał, że czas płynie do przodu, gdy ona rozpisała sobie życie w nowych rozdziałach. 

Lekki, uszczypliwy ton narracji ulega wpływom narwanego folkowego śpiewacza, który sprzecza się z fanem jego muzyki, a później ze wspomnieniami. Nelly nie insynuuje żadnego podtekstu romantycznego, gdy Herb próbuje się zbliżyć, zapominając w rzewnych piosenkach, z nutką sentymentu w głosie. Jak na bogatego, uznanego piosenkarza, z rockowym brzmieniem - strasznie dziecinnieje na wyspie, a jego postawa waha się między błędną interpretacją ludzkiego zachowania, a niechęcią uczestniczenia w prywatnym zoo, w którym robi za okaz, ponieważ miejscowy Charles nieustannie go prześladuje, o czym sarkastycznie przypomina scenariusz w ustach muzyka. Charles, to w ogóle najdziwniejsza postać. Wielki miłośnik tenisa, który ma własny kort bez linii końcowych, w jego eleganckim domu w kuchni, z kranu wydobywa się tryskająca woda, co nie przestaje przeciekać w metalowych rurach, który rozmienia banknoty w stado pięciocentówek. Wbrew pozorom - staje się osobowością wiodącą, gdyż zaingerował spotkanie dwóch grajków, których łączył niegdyś gorący romans, a Nell ewidentnie nie marzy o zwierzeniach czy bełkocie o wielkiej miłości, która żyje w cieniu wspomnień sentymentalnego Herba. Chwyta to spontaniczne spojrzenie, dlaczego doszło do rozstania, ale nie zamyka rozdziału tradycyjnie, bo nie musi, gdyż Herb jest jedynym gościem na wyspie, dla którego życie, to on sam, jakby chciał wierzyć, że jest w centrum wszechświata. 

Foto. Focus Features

Charles próbuje uspokoić nieco narwanego folkowego rumaka, co prycha na zastane okoliczności, a jego piosenki dobitnie świadczą o nieuchwytnej melancholii za straconym czasem bez swojej dawnej miłości. Mąż Nell (Akemnji Ndifornyen), to utemperowany młodzieniec, entuzjasta obserwacji ptaków w terenie, a jego spokojny ton gryzie się z roztrzęsionym, nadpobudliwym grajkiem, który wiecznie dzwoni z budki telefonicznej, ma niski próg cierpliwości, oraz nierozsądnie próbuje nawiązać nić z dawną dziewczyną, kiedy ona już dawno należy do kogoś innego (po co komplikować sobie życie?). Jednak podstawowa zasada filmowa skupia się na melodii. Ciche piosenki lecą w tle, gitara odpalona, żeby odegrać wewnętrzne strapienia, oraz radość z brzdąkania na instrumencie. Muzyka, poniekąd, jest lekiem na nierozwiązane sprawy, aby rozluźnić się przed smaczną kolacją, czy istotą zawodowej ścieżki, którą obrał Herb, gdyż błąka się po wyspie, w nadziei, że ochłonie od napastujących emocji. Jednocześnie doceniam, jak i przeklinam, iż jest to film skupiony na melodycznej, muzycznej perwersji. Melodie rozgrywane pomiędzy ciętymi dialogami nie pasowały do repertuaru, jakbym sobie tego życzył. Wolałbym, żeby autorzy wyrzucili tę całą operę i skupili uwagę na rozmowach, które mają większy wigor. Jakoś nie przekonuje mnie folkowa muzyka odgrywana w zacisznym miejscu, choć uspokaja ciało wkomponowując się w otoczenie niedużej wyspy z klifami. 

Za bardzo rozwarstwię tę opowieść, bo nie jest to, ani historia o przemijającej miłości, ani o pogodzeniu z rozstaniem, ani o uporczywych fanach muzycznych. Biega sobie po wątkach, dorzuca utwory z płyty, a wolałbym, żeby podopinał napoczęte motywy. Mąż Nell jest tak samo epizodyczny w narracji, jak rozkosznie uśmiechająca się sklepikarka, gdy Herb idzie po zakupy. Część wątków zostaje porzucona w trakcie, jakby ktoś nie chciał dopisać dramatu, ponieważ wolał kołysać muzyką do poduszki. Ballada na walijskiej wyspie to ciepła, zwarta produkcja, ale też nadmiernie rozplątana, ponieważ nie potrafię wskazać, jaki był cel główny. Muzyk przyjeżdża (a właściwie podpływa) do tej osamotnionej krainy dla ekstrawertycznego słuchacza o imieniu Charles, żeby później wywijać kapryśne numery i mieć pretensje, że został zaproszony dla odrobiny rozrywki. Jest zabawny w pojedynczych przygodach, jak Charles nabija się z muzyka, że nie potrafi odbić piłeczki podczas gry w tenisa ziemnego. Jego siła tkwi w nastroju, ponieważ zostajemy zamknięci niemal na martwej wyspie, o głębokim oceanie, ze wzgórzami na poboczu. To dobra okazja, aby wyciszyć ciało, grając na gitarze późną nocą przy ognisku. Proponowałbym jednak, żeby takie opowieści miały w sobie minimalnie mocniejszy akcent dramatyczny, bo jest zbyt schludny emocjonalnie. 

Wielka Brytania, 2025, 99'

Reż. James Griffiths, Sce. Tim Key, Tom Basden, Zdj. G. Magni Agustsson, Muz. Adem Ilhan, prod. Focus Features, Moxie Pictures, Baby Cow Productions, wyst.: Tim Key, Sian Clifford, Carey Mulligan, Tom Basden



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz