![]() |
Kadr z filmu ,,The Vortex'' |
Nie było okazji na recenzje, więc postanowiłem, w krótkich słowach, oddać wrażenia z kilku produkcji, które miały miejsce w kinach. Spodziewajcie się więcej okazji, że będę pisał skrócone opinie, ponieważ w maju, a później w czerwcu będę zajęty innymi sprawami, a to sprawia, że mam ograniczone pole manewru. Także, przestrzegam, że na blogu będę mniej aktywny, i od czasu do czasu pojawi się jakaś szczegółowa rozprawka albo zdawkowe wydarzenie związane z kinematografią. Nie przedłużając - zapraszam do krótkiego katalogu.
Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi
Powrót serii, która słynęła z wymyślnych śmierci, a bohaterowie ginęli w karkołomnych przypadkach czy okolicznościach. Przepełniony czarnym humorem, ale także zmęczonymi dialogami i zużytymi protagonistami. To problematyczne, kiedy muszę opisywać quasi-horror, ponieważ nigdy nie uważałem ,,Oszukać przeznaczenie'' za dzieło, co wywołuje panikę w kinie. To raczej drwina z postaci na ekranie, że mam do czynienia z baranami, co umierają w hucznych okolicznościach. Największe wrażenie robi otwierająca sekwencja, jak cofamy się do lat 60., a na szczycie wieży obserwacyjnej odbywa się potańcówka. Szkło pod nogami pęka, pieniążek turla się wewnątrz szybu wentylacyjnego, żeby wzbudzić trwogę, a nieświadomi ludzie nie zauważają sygnałów, że ,,opancerzenie'' szyb ulega zniekształceniu, zaś wieża jest gotowa do odpalenia ładunków, aby pozbyć się pasażerów na widoku obserwacyjnym. Po wstępnej inicjacji - całość ulega niesympatycznej komedii, z mało barwnymi uciekinierami od losu. Można docenić jego kreatywność, jak morduje wielopokoleniową rodzinę w cudaczny, makabryczny sposób, ale nigdy nie odniosłem wrażenia, że nie wiem, co się wydarzy. Produkcja notorycznie insynuuje, kiedy dojdzie do kolejnego ataku. Stając się przewidywalnym slasherem, gdzie narzędzia codziennego użytku dokonują masakry na nieświadomych gospodarzach.
![]() |
Foto. New Line Cinema |
Przerywane głowy, upadek z wysokości, połamane tułowia, spalenie żywcem - liczba nieprzyzwoitych zgonów rośnie, ale to umaczana w polewie komedia, gdzie śmierć czai się za rogiem, a niektórzy celowo prowokują czy kuszą los. Wiecie, jest pewna granica między wygłupianiem się, a dobrą zabawą, a autorzy wpadli w sidła przesadnej pewności siebie. Uwierzyli, że jak będą błaznować, to rozrywka osiągnie ultimatum, ale wbrew pozorom - traci w oczach. Wolałem, kiedy z kamienną twarzą tworzyli tor przeszkód dla przyszłego denata. Kiedy bohaterowie tracą szacunek do przepowiedni, jakoby mieli zginąć przez klątwę rodzinną - przekształca się w nieśmieszną, i w dosyć urojoną historię o przypadkach, co chodzą po ludziach.
Szyderstwo wypływa z ust, a nowe ,,Oszukać przeznaczenie'' zaczyna się powtarzać w coraz bardziej niedorzecznych sposobach na śmierć. Rutynowo pozbywa się jednostek z planszy, a scenariusz to zlepek nieuporządkowanych pomysłów. Doceniam za kilka szokujących scen, z dodatkiem nieprzyzwoitego humoru, jak zadrwić z życia, ale jako całość, to męczący produkt z niekończącą się serią najgłupszych wypadków na scenie. Gdyby tylko bohaterowie częściej używali głowy - uniknęliby spotkania z kostuchą. Zaczyna ze szczytu, aby skończyć w powtarzających się czynnościach, jak zginąć przez nieuwagę. Rozrywka na leniwe popołudnie - z fantastyczną oprawą ,,ludobójstwa'' w wieży obserwacyjnej.
USA, Kanada, 2025, 110'
Reż. Zach Lipovsky, Adam B. Stein, Sce. Guy Busick, Lori Evans Taylor, Zdj. Christian Sebaldt, Muz. Tim Wynn, prod. New Line Cinema, Practical Pictures, Freshman Year, wyst.: Anna Lore, Teo Briones, Kaitlyn Santa Juana, Richard Harmon
Bezcenny pakunek
Fałszywa deklaracja zaangażowania społecznego. Wiecie, czego nie znoszę w ostatnich latach? Kiedy odnosisz się do poważnych tematów, a robisz z tego prymitywny spektakl wymuszający współczucie. Odnoszę wrażenie, że część autorów poszła na łatwiznę, więc uczepiła się Holokaustu, żeby przedstawić nikczemny portret niesmacznej baśni w realiach II wojny światowej. Nie ma to, jak ,,wozić się'' na barkach wielkiej historii, i robić z tego sentymentalnie-łzawą przypowieść o kobiecie w chatce. Tak samo sztucznie rozpisany, jak przepakowany ,,Pearl Harbor'' (2001) czy nieścisły w faktach ,,Oppenheimer'' (2023). Jego wiarygodność topnieje szybciej, niż zakład, kto szybciej poderwie dziewczynę na bankiecie. Film animowany zapożycza komiksowy styl rysunków, żeby dowieźć szablonową przypowieść o niegościnności w Auschwitz, gdzie zaczarowany las podrzuca dziecko z przejeżdżającego pociągu, a drobna kobieta w chuście przygarnia małą sierotę. Drwal i jego żona żyją sobie w puszczy, gdzie niemieckie patrole nie sięgają wzroku. Rozgrzane serce matki podnosi dziewczynkę oraz adoptuje jak swoje. Mąż ma kwaśny wyraz twarzy - z początku nie zamierza przechowywać żydowskiego potomka, lecz zostanie utemperowany, a jego sympatia wzrośnie z upływającym czasem.
![]() |
Foto. StudioCanal |
To kameralna, monotematyczna i nieco monochromatyczna historia z narracją zza kadru, gdzie posępny las komentuje ponury los Słowian. Zbyt przezroczysty, żeby nadać wagi emocjonalnej. Technika akwarelowa nie przeszkadza, lecz nadaje temperatury kadrom: od zimnej, zdesperowanej zimy, po opiekuńcze instynkty matki, oraz zatwardziałego męża, który nabiera barw na twarzy, kiedy oswaja się z cudzym dzieciątkiem. Krzyk Munka przekazuje telegraficzny skrót, jakie wydarzenia dzieją się nieopodal zmarzniętego lasu, więc Holokaust został umieszczony na drugim planie, przez co los biologicznego ojca nie ma ładunku wstrząsowego, żeby wybudzić widza z ckliwej narracji, która tonie w uproszczeniach. To zaniedbanie, ponieważ nie wiele wiemy o prawowitym rodzicu osieroconej dziewczynki. Głównie zgłębiamy osiadły tryb życia zastępczej matki, gdzie las staje się powiernikiem tajemnicy. Jego największym błędem jest schludność poza-kadrowa. Informacje wypływają w sennym aromacie, a Holokaust stanowi dodatek do miażdżących reali. Przesadny sentymentalizm narracyjny zniesmacza, kiedy pomyślę sobie o okrucieństwach tamtego okresu, jakby to była sielanka, a zagrożenie istniało w wyobraźni. Mechaniczne podejście do II wojny światowej, a liryczna przypowieść o uratowanych dzieciach z wagonu nigdy nie nabiera majestatu wdzięczności.
Francja, Belgia, 2024, 81'
Reż. Michel Hazanavicius, Sce. Michel Hazanavicius, Jean-Claude Grumberg, Muz. Alexandre Desplat, prod. Ex Nihilo, StudioCanal, Les Compagnons wyst.: Dominique Blanc (głos), Antonin Maurel (głos), Adam Carage (głos), Oleg Imbert (głos)
Rock Bottom
Co łączy epokę dzieci kwiatów, animację rotoskopową oraz muzyczną sublimację? Niecodzienny projekt, który odpływa po narkotykach. Pełnoprawny debiut Marii Trenor zaczyna się w lokalnym klubie, gdzie popala się haszysz, uprawia wolną miłość, a drzwi zamyka na klucz, na wszelki wypadek. Skupiony według albumu Roberta Wyatt - brytyjskiego wokalisty progresywnego rocka. Kawałki muzyczne komponują się z cyganeryjskim stylem, gdzie bohema odpoczywa w dusznych salach zaciągając się mahoniową fajką. Perkusja oraz blues pozwala odpłynąć w sennej rzeczywistości - surrealistyczna jazda po historii, gdzie piosenka jest początkiem długotrwałej ,,fazy'' na kwasie. Stopniowo niszczy bariery kulturowe, gdyż na scenę wkracza muza wykształconego punka - Alfreda Benge. Polska góralka, która tworzy własne kompozycje oraz staje się partnerką Wyatta.
O tym, dlaczego partnerka była równie ważna, jak on - wystarczy przeczytać artykuł The Irish Times, a płyta, tytułowy ,,Rock Bottom'' w całości poświęcony jest jego żonie. Podobnie, jak w biografii - w filmie spada z wysokiego okna, co powoduje, że zaczyna cierpieć na diplegię - porażający paraliż kończyn dolnych. Szkoda, że wyobraźnia produkcji nie sięga dalej, niż wyczyny informacji z gazet. Jego poezja jest rozmarzona, w sennej tafli, gdzie fortepian powoduje wizualną ucieczkę - w głąb nagich postaci, gdzie miłość jest obsceniczna, a romans Wyatta raczej destrukcyjny, niż wyzwalający.
![]() |
Foto. GS Animation |
Pochwalam za odwagę, bo mało kto, w dzisiejszych czasach - robi biografię w animacji rotoskopowej, którą lubię i podziwiam (idealnie pasowała do brazylijskiej samby oraz kubańskiego romansu w ,,Chico i Rita'' z 2010 r.). Pod względem wizualnym jest wyjątkowy - czarne odcienie morza oddają ducha zagubionej pieśni, a rock spaja się z wierszem kochanki. Żywe kolory oddają żywot tych barwnych postaci, więc ubolewam, że scenariuszowo jest ubogi, i robi za marketing płyty muzycznej, bo piosenki przeplatają się z narracją. W tle hipisowska rewolucja, Majorka i ilustracje zgrabnej żony. Sztuka jawi się jako ucieczka od hierarchicznej społeczności, gdzie podziemna muzyka wygłasza zwrotki o odkupieniu, gdy wypadek z czwartego piętra spowodował wstrząs w ,,kulasach''. Ma coś z karykatury innych outsiderów, jak Robert Crumb czy Timothy Leary, gdyż płynie po narracji w rytmie LSD. Zanurzony w narkotykowym szale, z mrocznym romantyzmem na pokładzie, gdzie historia staje się tłem dla progresywnych wartości artysty. Impresja, która imponuje graficznym przykładem, a nagość odsłania niewinność Wyatta, gdyż pragnie przekraczać granice.
Hiszpania, Polska, 2024, 86'
Reż. Maria Trenor, Sce. Maria Trenor, Muz. Hugo Lopez Valdez, prod. Alba Sotorra, Jaibo Films, GS Animation, wyst.: Daniel Masalles (głos), Lisa Reventós (głos), Omar Sanchis (głos), Fermi Delfa (głos)
The Vortex
Przekomiczny film, którego akcja ma miejsce w kasynie. Komik postanowił zaprezentować ciąg zgrabnych skeczy, gdzie na maszynie losującej pragnie ugrać garść monet. Billy Gardell miał okazję zagrać, do tej pory, drugoplanowe role: między innymi w ,,Złym Mikołaju'' (2003) czy ,,Chłopaki z Jersey'' (2014) - tymczasem jest postacią wiodącą, przymocowaną do siodła w nocnym lokalu, gdzie pociąga za wajchę, żeby zbić rząd wisienek na jednym ekranie. Zamiast rozśmieszać ludzi - woli uprawiać hazard, grać do późna w Vegas, oraz czekać na wygraną. Popada w długi, lichwiarzom jest winny pieniądze, a jako nałogowy ,,lotto maniak'' próbuje szczęścia w maszynach grających (gdzie rządzi przypadek). W salonie dla niepalących siedzi spokojnie, sam jak palec, aby w kamerze ujrzeć, jak inni litują się nad jego pokraczną osobą. Rdzenna amerykanka życzy upragnionego sukcesu, by kolejno słuchać kazań jakiegoś gościa ze szklanką whisky. Nieszczęśliwie zakochany w żonie przyjaciela - istna depresja komika, który poza sceną wiedzie smutny los. To krótka opowieść - rozpisana w jednym, długim akcie, na osiemdziesiąt minut. Z wymownym finałem, gdzie kasyno płonie, jak maszyna nagrzana od uzależnionego hazardzisty. Ponura wizja nałogu połączona z subtelnością artysty, gdzie śmiech ukrywa w ciszy. Względnie polecam, jeśli macie ochotę na kameralnie intymne portrety zduszonych dusz, które szukają wybawienia w relacjach.
USA, 2025, 83'
Reż. Richard Zelniker, Sce. Steven Barr, Richard Zelniker, Zdj. Justin Richards, Muz. Asdru Sierra, prod. Lucid Pictures, Olliecorp, 12 Miles Out Productions, wyst.: Billy Gardell, Jaina Lee Ortiz, Jamie McShane, Emily Alabi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz