Wpisujący się między dramatem historycznym, a czystą fikcją opowieść o wyzwoleniu Korei spod jarzma Japończyków czerpie garściami z estetyki noir, gdzie panowie chodzą w płaszczach, kapelusze są spadziste, a ponurość czasów zostaje oddana w ciemnych bazach podziemnych. Jestem zaskoczony, jak nie wiele informacji przekazuje o oficjalnym konflikcie na początku XX wieku - akcja skacze po miastach, nie oddając geopolitycznej idei stojącej za bojownikami, którzy działają dla narodu potajemnie. Film oparty jest na rzeczywistych wydarzeniach, podczas których grupa koreańskich aktywistów spiskowała w 1909 roku, by zamordować Ito Hirobumiego, japońskiego premiera i pierwszego japońskiego generała-rezydenta Korei.
Jak podaje strona antykorupcja.gov.pl: ,,Jego największym osiągnięciem, oprócz sukcesów w polityce zagranicznej Japonii, było uchwalenie konstytucji Japonii (1890), zmiana sposobu rządzenia krajem poprzez stworzenie Kokkai* (1890), powołanie ministrów podległych premierowi oraz uformowanie zawodowej administracji...Konsekwencją reform wprowadzonych przez Ito było to, że w Japonii i Korei, będącej protektoratem, w 1910 roku administrację zasilało 10 tysięcy urzędników, a do roku 1937 ich liczba wzrosła do 87, 552. Dzięki Ito Hirobumi administracja publiczna Japonii uważana jest za opartą na ciężko pracującej, wykwalifikowanej i godnej zaufania kadrze.''.
Główną postacią rewolty jest Ahn Jung-geun (Hyun Bin) przeprowadzający porywcze powstanie przeciwko okupantom, chociaż w pierwszej chwili jest podejrzewany o kolaborację z wrogiem, gdyż jako szpieg mógłby infiltrować podziemne zamiary rewolucjonistów. Jednak, jak to bywa z koreańskim kinem - ich patriotyczna mowa nieco zaciemnia polityczny kontekst wydarzeń. Japończycy zostali przedstawieni w negatywnym świetle, ale można to zrozumieć, ponieważ ksenofobiczne działania państwa azjatyckiego spowodowały, że wojowali z każdym, jak np. z rosyjskimi służbami w latach 1904-1905. Ktoś, kto nie studiuje historii Japonii nie zrozumie, że to kraj przepełniony dumą, gdzie starszyzna ma prawo głosu w każdej dziedzinie życia, a ich izolacja od świata zewnętrznego miała potężny wpływ na to, jak nie przepadają za obcymi. Pierwsze sceny zapowiadały dosyć poważny dramat batalistyczny, gdzie dostałem młotem w głowę, bo na ekranie przeprowadza się rzeź na terenach wyspy Inczhon (a dokładniej w Yeongheungdo), gdzie urzęduje japońska okupacja kolonialna sąsiadów z Azji. Po zatrważającej potyczce na bagnety, gdzie noże zakotwiczają w piersi przeciwnika - przechodzimy do standardowego thrillera quasi-politycznego, który jest ukierunkowany w stronę koreańskiego patriotyzmu.
Historia przechodzi bokiem, bo skupiamy się na działaniach Ahna zamieszanego w zamach na generała Ito. Produkcja zostaje zamieszana w sensacyjny nurt ukrytych loży w ponurych zaułkach, żeby wznieść więcej kurzu, a Japończyków przegonić w zasztyletowanych kadrach. Omija aspekty czysto historyczne, aby nadać powieści szpiegowskiego klimatu, stąd latanie po miastach (pojawimy się m.in. w Rosji oraz Chinach), w długich, ciemnych płaszczach, aby dopilnować, żeby premier Japonii uległ sile armii powstańców. Japoński rząd zaczyna działać, kiedy widzi, że nieprzyjaciele planują odwet - kapitan Mori Tatsuo (Park Hoon) zaczyna polować na zagranicznych agentów, tuż po tym, jak otrzymał plany o zagrożeniu ze strony Korei. ,,Harbin'' przedstawia liczne plany oraz układy, w tym intrygi kryminalne, jak pozbyć się strony zagrażającej losom państwa, ale nigdy nie wychodzi poza utarty schemat walki o wolność - stając się klasycznym kinem patriotycznym niższego szczebla. Jego koncentracja nie wychodzi poza szum informacyjny, gdzie grupa powstańców działa w cieniu, z dala od ciekawskich oczu - dlatego widujemy liczne sceny w podziemnych bazach, gdzie dochodzi do jawnego pomysłu obalenia tyranii czy reżimu kraju kwitnącej wiśni. Planowane zabójstwo Hirobumiego wykręca (wymyka) się spod kontroli, ponieważ sojusznicy Korei zostają poddani testowi na lojalność wobec własnego narodu. Także, każdy każdego pilnuje, czy przypadkiem nie działa na niekorzyść Korei, i czy nie jest ukrytym szpiegiem morderczej Japonii.
![]() |
Foto. Film Angels Studio |
Największy problem produkcji polega na niedopisanej motywacji bohaterów, których nie do końca możemy zdiagnozować, ponieważ nie zostajemy wystarczająco poinformowani o zamiarach buntowników. Korea zostaje przedstawiona jako zespół bez skazy, a sam generał cesarstwa Japonii pojawia się rzadziej, niż widok koni w posępnej scenerii. Próbuje zgrywać western na Dzikim Zachodzie, ale nigdy nie wychodzi poza reguły kina noir otoczonego zdradą i tajemnymi spotkaniami po zmroku. Czerpie perwersyjną przyjemność z dawnego kina stylistycznego Melville, jak ,,Armia Cieni'' (1969), gdzie francuski ruch oporu działał w ciszy, a agenci uciekali z getta. Ma podobny zamiar, by uciekać się do stylistyki czarnego kryminału, przepełniając nadzieją koreański naród, że dojdzie do zamachu, a ruch wyzwoleńczo-narodowy objawi się w postaci zamaskowanego rebelianta Ahna. Mimo że Korea od zawsze była uciskana przez Japonię, tytuł w żaden sposób nie oddaje świadectwa faktów około filmowych. Zbyt mocno skupia się na wytartych szlakach oraz sensacyjnych pułapkach, żeby przedstawić mozolny wysiłek, jak dojdzie do zabójstwa Ito w Harbinie, w północno-wschodnich Chinach. Ahn jako bohater jest mało wyrazisty, nie zapada w pamięć. Jako bojownik o niepodległość Korei zostaje przedstawiony jako pobożny, prawicowy wojownik, który działa w interesie aktywistów o wolny naród unitarny. Jego szlachetne intencje, to nieco zasłona dymna, bo jego działania niejednokrotnie przeczą czystej pomocy.
Twórcy nie zgłębiają armii niepodległościowej, ani nie rysują kształtnej narracji politycznej - zbytnio wierzy, że jako kino noir ma do zaoferowania coś więcej, niż patriotyczną wydmuszkę bez napięcia. Nieintuicyjnie podchodzi do ważnych wydarzeń historycznych, a pierwsza bitwa powstańcza, w zimowej scenerii, jest bardziej efektem wywołania sztucznego, nadmuchanego szoku, zamiast skupić uwagę widza na konsekwencjach protestujących rebeliantów. Jego bezceremonialna suchość wystaje w każdym aspekcie: od niejasnych motywów, po słabo napisanego (niedopisanego?) protagonistę, unikając mocniejszych figur oraz kontekstów społeczno-historycznych, a że bywam wybredny, kiedy filmowcy rezygnują ze szczegółowego sprawozdania: ,,Harbin'' pozostaje ciekawostką, która nie ma żadnego sensu filmoznawczego, prócz dla widowni z Korei, która żyje tym wydarzeniem, do dnia dzisiejszego.
* Kokkai - dwuizbowy parlament, składający się z Niższej (Reprezentantów) i Wyższej (Doradców) Izby, odpowiedzialny m.in. za wybór premiera.
Korea Południowa, 2024, 108'
Reż. Min-ho Woo, Sce. Min-Seong Kim, Min-ho Woo, Zdj. Hong Kyung-pyo, Kos. Katrina Liepa, prod. CJ Entertainment, Film Angels Studio, CJ ENM Co., wyst.: Hyun Bin, Jo Woo-jin, Park Hoon, Lily Franky, Son In Yong, Tongha Pak, Romain Danna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz