poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri - czyli najbardziej znienawidzony film roku



Coraz częściej nowe filmy figurują na mej niesławnej czarnej liście, w której umieszczam produkcje nielubiane, niechciane przez to, co ze sobą reprezentują i jak wpływają na kino, jak ,,La La Land'' czy ,,Nienawistna ósemka'', skład się poszerza i stale rośnie, choć starszych tytułów nie brakuje, jak ,,Stalag 17'', ,,As w potrzasku'' albo ,,Zielona mila'', to w ostatnich latach liczba drastycznie wzrasta i staje się anty-wartościowa, bo przekazuje najgłębsze emocje - nienawiść, irytację do tego, czego nie szukam w kinie. Kolejnym punktem na tej nieoficjalnej liście pojawią się billboardy. Dlaczego? Wyjaśnię. Jakież było zaskoczenie, gdy owe dzieło nominowano do Złotych Globów czy znajdowało się wśród kandydatów do nagrody FIPRESCI. Tym potężniejszy dostałem łomot w potylicę, gdy zyskał rozgłos i wysoko notował w rankingach. Ale - nie przejmując się tabelami, które są dla zabawy, jak również osobiste listy - nie będę nikogo osądzał, to byłoby nie w porządku wobec innych, lecz nie mogę pozostać obojętnym i muszę być szczery wobec widza, dlaczego oficjalnie jest najbardziej znienawidzonym filmem 2018 roku.

Pamiętacie ,,Fargo'' od braci Coen? Jeśli tak, to wiecie, że była to jedna z wariacji, by wymieszać koncepty stylistyczne oraz fabularne - kryminał przyozdobić forsowną farsą o dwóch niezdarach, ale kryminaliści to zazwyczaj tępe, niedojrzałe emocjonalnie jednostki, i twórcy doskonale rozumieli, że zbrodnia jest banałem, bo chodzi o oczywiste oczywistości, jak chciwość przesłania zdrowy rozsądek, a walizka z pieniędzmi jest odpowiednim narzędziem do tego, żeby wykazać głupotę tych nieszczęśliwych ludzi, którzy myślą, że zabójstwo jest jedynym wyjściem, by zdobyć grube banknoty. W ,,trzech billboardach...'' mamy podobną sytuację, gdyż scenarzysta (jednocześnie reżyser projektu) postawił na grę z widzem - wrzucił do kociołka dramat, komedię, obyczaj i wątki o zabarwieniu śledczym. Pomysł wyjściowy miał jakiś potencjał. Samotna matka, kobieta o imieniu Mildred, która nie potrafi się uśmiechać i chodzi wiecznie nadąsana - straciła córkę w wyniku morderstwa (wcześniej zgwałcona i ogołocona z przyzwoitości). Postanawia zainterweniować, więc zamawia tytułowe trzy billboardy, na których umieszcza prowokacyjny slogan czy też treść z krytyczną opinią na temat służb mundurowych. I jak to jej córka stała się męczennicą, bo ogłasza wszem i wobec, że nie zamierza spocząć, dopóki nie dopadnie sprawcy (później dochodzi wymowna scena, gdy rozmawia sama ze sobą w króliczych paputkach, by podkreślić komiczny aspekt dochodzenia, że zabije drania). Mildred, to jednocześnie antypatyczna postać rodem z komiksów o psychopatycznej jaźni. Niby szuka sprawiedliwości, ale sama zadaje krzywdę brodząc w aktach personalnych.

Jałowość i pustka dominuje od pierwszych rozdziałów. Żadna osoba nie będzie należeć do grupy bohaterów. Policjanci na służbie czepiają się błahostek, zamiast zająć się poważniejszymi sprawami. To gruboskórni, mało inteligentni faceci w niebieskich kołnierzykach. O niewyszukanej mowie, gustujący w tanich rozrywkach i pyskówkach z obywatelami. Na małej prowincji w stanie Missouri, w regionie Midwest na obszarze Wielkich Równin nie ma tajemnic, bo to mała mieścina, w której nie ma globalnych interesów, są za to lokalne zaczepki, problemy rodzinne i nowomowa, wraz z ,,nowoczesnym'' podejściem do związków, gdzie starsi mężczyźni biorą sobie za kochanki młode dziewczyny, które mogłyby być ich córkami. Ale za co głównie nienawidzę ,,Trzech billboardów...''? Za niepohamowany, nieograniczony gniew, który niczemu nie służy. Język nienawiści gości od pierwszych minut. Stereotypowo odnosi się do białej oraz czarnej populacji - ukazując ich w jaskrawych barwach, tak aby nikt się nie przyczepił o rasistowskie poglądy. Jedyny dialog, który uratował film w moich oczach, to porównanie księdza do gangów małomiasteczkowych, którzy indoktrynują i sami zadają kłam, że robią coś pożytecznego wmawiając innym, jak warto i należy żyć - przyczyniając się do rosnącej fali niechęci do osób nie zrzeszonych do żadnej organizacji czy placówki. Większa część dialogów to pusta formułka zgromadzająca negatywną energię, na temat społeczeństwa, organu, który bezmyślnie gapi się, co zrobią inni zatruwając jestestwo bliźnim. 

Niekończąca się złość oraz żółć wylewa się tonami, przez co elementy komediowe nie rozbawiają, a prowadzą do konsternacji i przykrego, zjełczałego tonu opowieści, bo nikt nie traktuje policji poważnie (wchodzą do komisariatu, jak do baru i mówią lekceważącym głosem). Trudno się dziwić, bo sami nie są lepsi, bo mogą bić obywateli bez radykalnej kary za naganną postawę - upust negatywnej emocji przechodzi na sucho, a farsa przestała być farsą, bo doszło do zepsucia i ambiwalentnej rozrywki, bo jak dobrze się bawić, gdy scenariusz sztucznie wkłada w usta przekleństwa aktorom, a kopanie innych jest zabawą bez skrępowania? Efekciarska formuła zabija misterną konstrukcję kryminalną - czyniąc z niej cyniczną łamigłówkę, bo zaprasza fałszywym gestem do rozwiązania jej problemu, a w istocie większym problemem staje się uboga dzielnica z ubogo duchowymi postaciami skazanymi na wzajemną krzywdę. Nie jest to żadna klasa wspomnianego ,,Fargo'' od braci Coen, bo tamta produkcja miała zachwycające zwroty fabularne - ociosane potężną dawką czarnego humoru i groteskowej maski przestępstwa na tle społecznym. ,,Trzy billboardy...'' ma fikuśną ramę, której trzyma się od wejścia na scenę, by zaprezentować tytułowe billboardy, gdy reklama o prowokacyjnej wymowie spłonie - jej wartość drastycznie opada i zostaje forma bez treści, rozmowy do niczego nie prowadzą, a frustracja wynikająca z próżnych zbiegów okoliczności czyni z tego dzieła przykrą diagnozę, że kino nie musi do niczego prowadzić - wystarczy że prowadzi - na oślep, bez dróg i poszlak. 

4 Komentarz(e):

Pisanie pisze...

Bo to film z przesłaniem. Przekaz jest ważny

Chris pisze...

Z jakim znowu przekazem? Lewackie treści plus rasistowskie motywy to coś, co ludziom imponuje? Czy nieuzasadniona przemoc stała się atrakcyjna dla widza? Mam zachwycać się efekciarskimi sztuczkami, które nic nie wnoszą i budują fałszywy kryminał, który pędzi jak kierowca pod wpływem? Wybacz, ale takie produkcje są puste i niezasłużenie prowadzą prym od prawdziwych perełek w historii kina.

Firmy/usługi pisze...

W tym kraju to wszystko jest pokręcone tak naprawdę.

Chris pisze...

Stany Zjednoczone niczego się nie nauczyły. Od wojny w Wietnamie jest z nimi coraz gorzej.

Prześlij komentarz