sobota, 27 maja 2017

Pomówmy o ,,Piratach'' i serialowej gorączce



Nie jestem fanem seriali, gdy ktoś pyta: dlaczego? Wskazuję na liczby. ,,Patrz, zobacz, ile to ma sezonów. Ile to ma odcinków, przecież będę to oglądał przez cały rok. Historia o wikingach? Wolę o nich poczytać niż siedzieć przed ekranem. Historia o seryjnym mordercy - świetnie, znów mam słuchać o zwyrodnialcach, których mam potąd. Spójrz, jaki to ma fandom. Jakie to jest długie.'' Nie jestem fanem, bo wiele seriali to tasiemce bez dna, które oszukują widza: przeciągają intrygę, otwierają setki wątków pobocznych, a później zostawiają człowieka z niczym - niczego nie wyjaśniając. Pal licho, że jak rzesza dyskutantów ma o czym rozmawiać, przynajmniej zagwozdka, ale przeważnie, to zwyczajne domysły i daremna nadzieja na odpowiedź. Najgorzej, kiedy masa ludzi siedzi przed telewizorami i na własne oczy widzi, że ich ulubiona seria pikuje w dół staczając się z wybornego serialu w przeciętniak, jakich wiele na rynku. Znajdź coś dla siebie, gdy w rok w rok przybywa kilkadziesiąt pozycji, przecież nawet nie mam szans obejrzeć pilota, a co dopiero dalej! Jak mam się odnaleźć, kiedy masa seriali wlecze się w nieskończoność? Skąd mam wiedzieć - czy drugi sezon nie będzie lepszy od pierwszego? No, ludzie, jak wybrać wartościowe rzeczy, a resztę porzucić w niebyt?


Długo szukałem serialu, do którego chciałbym wracać. Wielokrotnie zniechęcony popularnymi serialami, po których dostaje wysypki i biegunki, bo mi się nie podobają albo zgrzytają w wielu miejscach - ,,Piraci'' choć na chwilę wyrwały ze zrezygnowania, bo mogę oglądać godzinami, w przeciwieństwie do tasiemców, gdzie nie ma znaku ,,stop'', bo kasa musi się zgadzać, więc dorabia sobie na widowni, która wybacza grzeszki serialom. Nie chcę taplać się w tasiemcach, po których znienawidzę ekranu, nie będę oglądał seriali, które mają po osiem czy dziewięć sezonów - nie ufam im, po takim czasie materiał traci na świeżości i zaczyna błądzić wielokierunkowo. Kiedy ,,House of Cards'' okazał się najbardziej przereklamowanym serialem ostatnich lat myślałem, że dam sobie spokój z telewizją i wrócę do kina, ale nie poddałem się - tak łatwo im nie pójdzie. ,,Piraci'' - dziękuję, bo wierzę w seriale, nawet jeśli nie jestem fanem.

Ostatnimi czasy wziąłem się za powieści marynistyczne, ,,przebywam'' na pokładzie i uczestniczę w morskich wyprawach. Być może to jeden z powodów, dlaczego zostałem zauroczony. Początek nie był zachwycający. Pierwszy sezon rozkręcił się w połowie, ale im dalej, tym dłużej siedziałem przed ekranem i delektowałem się korsarskim rzemiosłem. A może dlatego, iż idzie lato i nie mam ochoty na przytłaczające, uciążliwe dzieła, nad którymi trzeba się pochylić, ale ,,Piratom'' nie brakuje ambicji. Zresztą nawiązuje do powieści przygodowej ,,Wyspy skarbów'' Roberta Louisa Stevensona. Pojawia się sam Flint, który w powieści zostawia po sobie mapę do legendarnego skarbu. Serial czerpie garściami z licznych tytułów żeglarskich. Pojawiają się historyczne postaci, jak Charles Vane (angielski pirat), Edward Teach (Czarnobrody) czy Anne Bonny (irlandzka kobieta pirat). Przez co dostajemy ostre spoilery na samym początku, kiedy wiemy, kto zginie według źródeł historycznych. Odwiedzimy Indie Zachodnie, spotkamy bukanierów oraz konflikt między Królestwem Brytyjskim a Hiszpanią. Pod wieloma względami radzi sobie z gatunkowością i szerokim wachlarzem scenariuszowym. Nie tylko skupia się na poniżeniu piratów przez armadę, ale opowiada o epoce, która nie rozumiała, że nie każdy pragnie przymusowej cywilizacji.




Pomysłodawcy, czyli Jonathan E. Steinberg oraz Robert Levine zgrabnie poruszają się po tematach, których próżno szukać w wielu produkcjach. Skupia się na okresie historycznym, który raz na zawsze miał pozbyć się pirackiej bandery, wieszając flibustierów oraz wrogów floty angielskiej. Serial zaczyna się w momencie, gdy piraci z wyspy New Providence w archipelagu Bahamów stanowią zagrożenie dla handlu morskiego - według prawa należy się ich pozbyć i wyplenić, co do joty. Ale nasi dzielni kamraci - z kapitanem Flintem na pokładzie ,,Morsa'' ma w nosie władzę królewską i nie zamierza kalać się przed cwaniakami brytyjskimi. Uważa, że to piraci powinni królować. Trafia na trop hiszpańskiego galeonu, który skrywa pod pokładem cenny łup (skarb). Pierwszy sezon skupia się głównie na zdobyciu hiszpańskiego złota, ale do tego daleka droga, ponieważ wśród załogi znajduje się jegomość, co psuje szyki potomkom Woodesa Rogersa. I choć z początku skupia się na mapach, drogocennych klejnotach i życiu mieszkańców na wyspie Nassau - prędko zmierza w przeciwny kierunek. Opowiadając o człowieku, który przeciwstawił się angielskiej koronie.

Serial składa się z czterech sezonów. Ma trzydzieści osiem odcinków, więc liczy sobie nie całe trzydzieści osiem godzin. Odcinek trwa powyżej pięćdziesięciu minut, co oznacza, że nie jest długi, ale stanowi zamkniętą część i nie robi z siebie mizernego tasiemca, który ma zadowolić każdego widza. Lubię ,,Piratów'' za to, że nie przesadza z akcją - przygotowuje się do wymiany ognia. ,,Do abordażu'' - nie krzyczą, co odcinek. Oddaje życie na morzu z większą pieczołowitością niż tacy ,,Piraci z Karaibów''. Tutaj mamy intrygi, walkę dyplomatyczną, szerokie dyskusje o nacjach, konflikty na skalę krajową, nie ogranicza się do bitw między liniowcami a jednookimi bandytami. Bardzo sprawnie porusza się po morzu, ale i na lądzie. Wielokrotnie stykając świat łupieżców a polityków, którzy sprawy załatwiają słowem - nie bronią palną czy zabójstwem. W ,,Piratach'' są postaci, które mnie osobiście interesują, jak James Flint czy John Silver, którzy przez długi czas będą na siebie skazani. Jest to serial, który zmienia pozycje bohaterów. Nigdy nie możemy być pewni, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, komu chcemy kibicować, a komu życzyć śmierci. Jedyną postacią, której nie znoszę od początku do końca, to Max - mulatka, która drażni swoim monotonnym akcentem. Ma dar do interesów, piękne ciałko, ale wkurza, gdy się pojawia, ponieważ aktorka nie umie grać głosem ani postawą ciała - widać, że nie jest po szkole aktorskiej. Jej zachowania są bolesne. Irytują i prowadzą do furii. Kobiety swoją drogą - są twarde i nieustępliwe, więc mizogini mogą mieć uprzedzenia do serialu. Trzeba pamiętać, że na morzu były ,,wariatki'', które nie ustępowały mężczyznom w fachu.




Z drobnych minusów muszę wymienić nagie sceny, które w większości są zbędne, jak w ,,Grze o tron''. Nigdy nie lubiłem tanich chwytów erotycznych graniczących ze zmierzłą pornografią, dlatego nie oglądam ,,Spartakusa'' i pochodnych seriali, w których stylizacja jest nieznośna. I choć ,,Piraci'' mają swoje błędy czy trudności z tempem narracji - wiernie oddają klimat bryzy na słonych wodach. Posługują się żargonem, ale na tyle przejrzystym, żeby nie oszaleć i nie zaglądać do słownika, co prawda piraci byli wulgarni - serial stara się nie nadużywać wulgaryzmów. Dba o dobór słów, co sprawia, że serial ogląda się przyjemniej nie wywołując w człowieku żal, że musi słuchać niepotrzebne przecinki między słowami. Poza tym ,,Piraci'', jak wspomniałem, mają ambicje. Nie jest ogłupiającym serialem, gdzie toczy się nieustanna walka. Częściej zwraca uwagę na przemowy, na słowa, na to, o czym dyskutują, gdzie czarnoskórzy robią za niewolników czy lojalnych asystentów. Nie mamy podziału na dobrych i złych. Brytyjskie armie nie zawsze kojarzą się z dobrocią i cywilizacją - nie raz, to oni zaprzeczą własnym ideom, a piraci okażą się wspaniałomyślni. Hiszpanie grają mniejszą rolę w spektaklu, ale nie mogę powiedzieć, że są zepchnięci z osi fabularnej. Raczej stanowią dodatkowy atut, dodają oliwy do ognia i jeszcze bardziej wzmagają poczucie, że cywilizacja to wymysł słabych ludzi bez honoru, którzy sami nie wiedzą, co oznacza to słowo.

Kiedy spojrzymy na całość okaże się, że serial wyewoluował z prostej historii o próbie zajęcia hiszpańskiego bogactwa w wielokulturowy, niejednoznaczny magiel informacyjny, gdzie pojęcie: dobro i zło, to relatywizm, a to, co słuszne - wydaje się być bezwartościowe. Serial lubi sobie folgować - nikogo nie oskarża, nikogo nie ocenia, to relacje międzyludzkie sprawiają, że postrzegamy ich w kategoriach: głupiec, dowódca, przebiegły drań czy mąciciel. Serial nigdy nie pokazuje, która strona ma rację i kto jest arcyłotrem. ,,Piraci'' swobodnie zmieniają satrapa - każąc zastanowić się, komu dzieje się krzywda - piratom, którzy są pogromcami mórz i wiatrów czy może państwom chcącym utwierdzić się w przekonaniu, że czas ucywilizować barbarzyńskie wioski? Chwalę sobie ,,Piratów'', bo mimo wszystko stawia na dyplomację, na zabawę: kto robi za łotra, a kto za wolnościowca. I tylko od nas zależy, komu kibicujemy, w kim pokładamy nadzieje. To pomaga w oglądaniu. Sprawia przyjemność. Żaden serial nie jest dla każdego: jeden lubi historie o zombie (pozdrawiam Roberta, bo nie może żyć bez tych leniwych potworów), pozdrawiam Karolinę, która ogląda to, co uzna za interesujące (Wikingowie, Westworld, Ostry dyżur, Tabu, Młody papież). Znam osoby, które oglądają jeden serial przez całe życie i im to nie przeszkadza. Wybrałem ,,Piratów'', bo ma styl i tożsamość. Nie jest kolejnym klonem ,,The Walking Dead'', nie jest klasycznym science fiction ani przygodową odpowiedzią na Tomka Sawyera. Nie można go zaszufladkować. Korzysta z powieści awanturniczych dodając ogarek kruchości ludzkiego losu. Oczywiście, gdybym miał wyczerpać temat - musiałbym zacząć pisać, co, kto i z kim, a że nie chcę zdradzać wydarzeń - w krótki i przejrzysty sposób zakomunikuję, które odcinki podobały mi się najbardziej.

Najlepsze starcie:




Kapitan Flint kontra Czarnobrody (Sezon 3, Odcinek 6)

Kiedy na przeciw siebie wychodzi dwóch twardzieli gotowych na pojedynek na śmierć i życie, którzy trzęsą szlakami morskiego handlu - nie można spodziewać się niewypału. Epizod o ładunku emocjonalnym, nieprzewidywalny oraz zajmujący stanowisko, kto, po czyjej stronie stoi i kogo faworyzuje. Niewybaczający błędów, za to pełen ukrytego gniewu i konfliktu między sprzymierzeńcami trupiej czaszki. 

Najbardziej dramatyczny moment

Śmierć postaci historycznej (Sezon 3, Odcinek 9)

Nie zdradzę o kogo chodzi. 

Wyróżnienie dla: Sezon 2, Odcinek 2




W sezonie drugim, gdzie poznajemy przeszłość naszego protagonisty jako oficera marynarki i dżentelmena dysputującego z klasą wyższą - widać pierwsze oznaki buntownictwa, chęć zaistnienia oraz słowa, które definiują bohatera opowiadanej historii. ,,Martwię się o pana, o to, co jest wielką niewiadomą. Tego, co w panu wzbiera, gdy budzą się emocje i traci pan zimną krew. Wszyscy to mamy. Ale u pana...u pana jest to inne. Mroczniejsze, dziksze, zapewne to czyni pana dobrym żołnierzem, lecz w sytuacji ekstremalnej, nie wiem do czego byłoby zdolne, a co najgorsze - chyba sam pan nie wie.''

Ulubione odcinki:

Miejsce 5. Sezon 1, Odcinek 6



Piraci zajęli okręt, ale nie mogą dostać się pod wzmocniony pokład, gdyż salwa muszkietów przygotowana jest na atak czarnej bandery. Dlatego planują podstęp, aby załatwić żołnierzy z dolnych pokładów Andromache. Tymczasem Eleanor, która rządzi w porcie Nassau potrzebuje pomocy od Johna Silvera, by zrealizować plan Anne Bonny, żeby pozbyć się niechcianych gości na wyspie. Dużo się dzieje. Poczciwy Billy jest coraz bardziej nieufny wobec kapitana Flinta, a niewolnicy odgrywają nieco ważniejszą rolę niż tylko tania siła robocza napędzająca zysk. Zamknięci w kajdanach, ubezwłasnowolnieni, ale czekający na dogodny moment, by wyrwać się z łańcuchów. Epizod, w którym nie dominuje szlachetność, a wojownicy nie okrywają się chwałą - jest za to wola przetrwania, gra psychologiczna i przebiegłość charakterów.

Miejsce 4. Sezon 4, Odcinek 4



Na naradzie zjawiają się trzej najważniejsi kapitanowie na czele swych drużyn, by podjąć decyzję w imię słusznej sprawy i przyszłości piratów. Nassau staje się podatne na oblężenia i narastającą przemoc. Jack Rackham uwięziony pod pokładem będzie musiał wystawić swoich braci na tęgie lanie, ponieważ żołnierze armii brytyjskiej nie są zadowoleni, że nie wezmą udziału w walce o podbój Nassau. Mszczą się za to na niewolnikach, co jest przyczyną walk pięściarskich i mojej niechęci do kraju rzekomo ,,cywilizowanego'', którzy nie potrafią opanować emocji bezmyślnie bawiąc się cudzym kosztem. Eleanor prosi o pomoc Max, która zazwyczaj robi za przedsiębiorcę - finansując transakcje. Przyjaźnie i traktaty zostają wystawione na próbę, a podłość ma zmusić innych do zdrady. Trochę akcji, trochę zadumy, odrobina niepewnych decyzji, szczypta dwuznaczności i nerwowości, co zdarzy się dalej. Spokojny i dynamiczny jednocześnie. 

Miejsce 3. Sezon 2, Odcinek 10



Finał drugiego sezonu uważam za najbardziej satysfakcjonujący. Prowadzi widza na obrzeża obłędu, gdzie chaos bierze górę nad rozsądkiem. Prawi obywatele to przekupne szczury, a przysięgli umysłowe pariasy. Dawni wrogowie mają większą dumę i odwagę niż sprzymierzeńcy czy wyznawcy prawa. Ci, którzy dzierżą władzę okazują się niewarci zaufania, za to osoby, na których nie mogliśmy polegać - stali się źródłem nadziei. Kapitan Flint skazany na proces za liczne postępki na otwartych morzach - czy będą to jego ostatnie dni czy może jednak początek rewolucji? Padają mocne słowa, które każą się zastanowić, kto popełnił większą zbrodnię. Ci, którzy otwarcie łupią i plądrują okręty czy oskarżyć winnych zasłaniających się cywilizacją i drogą do postępu kulturowego? Osąd piratów można uznać za oczywisty skoro rabują - pytanie tylko, ile w tym prawdy. Czy publiczne wieszanie więźniów nie jest czasem zaprzeczeniem rosnącej w siłę cywilizacji? I czy pokój między dwoma zwaśnionymi nacjami jest jeszcze możliwy oraz gotowy do podpisania oficjalnej klauzuli czy paktu wzajemnego poszanowania? Bo jeśli nie, to oznacza jedno - wojnę. Krwawą, wybuchową i nikogo nie oszczędzającą. Pojawiają się wszystkie najważniejsze postaci serialu: Charles Vane, Jack Rackham, Billy Bones. Tutaj rodzi się legenda Johna Silvera. Na dokładkę: wspaniały montaż skojarzeniowy. 

Miejsce 2. Sezon 3, Odcinek 3



Na morzu panuje flauta. Nie każdy czuje się komfortowo wśród podzielonych racji żywnościowych i niemiarodajnie rozdzielonej wody pitnej dla załogi na okręcie Flinta. Pośród otwartego morza, gdzie upał oraz brak wiatru przyczynia się do gorączki lub majaków. Tymczasem Jack Rackham przygotowuje się do odbicia ataku brytyjskiej inwazji, aby uchronić Nassau od upadku. John Silver się buntuje, a kapitan odsłania swoje drugie oblicze, które nie potrafi wydostać się z ciemności stając się ofiarą emocji. Cierpiąc z powodu utraty bliskiej osoby oraz moralnej szkody. Interesujący, bo wyciszony - stawia bohaterów w niezręcznych sytuacjach. Słowo boże, które wielokrotnie pojawia się w serialu - niejako komentuje okrutny świat z dala od portu i nabrzeża, gdzie tylko najtwardsi przeżyją próbę wiary oraz próbę bezdusznego morza. Czarnobrody deklamuje ówdzie swoje najwyższej wagi mądrości, a Billy coraz mocniej przeobraża się w antybohatera, który nie jest po niczyjej stronie, bo nie ufa ludziom. Mocny epizod, z kilkoma nawiązaniami do literatury klasycznej oraz strachu przed śmiercią. 

Miejsce 1. Sezon 4, Odcinek 6



Powoli dobiega końca złota era piratów, ale nie bądźmy tacy hop do przodu. Dramaturgia sięga zenitu, ponieważ hiszpańskie wojska napadły na Nassau, a angielskie fircyki ustępują bandyckiej polityce, co okaże się przykre dla Rogersa, bo przepada szansa na ocalenie Eleanor, która stała się kochanką oraz wierną towarzyszką gotową przełknąć dumę dla mężczyzny. Serial pokazuje wojnę jako akt przegranej: dla wszystkich. Nie ma bohaterów, nie ma słusznej racji, nieprzyjaciel to rozmyte słowo, które można interpretować na kilka sposobów, a pyrrusowe zwycięstwo nie przynosi ani ulgi, ani chwały, ani radości z odbicia terenu. Dzielny kapitan Flint jako uosobienie nietzscheanismu, koncepcji nadczłowieka gotowego zniszczyć każdego, kto stoi mu na drodze - prowadzi niszczycielskie zapędy doprawiając gorzki obraz złowrogiej motywacji, gdzie szczęk broni przemawia najgłośniej. Fort zagrożony, morza wzburzone, a sympatie muszą prędko pogodzić się z rozłąką. Gdzie nie ma miejsca na przyjazne strzały ostrzegawcze, a życie to ból, w którym poświęcasz się dla ludzi, by stracić to, na czym najbardziej ci zależy.

1 Komentarz(e):

dekoracjetortowe pisze...

Tego filmu to ja jeszcze w ogóle nie widziałem na własne oczy.

Prześlij komentarz